Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

31
- Na krew i popioły! - Hunmar zaklął podniesionym głosem. Nie dopuszczał do siebie zwątpienia. Nie mógł pozwolić by ono znowu opanowało jego umysł.

- Ja tam BYŁEM! WIDZIAŁEM Keron skuty lodem! WIDZIAŁEM ludzi umierających z zimna i głodu. To było REALNE zagrożenie. WIDZIAŁEM wioskę śnieżnych elfów. WIDZIAŁEM białe wiedźmy i ich magię. WIDZIAŁEM też świat który odżył po pokonaniu.

- Nie byłem tam zresztą sam... - Po chwili oddechu Hunmar dodał już normalnym tonem. - To samo co ja widzieli też Valcerion, Darianna i Mordred. Bez wątpienia potwierdzą moje słowa. Potwierdziłby je również Danarim gdyby nie zginął w tym przeklętym miejscu... Tak więc NIE... nic ważnego nie umknęło mojej uwadze.

Atmosfera wokół nich robiła się coraz bardziej napięta. Hunmar widział smutek i gniew w oczach Sola, ale wiedział co musi uczynić... dla Jego dobra... dla dobra świata.

Ruszył w kierunku kapłana Turoniona z wyciągniętą ręką. Pomiędzy rozcapierzonymi palcami przeskakiwały niebieskie iskierki. Jeśli tylko uda mu się dotknąć Sol Mhyrra ładunek elektryczny porazi chwilowo jego centralny układ nerwowy. Jeśli ciało umknie spod dotyku szanse na to będą mniejsze ale nie zerowe. Ważne, że miał po swojej stronie efekt zaskoczenia.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

32
-Nie krzycz Hunmarze, nikt nie wątpi w to co widziałeś - powiedział Sol Mhyrr łagodnym tonem. Pozwoliło to drugiemu krasnoludowi nieco uspokoić myśli i następne słowa. Widział, że jest on głęboko przekonany co do swojej racji, co więcej, stracił tam towarzysza co tylko pogłębiało jego przekonanie.

Sol zdawał sobie sprawę, że kapłanki Pana Lodu nie były bez winy, że miały krew na rękach, jednak na razie chodziło tylko o spotkanie. Nic więcej. Na pewno nie posunie się do masowego mordu. Kapłan Turoniona wierzył, że jego bóg sprowadził poprzednio cierpienie na cały Keron, powstrzymując demony, lecz cierpienia wystarczy i na kolejną inwazję. Jeśli teraz Pan Mrozu wymyśli sposób na demony to na pewno bez krzywdy dla ludzi i innych niewinnych istot. Jest on wszakże Panem Sprawiedliwości.

Cała trójka trwała tak chwilę w milczeniu patrząc po sobie, aż w końcu kapłan Sulona ruszył ku drugiemu uduchowionemu krasnoludowi z ręką, po której skakały iskierki.

-Hunmarze, spokojnie, nie róbmy nic pochopnego!
- krzyknął Sol i odsunął się krok do tyłu. Nie stali daleko, nie było dużo czasu na reakcję - wprawnym ruchem kciuka odkorkował bukłak z wodą i szykował się do zamrożenia ręki idącego na niego krasnoluda.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

33
Hunmar, niziołek polowy, kapłan, znany jako medyk za murami Orlego Fortu, chciwie wciągnął w nozdrza przejmującą mieszanką zapachów jodyny, amoniaku, alkoholu, eteru i eliksirów magicznych osadzoną na włosach w nozdrzach. Chciał nasycić się tą wonią teraz, gdy była jeszcze wyczuwalna, klinicznie czarująca. A wiedział, że długo taką nie pozostanie, gdyż z chytrym zamiarem ruszył w kierunku drugiego z niziołków.

Pod osłoną kapłańskiej narzuty, zza rękawa, żarzył się solidny splot nawzajem buchających jasnością wyładowań elektrycznych. Jeden, drugi i trzeci krok sprawiły, że dystans pomiędzy krasnoludami zazębił się w mgnieniu oka. I już miał wyciągnąć dłoń, co rychlej chwytając bezbronnego — jak się mogło wydawać Sol Mhyra — gdy poczuł nie lada kłucie w drugiej przestrzeni międzyżebrowej w linii pachowej przedniej.

Dość. Cofnij się — wycedziła przez zaciśnięte zęby admirał Surana, odpychając krasnoluda dolnym krańcem swojej różdżki. Kostur aż zadrżał, jak i sam odtrącany. Zawrócił. Cofnięty nie z własnej woli uchylił ze trzy kroki.

On nie rozumie — odparł głos w głowie Sol Mhyra. Krasnolud wiedział do kogo należał. Kogo napotkał w drodze do Fortu.

Jego umysł zamknął się na świat, a sercem wodzi żal. Nic nie wie. Nie wie, że jego towarzysz wypełnia wolę istoty iście mrocznej, co najczarniejsza z nocy. Że wieczna zima wymroziła nikczemne kreatury — drzazgonogi — chroniąc kontynent przed pożarciem. Nie wie, że Turonion wybrał go na swego czempiona, lecz ten zwiedziony zwrócił się przeciwko niemu. Wspomógł działania tego, który nosi tysiąc imion. Bezwiednie patrzył, jak syn jego idei topił serce mrozu.

To jest najczystsza z prawd, Sol Mhyrze. I za nią zapłacisz mi, bo wszystko co zostało wyszeptane echem odbije się na mnie. I światu... — zakończył ze stoickim spokojem duch. W swej mowie był iście przekonujący, pewny siebie, lecz przerażony. Jakoby miał ponieść karę za popuszczenie języka śmiertelnikowi.

Wymiar bogów rządził się swoimi prawami. Demony igrały między sobą, próbując przejąć kontrolę nad tym czy innym światem. Bogowie zaś strudzeni odwieczną walką próbowali łatać rozdzierające się dziury. Lecz jak to bogowie, nie byli śmiertelni i działali często wątpliwie. Wedle własnych praw.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

34
Zanim Sol Myhr zdążył zrobić cokolwiek więcej niż odetkanie bukłaku, przy Hunmarze wyrósł kostur, który wcześniej odwrócił uwagę kapłana. Całe szczęście, bo teraz wiedział, że nie zdążyłby rzucić czaru na czas.

Sol spojrzał na Suranę chcąc jej podziękować, lecz nagle zaczął słyszeć szepty. Kapłan zaczął się rozglądać szukając właściciela głosu, lecz fort wokół niego żył własnym życiem, a jego rozmówcy zdawali się niczego nie słyszeć. Krasnolud stanął nagle zapatrzony w dal i zaczął odpowiadać głosowi:

- Tak... tak... wiem to wszystko. Orsula mi to przekazała. Nie miej mi tego za złe, długo to już nie potrwa...


