Oddech Bogów

76
POST BARDA
Na całe szczęście, drzwi nie wyglądały na magicznie zapieczętowane. Wystarczyło sięgnąć do kieszeni martwego Lhorisa, by znaleźć w niej dwa klucze, nie połączone w pęk, a po prostu wrzucone tam luzem. Jeden był większy i zdobiony, drugi natomiast mały i zrobiony z metalu nieprzyjemnie chłodnego w dotyku. Nietrudno było przyporządkować je do odpowiednich zamków.
Gdy wciąż nieco słaniając się na nogach przekręcił pierwszy klucz w drzwiach, coś kliknęło cicho i wejście do pokoju przymusowo zajmowanego przez Tamnę stanęło przed nim otworem. Po naciśnięciu klamki i otwarciu przejścia oczom maga ukazała się elfka, stojąca naprzeciw niego z eleganckim, smukłym, białym krzesłem uniesionym lekko nad podłogę, gotowym do zdecydowanie mało eleganckiego ataku. W oczach miała determinację i przerażenie, przy czym tę drugą z emocji wyjaśniały ciemnoszare kajdany, zaciśnięte na jej nadgarstkach. Te z kolei łańcuchem przypięte były do jednej z czterech rzeźbionych kolumn łóżka, by Tamna nie próbowała mimo braku magii opuścić swojego więzienia.
- Qadir! - wyrzuciła z zaskoczeniem, odstawiając krzesło. Jego atakować nie zamierzała. - Nie wiedziałam, co się stało. Słyszałam huk, widziałam rozbłysk przez szparę pod drzwiami. Nie, nie kajdany - powstrzymała go, gdy zaczął szukać w nich otworu. Szarpnęła za łańcuch, przytrzymujący ją w miejscu. - Strażnicy nie mieli do nich klucza, nie wiem, czy otworzyć ich nie może tylko Keli. Oni mnie tu tylko przypięli. Tam jest kłódka, na drugim końcu.
Doskoczyła z powrotem do łóżka, od którego dotąd odsunięta była tak daleko, jak tylko pozwalał jej na to zasięg i pomogła Salihowi się uwolnić... a przynajmniej odpiąć od miejsca, w którym zmuszona była tkwić. Została w kajdanach, z doczepionym do nich dwumetrowym łańcuchem. Z irytacją zwinęła go na tyle, by móc nieść go w jednej z rąk.
- Gdyby nie to, uwolniłabym się sama. Potrafię sobie radzić z zamkami. Z blokadami. Ze wszystkim, do diabła - szarpnęła nadgarstkami, ale nic to nie dało.
Uniosła wzrok na Karlgardczyka.
- Musisz nas teleportować do mojej komnaty. Tam są rzeczy, których potrzebuję - poleciła, wyciągając swoje wnioski z jego zaskakująco szybkiego pojawienia się w jej pokoju poprzednim razem. Częściowo trafne, częściowo jednak nie. Nie miała pojęcia na temat ograniczeń jego czaru... ani na temat zmęczenia, w jakie wpędziły go ostatnie zaklęcia. Zmarszczyła brwi, gdy zorientowała się, że nie wygląda najlepiej. - Co się dzieje? Co z twoją ręką?
Wyprostowała się, żeby wyjrzeć przez wysokie okno.
- Skąd wiesz, że Ignaz tu idzie? Ile mamy czasu?
Obrazek

Oddech Bogów

77
POST POSTACI
Qadir
Ku uciesze maga nie musiał odwoływać się do ostatnich kropel własnego vitae, aby pokonać przeszkodę w postaci drzwi. Byłby wtedy kompletnie pozostawiony w sytuacji podbramkowej w obliczu zgładzenia dwóch strażników więzienia kobiety. Na szczęście znalazł klucze przy pasie jednego z elfów, toteż z trudem udając się do wejścia komnaty, udało mu się przekręcić mechanizm zamka przy użyciu kawałka brzęczącego metalu. Nadal miał problemy ze złapaniem oddechu, czując pierwszy raz w życiu tak wielkie wyczerpanie. Magia sama w sobie należała do rzeczy niebywale przydatnych, aczkolwiek jej nadużywanie wiązało się ze swoimi konsekwencjami. Salih mógł wyłącznie być rad faktu, iż nie umarł z wycieńczenia. Jego zaklęcia należały do grupy tych niebywale kosztownych pod kątem energii. W każdym razie zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, biorąc na swe barki tak ryzykowne kroki. Z boku na to zerkając, można powiedzieć, że postradał zmysły w posłaniu dwójki wojowników w zaświaty. Prawda jednak jak wiadomo… nigdy nie była tam, gdzie się tego można spodziewać. I zostało wcześniej wspomniane poświęcenie Yasina w misji dla boskiej loży. Przełamywał swe granice w zgodzie z tym, co do niego należy. A przynajmniej to uważał za słuszne.

Bez wielkiej gracji, jaką zazwyczaj się charakteryzował, karlgardczyk przekroczył niedbale próg w poszukiwaniu Tamny. Nie trwało to długo, kiedy dojrzał ją stojącą z krzesłem w dłoniach, gdyż praktycznie była gotowa poczęstować każdego gościa siedziskiem z drewna. Powstrzymała się na widok czarnoskórego faceta, co naturalnie wprawiło go w nieco lepszy nastrój. W odruchu zrobił mimowolny zwód w prawą stronę pokoju. - Strażnicy nie są już naszym problemem. - Gdy emocje opadły zbliżył się do łańcucha wraz z jej okowami. Nie dało się ich otworzyć w konwencjonalny sposób ani zsunąć z wąskich nadgarstków kobiety. Kadeem cmoknął ustami, nadal operując jedną sprawną ręką przy wszystkich czynnościach.

Następnie udał się za słowami czarodziejki do kłódki. Tam starania użytkownika czarów o dziwo nie spaliły na panewce. Poruszał jeszcze przez chwilę zabezpieczeniem, aby koniec końców je zostawić w spokoju po otwarciu. Nie posiadał na ten moment odpowiednich umiejętności do poradzenia sobie z tym w inny sposób, a zresztą skoro mu się udało to nie było tutaj zmartwienia. - Będziesz miała okazje się wykazać w niedalekiej przyszłości. Na razie skupmy się na wydostaniu z tego miejsca. - Skwitował jej dość śmiałe oświadczenie, zerkając mimowolnie na oblicze panny Il’Dorai. Potem odwrócił się w stronę drzwi. Nie mieli innej drogi. Bo czy wyskoczą z okna na dół? Mało prawdopodobne, patrząc po wysokości oraz ich stanie, szczególnie pochodzącego z Urk-hun czarnoksiężnika. Wyjątkiem pozostanie nieznana gościowi, ukryta zdolność potomkini założycieli szkoły.

Adresatka wypowiedzi Qadira przeniosła później uwagę na niego, sugerując rozwiązanie przy pomocy magii “Pustynnego Smoka”. No tylko właśnie to nie było takie proste… - Nigdy nie próbowałem przenosić więcej istot niżeli siebie. Poza tym… zużyłem dzisiaj zbyt dużo swych pokładów mocy. Stanowczo za dużo. Moja ręka jest tego efektem. - Być może w przyszłości rozwinie teleportację o dodatkowe możliwości, a w tym bardziej ekonomiczne podejście względem wigoru ciała. Zapewne daleka droga do tego, choć nie leżało to w sferze rzeczy niemożliwych. Potrzebował w głównej mierze więcej czasu.

