[Akademia Magiczna] Biblioteka

1
Spoiler:
Biblioteka Akademii Sztuk Magicznych w Nowym Hollar była wielką skarbnicą wiedzy. Nie tylko magicznej, jak mogą sądzić niektórzy. Znajdowały się tu także traktaty polityczne, mapy, zarówno stare, rozpadające się, jak i nowe, bez żadnych białych plam. Miały tu swoje miejsce księgi o biologii, zakurzone tomy pełne równań fizycznych i chemicznych, dziesiątki pozycji na temat alchemii, która, wbrew przekonaniom laików, nie była tym samym co chemia. Zapach kwiatów, liści i świeżego powietrza, przeplatał się z zapachem starego papieru, z najstarszych, magicznie zakonserwowanych woluminów. Życia temu miejscu nadawali uczniowie i nauczyciele, czy to szukający ksiąg magicznych, niektórzy siedzący na rzeźbionych fotelach w rogach, lub przy jednym z długich stołów dla czytających, inni poszukujący zaginionych białych kruków.
Mimo pozornego chaosu, roślinności rozrastającej się wśród półek i drzew blokujących niektóre przejścia między półkami, była to, zaraz po Oros, największa skarbnica wiedzy ogólnej. Z tego też powodu była tymczasową siedzibą nowo powstającego wydziału, zwanego „Nową Biblioteką Oroską”. Setki półek, dziesiątki tysięcy woluminów, pełna swoboda. Dla żądnych wiedzy: istny raj. Dla tych którzy muszą nauczyć się na egzamin: istny koszmar.

*** Eladier siedział. Wokół niego słychać było szum drzew, ćwierkanie ptaków, szuranie krzeseł, chrząkanie i pokasływanie starszych, w tym i ludzkich, uczonych. Ale Eladier nic nie słyszał. Był całkowicie skupiony na zadaniu, które postawił przed nim jego nauczyciel. Emryl Loratiel lubił czasem mówić zagadkami, i zawsze odmawiał jakichkolwiek wyjaśnień, póki chłopak nie wpadł na właściwy trop. Przed nim leżała księga, „Vartolis Minuteri – Mniszek śnieżny i jego właściwości”. Nie była to księga magiczna. Był to sześciusetstronicowy tom poświęcony być może najbardziej bezużytecznej roślinie świata, gdyż jedyne jej zastosowanie jakie dotychczas odkryto to powodowanie kichania u osób wrażliwych na magię.
Proszek z mniszka działał na istoty magiczne jak tabaka. Chłopak dobrnął dopiero do połowy księgi, a że była ona kopią woluminu mającego paręset lat, znajdowało się w niej pełno poetyckich opisów i nudnych zagrywek lirycznych. Na stoliku obok leżała również druga księga, którą miał przeczytać dopiero po przeczytaniu całej rozprawy o mniszku śnieżnym. Było to „Wprowadzenie do Sztuk Magicznych”. Nie była to jakaś nowość, czytał już księgi tego typu, ale każda z nich odkrywała przed nim kolejne tajniki sztuki. Były zazwyczaj podzielone na sześć rozdziałów, każdy zawierający informacje o innej gałęzi magii.

Była więc magia Ognia, zwana też magią Serca,
magia Wody, zwana magią Umysłu,
magia Ziemi, zwana mocami Natury,
magia Powietrza, zwana oddechem Bogów,
magia Energii, zwana magią Duszy,
oraz magia Boska, czyli demonologia i rozważania na temat potęgi stwórców.

Ale, cokolwiek by zrobił, musiał przeczytać jeszcze trzysta stron o zastosowaniach śnieżnych chwastów, ale zanim się z tym upora, zapadnie najpewniej zmrok. A jutro rano Loratiel da mu najpewniej kolejną bezużyteczną rozprawę polityczną. W takim tempie poznanie magii zajmie mu wieki!
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: [Akademia Magiczna] Biblioteka

2
Choć Eladier był całkowicie skupiony na zadaniu jakie zostało przed nim postawione – Przeczytaniu kolejnej rozprawy botanicznej, tym razem na temat Mniszka Śnieżnego, to z biegiem czasu poczęło dopadać go znużenie. Oczy coraz wolniej śledziły tekst, a jego ciało coraz bardziej pochylało się nad stołem, jak gdyby ktoś położył na jego barkach wszystkie księgi z biblioteki. Mimo to uparcie czytał dalej, strona za stroną i rozdział po rozdziale. W pewnym momencie złapał się jednak na tym, że po przeczytaniu kilku dobrych stron nie miał pojęcia co zawierały.
Student z pewną niechęcią odsunął od siebie księgę, przetarł swoje zmęczone oczy i wyprostował się na krześle z pojękiwaniem długo nie ruszanych kości. Rozsiadłwszy się wygodniej pozwolił sobie na chwilę przerwy od zielarskiej poezji, która zdążyła go niewiarygodnie zmęczyć od rana.