Kapłan Turoniona nagle potrząsnął głową i pewnie spojrzał na Suranę mówiąc bardzo szybko:

- Pani Admirał, wierzę, że moje wizje mają powstrzymać inwazję demonów. Może zabrzmieć to dziwnie, może szaleńczo i obłąkańczo, widzimy się po raz pierwszy, ale jestem pewny swojego celu. Nie mam teraz dużo czasu na wyjaśnienia, i tak straciłem go wystarczająco, w ogóle wjeżdżając do fortu.
- Następne słowa zostały wypowiedziane już powoli, a każde z nich było przez krasnoluda dokładnie przemyślane - Proszę o wsparcie w wyprawie. Słyszałem że Orla Straż właśnie to robi - walczy z plugawymi demonami. Ja chcę powstrzymać takiego o ambicjach boga, zanim jeszcze pojawi się w naszym świecie. Potrzebuję szybko dostać się pomiędzy wzgórza Rahion a podół szczytu Irios, a nie znam się na tych ziemiach, i chciałbym prosić cię o przewodnika. Jednego człowieka. I odejdę z fortu choćby zaraz...

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

35
Kostur zatrzymał kapłana Sulona w pół drogi a krępe krasnoludzkie ciało wyrżnęło o grunt. Hunmar podniósł się szybko i z wyrzutem popatrzył w kierunku Surany. Sprowadził ją tu po to by pomogła mu poskromić Sol Mhyrra. Zamiast tego staje po drugiej stronie barykady.

- Popatrz na niego! - Rzucił ostro w kierunku Pani Admirał. - Nawet teraz mówi do siebie... W swoim szaleństwie pogrąży świat w wiecznej zimie, a TY... będziesz współwinna!

Hunmar odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w kierunku swojej komnaty nie słuchając nawet wywodu, który Sol Mhyrr rozpoczął. Tuż przed wejściem do budynku skręcił i obrał za cel wejście na mury. Postanowił znaleźć miejsce z którego będzie miał dobry widok na dziedziniec. Poczeka i popatrzy jak się rozwinie sytuacja. "Orlej rzeki kijem nie cofniesz" jak mówi porzekadło.

Muszę się jakoś skontaktować z Mordredem albo Valcerionem. Tylko jak skoro nie wiem gdzie oni są? I czy w ogóle żyją... Mordred ruszył na południe. Valcerion chyba też. Tam trzeba ich będzie szukać.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

36
Czcigodny Hunmar był bohaterem mej młodości. Ujrzałem go po raz pierwszy w naszej wiosce; gdzieś u podnóża góry Ghuz. Nie widziałem go nigdy więcej. Ojciec mój jednak odwiedzał go wielokrotnie w lecznicy. Bardzo różnorodne były jego opowiadania o snującym się w todze doktorze wiejskim, który wbrew ówczesnym poglądom naukowym odważył się w skąpanej mrozem Północy, otworzyć z powodzeniem ciało żywego człowieka. Racja o nim zmieniała się zależnie od stanu upojenia ojca: ojciec dostosowywał ją do stopnia wypitych flaszek. Opowiadał mi o tym jeszcze trzymając mnie na kolanach, ale i tuż przed śmiercią, kiedy to zachłyśniętego własną rzygowiną zostawiłem go na łożu śmierci.

W owej epoce ciemnogrodu. Pełnym bólu, niejasności, owianym grozą i śmiercią przedsionku wielkiego, wieńczonego sukcesem wyczynu, historia Hunmara była jakby jasnym światłem, od którego rozpromieniła się moja wyobraźnia, malując obrazy przyszłości. Nawet później, gdy sam znalazłem się pośrodku burzliwego nurtu postępu medycyny i przeżywałem narodziny i rozwój chirurgów, postać doktora Hunmara pozostała dla mnie niezapomnianym symbolem pradziejów.

... Doktor Hunmar przybył z Orlej Straży i miał za sobą kilkudniową jazdę. W naszej osadzie otrzymał mały gabinet, dokąd zmierzali schorowani pacjenci. Każdego dnia i każdej nocy. Leczono ich maściami i naparami, bo to ów czas proponowała prymitywna medycyna. Lecz pewnego wieczoru, strapiony maż posłał po doktora. Gdy Hunmar rozglądał się wokoło, otwarły się drzwi większego baraku. Z wnętrza buchnął ciepły opar; tworząc chmurę w czystym, mroźnym powietrzu. Za nią ukazał się brodaty mężczyzna. Gromada psów zaczęła wściekle ujadać. Także w sąsiednich chatach otwierały się drzwi, a kobiety i mężczyźni wysypywali się na zewnątrz. Na legowisku spoczywała okryta tuzinem grubych skór niewiasta o żółtych, zapadniętych policzkach. I wtem doktor Hunmar odrzucił nakrycie. To, co kryło się pod tym i robiło wrażenie potężnej pierzyny, było w rzeczywistości przerażająco obrzękłym, nienaturalnie w jedną stronę wydętym ciałem.

Panie — rzekł wreszcie — to nie jest dziecko.
Więc co? — zapytał przerażony mąż. Łojówka migotała i śmierdziała.

Hunmar niespokojnie przesunął owłosionymi dłońmi po spoconym czole. W jego oczach czaiły się nieufność i strach. Był sam ze swoją diagnozą. Stwierdzała ona, że jest to daleko posunięte obrzmienie jajnika, zalegające już żołądek oraz wnętrzności i zmuszające uciskiem serce do rozpaczliwej pracy. W tej epoce medycyna sprowadzała się do amputacji, operacji przepukliny, usunięcia katarakty i kilku mniejszych czy większych rozpaczliwych interwencji, bolesnych dla ofiar i o wątpliwej skuteczności. Nigdy to jednak nie oznaczało rzeczywistego wtargnięcia do ludzkiego ciała. Przeciw temu przemawiała niemożność przezwyciężenia bólów operacyjnych. Sprzeciwiała się temu ropna gorączka, rzekomo czyhająca pod otrzewną, żeby wybuchnąć.

Dokt... — usłyszał cichy szept. — Niech pan to wytnie. Wytrzymam każdy ból.

Kobietę przetransportowano do izby krasnoluda. Towarzyszył mu jej małżonek i setki wątpliwych spojrzeń, przekonanych o niesłuszności działania mieszczan. Obecna medycyna zakazywała bezpośrednich operacji na trzewiach, samo studiowanie anatomii bywało potępiane. Zaś za znalezienie szczątków rosłego mężczyzny studenci kilku uczelni bywali wydalani, albowiem godziło to w etykę.

Nadeszła noc.

W chwili gdy Hunmar wykonał pierwsze cięcie i przekroił skórę, głos kobiety zachwiał się. Jej ciało wygięło się, a ręce zwarły na kantach stołu. Potem przedarł się do warstwy mięśni. Przeciął otrzewną. Jak wypchnięte pięścią trzewia wypłynęły na stół. Hunmar wraz z małżonkiem operowanej, przerażeni, usiłowali je wepchnąć z powrotem przez ranę, ale im się nie udało. Olbrzymi guz jaki wypełniał większą część jamy brzusznej, zamykał drogę.