Natomiast kwestia podupadających sił byłaby ostateczną na ten dzień? Bynajmniej. Pozostało ewakuować się z zagrożonego miejsca bez względu na samopoczucie. A zagrożenie w formie Ignaza ze świtą zaufanych ludzi rektora może, a wręcz na pewno będzie świadczyć o ich porażce w bezpośrednim starciu. - Ten huk na korytarzu to moja sprawka. Dostanie się do ciebie, kosztowało mnie trochę zdrowia, a w tym zdradzenia swojej pozycji. Keli też mnie szuka. Ma wiedzę na temat twojego wyznania mi wyników badań w Fenistei. - Syknął, podpierając się o kostur. Próbował wyprostować sylwetkę, o ile był w stanie to uczynić. Całość niedowładu kończyny z ogromnym zmęczeniem ciążyły na nim jak kamień na plecach, który należało dźwigać przez najbliższy dzień. - Odnajdą nas za kilka minut, może kilkanaście, jeżeli nie zbadają tego hałasu błyskawicznie. Nie zdążymy w tym okresie odzyskać twych przedmiotów. - Pozostało czekać na dodatkowe pomysły pięknej przedstawicielki rasy ze szpiczastymi uszami. Wieszcz głowił się przy okazji dalej, dalej utrzymując więcej uwagi skupionej na otoczeniu z okolic zwłok celników.
Obrazek

Oddech Bogów

78
POST BARDA
Podczas rozmowy z Tamną w bezwładnej ręce Qadira zaczęło pojawiać się coraz wyraźniejsze mrowienie. Wyglądało na to, że stracił w niej władzę tylko na moment i właśnie wszystko powoli wracało do normy. Prawdopodobnie nie wynikało to z wyzucia się z resztek vitae, a z magicznego uderzenia, jakie w stronę Karlgardczyka posłał Lhoris, zanim padł martwy na ziemię. Trafił tylko w ramię - cios w klatkę piersiową lub głowę mógłby skończyć się dużo gorzej.
Elfka zaklęła szpetnie, słowem, które z całą pewnością nie przystawało dziedziczce szanowanego rodu. Przeszła kilka kroków do drzwi i wyjrzała na korytarz, a przekleństwo wyrwało się jej jeszcze raz, wywołane nieprzyjemnym widokiem. Mimo to, nie wyglądała na jakoś szczególnie zszokowaną widokiem leżących na podłodze zwłok. Musiała mieć już do czynienia ze śmiercią, a strażników przydzielonych przez Ignaza nie darzyć zbytnią sympatią.
Wróciła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
- Klucz - poleciła Qadirowi, poganiając go gestem. - Zamknij. Wyjdziemy przez balkon.
Gdy na tyle, na ile byli w stanie, zabezpieczyli już wejście do pomieszczenia, Tamna podeszła do wysokich, zdobionych barwionym szkłem drzwi balkonowych i otworzyła je na oścież, a potem wyszła na niewielki, półokrągły balkonik. Wiatr szarpnął jej włosami i sukienką, ale nie zwracała uwagi ani na niego, ani na deszcz - uniosła wzrok w górę, na ścianę budynku.
- Nie mamy wyjścia, pójdziemy po dachu - zadecydowała, zanim spojrzała na Saliha krytycznie. - Mam nadzieję, że nie masz problemów z równowagą. Chociaż ten pieprzony deszcz... będzie ślisko.
Popędziła go gestem. Gdy wyszedł za nią na balkon, na zewnętrznej ścianie budynku dostrzegł drewnianą kratkę, po której wspinała się winorośl. Wyglądało na to, że elfka uznała wejście po niej za jedyne rozwiązanie, choć miała dłonie spięte kajdanami, a jedna ręka jej bohaterskiego wybawcy nie działała. Z determinacją wpatrywała się w znajdującą się niecałe trzy metry nad nimi krawędź dachu. Nie był bardzo pochyły, a jeśli pójdą wzdłuż niego, powinni dotrzeć do zewnętrznego muru. Skóra Tamny pokryła się gęsią skórką, ale fakt, że w cienkiej sukience mogło być jej zimno, był najmniejszym z ich problemów.
- Ja wejdę pierwsza - rozciągnęła nadgarstki na boki. Łańcuch łączący kajdany dawał jej pewną swobodę ruchu, jej ręce nie były całkowicie unieruchomione, więc istniała szansa, że da sobie radę... choć z pewnością nie miało to być szybkie. Potem opuściła wzrok na długą sukienkę i po chwili wahania podciągnęła ją, by podnieść dolny jej brzeg i wcisnąć go za pasek. Wyjątkowo to było nieeleganckie i nieskromne, ale potrzebowała mobilności przynajmniej w dolnych kończynach i chyba nikt się jej nie dziwił?
- Potem zrzucę ci łańcuch. Nie jestem zbyt silna, ale jak owiniesz sobie nim rękę i będziesz się zapierał o kratę nogami, to powinno mi się udać cię wciągnąć za sobą. W porządku?
Nie czekając na zgodę, zaczęła wspinać się w górę. Powoli, bo powoli, ale kratka zapewniała jej całkiem dobre oparcie.
Drzwi zaskrzypiały w zawiasach, gdy ktoś gwałtownie szarpnął za klamkę od strony korytarza.
Obrazek

Oddech Bogów

79
POST POSTACI
Qadir
Trudno nazwać kogoś bohaterem w tym scenariuszu, gdy krew strażników została przelana z powodu… wizji wieszcza, jeżeli by na to spojrzeć tak z boku. Ten mężczyzna nie znajdował się na białym rumaku w lśniącej zbroi. Ba! Daleko było czarodziejowi do etosu prawdziwego rycerza, pomimo dobroci którą trzymał w swym sercu w, jak się zdawało, słusznej sprawie. Niemniej podejmował ostatnimi czasy drastyczne kroki, o które siebie by nawet nie podejrzewał. Jak widać decyzje panteonu miały na niego duży wpływ, a Salih wiedziony prawem wyższych bytów był gotowy tym istotom służyć. Miało to jednak swoje konsekwencje u śmiertelników, czego wizjoner miał niebawem doświadczyć aż w nadmiarze. Obecnie przy odrobinie chwili miarowo zaciskał zranioną dłoń, poruszając mięśnie do naturalnego ruchu. Dopiero teraz prawdopodobnie zorientował się w pełni, że został trafiony przez zaklęcie Lhorisa w ostatecznym ataku elfa. Szok całego zajścia musiał zawierać się w sferze ogromnego.

Gdy przedstawił pokrótce sytuację potomkini założycieli Nowego Hollar, ujawnił zarazem pozostawioną przez siebie posokę. Nie znajdą czasu na posprzątanie bałaganu czarnoskórego maga. - No cóż… - Trudno było skomentować soczystą inwektywę bladej przedstawicielki płci pięknej. Mleko zostało rozlane, bez względu na to, co planowali. Nie mieli za bardzo innego wyjścia, jak to słusznie Tamna zaznaczyła. - Pada… - Dodał na ostatnie zdanie córki Rathala, unosząc odruchowo brew do góry. W międzyczasie podążył za niemalże rozkazem kobiety, przekręcając zamek od komnaty. I rozpoczęli planowanie, bo w końcu… jedyne zdanie białowłosej nie musiało być jedynym rozwiązaniem, prawda? A może jednak takim pozostanie?

Strój Kadeema też mu nie sprzyjał do takich eskapad w środku silnego deszczu. W każdym razie wyszedł zmieszany na balkon otwarty na oścież przez użytkowniczkę magii. Momentalnie starał się wzrokiem oszacować wysokość, która dzieliła ich od upadku. Warunki atmosferyczne wraz ze stanem “Pustynnego Smoka” dodawały niepotrzebnej niepewności tej parze. W trakcie oględzin otoczenia z zaznaczeniem ściany z drewnianą kratką zmrużył spojrzenie na pannę Il’Dorai. Kolejny pomysł brzmiał… w sumie absurdalnie. - Jesteś pewna, że wciągniesz mnie z moim dobytkiem przy tej pogodzie? - Brzmiało to prawie jak pytanie retoryczne. Yasin znowu zmierzył środowisko winorośli na ścianie akademii. - Ja pójdę dołem. Inaczej będziemy się spowalniać. Spotkamy się w tym domku. - Mógłby tak stać i z dziewczyną debatować na temat ich racji, choć decyzję podejmował za siebie. Ona mogła nie czekać na wyjaśnienia czy argumenty, toteż karlgardczyk podstąpił tak samo w dobie ich kryzysu. Gdy utalentowana czarodziejka kroczyła na drewnianą zabudowę, profeta zaczekał kilka chwil do stworzenia wolnej przestrzeni dla niego. Przypiął przy okazji kostur do plecaka, a następnie podwinął szatę. To się mogło skończyć… tragicznie.