Loratiel jest dobrym nauczycielem. Być może jednym z najlepszych na terenie całej Akademii, ale nie mam pojęcia co jeszcze chce osiągnąć przez wtłoczenie do mej głowy kolejnej porcji wiedzy o roślinach, zwłaszcza rzadko spotykanych i nie mających żadnego zastosowania w praktyce. Z pewnością Mniszek Śnieżny jest denerwujący dla osób władających magią bądź istot magicznych, zwłaszcza gdy chciałyby rzucić jakieś zaklęcie. Mogę tylko zgadywać, że solidne kichnięcie podczas tworzenia kuli płynnego ognia, może nieść ze sobą paskudne konsekwencje dla czarodzieja...
A gdyby tak...? Z pewnością niektórzy czarodzieje, głównie ci zajmujący się alchemią i zielarstwem mogliby mi nieco przybliżyć temat... Co prawda Mniszek Śnieżny nie był wdzięcznym obiektem badań, ale z pewnością któryś z wiekowych czarodziejów mógłby się nieco podzielić ze mną swoją wiedzą. Hmm...

Młodzieniec przyjrzał się dokładnie księdze i ocenił, że zostało mu jeszcze około trzystu stron do przeczytania, a to sprawia, że z pewnością przyjdzie mu czytać ją do wieczora. A księga traktująca o magii kusiła swym tematem. Zwłaszcza, że przez wiele lat zajmował się głównie dziedzinami okołomagicznymi. Był już tym zmęczony i coraz częściej myślał czy nie skonfrontować się z Loratielem lub całkowicie pójść własną drogą i samemu poszukiwać swej ścieżki.
Eladier sięgnął po "Vartolis Minuteri" i rozpoczął jej dalsze czytanie. Tym razem jednak zmienił swe podejście. Zamiast rozwodzić się nad kiepskimi figurami stylistycznymi i kwiecistymi porównaniami, szukał słów które uznawał za kluczowe, a gdy już je znajdował czytał właściwy temu akapit, a także poprzedzający go i następujący po. Czasami, choć rzadko, musiał przebrnąć przez całą stronę informacji, ale tempo jego pracy znacznie przyśpieszyło, choć z pewnością część informacji mu umykało. Z biegiem czasu w głowie młodzieńca tworzył się coraz pełniejszy obraz rośliny, choć wciąż nie wiedział w jakim celu miał ją przestudiować.

Mniszek Śnieżny – Bylina, która występuje głównie w surowym klimacie północnym, ze szczególnym wskazaniem Ghuz Dun, a także z nieco mniejszym zagęszczeniem na południu – W najwyższych szczytach Gór Daugon i Ścianie Wschodniej. Swą nazwę zawdzięcza nietypowemu okresowi kwitnienia, który przypada na okres tuż przed wystąpieniem i w trakcie pierwszych śniegów i gwałtownych spadków temperatury, które są w stanie przetrwać. Mniszek Śnieżny nie rozwija się jednak na terenach dobrze nasłonecznionych, ciepłych i z nadmierną ilością wody. Nawet w północnych regionach preferuje raczej zacienione nisze skalne, które nie są wystawione na blask Słońca. Z uwagi na brak znanych właściwości alchemicznych nie jest hodowany ani zbierany, choć wiadomo, że zapach kwiatów powoduje reakcję alergiczną u osób władających magią, głównie kichanie, choć istnieją nieliczne przypadki osób u których alergia przebiegała nieco gwałtowniej. Podobne właściwości prezentują świeżo zebrane liście tej rośliny, a także te suszone, choć w przeciągu od miesiąca do dwóch właściwości alergiczne ustępują...

Eladier domknął księgę ze znużeniem. Przewertowanie księgi zajęło mu znacznie więcej czasu niż początkowo myślał, choć i tak zdołał zrobić, to szybciej niż miałby czytać ją w całości. Teraz mógł zająć się czytaniem "Wprowadzenia do Sztuk Magicznych", zaś z samego rana poszuka czarodziejów znających się na zielarstwie i alchemii. Być może zwięzłymi i prostymi słowami uzupełnią obraz Mniszka... Ale teraz prawdziwe studia! Studia magiczne...