Zatamował więc krew. Za kiszkami, które wypłynęły, w polu widzenia pojawił się guz. Wtedy krasnolud ujął jedwabną ligaturę i ciasno podwiązał jajowód od strony macicy. Potem po krótkim, pospiesznym namyśle dwoma cięciami otworzył torbiel. Wypełniona była twardą, galaretowatą masą. Wtem wepchnął wnętrzności z powrotem w ziejącą jamę brzuszną. Z pomocą małżonka przewrócił otwarty tułów na bok, by krew, która rozlała się po jamie brzusznej, spłynęła na podłogę. Mąż przyłożył ucho do piersi, a rękoma namacał puls. Nakazano mu przytrzymać pokrywy brzuszne, gdy Hunmar zszywał płaty mięśni. Część dolnej rany pozostawił otwarta, by móc kontrolować nici więzadła także podczas gojenia...

Krasnolud czekał. Czekał dwa, trzy, cztery dni, lecz nie zauważył żadnych groźnych oznak. Wahał się, czy uwierzyć w coś, co wydawało się niewiarygodne. W końcu zdał sobie sprawę, że wtargnięcie do jamy brzusznej człowieka oznaczało pokonanie bariery, przed którą zatrzymali się w bezsilnej trwodze wielcy uczeni. Jednak mało myślał o tym, by ów sukces zakomunikować światu. Był praktykiem, nie literatem.

Przeszło kilka miesięcy po skutecznym otwarciu trzewi, przepadł. Co odważniejsi powiadają, że udał się na południe. Do Gryfiego Fortu i dalej. "Szukać Mordreda i Valceriona"...

Z pamiętnika młodego chirurga
(Pamiętnik z przyszłości)
Nigdy więcej nie ujrzał Orlego Fortu. Admirał Surana, jak i Sol Mhyr po raz ostatni podziwiali zmierzwione kępy włosów, znikające pod drewnianą klapą w podłodze. Krasnolud odszedł.
[ Hunmar udał się do -> CIERPLIWOŚCI ]

Czy ty także chcesz opuścić fort? Brakuje nam medyków. Wierze, że spotkanie z Hunmarem miało rozwikłać twe wątpliwości, lecz śmiem wątpić, by podróż na południe była ci przeznaczona. Wszakże ziemia twego Pana jest tutaj; na północy. Czy zechcesz wypełnić jego wolę w naszych szeregach? — nie oczekiwała natychmiastowej odpowiedzi. Dała mu czas na sen i kąpiel, której teraz potrzebował. Na udanie się do izby i powtórne przeanalizowanie wszystkiego - krok po kroku.

Spoiler:

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

37
Odejście Hunmara zaskoczyło Sol Mhyrra, nie przerwał jednak swojego wywodu. Cieszył się chociaż z tego, że odniósł małe zwycięstwo, admirał stanęła po jego stronie. Jeszcze będzie czas porozmawiać z Hunmarem, teraz jednak tłumaczył Suranie swoją misję.

Gdy zaproponowała mu pomoc w forcie jako medyk trochę go zszokowała. Nie po to tłumaczył jej od dobrych paru minut jakie to ważne dla niego, dla całej Herbii, żeby teraz zostać medykiem w Forcie i utknąć tu na nie wiadomo ile. Trzeba było jakoś dyplomatycznie z tego wybrnąć, więc rzekł jej:

- Daj mi pani chwilę, muszę to przemyśleć, pomedytować i pomodlić się. Chętnie pomógłbym rannym wojownikom, ale nie wiem czy nie muszę najpierw spotkać się z Orsulą. Znajdę Cię jutro rano i poinformuję o moich planach.

Sol Mhyrr zniknął w tłumie, tak jak Hunmar kilka minut wcześniej. Skierował swoje kroki do karczmy "Pod pękniętym jajem" gdzie miał wynajęty pokój. Sala główna była jeszcze opuszczona, pora dnia nie była dobra ani na zjedzenie śniadania ani obiadu. Krasnolud wychodził rano w pośpiechu, także teraz głód się w nim odezwał i zamówił sobie obiad. Karczmarz Olaf widząc, że kapłan myśli intensywnie, nie zagadywał go wesoło jak poprzednim razem. Jedząc, Sol znów zauważył parę elfów w rogu sali. Muszą mieć na prawdę dużo wolnego czasu...

Po posiłku ruszył dookoła fortu. Krążył między ulicami, nie mając wyraźnego celu, w zasadzie nawet nie rozglądając się za bardzo. Po prostu szedł przed siebie i myślał. Wyszedł nawet kawałek poza mury, usiadł na śniegu i pomedytował. Siedząc na zewnątrz czuł na sobie spojrzenia zaciekawionych strażników. Wrócił "pod jajo" gdy już zmierzchało, poszedł do swojego pokoju, wzniósł odpowiednie modły do Turoniona i poszedł spać.

Następnego dnia zaraz po śniadaniu ruszył na poszukiwanie admirał Surany. Przygotował sobie przemowę o tym, że musi wyruszyć znaleźć Orsulę. Że lepiej zapobiegać niż leczyć, czyli zapobiec przyjściu wielkiego demona niż potem z nim walczyć. Że po tym wszystkim chętnie zostanie medykiem Orlej Straży, ale teraz nie jest na to odpowiedni czas. Że chciałby wyruszyć następnego dnia, i jeśli Hunmar nie zechce zostać jego przewodnikiem to chciałby kogoś miejscowego do pomocy albo chociaż jakieś mapy które pomogą mu się rozeznać w tej krainie...

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

38
Sen.

W tafli wody ujrzał znany z poprzednich wizji księżyc. Wielki i okrągły, zdający się emanować własnym blaskiem, nie zaś cudzą światłością. Jego majestat wypełniał cały menisk. Delikatnie wypukły w elfiej studni kapłanki Orsuli. Spoglądała do środka pochylając się ze stoickim spokojem, bo tam widziała śpiącego Sol Mhyra. I on też ją widział, śpiąc na wygodnym łożu, gdzieś na krańcu świata. W forcie Orlej Straży. Spoglądał na nią mimo zamkniętych oczu. Czuł jej obecność. A w końcu usłyszał, cichy szept.

Dokonało się, mój drogi. Spotkałeś niewiernego. Wędrowca, wiecznego tułacza, żeglarza zagubionego na bezkresnych morzach wśród archipelagu miejsc i czasów. Dałeś mu wybór, głosząc słowa pana, lecz ten zwrócił się przeciwko niemu. Ten rozdział został zamknięty.

Tafla wody, skąd obserwowała go Orsula zadrżała. Wtem widział to z góry, jakoby oczyma samej kapłanki. Zanurzyła, a może to on zanurzył, twarz w krystalicznie czystej cieszy, czując chłodne mrowienie.

Obraz wyostrzał się z każdą chwilą. Był to las, zielony, Keroński las w Książęcej Prowincji. Umierający starzec, a nad nim drobna elfka o śnieżnej jak biały puch cerze. W dłoniach dzierżyła obskurny fragment niebieskiego klejnotu. Nagle, bez uprzedzenia, wbiła minerał w pierś konającego mężczyzny. Widok zamazał się na chwilę, potem wyostrzył. Widniała elfka, zaś obok niej stal starzec. Obraz ponownie rozlał się jak podczas wrzucania kamienia do wody.