Donośne szarpanie za klamkę do drzwi praktycznie wyrwało człowieka ze skupienia. Wziął głęboki oddech, ustawiając się odpowiednio na krawędzi balkonika. - Nie ma czasu... - Dodał naprędce, wystawiając pierwszą dłoń do “drabiny”, aby sprawdzić jej wytrzymałość. Dalej dołożyłby długą, tą zapewne chorą. Czy mrowienie pozwoli mu utrzymać bark z resztą ciała? Miał taką nadzieję. Lądowanie z tej wysokości mogło okazać się ostatnim w jego egzystencji. Nogi w formie swoistych elastycznych butów nie powinny go posłać na ziemie… Teoretycznie… Bez patrzenia się w dół, brnął ku trawie pod ich sylwetkami. W razie możliwości Qadir utrzymywałby tempo. Wiadome jest, iż nie mógł czekać na zrzucony łańcuch. Ostatnią deską ratunku będzie włączenie magicznej bariery przed zderzeniem z glebą, co powinno zamortyzować upadek. Tylko co ze skupieniem? Będzie ciężko. Po zejściu nie spocznie na laurach, ruszając w głąb budynków. Nie miał wielkiego pola manewru.
Obrazek

Oddech Bogów

80
POST BARDA
- Nie jestem pewna, ale coś trzeba zrobić, tak? - żachnęła się Tamna w irytacji. I była już prawie przy granicy dachu, gdy mag zadecydował, że pójdzie w swoją stronę. W jej oczach na moment pojawił się przestrach i niepewność, ale ukryła te emocje na tyle szybko, na ile była w stanie. Wdrapała się na górę i usiadła na brzegu białego, mokrego dachu, spoglądając na Saliha z góry.
- Co... nie, czekaj! Jakim domku? - spytała. - Nie idź beze mnie!
Jej protesty na niewiele się zdały, bo ich rozmowa została przerwana przez dźwięk otwierających się drzwi do komnaty. Nawet gdyby chciał, Karlgardczyk nie zdążyłby jej odpowiedzieć, nie przyciągając natychmiast uwagi do miejsca, w którym się znajdowali. Początkowo nikt nie wpadł na to, by wyjść na balkon i sprawdzić, czy ich tam nie ma, bo kto normalny wybierałby taką drogę ucieczki z trzeciego piętra? Słyszeli więc głosy dwóch mężczyzn, z których jeden równie dobrze mógł być Ignazem - w deszczu i skupiony na schodzeniu po kratce w dół, Qadir nie był w stanie wsłuchać się w ich rozmowę.
Ręka, w którą trafił czar, działała, choć każde zaciśnięcie dłoni wywoływało mrowienie tak intensywne, że zdawało się przenosić aż do szyi i nieprzyjemnie schodzić w dół pleców. Schodzenie po porośniętej pnączem kracie nie było łatwe, zwłaszcza ze względu na to, że im bliżej powierzchni, tym roślina była gęstsza, utrudniając znalezienie miejsca, w które dałoby się wsunąć czubek buta. Alejka, na którą wychodziły okna pokoi gościnnych obecnie była pusta, co stanowiło pewne szczęście w nieszczęściu - przy lepszej pogodzie pewnie ktoś by się tu plątał.
Qadir dotarł już prawie na ziemię, gdy noga wysunęła mu się z otworu w kracie, a przez mrowiącą rękę miał spore problemy z wyczuciem miejsca, które mógłby chwycić, by utrzymać się w pionie. Ostatnie dwa metry przebył więc szybciej i bardziej boleśnie, gdy rąbnął plecami o ziemię i na te kilka sekund wypchnęło mu powietrze z płuc. Czar nie zadziałał, mężczyźnie zrobiło się tylko słabo od wysiłku magicznego, na który zabrakło mu już vitae. Zanim znalazł w sobie siłę, by wrócić do oddychania i z powrotem się podnieść, jego spojrzenie mimowolnie powędrowało w kierunku brzegu dachu, na którym zniknęła Tamna. Nie widział teraz ani kobiety, ani łańcucha. Za to zdenerwowana rozmowa stała się głośniejsza. Tyle dobrze, że Salih zdołał skryć się pomiędzy zabudowaniami, tak, żeby nie było go widać z góry.
- ...Posiada zdolność teleportacji. Mógł przenieść ich wszędzie - powiedział ktoś, stojący na balkonie.
Odpowiedź była zbyt niewyraźna, by dało się ją zrozumieć. Zapewne drugi mężczyzna został w środku, w komnacie.
- Do pracowni jednego albo drugiego, do Rathala, nie wiem. Prawdę mówiąc... wszędzie.
Kolejny komentarz, z którego nie dało się z tej odległości wyróżnić żadnych konkretnych słów.
- Nie mamy nikogo takiego... Chyba, że Lansion. Znajdę go. On powinien...
Dalsze słowa zagłuszyło zamknięcie drzwi balkonowych. Cokolwiek planowali poplecznicy Keliego, albo i on sam, tego już Qadir nie usłyszał. Została mu teraz do podjęcia decyzja, co zamierzał ze sobą zrobić: spróbować wydostać się z Akademii na własną rękę, licząc na to, że Tamna jakimś cudem domyśli się, dokąd ma się udać i dotrze tam sama, poczekać, aż elfka zejdzie po kracie do niego na dół, czy spróbować się z nią jeszcze w jakiś sposób porozumieć, zanim udadzą się każde w swoją stronę. A może miał jeszcze inny plan?
Obrazek

Oddech Bogów

81
POST POSTACI
Qadir
No i w… i wylądował. I cały misterny plan… też się nie powiódł tak, jakby tego Qadir pragnął. Wprawdzie oboje z Tamną wiele ryzykowali nie tylko poprzednimi zagrywkami (szczególnie nasz czarodziej), ale również obecnym przyciśnięciem do śliskiej ściany. Powiedzmy, że łażenie po drewnianej zabudowie lub dachu w deszcz nie należy do najlepszych pomysłów. W tym wypadku niestety nie mieli lepszego wyjścia, a to wynikało głównie z braku odpowiednich umiejętności. Teleportacja Saliha mogła się przydać, lecz nie przy dwóch osobach. Tak też “szalony” mędrzec wkroczył za kobietą na swoistą, porośniętą kratę. Wymienił się z elfką kilkoma zdaniami, aczkolwiek na większe dywagacje czasu nie mieli. Nastąpił moment na ucieczkę i to rychłą. W ten oto sposób nawet nie kontynuował debaty ze szczegółami, a podążył w kierunku trawy pod budynkiem. Dodatkowo nie pomagał fakt, iż Kadeem nie przystępował do sekcji wspinaczkowej, toteż ograniczał swe ruchy do minimum dla zachowania jakichkolwiek szans na powodzenie całej akcji.

Z pnączami dookoła sylwetki jakoś sobie radził przez kilka albo kilkanaście sekund. Stopniowo pokonywał kolejne centymetry jak prawie przestraszony kot, starając się nie zerkać kątem oka w dół. Czarnoskóry mag próbował zignorować bardzo dokuczliwe mrowienie ręki z kawałkiem karku razem z plecami, ciągle myśląc o osobach próbujących wtargnąć do komnaty, gdzie przetrzymywano niedawno pannę Il’Dorai. Tylko… nie mógł przyśpieszyć. To źle by się skończyło. Także pomału brnął, brnął… aż w końcu stracił czucie w nodze. Z ust mężczyzny wydobył się charakterystyczny dźwięk wypuszczanego w szoku oddechu, a wtedy już szybował gwałtownie na zieloną glebę. Nie mógł zrobić nic, aby powstrzymać upadek. Zabrakło mu sił. Zaklęcie się nie udało, dodając mu wyłącznie więcej nieprzyjemnego samopoczucia. Karlgardczyk zakończył przeprawę na jednym z boków, próbując w akcie obrony zakręcić ciałem do pozycji leżącej w formie osłonięcia organów wewnętrznych. - Bogowie… - Wyszeptał po chwilach strachu, kiedy to stracił całe powietrze w płucach na parę sekund.

