Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

16
Ate uważnie wsłuchała się w każde słowo wypowiedziane przez mężczyzn. W dodatku, dokładnie analizowała mimikę twarzy oraz gestykulację, dlatego ostatni gest ze strony Hunmara jak i Mordreda, nie zrobił na niej wielkiego wrażenia. Wyłącznie podniosła brew do góry, zadziornie się uśmiechając.

- Nie robiłabym tego. Dodała entuzjastycznie, wciąż spoglądając na oręż duetu.
Potem założyła rękę o rękę i po oblizaniu warg, co świadczyło o dziwnym podnieceniu tudzież podekscytowaniu, udzieliła komentarza.
"Ludzkiej perspektywy"? Chyba nie powiedziałeś wszystkiego swemu towarzyszowi, Mordredzie. Jesteś równie wynaturzony, co ja. Lecz nie będziemy mówić o tym, kto kim jest. Nie mam zamiaru też z wami grać w swoje gry. Wiem, że nie rozmawiam z ograniczonym krasnoludem czy upośledzonym... nastała chwilowa cisza. Upośledzonym odmieńcem. Ate szukała odpowiedniego słowa, którego wypadało użyć w stosunku do Mordreda.
Iluzja, z jaką przed chwilą mieliście do czynienia, miała wyłącznie pokazać wam, czego możemy wspólnie dokonać. Demon sam z siebie nikogo nie wróci, ale wspólnie zdziałamy więcej. I nie dziwie się, że mi nie ufacie. Ja wam też nie ufam, w końcu nie codziennie widuję potężnego kapłana i takie coś jak Ty, Mordredzie. Potrzebuję waszej pomocy, a wyczułam, że i wy potrzebujecie czegoś w zamian. No i, ehh... Bez Ciebie Hunmarze nie dostanę, tego czego chcę, więc próba wyrolowania, chociaż kusząca, już dawno odjechała sprzed nosa.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

17
- Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu poczwaro. Nic tylko puste słowa. Mów czego chcesz albo stawaj do walki... oczywiście o ile masz na tyle odwagi by nie uciec w popłochu - krasnolud podniósł młot na wysokość piersi by potwierdzić swoje słowa.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

18
Westchnął sfrustrowany i spojrzał na krasnoluda unosząc dłoń w pacyfikującym geście.
- Weź na wstrzymanie Hunmar... Rozumiem twój gniew, ale nie szarżuj jeszcze. Nie mamy nic do zyskania jeżeli zaatakujemy. Jej skóry raczej na głowie nosić nie będziesz... - Dodał z nutą humoru.
- Poza tym zastanów się czy masz dość sił by toczyć walkę z demonem, nawet z moją pomocą. To zazwyczaj więcej zachodu niż warto, a przed nami jeszcze sporo drogi. Nie na rękę nam, gdyby któryś z nas został ranny.

Zwrócił wzrok z powrotem na Ate i przekrzywił nieco głowę, jak gdyby chciał ją obejrzeć pod innym kątem, jak botanik widzący nieznana odmianę rośliny, która mogła być trująca.

- Wzajemna nieufność. No to jakiś wspólny grunt mamy. - Oznajmił na poły sarkastycznie.

Jednocześnie zastanowił się nad gestami i słowami demonicy. Nie podobała mu się jej mowa ciała, głównie dlatego, ze nie wiedział do jakiej sytuacji odnosi się jej ekscytacja. Z drugiej strony słowa dobierała uprzejmie i rozważnie, jak gdyby naprawdę zależało jej na ich współpracy i starała się ich nie obrazić. Mogło to być jednak zagranie na ich ego, skoro wiedziała o nich aż tyle? Wreszcie prychnął zirytowany, bardziej na zbiór niewiadomych niż na konkretną osobę.

- Kończmy już te wzajemne zgadywanki i niedopowiedzenia. Powiedz co tak właściwie proponujesz, dla siebie i dla nas, zanim komuś puszczą nerwy. Ja się do walki nie palę, ale mój kompan ma całkiem sporo zasadnych powodów osobistych by zacząć machać młotkiem - Ruchem głowy wskazał na Hunmara - a mnie nie bardzo chce się go zatrzymywać.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

19
Ate spuściła nieco z tonu, kiedy to Mordred pogroził jej swoim przyjacielem. Trzeba przyznać, że jego pozerskie zagranie wyglądało, jakby szczuł psa na demona, gdzie ów zwierzakiem jest Hunmar.
Skoro czas nagli, a towarzysze chcą wyjaśnień- nie ma na co czekać, Ate przechodzi do sedna sprawy.