Lux'orus. Kryształ za sprawą, którego sprowadziłyśmy zimę na Keron został wyciosany przez sługę naszego Pana. Duch ten jednak odwrócił się od niego i za karę został wygnany na Herbię. Więziony w lodowym więzieniu w dalekiej Północy. Wiarołomca skaził dar samego Turoniona swym jestestwem. A po jego zniszczeniu, rozbity na dziesiątki kawałków zatruł umysł wielu mych sióstr. Przeklęty odłamek nosi ów czas w piersi nikczemny morderca. Jeździec wiarołomcy, który ma za zadanie uwolnić swojego pana z więzienia i przygotować na jego przyjście innych sługusów. Do tego dopuścić nie możesz.

Zostaliśmy podwójnie oszukani. Stworzenie Turoniona odwróciło się, by wieść w tym świecie przeklęty żywot. I to jest nasz jawny wróg, lecz zapomnieć nie możemy, że gdzieś w cieniu kryje się demon, którego wysłannik zniszczył Lox'orus. Jego wyznawcy są wszędzie, siejąc chaos w świecie. Wyczekują momentu, żeby uderzyć. Ale my będziemy gotowi.

Odgłosy ścichły, głuszone przez ulewny deszcz. Prawdziwe oberwanie chmury w miejscu, skąd komunikowała się Orsula.

Zostań na północy, gdzie zbudowano daleko na zachodzie więzienie wiarołomcy. Zbierz siły, powstrzymaj fałszywego ducha zimy, tego pragnie Turonion. Szukaj wskazówek w górze Gautlandii. W kaplicach Kiriego.


Sol obudził się, wstając wraz ze wstającym za oknem słońcem.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

39
Sol obudził się, wstając wraz ze wstającym za oknem słońcem.

Kolejna wizja. W sumie to się jej spodziewał, trochę na nią liczył. I tym razem się nie zawiódł.
Wreszcie jakieś konkrety, Turonionowi niech będą dzięki. Wreszcie wiem o co chodzi z niebieską łzą. Z kryształem Lux'orus. Wiem przeciwko czemu staję, chociaż w pewnym stopniu. Ale znam cel. Powstrzymać jeźdźca, zapobiec uwolnieniu złego ducha mrozu. No i wiem gdzie jechać. Gautlandia, kaplice Kiriego - konkret. A nie "udaj się na wschód Karelin". A to i tak tylko dlatego że Malfior mnie na to naprowadził, inaczej pewnie dalej siedziałbym w księgach szukając jakichś powiązań...

Kapłan wstał i westchnął kręcąc głową. Mowa, którą przygotowywał sobie pół poprzedniego dnia nie była całkiem stracona. Wystarczyło zmienić cel wędrówki. I wykreślić z niej wzmiankę o Hunmarze, "niewiernym". Skoro zadecydował odejść, widocznie nie dam rady go namówić.

Sol Myhr ubrał się, odprawił dziękczynne modły do Pana Sprawiedliwości i po godzinie wychodził z karczmy "Pod pękniętym jajem" z przeczuciem, że już niedługo w niej zabawi. Kątem oka spostrzegł kolejny raz elfią parę w rogu głównej sali, ona spała mu na kolanach, a on gładził jej włosy i spoglądał na wychodzącego krasnoluda. Spytał najbliższego strażnika o to, gdzie może znaleźć panią admirał i ruszył w tamtą stronę powtarzając sobie, co ma jej powiedzieć:

Że lepiej zapobiegać niż leczyć, lepiej powstrzymać przyjście wielkiego demona niż potem z nim walczyć. Że po tym wszystkim chętnie zostanie medykiem Orlej Straży, ale teraz nie jest na to odpowiedni czas. Że chciałby wyruszyć jak najszybciej, a ktoś miejscowy do pomocy bardzo by mu się przydał. Że zrozumie jeśli Admirał nie ma ludzi, wtedy chciałby chociaż jakieś mapy które pomogą mu się rozeznać w tej krainie. No i najważniejsze - postanowił, że jednak nie powie jej o zmianie celu. Niech myśli, że wyruszy między Rahion a Irios. Może to nie do końca uczciwe, ale to jest jedyny sposób, aby zgubić mój trop...
Spoiler:

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

40
Że uzdrowiciel krasnoludzkiego pochodzenia znikł pod murami twierdzy Orlej Straży wiedział niemal każdy jej mieszkaniec. Wieść się rozniosła, jęły gadać złe języki. I w tym wiedzionym wspólnym celem - obronie ziem północy przed demonami z Morlis - ugrupowaniu rozgrywano gierki polityczne. Wielu z pomniejszych członków szykowało się na miejsce czarodziejki elfiej maści. Wszakże to admirał Surana wpuściła do środka krasnoluda Hunmara. Zapewniła mu opiekę, zaoferowała nocleg. Zagościł w tutejszej lecznicy, a także wzniósł pierwszą kapliczkę ku czci Sulona - stworzyciela elfiej rasy. Postawiła na niego, angażując mędrca w żmudne treningi, jakie miały przygotować go na posługę za murami...

Ucieczka niziołka okazała się szpilą, którą po dziś dzień wbijają w dobre imię pani admirał. Incydent zachwiał jej pozycję, lecz nad głowami wisiały ciemne chmury. O wiele poważniejsze problemy, niżeli wewnętrzne utarczki o dominację.

Rozglądałam się za tobą, kapłanie — odparła admirał, a w jej głosie mógł wyczuć dozę niepewności.
Stała przy jednym z garnizonów z założonymi na piersi rękoma w kształcie wstążki. Na plecach wisiał zawieszony kostur, z którym — jak można zauważyć — nie rozstawała się.

Zanim przybyłeś do twierdzy. Hunmar przyprowadził dwójkę moich ludzi z góry Goutlandii. Uratował ich, ledwo uszli z życiem — dodała. — Wspólnie mieliśmy wyruszyć do ulokowanej tam kaplicy Kiriego. Czarna magia splugawiła tę ziemię i czym prędzej trzeba wypędzić demony. Nim doszczętnie zbeszczeszczą to święte miejsce. Myślałam, że Hunmar poprowadzi ekspedycję, lecz opuścił nasze szeregi. Bez medyka ta wyprawa nie ma przyszłości...

Złowrogie siły nawiedzały kopalnię. A obowiązkiem Orlej Straży było chronić te ziemie. Przekornie bądź nie, interesy dwóch frontów zbiegały się w tym samym punkcie - górze Goutlandii.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

41
- Góra Goutlandia i kaplica Kiriego mówisz Pani? - kapłana zaskoczyła ta informacja, gdyż właśnie o tym miejscu wspominały jego najnowsze wizje. Czy to przypadek? Czy Turonion zesłał też jakiś sen Suranie, aby nawet nie wiedząc o tym, zechciała pomóc Jego uniżonemu słudze? Sol Myhr nie umiał odpowiedzieć sobie tak szybko na to pytanie, lecz nie dał tego po sobie poznać. Postanowił wykorzystać nieoczekiwaną sytuacją na swoją korzyść.

