Dzikie tereny splugawionych ziemi
1https://www.youtube.com/watch?v=rqJGHL3lnSM- klimatyczna muzyczka na czas wątku.
Ból. Był pierwszym uczuciem, jakie poczuł Albrecht po otworzeniu swoich oczu. Krew. Jej metaliczny zapach wypełniał ciemne pomieszczenie, w którym się znajdował. Niewola. Świadomość tej przytłaczała go. Jego dłonie spętane były linami, które wisiały na hakach przymocowanych do sufitu. Na poły wisząc, na poły stojąc więzień nawet nie odczuł jakiegokolwiek ukojenia po niespokojnym śnie. Nie wiedział gdzie się znajdował. Nie miał pojęcia jak długo tu przebywał. Nie znajdował odpowiedzi na pytanie - dlaczego został zniewolony.
Szarpnął rękoma, próbując się wyswobodzić, po czym syknął z bólu. Zapach krwi, tym razem świeżej, znów zaczął wypełniać jego nozdrza. Liny ponownie okaleczyły jego nadgarstki, a strużka gorącej krwi zaczęła wolno spływać po ramieniu, zatrzymując się na chwilę na obojczyku parząc jego skróę, po czym kontynuowała swoją podróż ku misce wypełnionej szkarłatną cieczą, w której znajdowały się stopy Albrechta.
Wszystkie jego mięśnie napięły się z powodu pierwotnego strachu. Z powodu jakiegoś przeczucia. Po chwili usłyszał niepokojący dźwięk - tupot obcasów uderzających o podłogę. Każdy krok wzbudzał w więźniu przedziwne przerażenie. Jakby jego ciało pamiętało coś, czego nie pamiętał jego umysł. Nie miał pojęcia o co chodzi, lecz zdawał sobie sprawę iż musiał wyrwać się z tego miejsca jak najszybciej. Spróbował zakołysać się na rękach tak, by liny zsunęły się z haków. Ryknął z bólu. Znów poczuł krew.
Nagle kroki ustały. Ponownie zapanowała cisza. Niepokojąca cisza, zwiastująca burzę.
Najemnik zrobił się cały mokry. Pot wynikający z strachu oblał jego ciało. Słona woda dostała się do ran powodując nieprzyjemne uczucie pieczenia. Kilka kropel wpadło mu do oczu. Zamrugał kilka razy, a obok swojego ucha usłyszał niski, kobiecy głos.
- Znów próbowałeś uciec, Albrechcie? - w dawnych czasach uznałby to za niebywale seksowne zagranie, jednakże wtedy zaczął bać się jeszcze bardziej. Na plecach poczuł dotyk lodowatej stali, która wolno, nienawistnie gładziła jego plecy od karku po prostowniki grzbietu - Ile razy mam Ci mówić, że stąd nie ma ucieczki? - kobieta zaczęła przechadzać się z wolna wokół niego. Było niebezpiecznie piękna. Długie, smukłe, delikatnie umięśnione nogi, płaski brzuch, pełne piersi, gładkie ramiona. Wyglądała niczym obraz Krinn. Ubrana była w suknię z prześwitującego materiału za wyjątkiem kaptura - ten doskonale ukrywał włosy i twarz kobiety. - Wiesz, że Cię potrzebuję... - rzekła przymilnie, po czym wbiła trzymany w ręku sierp w brzuch Albrechta. Sala wypełniła się jego krzykiem. Czuł ogromny ból. Każda część jego ciała krzyczała. Krew wrzała paląc go od środka. Cierpienie to za mało by opisać to, czego doznawał. Zawisnął nieprzytomnie na linach czując tylko jedno - bolesną pustkę.
Otarł dłonią oczy. Światło dnia niemalże go oślepiło. Popatrzył się zdziwiony po sobie. Był ubrany w swój zwyczajowy dublet, w ręku trzymał kielich z winem, a przed nim siedział jego ojciec z wyrazem rozczarowania na twarzy:
- Słuchasz ty mnie w ogóle? Na Lorda Sakira, orkowie zbliżają się do naszej siedziby, a ty wyglądasz, jakbyś nie wiedział co się wokół Ciebie dzieje! Poświęć mi chwilę uwagi, chłopcze, gdyż jesteś mi potrzebny!