Ate- Więc niech ściany upadną. Jestem w stanie- i to zrobię, przywrócić Mandy z powrotem. Nie jestem w stanie przywrócić twego brata do życia, lecz mogę Ci pokazać jak to uczynić. Nie są to łatwe czary, wymagają potężnej magii i specjalnych składników do rytuału, które będziecie musieli zdobyć. Resztą zajmę się ja. Żeby to uczynić, chcę od Was tylko jednego, małego prezentu.
Sedno leży w pewnej młodej dziewce, dokładnie córce szamana z Thirongad. Potrzebuje tego bachora żywego. Ofiara z nieskalanej dziewicy- w której krwi drzemią duchy szamańskie, wzmocni moje ciało.
Do rytuału potrzebuję jeszcze Ciebie kapłanie, więc i Ty urośniesz w siłę. Z darem po Thirongardczykach przywrócę Mandy, a Hunmar poinstruowany wyciągnie brata z zaświatów.
Zatem jakie jest wasze stanowisko?

Demon wyciągnął prawą rękę w geście zawiązania umowy.

Spoiler:

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

20
- Czego ja oczekiwałem... - Westchnął pod nosem.
Tym razem Mordred wolał się odezwać zanim Hunmar zdecyduje się ruszyć do boju.

Spojrzał na na Ate z mieszanką rozczarowania i zniechęcenia a także odrobiną niedowierzania. To ostatnie znalazło wkrótce ujście w słowach.
- Wiesz o nas aż tyle... Powinnaś więc wiedzieć, że nie zgodzę się na ofiarę z człowieka, nawet za nagrodę jaką oferujesz. - Rzekł kręcąc głową.
- Nie zniszczę komuś życia, tym bardziej dziecku, żeby odzyskać własną stratę. Jestem w stanie robić głupie rzeczy, ale poświęcić kogoś postronnego dla własnego celu? Brzydziłbym się samym sobą, nie mówiąc już o rozczarowaniu tych kilku osób które szanuję.

Poczuł cierpki smak w ustach, jak gdyby odmawiał sobie ostatniego posiłku.

- Więc jeżeli nie masz dla mnie mniej odrażającej alternatywy, muszę odmówić. Nie jestem święty ani cnotliwy, ale jestem pewien, że znajdziesz kogoś bardziej chciwego czy zdesperowanego, by przyprowadził ci kogo chcesz jak świnię do rzeźni.

Mordred sam nie rozumiał, dlaczego jego głos nie brzmiał gniewnie ani pogardliwie czy nawet sarkastycznie. Słowa płynęły obojętnym tonem, choć wypowiadając je, chciało mu się rzygać.

Być może dla dobra dziecka, powinien jednak ubić demona, ale naprawdę nie chciało mu się walczyć. Nagła nadzieja i natychmiastowy zawód przyprawiły go o swoistą apatię i ewentualną walkę uważał za stratę czasu, który mógłby poświęcić szukaniu jaskini. Naprawdę, zamierzał być najemnikiem. Uczciwym, ale tylko najemnikiem. Nie miał już emocjonalnej siły zgrywać bohatera ani tym bardziej złoczyńcy.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

21
*hrr... pft*

Krasnolud splunął siarczyście na bok. Mordred wyraźnie nie miał ochoty na walkę, ale Hunmar nie zamierzał odpuścić. - Czy myślisz że mój brat byłby szczęśliwy wiedząc, że sprowadzenie jego duszy kosztowało życie niewinnego dziecka? Nie ma takiej możliwości. Słyszysz mnie wyraźnie demonie? Nie ma takiej możliwości! Wolę zginąć tu i teraz niż wchodzić z tobą w układy! Gotuj się!

Hunmar podniósł oburącz młot nad głowę gotowy do szarży lub odparcia ataku.

-Mordredzie jeżeli ją zchwytamy to i tak spełni nasze życzenie!
Ostatnio zmieniony 02 lip 2015, 23:20 przez Hunmar, łącznie zmieniany 1 raz.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

22
- Życzenie? Szarżuj, jeśli cię to zadowoli, ale jeszcze nie spotkałem demona, który zmuszony do spełnienia życzenia, nie wypaczyłby go by mieć ostatnie słowo. To ty z nas dwojga powinieneś myśleć trzeźwiej...