- Rozumiem, że wasza misja jest ważna Pani admirał, lecz i moja jest niecierpiąca zwłoki. Mogę wyruszyć z twoim oddziałem do kaplicy mimo tego, że nie należę do Orlej Straży i nie jest to mój obowiązek. Wiem jednak, że to częściowo z mojej winy Hunmar was opuścił. Był medykiem, którego postaram się zastąpić podczas tej wyprawy jak najlepiej potrafię, chciałbym też jednak pomocy w mojej sprawie. Jakieś aktualne i dokładne mapy tych gór, gdyż te, które widziałem do tej pory nazywają tylko najważniejsze szczyty i były rysowane lata temu. Dobrze byłoby, gdyby miała również zasiedlone wioski. Wiem, że to akurat może zmienić się w przeciągu paru dni, lecz taka informacja pomoże ocenić linię frontu moim ziomkom z Turonu. Może nawet skłoni ich do przysłania wam jakiegoś wsparcia. - mówiąc te słowa, Sol faktycznie chciał skłonić wodzów do wysłania tutaj choć kilku oddziałów, chociaż zdawał sobie sprawę z bardziej palącego problemu z Tunelem. Jednak nawet, jeśli nie przyśle tu armii, będzie miał mapy, które odda do Biblioteki Domu Wiary, poszerzy jej zbiór, a to sprawiało że czuł wewnętrzne szczęście.

- Jeśli miałabyś też Pani na miejscu kwiat śnieżnej lilii, byłbym wdzięczny gdybym mógł go zabrać na tę wyprawę. Mógłby mi się przydać w walce z demonami, a wiem, że w tak wysokich górach można by go znaleźć.

Po rozmowie z Suraną, kapłan Boga Lodu długo jeszcze zastanawiał się nad nowym celem swojej podróży. Skoro Kiri był opiekunem kopalni, jego kaplice powinny być w ich wnętrzach, a to mogło sprawić problemy. Wewnątrz nich będzie mógł polegać tylko na wodzie, którą będą mieli przy sobie, wszystkie możliwości zamrażania śniegu nie będą dlań dostępne. Ehhh, Turonionie, poproś swego syna Kiriego, aby nie dał zginąć swemmu uniżonemu słudze...

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

42
Łysa głowa admirał Surany, na której nie wiadomo z jakich przyczyn utracone włosy nie chciały odrastać, zmarszczyła się. A może było to wyłącznie pofałdowane czoło? Wyznaczenie granicy między jednym a drugim nie należało do najprostszych zadań. Zwłaszcza dla niewprawionego oka, jakim zrządzeniem losu operował kapłan Mhyr. Fałdy czy bruzdy wieszczyły zdziwienie tudzież irytację. Zazwyczaj, bowiem dysputa na murach sprowadziła na twarz doświadczonej elfki promienny uśmiech. Skąpany blaskiem ognistego olbrzyma, którego lśniące strzały tryskały z centrum nieboskłonu. Była najwyraźniej zdziwiona, a zarazem uradowana tak ochoczą wolą pomocy ze strony krasnoluda. Wszakże jego poprzednik ulotnił się bez wyjaśnień. Czmychnął jak tchórz. Plugawy nikczemnik...

Admirał Surana zapewniła kapłana o mobilizacji swych podwładnych w celu dostarczenia do jego komnat materiałów, o które prosił. Tak też się stało. Niespełna dwa dni minęły od spotkania na murach, kiedy do agentury lokalnego znachora zapukał młody chłopiec. Ot rudzielec zawalony stertą papierów. Z należytym szacunkiem powitał starszego mieszkańca Orlego Fortu. A warto pamiętać, że kapłan był tutaj szczególnie ceniony. Nie ze względu na swoją rasę czy wolę udania się w nawiedzone góry, lecz ze względu na umiejętności medyczne. Tymi polepszył komfort życia wybranym mieszkańcom, a te wieści rozniosły się chybko. Dzieciak starannie położył zwinięte leciwym rzemykiem papiery i znikł niezauważony. Przepadł jak kamień w wodę.

Były to mapy dokładniej i mniej dokładnie przedstawiające drogę do wnętrza góry. Zaznaczono nawet lokalizację wejścia, z którego korzystali poprzednicy. Sol Mhyr miał kilka dni na spisanie słów, jakimi chciał się podzielić z mieszkańcami Turonu.

***

Piątego dnia przyszło zjawić się na wezwanie pani admirał. Tym razem kobieta nie była w tak dobrym nastroju jak to zapamiętał ostatnio. Przyczyną tego była dezercja strażników. Dokładnie tych samych, którzy z Hunmarem powrócili z kopalni Kiriego. Nedar oraz Edar uciekli dzisiejszej nocy, po tym jak elfka rozkazała im powrócić do nawiedzonych ziem. Członkowie Orlej Straży w pierwotnej koncepcji mieli za zadanie poprowadzić eskapadę. Lecz, jak się ów czas okazało, strach ma wielkie oczy. Zbyt wielkie.

Jesteś mędrcem. Potrafisz odczytać mapę, liczyć i analizować. Wiesz więcej niż wielu z nas kiedykolwiek będzie wiedzieć. Nie widzę lepszego kandydata na przewodnika — oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. Sol Mhyr chcąc lub nie został mianowany dowódcą wyprawy. Jako jedyny studiował mapy, toteż w skutek dezercji postawienie na krasnoluda zdawało się najrozsądniejszym wyjściem.

Przed dezercją, Edar i Nedar podzielili się kilkoma cennymi uwagami. Jak wiesz, kopalnie są wąskie. Zwiększenie liczby członków wyprawy na nic się zdaje, jeśli wierzyć ich słowom — podjęła, a potem przeszła do innych kwestii. Bardziej żarzących. Mówiła o wielkich pająkach, z którymi walczyli byli członkowie Orlej Straży. O ich wypełnionych łatwopalnym płynem odwłokach. Mazi o metalicznym połysku, nie wysychającej oraz bezwonnej. Nie zapomniała nadmienić kilku zdań na temat wyrastających z ziemi kokonów. Jajowatych balonów kwitnących na czarnych, długich pędach, jakoby spaczonej rośliny. Pędach, które wiły się przez niemal wszystkie korytarze i doły kopalni. Te — kokony — także wypełniał nieznany dotąd płyn oraz młodociane formy pajęczaków. Za ich sprawą wysadzili jeden z korytarzy, albowiem skumulowane w jednym miejscu kokony w kontakcie z ogniem wywołały nie lada trzęsienie.

Jeśli wierzyć ich słowom — powtórzyła — zabrać ze sobą możesz pięciu ludzi. Do ciebie należy decyzja, kogo wybierzesz.