Ogień – W dawnych czasach żywioł siejący strach i zniszczenie, ale będący jednocześnie symbolem życia – Iskry, która płonie płonie w huczącym ogniu świata, w każdej żywej istocie, a przecież ogień spala całe życie, pozostawiając po nim ledwie popiół.
Ogień inspiruje do działania, obdarza energią, optymizmem, odwagą i wiarą we własne możliwości. Ogień to ekspresja i radość. Jego brak wypełnia smutkiem, zniechęceniem i stagnacją. Należy jednak pamiętać, że nadmiar może być niszczący jak pożar. Przynosi agresję, despotyzm i folgowanie żądzom. Warto pamiętać, że do żywiołu Ognia należy także ożywczy blask słonecznych promieni.
Ogień w swej naturze jest niezwykle nieprzewidywalny – Może szybko zgasnąć lub urosnąć do wielkiego pożaru, a gdy już to nastąpi nie zważa na nic i nikogo na swojej drodze...

Re: [Akademia Magiczna] Biblioteka

3
[…] Ogień w swej naturze jest niezwykle nieprzewidywalny – Może szybko zgasnąć lub urosnąć do wielkiego pożaru, a gdy już to nastąpi nie zważa na nic i nikogo na swojej drodze. Jedynie najwięksi są w stanie ujarzmić jego pełną potęgę. Jedynie nieliczni są w stanie stawić czoła niebezpieczeństwom, jakie niesie ten boski pierwiastek, i nagiąć go do swej woli. Nie bez kozery magia ognia jest nazywana magią serca. Ogień bowiem, tak jak serce, nie słucha nikogo. Ogień, tak jak Uratai w szale bojowym, pędzi prosto na wroga, niszcząc wszystko co go otacza, i wykorzystując dla swej korzyści. Legenda głosi, iż Ci którzy chcą ujarzmić ogień, razem ze swoimi wrogami spalają część swej duszy.

Ścieżka ognia jest ścieżką pełną niebezpieczeństw, toteż obierana jest najczęściej przez potężnych czarodziejów, którzy są w stanie pokonać samych siebie, i sięgnąć po magię ognia. Po serce słońca. Lecz należy przy tym pamiętać: kto nie ma serca, nie może żyć.


Robiło się coraz ciemniej, lecz lektura tak wciągnęła Eladiera, że ten bezwiednie zapalił małe, magiczne światełko, stojące obok niego na stoliku. Niektórzy mówią, że jest to marnotrawstwo potężnych magicznych składników, inni w odpowiedzi pokazują jak łatwo pali się stara, pożółkła kartka papieru, gdy przystawić do niej kaganek świecy. To zazwyczaj gasi tych pierwszych. Apropo gaszenia…

Woda – Niegdyś żywioł będący źródłem życia, pożywienia i dobroci natury, lecz jednocześnie ostrych zim i sztormów na szerokim morzu. Morzu, które nigdy nie jest spokojne, a przecież nikt na początku świata go nie zmącił.
Woda leczy rany, odpędza choroby, obdarza właściwościami ciała, mutacjami, jak je zwą niektórzy, które pozwalają przekroczyć ograniczenia istot śmiertelnych. Brak wody, to brak życia. Jej nadmiar zaś jest śmiercią. Jak coś tak pięknego może sprawiać tak wiele zła? Otóż nie mówimy tu tylko o wodzie. Do tego żywiołu należą również wszystkie dekokty alchemiczne, trucizny, płynne narkotyki, trunki wszelkiego rodzaju, oleje i smary.
Woda w swej naturze jest niesłychanie zmienna. Nieraz spokojne jezioro jest tym samym co dziki sztorm, olbrzymia fala, niszcząca wszystko na swojej drodze, czy maelstrom na środku oceanu. Ujarzmić jego moc mogą tylko Ci, którzy są przygotowani na jej nieprzewidywalność. Woda jest z natury spokojna. Nie wadzi nikomu, i jedyne czego chce, to aby ją zostawić w spokoju. Toteż czarodziej musi się z nią obchodzić jak z jajkiem. Nie może używać za mało mocy, gdyż wtedy woda po prostu nie posłucha. Nie może też zbytnio naruszyć jej prywatności, gdyż może się okazać że jej się to nie spodoba. Woda ma swoją własną, śpiewną muzykę. Muzykę znajdującą się w szumie fal, kapaniu wody z górskich skał, ryku wodospadów, czy nawet ciszy jeziornej wody.