Zwrócił się do krasnoluda, z odrobiną irytacji wsączającą się do jego wciąż bezbarwnego tonu.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

23
Jak stał tak stoi demon i żadne tańce czy różańce krasnoluda nie robią już na nim wrażenia. Miota się z tym obuchem, jakby go osa użarła lub jaki inny insekt. Świńska półtusza- pomyślała Ate. Karłowaty i bezczelny, odrzucił propozycję nie do odrzucenia. To samo odmieniec z innego świata, pogardził ręką zgody, którą Ate wcześniej wyciągnęła. Próżny trud ze strony demona, jeśli ktoś zakotwiczył myślenie na etapie dziecięcym i za skarby świata, tego czy innego, nie posuwa się naprzód. Nie dziwota, że demon nie potrafił tego pojąć, w jego wewnętrznym słowniku nie widniały słowa takie jak:
moralność, bliźni lub wyrzuty sumienia. Ich miejsce zajmują inne, dla przykładu: pycha, egoizm, diaboliczność.
Pomimo bojowej natury demonów, Ate poskramia się od wyeksponowania ciężkiej artylerii, tej magicznej tudzież fizycznej. Diabelstwo na samym początku spotkania, spenetrowało umysły podróżników, więc wie do czego są zdolni. Wie jacy niebezpieczni potrafią być.

Ate- Drażni mnie twa arogancja, alchemiczna abominacjo. Wyżej srasz niż nogi masz, a tak niewiele wiesz po świecie, którym kroczysz. A Ty, pokurczu. Ty, nie znasz boga, w którego wierzysz. Są takie historie, że te onuce dla karłów spadłyby ci, gdybyś wiedział prawdę o swoim bożku. Głos zmienił się na demoniczny i niski, kiedy Ate wzniosła ręce ponad głowę. Automatycznie zjawiła się nienaturalna zawierucha, pełna chmur i nieprzyjemnego wiatru.
- To jeszcze nie koniec! Wykrzyczał wiatr, a demona już nie było.
Dziwne rzeczy dzieją się na splugawionych ziemiach. Wyczerpani podróżą bohaterowie, potrzebują odpoczynku. W związku z tym udają się do Thirongadu. Poprzez nieznane, boczne trakty ruszą w góry, ażeby odnaleźć górską twierdzę barbarzyńców. Nie będzie łatwo tam dotrzeć, lecz gra jest warta świeczki. Trzeba ostrzec szamanów przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.
[ http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=9&t=2067 ]


[z/t]
Ostatnio zmieniony 05 lip 2015, 9:43 przez Callisto, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

24
Śmiercisyn
Obrazek

Podczas podróży z Rybich Grzbietów, straciłeś rachubę czasu. Śnieżyca oszukała Cię, a świadomość uklękła przed niewyjaśnionymi zaburzeniami. W końcu postradałeś zmysły, aż do teraz. Do momentu, w którym ponownie budzi Cię ten sam obraz- znikająca czaszka.
Spoiler:

Gigantyczny ból głowy nawiedza Bladego, oczy powoli przyzwyczajają się do panujących warunków. Dobrze, że jest szaro i ponuro, bowiem nagłe nasłonecznienie mogłoby doprowadzić do szoku- lub co gorsza, do epilepsji. Za plecami śnieg, przed zaś zamarznięte jezioro. Znowu pobudka, znowu coś innego.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