Wtem Surana przedstawiła Sol Mhyrowi kilka jednostek. Prawowici członkowie Orlej Straży parali się rozmaitymi sztukami. Mieli ciekawe historie lub wręcz przeciwnie — czarną plamę na jej kartach, którą budowali od nowa własnie za murami niebieskiej twierdzy. Od krasnoluda zależało, kto z tej zgrai specjalistów uda się z nim, w być może, bezpowrotną drogę. A jeśli chciał powrócić, niewątpliwie musiał wybrać mądrze członków drużyny. Góra Goutlandia przeraziła doświadczonych wojowników, dlatego uciekli. Czy niedoświadczeni zatem nie postradają w niej zmysłów? A może potrzebna jest siła zdolna przeciwstawić się pająkom? O ile we wnętrzu góry bytują wyłącznie pajęczaki... Nadszedł czas wborów.
Miano: Galador Srebrna Ręka

Rasa: człowiek

Wiek: 34

Obserwowalne umiejętności:
* walka mieczem jednoręcznym
* biegłe użycie tarczy
* ponadprzeciętna siła

Opis: Galador trafił do Orlej Straży zaraz po tym, jak demony wymordowały całą jego rodzinę. Był on najemnikiem tudzież zbrodniarzem. Haniebne czyny jakich dokonywał za złoto nie przyświecają głowie rodziny. Mimo tego Galador otwarcie mówi o popełnionych błędach doszukując się winy za stratę najbliższych w sobie.
Miano: Ragdall

Rasa: człowiek

Wiek: 45

Obserwowalne umiejętności:
* walka mieczem i tarczą
* zdolności przywódcze

Opis: Mężczyzna w średnim wieku o ciemnych oczach i równie czarnych krótkich włosach. Tęga budowa ciała i przystojna twarz nie wskazują na przebyte lata. Jednak stoicki spokój wraz z kojąco podnoszącym na duchu tenorem głosu mogą zdradzić Ragdalla. Niegdyś dowódca oddziału straży miejskiej w Salu. Dziś szanowany i lubiany członek Orlej Straży. Pomaga początkującym rekrutom ucząc ich podstaw walki mieczem i tarczą. Powód przybycia do fortu nie jest znany.
Miano: Riwan Kamienne Serce

Rasa: człowiek

Wiek: 31

Obserwowalne umiejętności:
* walka łukiem krótkim
* walka wręcz

Opis: Historia Riwan rozpoczyna się od romansu z wojakiem, którego poznała w okolicznej wiosce. Jak to w cukierkowych opowiadaniach bywa, piękna kobieta zakochała się. Dla miłości swojego życia podejmowała się żmudnych treningów, aż koniec końców także została członkiem ugrupowania. Przekorny los chciał, że wojownika odnalazła małżonka. Wieśniaczka z osady, w której kochankowie spotkali się po raz pierwszy. Mąż udał się do rodzinnej wioski i słuch po nim zaginął. Od tej pory Riwan jest niewrażliwa na zaloty. Jako piękna kobieta o licznych atutach dla płci przeciwnej została przezeń okrzyknięta Riwan Kamienne Serce.
Miano: Varadorn

Rasa: leśny elf

Wiek: 27

Obserwowalne umiejętności:
* mistrzowska walka długim łukiem

Opis: Leśny elf to barwna postać, o niewątpliwie bogatej historii. Przybył do Orlej Straży jakiś czas po katastrofie w Fenistei. Był świadkiem Nocy Spadających gwiazd, o której niechętnie wspomina. Zawsze nosi przy sobie srebrną broszkę w kształcie drzewa z zielonym szmaragdem pośrodku korony.
Miano: Varadorna

Rasa: leśny elf

Wiek: 27

Obserwowalne umiejętności:
* magia manipulująca siłami natury, przekształcająca rzeczy istniejące i powołująca do życia nowe. Magia ta wymaga znacznej finezji, której Varadornie nie brakuje

Opis: Varadorna jest bliźniaczką Varadorn'a. Przybyła wraz z bratem do Orlej Straży. Jako jedyna za murami przejawia umiejętności przypisywane druidom z legend, mimo że takowym nie jest. Małomówna, spokojna osoba o przyjaznym usposobieniu.
Miano: Aranel Biała

Rasa: człowiek

Wiek: 29

Obserwowalne umiejętności:
* magia bazująca na tajemniczej oraz efemerycznej energii. Zajmuje się niewidzialnymi energiami, które nas otaczają, ale nie należą do natury

Opis: Aranel pochodzi z Saran Dun, gdzie szkolono ją na maga bojowego w tamtejszej szkółce. Większość życia spędziła w Białym Forcie. W trakcie obchodu poza murami jej grupa została napadnięta przez dobrze zorganizowanych najemników. Podczas zamieszki Aranel potraktowano nieznaną jej trucizną, po której utraciła wzrok. Długo błądziła nim dotarła na północ. Tu odzyskała wiarę w lepsze jutro. Nauczyła się widzieć oczyma magii. Słyszeć najcichsze szepty i wyczuwać nawet nadchodzącą zmianę pogody.
Miano: Meneric Vel'rag

Rasa: elf

Wiek: młody

Obserwowalne umiejętności:
*moc bazująca na namacalnych oraz widzialnych siłach natury

Opis: Brak danych.
Miano: Cedric Zervedor

Rasa: człowiek

Wiek: 30

Obserwowalne umiejętności:
* walka trójzębem

Opis: Syn bogacza, którego posiadłość została zniszczona wskutek inwazji demonów z Morlis. Po ucieczce trafił do Orlego Fortu, gdzie doszkolono jego - i tak imponujące - umiejętności walki trójzębem. O broni tej krążą plotki, jakoby była magiczna. Sam Cedric milczy w tej sprawie. Niewątpliwie dumny jegomość o ciężkim charakterze.
Miano: Barren

Rasa: człowiek

Wiek: 26

Obserwowalne umiejętności:
* otwieranie zamków
* rozbrajanie pułapek
* ponadprzeciętnie zwinne dłonie
* walka za pomocą noży do rzucania

Opis: Ponoć Barren jest synem ciemnoskórej podróżniczki z południa i barbarzyńcy z Thirongadu. Przybył do Orlego Fortu ścigany przez straże Salu za liczne bójki oraz kradzieże. W Orlim Forcie albo się go kocha albo nienawidzi.
Miano: Zygfryda Mężna

Rasa: człowiek

Wiek: 35

Obserwowalne umiejętności:
* walka żelaznym buzdyganem
* znajomość terenów północy
* Zygfrydzie towarzyszy bojowy ogar

Opis: Jak sama o sobie mówi, Zygfryda jest szlachcianką. Jaką i skąd pochodzącą, tego nie wiadomo. Jednakże jej nienaganne maniery przejawiają się także podczas walki buzdyganem. Chociaż potrafi nim przywalić, w ruchu zdaje się zwiewna i delikatna niczym piórko. Jest bardzo pobożna.
Miano: Childe'val

Rasa: człowiek

Wiek: 16

Obserwowalne umiejętności:
* walka sierpem
* walka karbowanym sztyletem
* walka wręcz

Opis: Ta dzikuska to najnowszy nabytek Orlej Straży. Pochodzi z Thirongadu i jest czystej krwi barbarzyńcą. Nabyta w szeregi prędzej ze względu na interesujący, a także zabójczy styl walki, niżeli osobowość. Ledwo operuję językiem wspólnym, lecz wszystko rozumie. Uwielbia gryźć, dlatego je kości.
Miano: Berlor

Rasa: elf

Wiek: 15

Obserwowalne umiejętności:
* walka "szpilką" i karbowanym sztletem
* nadzwyczajna gibkość i skoczność

Opis: Berlor to rudowłosy chłopiec. Małomówny o bardzo ponurej naturze.
Ostatnio zmieniony 13 sie 2019, 22:21 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

43
- Witam Pani admirał - powiedział Sol Myhrr, gdy wszedł na plac stawiając się na jej wezwanie - Dziękuję za mapy, choć dostałem je już kilka dni temu, jakoś nie było okazji żeby wcześniej wyrazić za nie wdzięczność. Bardzo się przydały, wiem chociaż w którą stronę będziemy zmierzać.