Opanowanie jej wymaga umiejętności medytacji i biegłości w osiąganiu skupienia nawet w najbardziej stresujących okolicznościach. Dlatego ta ścieżka obierana jest najczęściej przez osoby ciche i skupione. Jest też ratunkiem dla osób o małej mocy, gdyż im mniej ma się mocy, tym łatwiej regulować jej poziom, i wybierać idealną ilość mocy do kontroli tego elementu. Jedynie mistrzowie kontroli są w stanie sięgnąć po pełnię mocy. Po cień, kryjący się w głębinach. I wszyscy oni pamiętają, że kto nie ma krwi, nie może…


-Hej!– Chłopak usłyszał cichy szept. Odwrócił się w stronę głosu, szybko gasząc lampkę. Do tej pory nie padł ofiarą kawałów robionych sobie przez uczniów studiujących w nocy w bibliotece, lecz słyszał o człowieku znalezionym na czubku wielkiego drzewa, leśnym elfie uwięzionym parę godzin w pułapce czasu, robiąc cały czas to samo, czyli masturbując się do tomu pełnego co bardziej wyuzdanych panienek. Był przyłapywany, karany i przewijany do tyłu setki razy, zanim któryś z co wyrozumialszych czarodziei zmusił żartownisia aby cofnął klątwę. No, i wreszcie młodzika, jedenastolatka, któremu został dorobiony małpi ogon. Tymczasem osobą która zwróciła jego uwagę był nie kto inny jak półelf Serafin, osobnik, który zawsze doskonale wiedział co w trawie piszczy, i dziwnym trafem zawsze był tam, gdzie działa się akcja.

- Cześć Eladier! – Wyszeptał. – Chcesz zobaczyć jak Perlinn i Emryl trenują? Ostatnio na tych nowych zajęciach bitewnych które zarządził nowy rektor strasznie się nabuzowali, i teraz na to wygląda że chcą się pozabijać nawzajem. – Zachichotał i wyłączył swoją lampkę. – To zaraz za rogiem. Idziesz? Czy może wolisz dalej powtarzać cykl Książki-Sen-Książki-Sen?
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: [Akademia Magiczna] Biblioteka

4
Eladier z każdą chwilą czytania "Wprowadzenia do Sztuk Magicznych" był coraz bardziej zadowolony, że zdecydował się "tylko" na przewertowanie "Vartolis Minuteri ". Obecna lektura, jak zresztą wszystko co jest związane z magią, była niezwykle pasjonująca i młodzieniec nie wiedział kiedy zapadł zmrok i był zmuszony rozpalić magiczne światełko.
Młodemu studentowi niezwykle przypadły do gustu zdania o potędze magii ognia. Nic nie przemawiało tak dobrze do wyobraźni jak ogniste podmuchy, kule ognia i kontrola nad pierwotną, dziką siłą, która była uosabiana przez nieokiełznaną moc niszczenia. Eladier wręcz widział siebie jak sprawuje pieczę nad ogromną pożogą, a jego przeciwnicy są zdani całkowicie na jego niełaskę... Z pewnością jego wyobrażenia o wielkości trwałyby nadal gdyby rozdział poświęcony tej dziedzinie magii się nie zakończył, a on sam nie wpłynął na lepiej mu znane dziedziny magii.

Woda... Niezwykła substancja i niezwykły żywioł. Woda daje życie, odpędza choroby, a jednocześnie pełna jest niszczycielskiej siły. Wystarczy dotknąć lustro wody palcem, a już reaguje. Fale rozchodzą się we wszystkich kierunkach i oddziałują na wszystko, co znajdzie się w ich zasięgu dopóki ich energia się nie wytraci. A to tylko palec, niewielka moc, ledwie muśnięcie woli czarodzieja w jego próbie wykorzystania tej niezwykłej substancji. Co by się stało gdyby wykorzystał jej więcej? Woda się może nie podporządkować... Może pochłonąć. To tak jakby do stawu wrzucić kamień. Ogromna dawka energii zaburzy jej naturalną, harmonijną strukturę nie tylko na poziomie talfi, ale też wzbije ogromną kaskadę w pionie, a sam kamień zatonie, naruszając strukturę stawu poniżej zewnętrznej tafli.
Oczywiście takie brutalne użycie siły da znacznie większe efekty. Fale na powierzchni będą gwałtowniejsze, a ich siła i zasięg oddziaływania większe. Czasami jednak mniej znaczy więcej. Rozbicie naturalnej formy może mieć przykre konsekwencje, a także prowadzić może do znacznego rozproszenia energii czarodzieja. W końcu ogromna część energii idzie w tym momencie na dno lub wytwarza dźwięk i wyrzuca wodę w powietrze...
Hmm. Tak. Myślę, że w przypadku tego żywiołu mniej znaczy więcej. Woda jest płynna, przybiera wiele postaci i może być ją niezwykle trudno uchwycić. Im bardziej zaciśnie się pięści żeby ją zatrzymać tym więcej życiodajnego płynu z nich umknie.
Woda... Woda jest niezwykle dziwna. Żywioł ten wydaje się trudny do opanowania, działający paradoksalnie, a także zdaje się być najsłabszy ze wszystkich, które znamy. A jednak, tylko ona swym uporem potrafi przenosić góry. W końcu "kropla drąży skałę". Żywioł ten zdaje się rozbijać wewnętrzne, spójne struktury, a także swobodnie je wypełniać i przyśpieszać ich regenerację. Chyba tak właśnie działa magiczne uzdrawianie. Żyły i organy wewnętrzne to rzeczne koryto, które wypełnia krew – Woda. Skoro coś może leczyć, to może i zabić. Gdyby tak doprowadzić krew do...