25
Jego świadomość, podobnie jak on sam nie miała zwyczaju klękać. Za to nie raz i nie dwa przychodziło jej gasnąć lub znikać pozostawiając go w stanie głębokiej medytacji i pozbawionego marzeń snu. Gdy powracała, czyniła to niezwykle chętnie pośród lodowych pustkowi z dala od tego co zwykle szumnie i na wyrost nazywano cywilizacją. Ból głowy przypomniał mu, że ciągle jeszcze wykrada ponury blask życia a powracająca wizja, że czyni to być może tylko dzięki Pierwszej Śmierci, która nie póki co nie ujęła jego dłoni. Podnosząc się i otrzepując ze śniegu, rozejrzał się w poszukiwaniu niewiasty podróżującej z ogarami i swojego kostura licząc, że odnajdzie przynajmniej jedno z nich.
Wciąż nie miał pojęcia kim właściwie była ta kobieta ani dlaczego ich drogi skrzyżowały się ze sobą. Nie wierzył w przeznaczenie inne niż nieunikniony koniec wszechrzeczy mimo to posiadał przeczucie, że cel ich spotkania mógł mieć związek z nawiedzającym go obrazem. Nie pozostali razem dostatecznie długo by miał szansę to rozstrzygnąć. Równie dobrze cała ta sytuacja mogła okazać się halucynacją z zimna i niedożywienia.
Pochodzące z wnętrza wizje nie niosły ze sobą wskazówek ani zapowiedzi przyszłych zdarzeń. Stanowiły jedynie przypomnienie poprzez samą swoją obecność, niekiedy ostrzeżenie. Ich rozdzielenie mogło okazać się wybawieniem od podzielenia jednej, parszywej doli.

Rozgrzewając skostniałe członki oddalił się od jeziora i panującej wokół niego wilgoci udając się na poszukiwanie znaków bardziej namacalnych niż te zsyłane mu przez sen. Bo choć nie lekceważył zupełnie tych ostatnich to śladom materialnym ufał zdecydowanie bardziej. Niedawna zamieć z pewnością utrudniała ich odszukiwanie, ponownie postanowił zaufać położeniu górskich szczytów. Nie namyślając się długo, ruszył na wschód, ku wyżynom.
Ostatnio zmieniony 06 lip 2015, 21:21 przez Guede [Bot], łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

26
Nad brzegami jeziora nie można było dostąpić niczego poza śmiercią z wyziębienia. Nawet krzty krzaka tu nie widać, z którego można by posilić się chociażby mięsistym korzeniem. Repertuar sił natury wymusza dalszą wędrówkę- na wschód ku nieznanym górom. Ten dobrze znał się na mapach, lecz brak rozwoju w zakresie nauk przyrodniczych uniemożliwia mu analizę obecnego położenia. W efekcie również dalsza podróż jest jedna wielką niewiadomą. To też superpozycja danych, instynktów czy Bogowie wiedzą co jeszcze, nakierowuje mężczyznę do podnóża pasma górskiego. Daleko mu do pasma, bowiem ledwie oddalił się od majestatu wiecznie zamarzniętego jeziora. I ruszyłby pewnie wartko, gdyby nie jeden mały niuans. Podczas infiltracji trasy ku szlakom górskim, Temu coś przelatuje przed oczyma. Jakiś ciemny twór przeleciał niczym strzała. Chwila niepewności i ponownie coś przemieszcza się z prędkością światła. W końcu dynamiczne szastanie na boki ustaje, a na odległość pięciu stóp od Bladego, usytuowała się różowo- fioletowa postać o figurze kobiety. Po głębszej analizie, pierwotna kobieta zdaje się być czymś na wzór piekielnego pomiotu z Wieży.
Mowa o niskim demonie, jaki lewituje nad wieczną zmarzliną. Łeb zaopatrzony w czarne jak węgiel rogi, natomiast z powierzchni głowy unosi się liliowy płomień. Tajemniczości dodają równie czarne co rogi- oczy. Na szyi wisi biżuteria, która przykrywa piersi, zaś strefę intymną opatulają eligijne chusty. Do rąk doczepione są rękawy, lecz uwagę przykuwają raczej długie szpony zamiast paznokci. Warto również wspomnieć o falującym zza korpusu ogonie.

Obrazek


Zachowując bezpieczną odległość, demon próbuje nawiązać kontakt, w tym celu krzyczy.
- Nie wyglądasz na kolaborującego ze śmiertelnikami. - I wtedy powoli zmniejsza dzielącą ich odległość, aż finalnie staną naprzeciwko siebie. Na tyle blisko, iż rogata kobieta jest w zasięgu broni mężczyzny.
- Jestem Ate, a Ty? Ooo, Ty nie masz imienia. Jak to jest nic nie pamiętać? Musi Ci być ciężko.
Szpon powoli zmierza w kierunku czoła Bladego, kiedy dotknie skroni- Ate kontynuuje wywód.
- Mroczne zagadki spowito w tym umyśle. Zaszyfrowane na tysiąc haseł, tajemna i niebezpieczna to wiedza. - Uradowana łapie się za twarz - Wybornie! Wojak z zaklęta przeszłością do odkrycia.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