“Pustynny Smok” złapał jednak wiatr w żagle, gdy stan zaczął się poprawiać, zrywając się na równe nogi. Dzięki panteonowi nie miał złamanych kończyn, co jest jak najbardziej możliwe przy spadaniu nawet z dwóch metrów. Błyskawicznie schował się za rogiem pobliskiej zabudowy, mimowolnie spoglądając na zadaszenie. Gdzie się podziała blada dziewczyna? Schowała się czy już czmychała dalej w kierunku fortyfikacji? Niemniej wróżbita postanowił podsłuchać pogawędkę śledzące ich indywidua przy balkonie. Wiele z tego nie wyniósł poza konkretnym imieniem… Lansion. Ach tak. Kogóż innego by mieli się poradzić w tej sytuacji. Ta dwójka nie miała za bardzo kogo na tę chwilę. Kiedy okolica stała się czysta, absolwent szkoły czarnoksięskiej chciał zwrócić uwagę córki Rathala kamyczkiem w górę. Zahaczyłby przy rzucie zdrową dłonią swe położenie lub potrzebę zerknięcia czarodziejki na podwórze. Nie używałby głosu. To mogło okazać się samobójcze. Spróbuje wskazać dłonią kierunek na zewnętrzny mur, czyli tak jakby… szli normalnie razem na szczycie akademii. Pozostało człowiekowi z pustyni śledzić jej kroki z drobnym wyprzedzeniem. Ich współpraca nie mogła się tak skończyć. Jak to nie wyjdzie, to uda się sam do Franko Shehla, ale… to ostateczność.
Obrazek

Oddech Bogów

82
POST BARDA
Nieświadomość Akademii na temat tego, jakie ograniczenia posiadała zdolność teleportacji Qadira, dawała im ogromną przewagę. Nikt nie podejrzewał, że spętana antymagicznymi kajdanami Tamna i wyzuty z vitae Salih będą próbowali uciec z terenu Akademii na piechotę, chowając się przed spojrzeniem postronnych jak pospolici zbóje. Dzięki temu też nikt nie próbował szukać ich na dworze, nie podejrzewał, że wspięli się na dach, albo zeszli po kracie na sam dół. Bo kto normalny wybrałby taką drogę, mogąc przenieść się w jedno uderzenie serca za pomocą magii?
Dźwięki deszczu uderzającego o dach zagłuszył jakikolwiek hałas, jaki mógł zrobić upadający na niego kamyk, ale Tamna była zbyt czujna, by umknęło to jej uwadze. Chwilę po tym, jak Karlgardczyk z rozmachem wrzucił go na górę, zza brzegu niepewnie, ostrożnie wychyliła się biała głowa elfki. Na widok przyjaznego maga strach w jej oczach przeszedł ulgę tak wyraźną, że nie dało się pomylić tego z żadną inną emocją. Niemal widział, jak jej oklejone mokrymi włosami ramiona rozluźniają się, choć przecież była od niego całkiem daleko. Spojrzała na niego z nową intensywnością, a chwilę później potrząsnęła głową w irytacji, zapewne chcąc przekazać mu coś telepatycznie, tak, jak przedtem, ale czar został zablokowany przez zaciśnięte na jej nadgarstkach metalowe obręcze. Ostatecznie przeniosła wzrok na ciąg dachów, po których zamierzała przejść do samego końca zabudowań i skinęła głową, przyjmując do wiadomości nieme polecenia Qadira.
Brzydka pogoda im sprzyjała. Nikt nie plątał się na zewnątrz, okna były pozamykane, by nie wpuszczać chłodu i zacinającego z ukosa deszczu do środka, a do tego mało kto oczekiwał, że poszukiwanej dwójki wypadałoby szukać na dworze. Salih widział elfkę podążającą po dachu, czasem normalnie, czasem w dość upokarzającej konieczności przemieszczania się na kolanach, gdy powierzchnia okazywała się zbyt śliska. Stopniowo zbliżali się do muru zewnętrznego - wyglądało na to, że za kilka minut powinni już znaleźć się poza granicami Uczelni, zakładając, że w bramie nikt ich nie zatrzyma. Bo skoro karlgardzki mag był w stanie przenieść ich w każde, dowolne miejsce na świecie za pomocą swojej magii, czemu Keli miałby przejmować się zabezpieczaniem fizycznych przejść?
W pewnym momencie Qadir usłyszał syknięcie z góry, a gdy zerknął na Tamnę, ta stała na brzegu dachu niewysokiej przybudówki. Przed przejściem na kolejny budynek powstrzymywała ją alejka, której nie była w stanie przeskoczyć. Kobieta rozejrzała się, a gdy upewniła się, że nikogo wokół nie ma, po raz pierwszy od wejścia na dach odezwała się do swojego towarzysza.
- Pomóż mi zejść - poprosiła cicho. - Pójdę już obok ciebie.
W gruncie rzeczy po raz pierwszy znajdowała się tak blisko ziemi, bo dzieliły ją od niej jedynie jakieś cztery metry - za dużo, by samodzielnie zeskoczyć bez ryzyka złamania sobie czegoś, zwłaszcza mając ręce złączone łańcuchem. Ale gdyby Salih w jakiś sposób jej pomógł, na przykład pozwolił jej zejść najpierw na swoje ramiona, a potem dopiero na ziemię, istniała szansa, że nic sobie nie zrobi. Nie czuł już mrowienia w ręce i podczas tego krótkiego spaceru odzyskał w niej pełną sprawność, więc przynajmniej to nie stanowiło problemu. Może nawet mógłby pozwolić sobie na jakiś delikatny, ostrożny czar...?
Obrazek

Oddech Bogów

83
POST POSTACI
Qadir
Pokręcona akcja jakoś im wyszła, nawet jeżeli z góry nie planowali pewnych ruchów. Uderzające krople deszczu przy porywistym wietrze naturalnie miały prawo zagłuszyć uderzenie kamyka rzuconego przez karlgardczyka. Tak też się stało, aczkolwiek wysunięta sylwetka czarodzieja wraz z widokiem lecącego kawałka ziemi zwróciła uwagę elfki. Panna Il’Dorai wychyliła się, a odsłonięty w obliczu ulewy mag jasno wybijał się z otoczenia swym ubiorem. Miała prawo czuć niesamowitą ulgę, szczególnie gdy Salih runął z rozpędem na ziemie niczym ułamana, masywna gałąź drzewa w trakcie wichury. W każdym razie żył, a to jasno mogła dojrzeć przedstawicielka rodu założycieli Nowego Hollar. Owszem, była zła. Kadeem to widział, lecz żadna wiadomość do niego nie doszła. Jedynie poparzył przez moment na oblicze Tamny, aby w następnej kolejności wskazać kierunek ich dalszego ruchu. Czy twarz Qadira coś zdradzała? W zasadzie nie. Pozostawała neutralną. Nie tracił dalej czasu, a ruszył pod osłoną pogody w stronę zewnętrznego muru. Zgodnie z pierwotnymi słowami planu kobiety.

W ten sposób pokonywali odległość już znacznie sprawniej. Nogi mogły twardo stąpać po drodze i nie groził im upadek z wysokości. Znaczy mowa tutaj o “Pustynnym Smoku”, bo blada dziewczyna nadal pozostawała w niebezpieczeństwie. Miała jednak czarnoskórego asystenta na dole, który miarowo podążał z nią w wyznaczone miejsce. Pomimo trudności z powierzchnią dachu dawała sobie radę. Młódka pozostawała zdolną istotą radzącą sobie w każdej sytuacji. Yasin nie miał nawet szans się z nią mierzyć w samodzielności oraz ambicjach. Stała między nimi duża przepaść talentu. Choć czy na pewno? Takie pierwsze wrażenie. Gdy przedstawicielka płci pięknej zeszła na kilkumetrową przybudówkę w którymś momencie, to oboje stanęli w miejscu. Sygnał zejścia na udeptaną ścieżkę był klarowny. Nie miała najwidoczniej kocich zdolności do takiego skoku. - Chwila… - Popatrzył na wcześniej mrowiącą dłoń, po czym starał się ją zaciskać. Uczucie słabości minęło. Prawdopodobnie mężczyzna chciał poznać stopień ryzyka korzystania z górnej kończyny. - Chodź tutaj. - Wskazał na swe barki, wystawiając po chwili ręce do góry.