Do tej pory wesoły kapłan, po usłyszeniu "propozycji" Surany o dowodzeniu wyprawą zmarkotniał nagle. Nie dawała się przekonać, mimo że mówił iż żaden z niego mędrzec, że studiowanie map nijak ma się z obyciem w górach, a jako kapłan wie o dowodzeniu tyle co górski baran o lataniu. Admirał jednak nie dała za wygraną i każdy jego - zdawałoby się trafny - argument zbywała machnięciem ręki. Widać było, że to kobieta która nie dopuszcza sprzeciwu, pewnie to dlatego zaszła tak wysoko.

Potem kapłan Turoninona wysłuchał o rzeczach, które mogą spotkać w kopalniach i włos zjeżył mu się na brodzie. Wielkie pająki, kokony, łatwopalne substancje mogące zawalić na niego cały tunel? Nie o tym myślał pisząc się na wyprawę do KAPLICY. Ale jak już zauważył wcześniej, Surana nie znosi sprzeciwu więc byłby on bezcelowy. Postanowił zatem jak najwięcej dowiedzieć się o przeciwnościach na jakie może trafić.

- Czy Orla Straż robi jakieś raporty z wykonywanych misji? Chciałbym jak najwięcej dowiedzieć się o tamtej wyprawie a to byłby najłatwiejszy sposób. Jeśli nie, a jedyni którzy widzieli te dziwy na własne oczy uciekli, chciałbym abyś opowiedziała mi pani więcej na temat tych stworów, może mają jakieś czułe miejsca albo są na coś wrażliwe? - kapłan długo ją męczył, w końcu uznał że dowiedział się już wszystkiego co mogłoby mu pomóc.

W końcu przyszła pora na wybór swojego "oddziału". Oddziału, którym miał dowodzić. Oddziału, który może umrzeć przez to, że Sol popełni jakiś błąd. Piątka ludzi, których przyszłe życia mogą zależeć od jednej złej decyzji krasnoluda, który nigdy nie wydawał rozkazów, nigdy nie był w tych górach, ani nie zna nikogo z nich. Kapłan Turoniona na prawdę nie był zadowolony z tej decyzji Surany, ale na prawdę nie miał ochoty kolejny raz jej tego tłumaczyć i usłyszeć że gada bzdury. Usłyszał od każdego z potencjalnych podkomendnych krótką historię i ich umiejętności, każdego z nich dopytywał o jakieś szczegóły. Niektórzy odpowiadali, inni nie, widać chcieli zostawić swoją przeszłość za sobą. W końcu dokonał wyboru.

Zwrócił uwagę na Zygfrydę, jej znajomość tych terenów będzie nieoceniona. Dodatkowo jej pies może wyczuć, gdy coś będzie się zbliżało.
Jeśli chodzi o bliskie niebezpieczeństwa, liczył też na Aranel Białą, ponoć ma bardzo wyczulone zmysły, a dodatkowo była kiedyś magiem bojowym. Wierzył jej, gdy mówiła, że utrata wzroku nie wpłynie na jej użyteczność w wyprawie.
Kolejne wybory padły na dwóch ludzi z tarczami jakich Surana mu przedstawiła - Ragdalla i Galadora Srebrną Rękę. Sol Myhrr będąc krasnoludem znał wartość dobrego tarczownika, a w wąskich korytarzach kopalń będzie to miało szczególne zastosowanie.
Ostatnie miejsce w drużynie pozostało dla Riwan Kamienne Serce, jej krótki łuk będzie mógł razić wrogów zza naszych tarcz, a nie będzie tak nieporęczny jak długi.

Sol przedstawił swój wybór pani admirał. Chciał wyruszyć za dwa dni o świcie, wykorzystując ten czas na lepsze zapoznanie się ze swoim oddziałem i wysłuchaniu historii o górze Goutlandii. Miał tylko nadzieję, że imiona które jej podał nie były listą dla boga śmierci Usala...

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

44
Praktyczne informacje przekazała krasnoludowi twarzą w twarz. Mniej żarzące kwestie uznając za zbędne. Jednakowoż kapłan poprosił o raport. Tegoż nie posiadali, nie spisywali każdego wypadu tudzież wyprawy. Najważniejsze informacje spisywali skrybowie lub ci, którzy potrafili manewrować piórem. Fortunnie poprzednik Mhyra, Hunmar dołożył kilka przemyśleń z tamtych czasów w bibliotece. Jeśli okazały się pomocne, kapłan mógł do nich zajrzeć. Wręczono mu je wartko po rozstaniu.

Poczwary nie odbiegały posturą od zwykłych pająków. Analogiczny układ ciała. Głowotułów i odwłok. Trzy pary kończyn krocznych, dwie pary po lewej i prawej stronie kończyn gębowych. Dziesięć lub może piętnaście przerażająco czarnych ślepi, w których tonął blask rozjuszanej pochodni. Cztery pary kłów, rozchodzących się daleko po przekątnych, jak w wiadomej matematyką czy inżynierom figurze - kwadracie. Z każdego zagiętego w półksiężyc kła sączyła się srebrna wydzielina, nieprzypominająca niczego z czym wcześniej mógłby obcować ktokolwiek z żywych. Konsystencją przypominała gęściejszą juchę lub śluz. Za to barwa płynnego żelaza lub srebra mogła wzbudzić niepokój. Z pokrytego solidną skorupą głowotułowia wyrastały nadto - nieobserwowane u normalnych przedstawicieli tegoż gatunku - odnóża. Nieco krótsze, ale bardziej powyginane. Zakończone ostrymi szpikulcami o brunatnym, może nieco karminowym ubarwieniu. Odwłok od góry pokrywały czarne tarczki, zaś od dołu nie odnotowano wzmocnienia. Przez cienką okrywę widoczny był przepływ jasnej substancji w kolorze płynnego srebra...

W późniejszych zapiskach natknął się na termin - tarantalla. Właśnie tym słowem ochrzczono krwiożercze pajęczaki. Fragmenty dotyczące walki były spisane chaotycznie. Pojawiła się wzmianka o toporze, uciętej kończynie, uśmierceniu przez zmiażdżenie głowy. Wysadzenie wskutek kontaktu odwłoku z ogniem. Ciekawe, że Hunmar pobierając materiał sekcyjny, nie zostawił go za murami, lecz zabrał ze sobą. Być może w przyszłości stanie się pionierem pirotechnicznej bomby. Kto wie...