27
Mężczyzna odnajduje kostur i schyla się po niego a w tej samej chwili zmysły rejestrują poruszenie. Prostuje się niemal od razu, ruchem szybkim, przywodzącym na myśl zwolnioną sprężynę. Zaraz jednak mięknie na wzór jedwabnej chusty opasającej łono zbliżającej się do niego istoty miarkując, że ta próbuje się z nim porozumieć.
Chwycony luźno kij utrzymuje na wysokości bioder, stojąc w lekkim rozkroku z wiodącą prawą nogą wysuniętą nieco do przodu. Biorąc pod uwagę okoliczności sprawia wrażenie odprężonego. Nie krzywi się ani nie cofa gdy szpon wędruje ku jego skroni a myśli ku supozycjom. Choć zaniedbał nauki przyrodnicze i wchodzącą w ich skład geografię, nie potrzebował nic poza odrobiną rozsądku by móc się domyślać, że zamieć zniosła go w kierunku radiusa Wieży. Paradoksalnie jednak żadna z bliższych jego umysłowi sztuk humanistycznych oraz tajemnych wliczając w to filozofię i mistycyzm nie pozwalały znaleźć odpowiedzi na to co robi tutaj pomiot Krinn zawsze Ladacznicy. Kłębek mroźnej pary wydobywa się z ust mężczyzny wraz z pobudzonym śmiechem kaszlem, którego nie zdołał powstrzymać.

- Imię to opończa zgłosek lub sylab roszcząca sobie prawa do władzy nad rzeczą.- Twarz mężczyzny na powrót staje się obojętna, jedynie kąciki ust znaczą się cieniem gasnącego uśmiechu. - Ten sądzi, że świetnie o tym wiesz demonie a objawione przez ciebie miano nie jest twym pierwszym ani prawdziwym.

Ten spluwa nie odwracając wzroku, na jego obliczu nie ma nic prócz beznamiętności. Zdradzają go wyłącznie oczy, których spojrzenie w niczym nie ustępuje zimnu i majestatowi wiecznie zamarzniętego jeziora.

-Wybornie.- Powtarza ochryple. - Demon i samotny wędrowiec pośrodku pustkowia, cóż za piękna i klasyczna alegoria. Brakuje wyłącznie kuszenia.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

28
Ate nie uśmiechało się bawić w kolejne, pracochłonne pertraktacje. Demon był już znudzony (co było ich domeną, szybko się nudzą) grą słów, za wszelką cenę chciał pozyskać żywego sprzymierzeńca- żywego tzn. z krwi i kości jak bogowie przykazali. Trzeba przyznać, że wędrowiec miał dużą świadomość świata. Wiedział czego chce, z kim ma do czynienia i jak radzić sobie w życiu- idealny partner dla demona.

- Mhmhmhmh- wymruczała- Po prostu chcę spleść nasze drogi gwiazdom na przekór. Otwórz się na mą łaskę, aż zawile przedstawie ci wzór. Wzór snów, z których uciekasz o poranku. Czarna mgła, spowiła pamięć i nie wytropisz siebie. Prędzej przeistoczony w głaz opadniesz na dno rzeki zwanej życiem. Jak to rzeką śmiertelnicy- otwarte karty! Chcę ciebie, chcę twego partnerstwa i usług. Nie masz nic do stracenia, nie masz czerwonego serca jak inni. Wyuzdany, martwy w uczuciach- chcę cię. Przysługa za przysługę, oddanie za oddanie, zdrada za zdradę- to oferuję. Pomagasz mi, ja pomagam tobie. Możemy otworzyć wrota umysłu lub dać ci dary, o których zawsze marzyłeś.
Więc? -
Ate wyciągnęła rękę w geście pojednania.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