Eladier otrząsnął się ze swoich rozmyślań nad żywiołem wody. Zatrzasnął książkę, odwrócił się i automatycznie zgasił lampkę. Przez moment zastanawiał się kto zakłócił jego studia i czy nie jest to banda studentów, którzy zamiast się uczyć i szykować się do Spektaklu Magicznego wolą się wydurniać. Jego wzrok padł jednak na jakiegoś... Elfa. Człowieka. Młodzieniec przez dłuższą chwilę spoglądał na niego, to ze złością w oczach, że przerwano mu naukę, a to z niechęcią i wyrazem oczekiwania na twarzy.
- Serafin, zgadza się? - Eladier postarał się żeby jego głos nie brzmiał napastliwie, choć nie mógł nic poradzić na swój wyraz twarzy, który wykrzywiał się w grymasie widząc mieszańca. Elf nie odpowiedział od razu na pytanie Serafina, choć zaczął zbierać księgi, które czytał cały dzień. Być może miał rację, odrobina rozrywki się mu przyda, a poza tym może być to wspaniałe widowisko. Nie co dzień ma się okazję widzieć walczących czarodziejów. Nie powstrzymał się jednak przed wyrażeniem komentarza w stosunku do półelfa. - Czarodziej Loratiel, jak dla ciebie. Winieneś wyrażać choć odrobinę szacunku dla tutejszej kadry... Kim jest Perlinn? Wydaje mi się, że nie miałem jeszcze z nim przyjemności.

Eladier odłożył księgi na swoje miejsce i zmierzył Serafina wzrokiem. Przez krótką chwilę zdawał się nad czymś gruntownie zastanawiać, ale wkrótce szybko odpowiedział mu, że pójdzie z nim zobaczyć rzeczony pojedynek.
- Dobrze mi się wydaje, Serafinie, że to ty zajmujesz się przepływem plotek wewnątrz Akademii? Słyszałem, chyba zresztą jak każdy wewnątrz tutejszych murów, że wiesz wszystko na tematy nie związane z nauką... - Eladier chętny był dowiedzieć się co Serafin wiedział na temat nastrojów w Akademii, a szczególnie jak on sam zapatrywał się na to co się działo. - Brałeś już udział w tych... "Zajęciach bitewnych"?

Re: [Akademia Magiczna] Biblioteka

5
Półelf uśmiechnął się pobłażliwie gdy usłyszał o wymaganiu szacunku, i podrapał się po głowie. Nawet jeśli ubodło go to co powiedział Eladier, nie dał tego po sobie poznać.
- Kadry? Z tego co wiem zanim zostaniesz czarodziejem jeszcze trochę minie, a uwierz mi, wiem dość sporo. – Odpowiedział, a Eladierowi wydało się że niebieskie oczy Serafina na chwilę zabłysły stalą w ciemności. Następnie odwrócił się, i zniknął za półkami, zmuszając Eladiera do lekkiego truchtu aby nadgonić dzielący ich dystans. Wokół nich piętrzyły się książki, słychać było co jakiś czas pojedyncze kaszlnięcia, szuranie stołków czy ciche chrapanie jakiegoś starego profesora.

- Perlinn to młodzik. Elf Leśny, stąd. Może z dziesięć lat starszy od Ciebie, i dopiero niedawno dostał swój kryształ. Widać postanowił się wybić w hierarchii upokarzając jednego z silniejszych od siebie. Moim zdaniem powinien uważniej wybierać cele. Po tym co podejrzałem na zajęciach których doglądał Emryl, z Perlinna nie będzie co zbierać. – Po tych słowach Serafin odwrócił się do Eladiera, a na jego twarzy zagościł uśmieszek. Chłopak średnio mógł wyobrazić sobie swojego opiekuna, opanowanego i mądrego, jako skuteczną maszynę do zabijania. Ale kto wie? Każdy ma jakiegoś asa w rękawie.