Inne źródła mówiły o wielkich pająkach, lecz nie tak zdeformowanych i agresywnych. Te z Gautlandi były na swój sposób wyjątkowe, jakoby magiczne. Ogromne pająki z legend zwykle pojawiają się w starych ruinach i innych wilgotnych, ciemnych miejscach. Niektórzy twierdzą, że rzucone zaklęcie pozwala przeciekać magii do wnętrza, co sprzyja skażeniu takich stworzeń i prowadzi do ich transformacji w istoty większe i potężniejsze, niż mogłyby się kiedykolwiek stać naturalnych warunkach. Skrzyżowanie tak skontaminowanego klątwą bądź czarem potwora z przedstawicielem naturalnie występującym doprowadza do rozprzestrzeniania się takowych jednostek. Lecz to jedna z wielu teorii. Nie wiadomo, czy słuszna wobec tarantalli z góry Gautlandi. Wiadomo, że takie pająki posiadają potężne trucizny oraz umiejętność rzucania sieci na przeciwników podczas bitwy, jednak wciąż są słabo zbadane i pełen zakres ich umiejętności pozostaje nieznany.

Skażone pająki to gigantyczne pajęczaki, które wywodzą się z mrocznych głębin, żywiąc się licznymi gatunkami dużych nietoperzy, ziemnych ssaków i poszukiwaczy przygód. Niektóre ze skażonych pająków założyły swoje leża w lasach na powierzchni, większość jednak pozostała pod ziemią, w pobliżu swoich posiłków.

Przeszło pół dnia minęło nim wszyscy z wybrańców zebrali się po raz pierwszy przy ognisku nieopodal głównej bramy. Gdzie harmider codziennej pracy wieśniaków pozwalał w spokoju podnosić głos bez zauważenia. Na ławce z przeciętego wzdłuż pnia siedziała z założoną nogą na nogę Riwan Kamienne Serce. W dłoni dzierżyła krótki nożyk, którym strugała w kawałku drewna. Nieopodal stała oparta o metalowy kostur z orłem na górnym krańcu Aranel Biała. Nieco dalej, po przeciwnej stronie. Na dwóch pniach z jasnego i ciemnego drzewa siedzieli tarczownicy. Wpatrzeni w płomienie rozjuszanego buzdyganem Zygfrydy ogniska. Ta z kolei ów czas wycierała okopcony obuch, a obok niej wiernie siedział bojowy ogar.

Wreszcie pojawił się świeży kapitan tej szaleńczej eskapady. Większość zareagowała, podnosząc głowy. Nim zdążył podejść dostatecznie blisko, drogę przerwał mu Barren. Wysoki złodziejaszek o ciemnej karnacji splótł ręce na klatce i nadął się.

Naprawdę? Nie wziąłeś mnie na wyprawę po skarby? Pożałujesz tego. Nikt z nich nie ma takich umiejętności jak ja! — odparł nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na wcześniej zadane pytanie. Z przytupem opuścił zgromadzenie nad ogniskiem, wywołując u co po niektórych białą gorączkę.

Bezczelny złodziej — podsumowała Zygfryda Mężna, po czym pochyliła głowę, ugięła kolana i rozchyliła powiewającą za plecami pelerynkę.

Chciał się stąd wyrwać — odpowiedziała beznamiętnie Riwan Kamienne Serce. — Nikt nie kwestionuje jego umiejętności. Jest mistrzem w swoim fachu...

To jest złodziej! Jak śmiesz nazywać to fachem. Ty... — odszczekała z agresją Zygfryda

Kochane, spokojnie. Powitajmy Sol Mhyra. Kapłana Turoniona — załagodziła sytuację ślepa czarodziejka. Wojownicy nie spuszczali z krasnoluda wzroku oczekując jakiś informacji, bowiem Surana umyła od tego ręce.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

45
- Moje panie, nie kłóćcie że się o tak błache sprawy - powiedział Sol Myhr tonem, jaki ojciec tłumaczy coś swoim dzieciom. Wszedł między swoją grupę i zasiadł na ławie obok Riwan, a następnie zwrócił się do wszystkich.

- Pan Barren być może jest bardzo dobry w tym, co robi, jednak on chce szukać skarbów, a tam gdzie ruszamy żadnych skarbów jak przypuszczam nie znajdziemy. Ruszamy w stronę góry Goutlandii, do kaplicy Kiriego która mieści się w tamtejszej kopalni - po tych słowach kapłan rozejrzał się po twarzach swoich towarzyszy, próbując z nich wywnioskować czy słyszeli już coś o tym miejscu - Całą wiedzę jaką mam o tym miejscu przekażę wam po drodze, na razie powiem tylko, że jedziemy tam aby wyplenić demony które tam zamieszkały. Nie wiem, czy są to standardowe demony z jakimi mierzy się Orla Straż, słyszałem tylko, że nie należą do słabych i nie jest ich tam mało - kolejny rzut oka po twarzach oddziału pokazał, że o ilości wrogów można było nie mówić. Trzeba było szybko ratować sytuację

- Ale wy jesteście Orlą Strażą, ostatnim bastionem ludzkości! - te słowa wypowiedział z naciskiem - Jeśli my zawiedziemy, wszyscy nasi bliscy i ludzie których znamy, wszystkie stworzenia i budynki, cała spuścizna, którą zostawili nam ojcowie - to wszystko przestanie istnieć! - Sol następnie zmienił ton na spokojniejszy - Nie mówię, że będzie to łatwa misja. Ale nie zgodziłbym się na wyprawę samobójczą, uwierzcie mi - lekki uśmiech kącikami ust wyraźnie uspokoił sytuację.

- Turonion ma jeszcze dla mnie inne zadania. Mamy nad wrogiem przewagę: nie wie, że nadciągamy. Dodatkowo my znamy jego słabości, on nas nie zna w ogóle. Znam wasze umiejętności, z mojej strony mogę zagwarantować opiekę medyczną i odpowiednie uderzenie jeśli będzie potrzebne. Jeśli ktoś chce się wycofać, może to zrobić teraz, pan Barren na pewno się ucieszy z tej decyzji. Jeśli jednak nie, zapraszam na plac ćwiczebny, musimy poćwiczyć walkę w wąskiej kopalni - po tych słowach krasnolud ruszył na plac.

Na placu żołnierze ze Straży zdążyli przygotować już wszystko według wskazówek kapłana. Dwa wozy stały równolegle do siebiew odległości kilku metrów imitując korytarz kopani. Tu Sol chciał ostatecznie sprawdzić, jak jego plan z dwoma tarczownikami się sprawdzi. Resztę dni ćwiczyli z kilkoma żołnierzami Orlej Straży, a następnego dnia mieli wyruszyć na zachód, do kaplicy Kiriego...

Wróć do „Splugawione Ziemie”