Złapie ją za łapki, pozwalając stanąć na ciele wróżbity. Następnie ujmie za biodra, gdy niewiasta się obniży, gdzie na koniec spróbuje siłą swych mięśni postawić ją na ziemi z matczynego chwytu lub barana. Tutaj dał jej dowolność. Liczyło się kontrolowane obniżenie wysokości. Czarnoksiężnik powinien przy tym patrzeć w górę dla lepszego chwytu. Jeżeli coś zauważy spod jej sukienki to już… wypadek przy pracy. Nie interesował się jednak tym, tak samo całym przedsięwzięciem nietypowej sytuacji. Jako uczony miał inne zmartwienia. Co do czaru to postanowił jednak ograniczyć korzystanie z vitae aż do zaczerpnięcia oddechu w spokoju. Na razie szło im całkiem nieźle, więc możliwie to kwestia niedalekiej przyszłości - Idziemy do domu Franko Shehla. Tam będzie czekał twój ojciec z resztą ekspedycji. Miał zabrać kilku znajomych ze sobą… Jak się nie zjawią do godziny, to ruszamy bez nich. Możesz nas tam zaprowadzić? - Oznajmił twardo, zdejmując wierzchnią szatę. - Weź ją. W przeciwnym wypadku się przeziębisz. Tobie się bardziej przyda niż mi. - Rozejrzał się dookoła. Mag wolał mieć pewność czy ktoś ich śledzi z aktualnej pozycji. Percepcja pozostawała ograniczoną, lecz czemu nie spróbować z niej skorzystać? - Chodźmy. Trzeba przy okazji pomyśleć jak ci ściągnąć te kajdany. Po narzędzia niestety nie wrócimy. - Wyszeptał znowu przytomnie. No właśnie, łańcuchy... Jedynie delikatnym ruchem wiatru, użytkownik magii mógł spróbować je wyłamać na środku, choć… czy to coś da? Najwyżej ogarną to później. Granice uczelni znajdowały się coraz bliżej. Za niedługo będą powiedzmy... wolni. Niestety z wilczym biletem na teren całej akademii.
Obrazek

Oddech Bogów

84
POST BARDA
Tamna przez chwilę wpatrywała się w Qadira z góry niepewnie, jakby nie była przekonana co do tego, że będzie on w stanie ją utrzymać. Ale czy miała jakąś alternatywę? Sama zresztą poprosiła o pomoc. Obróciła się i ostrożnie zsunęła w dół, najpierw opierając się na brzuchu, a potem chwytając się brzegu dachu i nieco nieporadnie zwieszając się z niego na rękach. Mimo, że dotąd wykazywała się wyjątkową zręcznością, to nie był łatwy manewr, gdy miało się częściowo spętane ręce. Stopy obute w cienkie trzewiki wylądowały na ramionach Saliha, ale dalsza część tego manewru wymagała już większej kontroli ciała i zaufania do drugiej osoby, więc chwilę trwało, zanim elfka puściła dach. Niczego nadzwyczajnego spod sukni mag nie zobaczył, głównie dlatego, że cienki, zwiewny materiał nie był przystosowany do noszenia w ulewnym deszczu i teraz oklejał jasne ciało kobiety jak czarny wodorost, przylegając do brzucha i nóg - co samo w sobie w gruncie rzeczy niewiele pozostawiało wyobraźni. Raczej mało prawdopodobne, by Tamna przejmowała się tym w tym momencie, tak samo jak Qadir.
Stęknęła, gdy wylądowała na jego ramionach, a potem osunęła się na ziemię, stając obok.
- Dziękuję - powiedziała cicho, usiłując powstrzymać szczękanie zębów.
Dopiero z bliska mógł zobaczyć, jak żałośnie się prezentuje. Przemoczona od stóp do głów, z krwawiącym zadrapaniem na przedramieniu, które nie wiadomo kiedy zdobyła, trzęsła się z zimna. Pewnie pluła sobie teraz w brodę, że na spotkanie z rektorem postanowiła założyć elegancką suknię, zamiast swojego standardowego stroju podróżnego, w którym Voron widywał ją zazwyczaj. Misterna biżuteria i srebrne zdobienia na sukience na niewiele się zdały w takiej ulewie.
- ...Dziękuję - powtórzyła i westchnęła ciężko, gdy dostała płaszcz, którym mogła się owinąć. Zrobiła to ciasno, chowając pod nim zarówno mokre odzienie, jak i kajdany z łańcuchem. Ponownie zatelepało nią z zimna. Uniosła wzrok na Saliha. - Franko? Dobrze. Doskonale. T-to dobry plan. U Franka chyba nawet są jakieś moje rzeczy, nie wszystko zabrałam na Akademię.
Wciąż nikt ich nie obserwował, przynajmniej nie tutaj. Gdy ruszyli dalej i wyszli spomiędzy budynków na pomniejszy, obsadzony drzewami dziedziniec, minęły ich jakieś dwie uczennice, ale nie poświęciły im szczególnej uwagi, uciekając przed deszczem. Bo skąd miałyby wiedzieć, że rektor chciał akurat tę dwójkę powstrzymać? Wiadomość nie zdążyła jeszcze obejść całej Akademii; nie mogła zresztą tego zrobić, by nie zwrócić na Tamnę i jej rewelacje większej uwagi, niż było to dla rektora wygodne.
- Franko może wiedzieć, co z tym zrobić. Jego brat jest płatnerzem, może po niego pośle. Może ten metal da się roztopić tak samo, jak każdy inny, więc przynajmniej nie będę mieć spętanych rąk, tylko bransolety takie... gustowne. A może ojciec przyprowadzi kogoś, kto będzie w stanie mi z tym pomóc tak, żebym mogła pozbyć się też ich. Nie wiem, czy będą blokować magię, jak nie będą połączone...
Zamilkła na moment, podążając tylko w stronę bramy. Była otwarta, żadnych strażników nie było na horyzoncie. Czyżby docierali do miejsca, w którym Ignaz już ich nie dosięgnie i będą mogli odetchnąć spokojniej? Jeszcze kilka minut.
- To okropne uczucie. Nie takie, jak wtedy, gdy zużyjesz jej za dużo. Gdy jesteś pusty. To jest... jak obręcz ściskająca twoją duszę. Nigdy nie sądziłam, że tego doświadczę. Chcę to zdjąć - powiedziała cicho i zadrżała.
Wzrok miała wbity pod nogi. Teraz, gdy nie nastawiała się na rozwalenie głowy potencjalnego przeciwnika krzesłem, ani z determinacją nie parła przed siebie po śliskim dachu, w za dużym płaszczu Qadira i z opuszczoną głową prezentowała się wyjątkowo żałośnie.
- Nigdy nie przypuszczałabym, że rektor może zrobić coś takiego. Nigdy.
Obrazek

Oddech Bogów

85
POST POSTACI
Qadir
Z przykrością należało stwierdzić, iż nasz heros miał możliwość jedynie udzielić ciepła kobiecie w formie solidnego, egzotycznego płaszcza. Znakowana symbolami stolicy Urk-hun szata zatrzymywała dużo ciepła organizmu, a do tego stanowiła niebagatelny izolator. Z pewnością dawało to lepsze samopoczucie przemokniętej czarodziejce, aczkolwiek solidny kominek lub chociaż manipulacja żywiołem ognia pewnie spisałaby się lepiej w takiej sytuacji. Salih nie miał znajomości wszystkich żywiołów przynajmniej na ten moment rozwoju jego talentów. Radzili sobie, jak tylko mogli, toteż zdawało się, że przetrwają ten spacer po mokrych uliczkach zurbanizowanego terenu. Karlgardczyk odziany w togę ze spodniami nawet się trzymał. Niby pochodzi z pustynnych terenów, które nie noszą zbyt wielu ślad opadów w ciągu roku, ale zdaje się, przyzwyczaił po części do tutejszego klimatu. Niemniej jednak może ich czekać jakaś forma przeziębienia. No, chyba że się wyleczą odpowiednim czarem lub gorącym rosołem z lekarstwami.

Mag próbował zachować pozory zwykłej przechadzki tej dwójki. Tym samym nie skradał się ani nie rozglądał zanadto dookoła jak ktoś pogrążony w paranoi przy próbie ewakuacji. Dopóki wyglądali jak para przyjaciół o dość szalonym podejściu do wędrówek w niesprzyjającej pogodzie to nie będą rzucać się bardzo w oczy przechodniom. Dwie nieznajome uczennice wyminęły ich prędko, uciekając przed zmoknięciem. I bardzo dobrze. Informacja nie mogła wyjść na wierzch zbyt szybko, co miało prawo stać się w obrębie najbliższej doby. Oby się uwinęli w czas na trakt. Wracając do obecnej chwili pieszej podróży, Kadeem westchnął ciszej na sugestie Tamny względem kajdan. Pomysł niezgorszy, a wszak lepszego aktualnie nie mieli. Tak jak w przypadku ich obecnej wyprawy w zachmurzonym niebie. - W moim przypadku nie potrzebuję wielu przedmiotów. Całość potrzebnego ekwipunku mam ze sobą. Księgi z pracowni wraz ze składnikami alchemicznymi przeboleję. - Powrócił na chwilę do poprzedniej kwestii, by kontynuować temat obręczy. - Coś na to poradzimy, gdy będziemy mogli się zatrzymać w innym miejscu. - Wykształcony naukowiec skwitował, wędrując tuż obok panny Il’Dorai.