- Sam nie brałem w nich udziału, głównie podglądałem co się tam dzieje i ćwiczyłem na własną rękę. Moja tura jest za trzy dni, wtedy im pokażę do czego jestem zdolny. Może od razu dostanę awans na czarodzieja, kto wie? – Zaśmiał się krótko, a Eladier nie był pewien czy jego rozmówca błaznuje na temat jego wcześniejszych słów, czy naprawdę aż tak chce zostać pełnoprawnym czarodziejem.

- Ogólnie rzecz biorąc większość nauczycieli i uczniów akademii jest przeciwna tym zajęciom. Nie dziwię im się. Magia to nauka, sztuka, poezja. Powiedziałbym Ci ile poezji jest w ciskaniem w siebie zaklęciami, ale liczę na Twoją inteligencję w tym zakresie - Dodał po chwili zamyślenia.

Wreszcie dotarli na miejsce. Półelf wskazał mu metrowe okno w ścianie, przez który miało się widok na to co się dzieje na zewnątrz. Póki co dwóch ludzi stało naprzeciw siebie. Jeden, ubrany w długą, ciemnozieloną szatę z kapturem był ewidentnie Emrylem, który stał po jednej stronie pięciometrowego kręgu oczyszczonego całkowicie z czerwonych już, opadłych liści. Naprzeciwko stał elf leśny, Perlinn. Miał na sobie kamienną skórę, przez co ciężko było powiedzieć w co się ubrał, lecz widać było długą pelerynę.

- …mi i moim bliskim, a teraz oferujesz rozejm? – Eladier usłyszał głos Emryla gdy Serafin uchylił lekko okno. Ten głos, drżący z wściekłości, sprawił że Eladier zadrżał. Nigdy nie widział go takiego, nawet gdy zdarzyło się że jego uczeń wagarował czy nie przeczytał zadanej lektury. Nagle z palców nauczyciela wystrzelił słup ognia, który trafił Perlinna prosto w klatkę piersiową, odrzucając go dwa metry w tył. Nie odniosło to jednak większego skutku, gdyż kamień, który młody czarodziej miał na sobie chronił go przed tego typu uderzeniami. Perlinn szybko wzniósł rękę w górę, tworząc magiczną barierę, oddzielającą go od Emryla. Ten zmienił taktykę, zasypując barierę wroga gradem płonących pocisków, które pojawiały się gdy tylko ten pstryknął palcami.

- Tak szybko przeszedł do defensywy? – Zachichotał cicho Serafin. – Wygląda na to że zorientował się że porwał się z motyką na słońceeee…
Urwał i złapał Eladiera za fraki, ciągnąc go w dół. Chłopak miał już zacząć się bronić przed nagłym atakiem ze strony półelfa, gdy nad nimi przeleciała kula ognista, rozsiewając szkło na wszystkie strony i lecąc prosto w regał z książkami.

- Heresta! – Krzyknął Serafin, wstając i wyciągając ręce przed siebie. Kula ognista zatrzymała się w miejscu, ogień buzujący na wszystkie strony dwa metry od regału z książkami.

- Zrób coś kurwa! Mogę to utrzymać ledwie kilkanaście sekund! – Wrzasnął półelf, na którego czole już zaczął pojawiać się pot. Ale co Eladier mógł zrobić? Magiczny ogień potrzebował więcej wody niż zwykły, i chociaż w pobliżu było kilka dzbanków, Eladier nie wiedział czy by to wystarczyło. Nagle usłyszał huk za ścianą, najwyraźniej walczący nie zauważyli co się stało.

- Szybciej! – Wrzasnął ochryple Serafin opadając na jedno kolano.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: [Akademia Magiczna] Biblioteka