29
Przez moment wędrowiec trwa w pełnym skupienia milczeniu zastanawiając się czy jego ciało nie zakończyło swej wędrówki zmożone zemstą Turoniona podczas zamieci. Że jego świadomość, odebrana brutalnie przez czarnoskrzydłego uzurpatora została skazana na mękę do czasu gdy Pierwsza Śmierć ponownie zatryumfuje i nawet królestwo bogów pogrąży się w ruinie.
Wojownik odwraca się ku niej, pytając o radę. A Śmierć jak zawsze odpowiada mu swoją muzyką. Odwieczną ciszą w której wsłuchuje się w rytm swojego ciała.
Szum tętniącej w żyłach gorzkiej trucizny pompowanej przez czarne serce niczym wojenny taraban wybijający rytm w uszach. Wciągane do płuc zimne powietrze uchodzące jako ciepła para przy każdym wydechu uporczywie trzymające go w kajdanach udręki zwanej życiem. W naciągający i przypalający każdy mięsień ból i narastające zmęczenie.
Nie. Jeszcze nie teraz. brzmi jego odpowiedź, którą ze spokojem przyjmuje. Otacza go świat, nie zaświat. Nie znajduje się w piekle, wyłącznie w miejscu, urządzonym na jego obraz i podobieństwo.
Bogowie nie byli jeszcze gotowi by stanąć z nim w twarz. Miast tego na powitanie wychodzi mu jedna z ich sług. Równie słaba i zależna od żywych z krwi i kości co oni sami. Wypowiadająca "śmiertelni" z pogardą i lekceważeniem a będąc zaledwie skirem i parazytem żerującym na ich pragnieniach i strachu.

Nieznajomy opuszcza głowę by istota nie dostrzegła jego uśmiechu ale ten niczym pękająca blizna przecina jego twarz rozszerzając się coraz bardziej i odsłaniając biel zębów. Chwilę potem blizna zaczyna krwawić. Urągający bogom, demonom a nawet ludziom śmiech niesie się po lodowym pustkowiu zwielokrotnionym echem dopóki przestraszony Sulon nie zagłusza go swym wyciem.
Absurdalność całego spotkania i propozycji małego pomiotu zmuszają mężczyznę do zastanowienia się kiedy ostatnio śmiał się równie szczerze i niepowstrzymanie.
Ocierając zamarzające na twarzy łzy Ten dochodzi do wniosku, że musiało to mieć miejsce w jego poprzednim życiu.

Lód na jeziorach jego oczu zaczyna się kruszyć lecz nie topnieje. Twarz na powrót wyraża spokój. - Otwarte karty? Musisz wiedzieć, że niewiele ich brakuje w księdze pamięci Tego. Ten zaś nie jest już skrybą by chciał je poznawać oraz powielać. Zdaje ci się, że wiele wiesz na temat Tego choć nie pojmujesz nawet znaczenia naszego spotkania. Wojownik spogląda na dłoń wyciągniętą w geście pojednania i przymierza. Iście ludzkim i trywialnym.

- Ten nie ma niczego do stracenia. Ale również niczego do zyskania. Co oznacza, że nie posiadasz niczego czego Ten by pragnął.- Wędrowiec w zamyśleniu kręci głową. - Więc Ten powinien zniszczyć twoją cielesną powłokę i posłać cię do czeluści z której wypełznąłeś.- Przyznaje a skurcz odrazy mimowolnie choć nieznacznie zmienia jego twarz. - Ten nie uczynił tego jeszcze gdyż w przeciwieństwie do twych panów zna pojęcie łaski.- Mężczyzna urywa pozwalając przez chwilę przemawiać omiatającemu okolicę złowróżebnemu szeptowi Sulona.

- Oddaj Temu pokłon demonie. Objawiając swe prawdziwe imię przysięgnij służyć zrodzonemu z ciepłego ciała a Ten być może da ci wyzwolenie, którego tak pragniesz.