Kostur uderzał rytmicznie o posadzkę ulicy z każdym krokiem. - Możliwie podąża za nami Lansion. On będzie w stanie nas namierzyć, dlatego liczę, że wybrałaś najkrótszą drogę do Pana Shehla. - Czy znała tego kogoś, czy nie, “Pustynny Smok” go kojarzył. I nie bez kozery to właśnie imię tej osobistości padło z ust poszukiwaczy przy balkonie komnaty. Byli jednak coraz bliżej miejsca docelowego. A do tego nie napotkali strażników przy bramie. Zaiste Sulon ich prowadził. - Przedstawiono mi na inicjacji w Nowym Hollar ten przyrząd… Nikt prawdopodobnie nie chciałby się w nim znajdować. - Oznajmił z powagą wymalowaną na twarzy. Na słowo “rektor” jego spojrzenie niemal zaświeciło.

W dalszym ciągu syn Raaidy nabrał sporo powietrza w płuca. - Ze względu na zaistniałe wydarzenia chyba mogę ci to powiedzieć. Otóż przybyłem przed laty do tutejszej szkoły jako… obserwator. Możesz też nazwać to szpiegostwem, lecz takie miałem zadanie od Alfrada. - Spauzował ciężko na kilka sekund. - Ignaz od dawna jest podejrzany o wiele rzeczy, podobnie jak Callisto. Dużą rolę odgrywa tutaj polityka. I nie chodzi o byle zużywanie budżetu placówki edukacyjnej. Konflikty z Keronem narastają, a Urk-hun nie spoczywa na laurach. Tej dwójce zależy na… zmianie ładu świata w prostym ujęciu tych słów. Nie będzie to nic przyjemnego. - Niby nie podawał detali, lecz blado skóra dziewczyna mogła się domyślić kilku rzeczy. Tych szczegółów nie podał na głos. - Podejście Pana Kēliego do Mrocznych wiele teraz tłumaczy. Jest jeszcze garść dodatkowej wiedzy, ale… to pominę. - Czyżby coś przed nią ukrywał? Kto wie.
Obrazek

Oddech Bogów

86
POST BARDA
Tamna też nie rozglądała się szczególnie, zbyt zmarznięta i zdruzgotana zaistniałymi wydarzeniami, by przejmować się otoczeniem. Może nie było to zbyt rozsądne, a może uznała też, że nikt o zdrowych zmysłach nie spodziewa się ich spacerujących po uczelnianych dziedzińcach. Miała zaciągnięty kaptur i opuszczoną głowę, więc nawet nie było spod niego widać jej białych włosów.
- U Franka są moje ubrania, rzeczy na podróż. Nic ważnego. Wszystkie dokumenty... mapy, rysunki, wszystko... wszystko przyniosłam tutaj, żeby zaprezentować Ignazowi - przyznała z żalem w głosie. - Nie zabrałam tego na spotkanie, bo sądziłam, że usiądziemy potem, żeby zaplanować, jak rozprawić się z tym problemem. Że wyznaczy magów, którzy udadzą się tam razem ze mną i upewnią się, że brama pozostanie zamknięta, zanim wyleją się przez nią wojska mrocznych. Teraz to wszystko leży w plecaku w mojej sypialni, bezużyteczne, taj samo jak ten pierdolony rektor.
Kopnęła ze złością jakiś kamyk. Nic dziwnego więc, że chciała wrócić do swoich kwater... ale sama z pewnością potrafiła doprowadzić grupę uderzeniową na miejsce, nawet nie mając dostępu do własnych notatek. Mieli szczęście, że udało się ją odbić z tego eleganckiego więzienia, w jakim zamknął ją Keli, bo bez Tamny i bez map mogliby do końca świata bez celu błądzić po Fenistei.
- Słyszałam. Wiem, że Lansion potrafi nas zlokalizować, ale wiem też, że robi to za pomocą rytuału, nie natychmiastowego zaklęcia. Kiedyś kogoś dla mnie szukał - wyjaśniła. - Więc teoretycznie trochę mu zajmie, zanim odkryje, dokąd idziemy, a potem znów trochę potrwa, zanim odprawi go po raz kolejny... tak sądzę. Inna sprawa, że nie możemy zostać u Franka zbyt długo. Tak czy inaczej będą podążać...
Zamilkła na moment.
- ...Właściwie to Franko też nie powinien u siebie zostać.
To był spory problem, zakładając, że ów Sehl był tylko znajomym, który w jakiś sposób pomagał Tamnie podczas ostatnich jej wypraw. Żadnym uczonym, nikim powiązanym ze zbliżającą się inwazją.
Dalsze słowa maga sprawiły, że głowa elfki podniosła się, a z jej spojrzenia na moment zniknęło to rozczarowanie i wywołana bezradnością złość, z którą mierzyła się przez cały czas. Jej złociste oczy wpatrywały się w niego z zaskoczeniem, bo dla każdego byłaby to niezła rewelacja. Więc uprzejmy Qadir Salih był karlgardzkim szpiegiem?
- Gdybym wiedziała o tym wcześniej, w ogóle bym do niego nie szła - prychnęła. - Nie spodziewałam się, że ktoś może mieć do tego stopnia nie po kolei w głowie, że uzna nadchodzących mrocznych za coś dobrego. Chcą zmienić ład świata na jaki? Naprawdę myślą, że mroczni pozwolą im zachować ciepłe posadki i władać swoimi miasteczkami i uczelniami? Pierwsi pójdą pod miecz, gdy przestaną być przydatni. Przesłuchaliśmy tych dwóch, oni darzą równą nienawiścią...
Zamilkła, gdy minęła ich kolejna grupka studentów, tym razem trójka. Dwóch chłopaków, których Qadir kojarzył z zajęć Rathala, zmierzyło go zdziwionym spojrzeniem, jeden nawet rzucił niepewne "dzień dobry". Kto normalny wychodził na taki deszcz bez płaszcza? Elfka nie kontynuowała tematu, być może woląc zostawić go na bardziej sprzyjające okoliczności.
- Jest brama - wskazała elfka chwilę później. Widzieli stojące przy niej dwie sylwetki, pogrążone w rozmowie, ale czy byli to strażnicy, mający ich zatrzymać, czy ktoś zupełnie niezwiązany z ich sprawą? To się jeszcze miało okazać. - Mam nadzieję, że mojemu ojcu uda się opuścić Akademię.
Obrazek

Oddech Bogów

87
POST POSTACI
Qadir
Pomimo przeciwności losu w formie zaburzeń atmosferycznych oraz potencjalnego zagrożenia z poszukiwaczy uczelni, para rzucających się nieco w oczy istot szła przed siebie. Czarnoksiężnik nie wyobrażał zatrzymywać się choćby na chwilę ze względu na ich aktualne położenie. Pomimo dodatkowego zapasu czasu lepiej brnąć nieustannie do celu, bo po co kusić los poprzez wykrycie ze strony Lansiona? W najgorszym wypadku podążą za nimi już w Fenistei, aczkolwiek tam będzie znacznie trudniej wytropić elfkę z człowiekiem pośród zgliszczy puszczy. A posiłkując się notatkami, o ile ich znajdą, to tamci będą już może w połowie roboty jak nie dalej. - Jeżeli odnajdziesz dla nas drogę do portalu, to dalej sobie jakoś poradzę. Jak wiemy, aktualnie nie zdołamy wrócić po niczyje rzeczy i już raczej nigdy to nie nastąpi… Zresztą te dobra materialne takie jak księgi, notatki czy moje projekty nie będą miały znaczenia. Jest duża szansa, że co najmniej ja nie wrócę z tej wyprawy. - Skomentował, zaznaczając na koniec dość enigmatycznie własny koniec. Ba! Brzmiało to nad wyraz depresyjnie, tak jakby Salih pogodził się ze swoim losem. Ton głosu czarnoskórego faceta o dziwo nie sugerował nic zanadto.