6
Eladierowi zupełnie nie spodobał się ton w jakim się zwracał do niego mieszaniec, a jeszcze bardziej fakt, że to on panował nad rozmową między nimi i zmusił go do biegania za nim jak pies za swoim panem. Młody student nie mógł nic na to poradzić jeżeli chciał się czegokolwiek dowiedzieć od Serafin, powściągnął więc swój język i gdy dogonił półelfa uważnie przysłuchiwał się jego słowom.
Rzeczywiście elf był kopalnią wiedzy na różnorakie tematy, a jego słowa otworzyły pewne szuflady w umyśle Eladiera. Mgliście przypominał sobie Perlinna, który miał zwykle więcej ambicji niż szczęścia, a od tego miał jeszcze mniej rozumu. Można było spodziewać się po nim głupich zachowań, zwłaszcza, że Leśne Elfy do najspokojniejszych istot nie należały. Jednak było czystą głupotą z jego strony wyzywać na pojedynek Loratiela. Co prawda sam Emryl może nie pasjonował się w sztukach bojowych, to nie był pozbawiony wyobraźni, a jest to umiejętność niezwykle cenna w magii.
- Awans na czarodzieja? Po zaprezentowaniu swych umiejętności bojowych? - Eladier nie do końca wiedział co o tym myśleć. Serafin mógł sobie kpić, choć Eladier nie zdziwiłby się gdyby Aparyt rozdawał czarodziejskie szlify za umiejętności bojowe. - W obecnej sytuacji jest to wysoce prawdopodobne. Nie sądzę jednak, że długo nacieszyłbyś się swym kryształem...
Eladier zamilknął. Nie wiedział do końca co o wszystkim sądzić. Jasnym dla niego było, że śmierć Pogody i Morganisterów, to była zbrodnia ponad wszelkie wyobrażenia. Wystarczyło, że tylko o tym pomyślał, a krew w żyłach zaczynała mu się gotować. Jednak, mimo swego wieku, miał dość rozsądku by wiedzieć, że otwarte zbrojenie się i rzucanie wyzwania ludzkiej społeczności jest samobójstwem. Setki lat temu elfia rasa była dominującą siłą polityczną, kulturalną, gospodarczą i militarną! Nikt nie mógł ich prześcignąć, ale teraz? Teraz, to było czyste szaleństwo. Nie tak winno się działać. Otwarty konflikt przyniesie ostateczny kres Wysokim Elfom. Eladier był jednak rozdarty. I choć rozum potępiał Aparyta za jego działania, a także czołowych przedstawicieli elfiego społeczeństwa, to sercem był za nimi. Sam chciał walczyć!

Eladier powściągnął jednak swoje myśli. Walczyć? Jak miałby walczyć. Jedyne co do tej pory robił, to studiował, a okazja do podjęcia jakichkolwiek działań wkrótce pryśnie jak i całe Nowe Hollar. Młodzieniec zmarkotniał i jego nastrój utrzymywał się do chwili dotarcia na miejsce i ujrzenia pojedynku dwóch czarodziejów. Widok był imponujący, ale z uwagi na błyskawicznie postępujące po sobie wydarzenia, Eladier nie mógł go obserwować długo. W jednej bowiem chwili wylądował na ziemi, a do środka biblioteki dostała się potężna, wirująca kula ognia. Serafin tylko sobie znanym sposobem zdołał ją powstrzymać, ale nie mógł jej wygasić, a już wkrótce inferno miało się wymknąć spod jego kontroli.
Rozbite okno, opadanie w kierunku ziemi, odłamki szkła i niewiarygodny podmuch gorąca i płomieni, które żyły swym własnym życiem. Serafin działał, starał się ratować sytuację.
Wszystko działo się niezwykle szybko, a jednak dla Eladiera trwało to całe wieki. Uczucie mu towarzyszące w tym momencie równało się tylko chwilom, w których poddawał się głębokiej medytacji w trakcie której obcował ze swoim wnętrzem, swą świetlistą, niewyraźną postacią. Swym jestestwem – Mocą... Magią, która płynęła w jego żyłach. Młodzieniec się cofał. Nie w swym ciele fizycznym, ale mentalnym, duchowym. Coraz głębiej w siebie, w coraz głębsze zakamarki. Nigdy nie zszedł jeszcze tak głęboko w tak krótkim czasie. Elf poddał się temu uczuciu, pozwolił sobą prowadzić i stać się zwykłym obserwatorem, sprawcą woli wyższej siły. Czuł on wibrującą wokół siebie energię, widział wręcz pulsujące żyły żywiołów i magii, która tworzyła wokół niego świetliste wzory. Ściany biblioteki jeszcze kilka chwil temu szare, teraz rozświetlone były drobinami magii, a magiczny ogień i znajdująca się w dzbankach woda posiadała swoją własną, odseparowaną od innych źródeł, energię. Swoisty wzór, według którego się poruszała.
Młodzieniec, dotarłszy do swego centrum wypchnął swą energię na zewnątrz, w kierunku wody. Było jej jednak dużo, zbyt dużo. Woda znajdująca się w dzbankach buntowała się, nie chciała go słuchać i działała według swej własnej woli. Stawiała opór. A im bardziej młodzieniec chciał nagiąć ją do swej woli, tym mniej go słuchała... W końcu odpuścił. Zamiast walczyć starał się dostosować, płynąć i kierować nią delikatniej. Starał nakierować ją i wykorzystać jej naturalną siłę, która zostanie wzmocniona magią i wysłać ją w kierunku zagrożenia, kuli ognia, która mogła spalić największy skarb elfiej kultury. Wciąż jednak mu się wymakała, a czas wciąż uciekał. Eladier posłał jeszcze jeden, delikatny impuls mocy w kierunku wody i liczył, że zmusi ją tym do zaatakowania ognistej kuli - Do jej zniszczenia, zdezintegrowania. Rozbicia jej struktur...