Re: Gdzieś na splugawionych ziemiach

30

Żadna odmowa nie koi. Zawsze, gdzieś w zakamarkach mistycznego ja- boli. Pierwotne nastawienie o zdobyciu tudzież otrzymaniu czegoś, spala się niczym kropla potu na rozgrzanej słońcem skórze. Pozostają wyłącznie wspomnienia i gorzki żal. Bywa że odmowa jest uzasadniona i logiczne myślenie objaśnia obecny stan- wtedy mniej boli, bowiem jednoznacznie pojmujesz stanowisko drugiej osoby. Wiesz że nie mogłeś otrzymać tego, czego chciałeś. Jednakże rozumiesz, dlaczego tak się właściwie stało. Bywa też, że odmowy dzielą. Wielokrotnie dzielą rodziny, przyjaciół, znajomych. Zaszczuty bidą przybywasz po jałmużnę, a bliska Ci persona od tak odmawia. Świadomość, iż posiada niezbędny Ci produkt i nie chce go użyczyć, jest demoniczna. W głowie kreujesz plan zemsty, uzewnętrzniasz oburzenie, a czasami zraniony uciekasz tym samym kończąc niegdyś owocną relację.
Dzisiaj, na północy Ten znieważył demona. Odmówił zawiązania pomiędzy nimi paktu, na rzecz absurdalnych warunków. Ten bez fundamentów żąda, ażeby Ate pokłoniła się przed śmiertelnym obliczem. Mąż chciał upokorzyć demona, jakby miał nieco oleju w głowie- z pewnością wiedziałby, iż z każdym demonem, nawet tym pozornie niegroźnym, trzeba należycie się obchodzić. Demony to organizmy z piekła rodem, stworzone na wzór czorta, z natury są złe. Dlatego warto baczyć na wypowiadane słowa, wykonywane gesty, niekontrolowane spojrzenia.
Bohater zapomniał o naukach, których de facto nigdy nie miał- kto miał go nauczyć czegokolwiek na temat pomiotów? No kto? Skoro ten łysol nie pamięta swego imienia, to i jakichkolwiek nauk sprzed wypadku zapomniał- o ile takie miały miejsce.
Ate spuściła łeb podczas wywodu mężczyzny, najwyraźniej chciała okazać głęboką skruchę wobec człowieka, który konkretnie określa warunki paktu. W końcu znalazła się persona z silnym charakterem, chcąca wziąć demona za rogi. W dodatku pogardził on wystawioną przez Ate ręką, no cóż- przykro jej było, ale ręka wciąż wyciągnięta lewituje z nadzieją na zmianę zdania.

Ate- Masz racje, o mądry! Zgrzeszyłam przed twym majestatem, Panie! Wybacz brak kultury, demon niskiej rangi już dawno zapomniał z kim ma do czynienia i jak się winien nosić.- Ate chwyciła dłoń mężczyzny i uklękła na jedno kolano- Nie wrzucaj mnie do czeluści piekieł, proszę nie rób tego, panie mój. Nie rób tego, bo... - W tym momencie, księżyc przeinacza się w słońce. Rogaty łeb spogląda w oczy męża, a oplatująca rękę dłoń- wędruje na szyję gacha, gdzie zaciska uścisk. Nie przyjdzie jeden wdech, a dynamiczne podciągnięcie wznosi Tego do góry, po czym zamaszyście ląduje pod stopami Ate. Demon kontrolując gardło mężczyzny- podniósł go, następnie miotając o skute lodem podłoże. Potraktowany obuchem- wszak trzaśnięcie korpusem, łbem o lód ma efekt analogiczny do takowej broni- skołowany próbuje wrócić do świata świadomych. Moment oszołomienia wykorzystuje znajdujący się nad mężem, demon. Ate przejmuje kontrolę nad ręką mężczyzny- trzyma ją- jednocześnie kładąc stopę na ludzkim ramieniu.
Ate- Czeluści piekieł czekają właśnie na Ciebie!- Zamknięcie powiek i piekielny stwór naciąga kończynę mężczyzny, jednocześnie dociskając ramie jedną ze stóp. Niepojęta siła rozciąga rękę w przeciwnych kierunkach, aż cielesne wiązania ukorzą się pod jej wpływem- demon wyrywa prawą kończynę. Wyszarpana z ramienia ręką ląduje gdzieś na śniegu, podczas gdy krew tryska w rytm chichotu potwora. - Tego już nie zapomnisz. - Usłyszał, po chwili zdając sobie sprawę, iż został dosłownie sam. No nie dosłownie, albowiem kilka metrów dalej leży jego ręką- martwa i zimna. Tak czy owak, chłód działał na niekorzyść mężczyzny, krew nie krzepła szybciej- ściekała normalnie. Można rzec, iż ilość karminowej wydzieliny była stała w perspektywie czasu. Czasu jaki teraz odgrywał nadrzędną rolę. Już nie czarci ból, nie dyskomfort, nie kalectwo- one zeszły na drugi plan, liczyło się przeżycie. Wstać, zebrać siły i wygrać najtrudniejszy bój- bój z czasem, bo klepsydra zaraz się przesypie, a wtedy zawita ktoś nie do pokonania- śmierć.

Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Splugawione Ziemie”