Najważniejszym pozostawał fakt, iż miał przewodniczkę do wypełnienia swego przeznaczenia. “Pustynny Smok” szedł wiedziony misją od bogów. Polecenie Sulona nad wyraz wbiło się do jego psychiki. Wprawdzie nie wypowiedział tego na głos, lecz obecnie stan przedmiotów nawigacyjnych, a w tym… stan panny Il’Dorai zawierał się jedynie w jego sferze przejęcia wyprawą. Ciężko mu było pozostawać empatycznym na każdy element znajomego otoczenia razem z osobami. Umysł pogrążony był w powołaniu względem zatrzymania nadciągającego kataklizmu. - Rytuał czy nie, zapewne udadzą się w naszą stronę. Mają twe notatki. Będę musiał zamknąć to astralne przejście, zanim… nas wyprzedzą lub przerwą całą akcję. A potem… No cóż… Oby coś ich zatrzymało w trasie. W przeciwnym razie będziemy musieli następnie powstrzymać Callisto oraz Ignaza. - Słowo “powstrzymać” dobitnie mówiło o naturze wojny obronnej magów. To będzie krwawy bój. Istniała iskra nadziei rzucająca cień na ten scenariusz. Może się nigdy nie zrealizuje. Może.

Zaskoczenie wymalowane w oczach elfki spotkało się z mimowolnym spojrzeniem brązowych tęczówek maga. Yasin delikatnie uśmiechnął się, choć wykrzywienie warg ku górze sugerowało kilka kwestii. Prawdopodobnie najbliższą z nich pozostało… politowanie. - Teraz widzisz po sobie, jak mało wiedzieli studenci? Każdy początkujący żak aż po absolwenta Nowego Hollar żył w tej niewiedzy. Mało kto wiedział, co planuje Kēli. Zaskoczyło mnie jednak, że taka osoba jak ty nie miała zbyt wielu podejrzeń… -

Rozejrzał się dookoła, lustrując środowisko wraz z zapamiętaniem ich ścieżki łącznie z jej elementami dla lepszej orientacji. - Wierzę w istnienie więcej niż jednego portalu tak jak zapewne rektor. Bardzo wątpliwym byłby fakt utworzenie jednego przejścia przez Mrocznych. Muszą szykować zmasowane wtargnięcie do naszego wymiaru. Ignaz wraz z Panią Morganister będą musieli… negocjować swe posady. Bardziej chcą podtrzymać siebie w nowym ładzie na tych stanowiskach, gdyż oni też nie zatrzymają wszystkich. Nie są w stanie. Nasze działania to początek. Nie zapominaj też o Keronie. - Owszem, potencjalna wojna wisiała na włosku. O ile siedziba istot o szpiczastych uszach zostanie zaatakowana przez króla, to wtedy tęgie polityczne głowy pozostawią temat astralnych kreatur. Na horyzoncie tworzyła się zarazem opcja wykorzystania Mrocznych jako narzędzi w walce z królem. Daleki, sugestywny rzut motywu, ale nie byłaby to pierwsza próba szaleńczego planu despotycznej potęgi czarodziejów. Wiadomym jest… nieudzielanie dalszych informacji Tamnie. Wieszcz skrywał więcej tajemnic przed potomkinią Rathala.

Dotarli wreszcie do wyjścia z terenu uczelni. Przelotem Salih skinął głową na trzech studentów, którzy ich mijali. Musiał pominąć kwestię dodatkowej kurtuazji na ten moment. - Nie podnoś spojrzenia. - Zasugerował jej, przytulając sylwetkę elfki do swego ciała w najbliższej drodze. Miał zamiar przedstawić kogoś odprowadzającego uczennicę do domu w złą pogodę, udzielając jej płaszczu oraz opieki. Plus może delikatnie ogrzeje wychłodzony organizm Tamny. Nie mogli znowu wspinać się po zabudowaniach w tę ulewę. Nie mieli większego pola manewru bez zbędnej klęski. - Mam też taką nadzieję... Ignaz miał prawo go już zatrzymać. Liczę, że twój tata zna jakieś sztuczki na takie tarapaty. - Dodał w podsumowaniu ich rozmowy.
Obrazek

Oddech Bogów

88
POST BARDA
- Osoba taka, jak ja, bywa na uczelni raz na trzy miesiące - odpowiedziała Tamna, a w jej oczach błysnęła dobrze już znajoma Qadirowi irytacja. Nikomu nie sprawiało przyjemności otwarte wytykanie niewiedzy. - I mam inne rzeczy na głowie, niż rozgrywki polityczne na najwyższych stołkach. Ważniejsze, jak widać. Mój ojciec pewnie wie, co się dzieje. Twój przyjaciel Voron też, nawet jeśli żaden z nich otwarcie o tym nie mówi.
Opuściła głowę z powrotem, chowając twarz przed spojrzeniem postronnych i wbijając wzrok w czubki swoich przemoczonych butów. Tyle dobrze, że u Franka, kimkolwiek on konkretnie był, miała suche rzeczy, w które będzie mogła się przebrać, jak tylko zdejmą ciążące jej na nadgarstkach kajdany.
- Ambitnie zakładasz, że poradzisz sobie z tym sam - mruknęła. - To nie jest portal wielkości drzwi do szafy, Qadir. To coś dużo większego, dużo potężniejszego, niż cokolwiek, z czym którekolwiek z nas miało do czynienia. Będziemy musieli zrobić to razem. Ja, ty, mój ojciec i każdy, kogo przyprowadzi. Będziemy musieli połączyć siły, manipulację żywiołem ziemi i energii jednocześnie... to nie takie proste, jak ci się wydaje, chociaż uwierz mi, że chciałabym, żeby takie było.
Słuchała o kolejnych przejściach, ale nie odpowiadała. Albo sama domyślała się tego samego, nie widziała więc powodu, by dłużej na ten temat dywagować, albo wizja ta przytłoczyła ją za bardzo. Na tyle, na ile Salih zdążył ją poznać, raczej chodziło o to pierwsze, co zresztą potwierdziła swoimi słowami chwilę później:
- Na razie zajmijmy się jednym i spróbujmy to przeżyć.
Gdy zbliżali się do bramy, elfka posłusznie opuściła głowę jeszcze bardziej, całkowicie znikając w obszernym płaszczu Karlgardczyka. Teraz naprawdę wyglądała jak biedna, przemoczona dziewczyna, uciekająca przed deszczem i niczym więcej. Objęta, na moment zgubiła rytm kroków, zaskoczona niespodziewaną bliskością, ale szybko odzyskała rezon. Wciąż drżała, wychłodzona podczas przechadzki po dachu.
Im bliżej tych dwóch zakapturzonych postaci się znajdowali, tym pewniejsze było, że nie będą mieli do czynienia ze strażnikami. Gdy tylko zostali zauważeni, stojący pod łukiem bramy rozmówcy zamilkli i odwrócili się do nich. Jeden z nich ściągnął kaptur i oczom Qadira ukazała się znajoma facjata kolejnego studenta, którego kojarzył z zajęć Rathala - tego, co narzekał na ich nudę, łatwo więc mógł zapaść w pamięć. Wilgotne blond włosy założone miał za spiczaste uszy. Na widok ciemnoskórego maga wyraźnie się podekscytował.
- O! Pan Salih! - wyciągnął rękę i zamachał. - Panie Salih, słyszałem, że rektor pana szuka. Podobno to bardzo pilne. Mówili, że pilne, chociaż nie wiem, o co chodzi. Chodzi o to, z czym teleportował się pan na nasze zajęcia? Dzieje się coś na uczelni? Wszyscy o tym mówią. To znaczy, o niczym konkretnym, o tym, że coś się dzieje, tylko nie wiemy, co takiego. Idziecie do miasta? My też się właśnie wybieraliśmy. Nieźle się rozpadało, co?
Mało subtelnie spróbował dojrzeć, kogo Qadir obejmuje i kto znajduje się pod kapturem, ale Tamna wcisnęła się w klatkę piersiową Karlgardczyka tak, że musiałby ją najpierw od niego odkleić, żeby cokolwiek zobaczyć. Na wszelki wypadek też milczała, choć mało było prawdopodobne, by jej głos został rozpoznany przez pierwszego lepszego studenta.
Obrazek

Oddech Bogów

89
POST POSTACI
Qadir
Ach, Tamna brzmiała w tym momencie niebywale dziecinnie, nawet jeśli mówiła całkowitą prawdę. Osoby związane z uczelnią nie musiały w końcu mieć do czynienia z polityką. Widocznie jednak nie przejmowali się poczynaniami, które na nich bezpośrednio wpływały. Władza nie jest problemem… do czasu, gdy się nim staje. Bierność niekiedy potrafiła wyrządzić więcej krzywdy niż aktywne wspieranie wrogiej strony. Salih westchnął ciszej na pierwszą wypowiedź kobiety, nieco jakoby ze zmęczeniem wymalowanym na buzi. Tej zapewne teraz nie dojrzała. - I teraz ta gra polityczna na najwyższych stołkach postanowiła cię w takiej pozycji, u boku zwykłego naukowca stojącego na przekór tego systemu… Osoba taka jak ty powinna się tym bardziej przejmować, jeżeli chcesz jakoś wpłynąć na losy Fenistei oraz zebrać owoce ze swoich badań. W zasadzie to już na to za późno. - Podsumował niemalże surowo niczym jej ojciec przed laty, o ile takie wspomnienia o nim posiadała.