Re: [Akademia Magiczna] Biblioteka

7
Eladier otworzył szerzej oczy. Gdy się skupił, zaczął widzieć morze światła, każda cząsteczka, drobinka powietrza świecąca pięknym światłem, którego koloru nie sposób było określić. Widział że każda półka, księga czy ściana, mają swoją własną moc. Widział podmuchy energii, niczym rozchodząc się w powietrzu koncentryczne kręgi, dochodzące z miejsca gdzie dalej ścierali się dwaj magowie. Spojrzał wtedy na Serafina, i zobaczył jego szybko słabnącą aurę. Z jego palców wychodziły słupy światła, niby nici tworzące kulisty kształt wokół kuli. I naraz dojrzał, że Serafin nie oddziaływał na kulę bezpośrednio, lecz na powietrze wokół, zatrzymując cały obszar w miejscu. Skubaniec zatrzymał powietrze wokół kuli, tak aby ta nie mogła się wydostać, ale jednocześnie nie mogła się rozprysnąć, gdyż nie miała na czym. Lecz nie było czasu na zachwyt, należało wziąć się do roboty!
Eladier przyglądał się chwilę dzbankom, usiłując dostrzec jakikolwiek wzór, który podpowiedziałby mu w jaki sposób pokierować mocą w ten sposób, aby zdezintegrować zagrożenie. Nie zobaczył jednak nic oprócz tej samej nieukształtowanej energii, jaka znajdowała się w ścianach i w księgach. W zasięgu jego wzroku stało siedem dzbanków z wodą. Eladier, niezrażony sięgnął do zapasów swojej mocy, i wysłał ją w kierunku wody. Lecz energia, nie mając żadnego rozkazu, popędziła naprzód, niczym niszczycielska siła, i wniknęła w dzban, który roztrzaskał się, wylewając wodę na posadzce, gdzie wniknęła między płyty podłogi. Chłopak, zobaczywszy dopiero teraz jakie pokłady mocy posiada, zaczerpnął jej jedynie odrobinę, tak aby nie uszkodzić dzbanów, a wpłynąć bezpośrednio na wodę. Czuł jak jego zmysły łączą się z wodą, i czuł pragnienie stałej wody aby stać się czymś więcej, aby być ostrymi odłamkami lodu na śnieżnej pustyni, niszczycielską siłą sztormu na morzu, a jednocześnie deszczem, dającym życie i orzeźwiającym rośliny. Tak łatwo byłoby być wodą. Jakże łatwo byłoby teraz po prostu zanurzyć się w marzeniach o byciu czymś innym, a jednak tym samym. Sztormem na morzu, czy gradem na północy…
Eladier niemal dał się pochłonąć tym doznaniom, lecz ze stanu jedności wyrwał go krzyk bólu Serafina. Student spojrzał na półelfa, niemal już czarnego od utraty mocy. Szybko wysłał kolejny impuls w stronę wody, tym razem rozsądniej nadał swej mocy i wodzie, na którą ta moc miała wpłynąć, określony cel. Wzorem Serafina też nie posłał pojedynczego impulsu, lecz spróbował podtrzymywać więź z wodą.
Ta, niesiona magią Eladiera, wynurzyła się z dzbanków niczym kolce z pułapek, i uderzyła w ognistą kulę. Siła uderzenia złamała i tak już słabnący czar Półelfa, który zatoczył się do tyłu, potknął i uderzył głową o ścianę, tracąc przytomność, a może nawet i życie niemal natychmiast. Niestety, chłopak miał w tej chwili większe zmartwienia. Mimo że parę wodnych kolców uderzyło w ogień, zmniejszając jego wielkość i gorąco, kula poleciała dalej swoim torem, i rozprysła się o regał, roznosząc ogień na wszystkie strony. Regał przewrócił się z hukiem, a ogień zaczął pożerać księgi i zwoje. Z tego co pamiętał Eladier, w tej części biblioteki znajdowały się głównie kopie, ale i tak musiał ugasić lub zatrzymać pożar, zanim ten rozprzestrzeni się na sąsiednie półki. Nadal miał kontrolę nad zawartością czterech dzbanków z wodą, co dawało mu około ośmiu litrów wody na trzymetrowy regał, który z każdą sekundą buchał żywszym ogniem, a wyrzucany z niego żar groził przeniesieniem pożaru na sąsiednie półki.
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you
ODPOWIEDZ

Wróć do „Akademia Sztuk Magicznych”