4
autor: Key
Wiosna roku 91 - Życie w Lucio Lar
Minął kolejny rok a ja nie zrobiłam prawie żadnego postępu. Mam wrażenie, że szybciej znalazłam bym inny sposób na dostanie się na wyspę. Niestety, odpowiadam teraz nie tylko za siebie ale i pozostałych, musiałam poświęcić ten czas na budowę relacji z mieszkańcami Lucio Lar i zapewnienie lepszego życia dla całego naszego obozu. Mimo moich podejrzeń, minął rok i nie zdarzyło się nic niezwykłego. Ludzie przyjęli nas w końcu w swoich sercach, nie jest to może przyjaźń ale są dla nas neutralni. Nie szemrają już po kątach, nie patrzą na nas podejrzliwie i traktują nas na równi z innymi, jak część swojego społeczeństwa. Wszyscy znaleźli sobie pracę i nikt nie może powiedzieć o nas złego słowa, Zin, Telkan i ja pilnujemy aby nikt nie zrobił niczego głupiego.
Na początku wiele czasu spędzałam poza miastem, patrolując jego perymetr. Innym strażnikom było to na rękę, w końcu nie musieli znosić "szpiczastouchej". Postarałam się o to aby nikt nie poznał pełni moich umiejętności, aby nikt nie był przygotowany na mnie, w razie gdyby coś miało się wydarzyć. Ja za to dobrze poznałam ich, słuchałam i patrzyłam. Ludzie zawsze są pewni siebie i uważają, że trzymają cały świat za szyję - jak bardzo się mylą. Przekonałam Zin aby także nie zdradzała pełni swoich mocy. Ma dobre serce i chce pomagać innym, ale rozumie, że nie możemy zdradzać wszystkiego, bo inaczej nie pozostaniem nam nic, czym moglibyśmy ich zaskoczyć.
Z czasem jednak zaczęliśmy się coraz bardziej integrować. Więcej czasu poczęłam spędzać na przewodnictwie innym, służyć radą - jakie by one nie były. Nawet ja przekonałam się w końcu do tych wszystkich ludzi, wciąż im w pełni nie ufam, ale lepiej się dogadujemy.
Wiele czasu poświęcam też Veari, w sumie nie wiem dlaczego. Chociaż na początku było dziwnie, z czasem nasza więź pogłębiała się i spędzałyśmy razem czas coraz przyjemniej. Nasza dobra druidka zauważyła to szybko, cieszyła się z tego jestem pewna, lecz zobaczyłam w niej pewną dozę smutku. Kiedy próbowałam ją potem o to zapytać, skrzętnie unikała odpowiedzi, nie mam pojęcia dlaczego.
Przez ten rok wiele się działo. Najciekawszą rzeczą był powrót adoratorów. Tak, kilkoro elfów z naszego obozu próbowało kolejny raz swoich sił w walce o moje serce. Sądzili, że po ustabilizowaniu się naszej sytuacji będę bardziej skłonna do ich zalotów, lecz po raz kolejny musiałam im wyjaśniać, że moje serce nie będzie należeć do nikogo. Przyjaciele, rodzina oczywiście, to są wartości których utrzymywania uczyła mnie królowa, lecz nie mogę zaprzątać sobie głowy "miłością" dopóki moja misja nie zostanie rozstrzygnięta. To by mnie niepotrzebnie tylko rozpraszało. Może kiedyś...lecz nawet nie jestem pewna czy jestem do tego zdolna, nigdy nie kochałam nikogo w ten sposób.
Tak mi ciebie brakuje Y'asmanayo, twoich rad i głosu. Mam nadzieję, że wciąż gdzieś tam jesteś, że jeszcze się spotkamy. Musisz zjednoczyć nas na powrót, jesteś naszą królową.