Niemniej z pewnością niewiasta spotkała się z rzeczowym komentarzem bez niepotrzebnego gniewu w głosie drugiej osoby, szczególnie mężczyzny mówiącego wprost o tym, co myśli. - A zatem sugerujesz, że nic do tej pory nie zrobili w tym kierunku, bo… czekali na odpowiedni moment? Nie czuli się na siłach? Oby nie współpracowali z Ignazem… Obyś się myliła. Tak czy inaczej, w obu przypadkach to bardzo zły znak. - Zahaczył o dość wrażliwy punkt, na który blada elfka mogła podirytować się jeszcze bardziej. Niemniej ruszał dalej do zakapturzonych istot przy poruszającej mózgi dyskusji.

Mieli na razie minutę lub dwie do ostatecznej wymiany zdań przed minięciem nieznajomych. Kadeem uważnie obserwował otoczenie, teraz poniekąd bardziej czujny niż jak opuszczali zakamarki budynków szkoły wraz z murem. - Ja nic nie zakładam, gdyż to zwyczajne domysły. Wiem tyle, że jestem potrzebny. Czy nam się uda, czy nie jest zależne od wielu czynników. Wiem także, że ty tutaj jesteś, bo masz swój udział w boskim planie… Inaczej bym cię zostawił w komnacie z tymi łańcuchami. - Podjudzał ją troszkę, tak jak to miał w zwyczaju robić przy ich pierwszym kontakcie. Był nad wyraz miły jako człowiek. Charakter szpiczasto uchej przedstawicielki płci pięknej aż prosił się o grzmotnięcie go w przemądrzałą głowę. Widocznie potrafił być zaczepny, jak chciał.

Przycisnął ją nieco bardziej do piersi, automatycznie dzieląc się ciepłem bijącego serca na wysokości klatki piersiowej. Pomimo nagłego ruchu dawało to swoisty komfort. Kto nie lubił temperatury kominka po powrocie do domu z ulewy lub śnieżnej zimy? - Wiesz nad wyraz mało o mnie, ale spokojnie… Odkryję swoje karty w odpowiednim czasie. Jeszcze mnie docenisz, droga potomkini Rathala. I zamierzam przeżyć. Nie, ja muszę przeżyć tę wyprawę. -Dodał na koniec z delikatnym uśmiechem na dosłowną sekundę, który czarodziejka mogła dojrzeć dopiero, gdyby spojrzała spod cienia kaptura na oblicze czarnoskórego maga.

Wreszcie mijali parę męskich sylwetek, z czego jedna zdołała dojrzeć oblicze jednego z wykładowców z jednoczesnym rozpoznaniem tego indywiduum. Ach tak, karlgardczyk o niebywale ciemnej karnacji skóry wybijał się na tle pochmurnego środowiska. Możliwie był jedynym nauczycielem pochodzenia urk-huńskiego. Chciałoby się zakląć pod nosem wręcz, aczkolwiek nie w przypadku Yasina. Ten dokonywał czynności na podwyższonych obrotach, toteż takie wybicie ze skupienia zbudziło w nim instynkt przetrwania. Niebywale silny instynkt. - O, witajcie. Pada niemiłosiernie mocno. - Skinął głową, nie wypuszczając “uczennicy” ze swych ramion. - Wiem, że mnie szuka. To związane z raportem z Keronu podobno. Nie znam szczegółów, lecz chodzi o kwestię krajową. - Nie zatrzymywał się z powodu deszczu i również… ich przygód z odbiciem dziewczyny. Ot chciał im dać tyle kłam… informacji, co by się odczepili. - Złapię go, jak odprowadzę jedną ze studentek. Źle się poczuła, a nie mogę jej zostawić na mych zajęciach. W każdym razie poradzę sobie. Do zobaczenia później na sali wykładowej. - Mknęli szybkim chodem niczym prawdziwi atleci. Teraz mieli przynajmniej wymówkę do tej szybkości pod kątem panującej pogody. Najważniejszym było zniknięcie z oczu tego zgromadzenia. Zauważyli go? Niestety tak, ale nie oznaczało to kompletnej porażki. Mieli obowiązek utrzymania maski pośpiechu celem uniknięcia cięższego boju… przynajmniej na ten czas.
Obrazek

Oddech Bogów

90
POST BARDA
- Nie wiem! - zgodnie z przewidywaniami Qadira, elfka zdenerwowała się jeszcze bardziej. - Nie wiem. Sam z nim o tym porozmawiaj. Cholernie jesteś irytujący, swoją drogą, z tą manierą mówienia, jakbyś był lepszy i mądrzejszy od wszystkich dookoła - dodała ciszej, jakby mówiła do samej siebie, choć oczywistym jest, że chciała, by to do niego dotarło. - Siedzą pół życia w tych białych czterech ścianach jeden z drugim i rozmawia się z nimi jak z pieprzoną gadającą książką...
Rzuciła mu jeszcze jedno spojrzenie spod kaptura, ale nie miał pojęcia, co miało oznaczać, wiedział tylko, że było reakcją na deklarację zostawienia jej w łańcuchach, gdyby nie była mu potrzebna. Nie odpowiedziała, wyjątkowo nie mając dla niego żadnej mniej lub bardziej celnej riposty. Raczej oczywistym było, że nie przyszedł po nią z dobroci swojego serca, ale usłyszenie o tym tak prosto w twarz nie mogło należeć do najprzyjemniejszych doświadczeń. Salih był w stanie niemal fizycznie poczuć emocjonalny dystans, jaki tworzy się pomiędzy ich dwójką.
Nie musieli się lubić, żeby ze sobą pracować, prawda?
- Mam swoje własne imię - odburknęła tylko, będąc nazwana potomkinią Rathala.
Potem już postanowiła profilaktycznie się nie odzywać, by nie zdradzić swojej tożsamości, nawet jeśli studenci jej nie kojarzyli. Robiła wszystko, by nie zwracać na siebie uwagi i by łańcuch, który niosła owinięty wokół prawego przedramienia, nie wydawał żadnych niepotrzebnych dźwięków. Słowa Qadira jednak skutecznie przyciągnęły uwagę młodzików.
- Raport z Keronu? Chodzi o wojnę? - spytał drugi, ciemnooki, którego Karlgardczyk kompletnie nie kojarzył. - Słyszałem, że szykuje się rozejm. Że bracia się pogodzili.
- Ph, pogodzili! Czego żeś się nawciągał, Ascal?
- Naprawdę! Tak słyszałem!
- Prędzej się ziemia rozstąpi i świat się skończy, niż tych dwóch ludzi się dogada. Panie Salih!
- chłopak nie dawał za wygraną i choć mag przyspieszył i wyszedł z Tamną poza teren uczelni, studenci poszli razem z nimi, naciągając kaptury z powrotem jak tylko wyszli spod szerokiej bramy, która dotąd osłaniała ich przed deszczem.
- My ją odprowadzimy, nie ma problemu! I tak mieliśmy iść do miasta po składniki, Ascal jak zwykle nie ma czego potrzebuje na zajęcia...
- Idziemy po twoje składniki
- wtrącił ponuro drugi student.
- ...Więc koleżanka może pójść z nami! Pan może lecieć do rektora, żaden problem!
Obrazek

Wróć do „Akademia Sztuk Magicznych”