[Uniwersytet Oros] Wielka Aula

1
Wielka Aula faktycznie imponowała rozmiarem i architekturą, a królowało w niej drewno i szlifowany kamień. Zbudowana została na półokręgu, oczywiście po to by audytorium, którego trybuny wznosiły się schodkowo, mogło być skupione na centralnym punkcie - podium. Rozmiarem wnętrza Wielka Aula dorównywać miała dziedzińcowi Wielkiego Pałacu w Saran Dun, a dach zwieńczony był kopułą, ozdobioną freskami przedstawiającymi największe osiągnięcia tutejszego ciała pedagogicznego oraz studentów i absolwentów. Wejść było pięć, dwuskrzydłowe drzwi wykonane były z jasnego i grubego dębu, a i upstrzone zostały portalami. Korytarz obiegający trybuny oddzielała arkada z symboliką uniwersytecką wieńczącą łuki. Pięć rzędów schodów promieniście rozchodziły się od podium, celując w każde z pięciu wejść.

Wiosna 87 roku
W jednym z nich stanął Vincent. Ostatni raz ten próg przekroczył ponad dwanaście lat temu, chociaż na Uniwersytecie jest już od pewnego czasu. Fakt - faktem, kiedy jeszcze był studentem placówki, wielu przepowiadało i jemu występy na podium Wielkiej Auli. I mieli rację, chociaż najpewniej pobledli by, dowiadując się o clue tego wystąpienia. Zaszczyt przypadł mu ze strony komtura von Tieffena, a dla Steinmeiera był on swego rodzaju zwieńczeniem jego starań. Kamieniem milowym, nie tyle co zwieńczeniem. Zostało jeszcze mnóstwo pracy. Aż się do niej palił.
Uśmiechnął się na chwil kilka i zrobił krok, ruszając w kierunku najbliższych schodów. Lewa dłoń spoczęła na głowni jego rapiera, podczas gdy oczy błądziły po wnętrzu, napawając się nowym wystrojem. Łuki arkad, dokładnie co trzeci, został ozdobiony sztandarem Zakonu Sakira. Niezwykle przyjemny widok. Hala oczywiście nie była pusta, ze dwa tuziny braci zakonnych uwijało się u góry i u podium, przygotowując Aulę do stanu używalności odpowiadającej standardom zakonnym.
Idąc w dół schodów sięgnął na moment pamięcią do wykładu o zachowaniach i zwyczajach ludów zamieszkujących dżunglę Tuk’Kok, prowadzony przez wciąż obecnego profesora, Rovina Złotego. Był wtedy wieczór, a w arkadach poustawiane były pochodnie, co tworzyło wspaniała atmosferę. Teraz też by się przydały. Ogień jest bardzo miłą dla oka ozdobą, dodającą ciepła otoczeniu. Obecna pora jednak nie wymagała obecności sztucznego oświetlenia, albowiem promienie słońca oświetlały całą halę, wpadając przez rzędy okien rozmieszczonych zaraz pod kopułą.
Z rozmyślań wyrwało go pytanie od mijanego brata zakonnego, który właśnie siłował się ze sztandarem Zakonu, starając się dać upust zasadom estetyki i ustawić chorągiew symetrycznie do tej po drugiej stronie podium.
- Trochę w lewo. - Inkwizytor odparł ze spokojem, gestem dłoni wskazując mu stronę. Przystanął, obserwując dokładnie obydwa proporce. - Jeszcze trochę. Stop, idealnie.
Nie czekał już na odpowiedź. W kilka kroków skrócił dystans do schodków podium i pokonał wszystkie cztery w dwa susy. Poprawiwszy bandolier i tarczkę, wyciągnął z jednej ładownicy zawiniętą i zapisaną kartkę papieru. Rzucił ostatnie spojrzenie po pustych trybunach.
- My, Ludzcy Czarodzieje, zjednoczeni w obliczu zdrady, jaka spadła na nas i na całe Oros, pragniemy oświadczyć, iż stanowczo odżegnujemy się od zbrodniczych działań elfów.
Wypowiedział słowa pewnie i głośno, acz uciął zaraz po pierwszym zdaniu. Prawa dłoń wsunęła się do kieszeni, by wyjąć kompana jego podróży - niedużego, ciemnoszarego szczura.
- Hals, w ten sposób? Czy powinienem niższym tonem, hm?
Gryzoń wpatrywał się w pana w milczeniu ale Vincent zdawał się znać odpowiedź.
- My, Ludzcy Czarodzieje… - zaczął, obniżając ton głosu.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

2
Na szczęście z pomieszczeń jadalnych do Wielkiej Auli nie było bardzo daleko. Oddając się miłym pogawędkom, Emily i Nivienn dotarły tam w sumie sporą chwilę przed czasem, okazało się bowiem, że na sali nie ma jeszcze nikogo oprócz sporej grupki sakirowców poprawiających dekoracje. Z dwojga złego jednak zdecydowanie lepiej tak.

Na podium w centralnej części auli stał dostojny mężczyzna ze szczurem na ramieniu. Obydwie dziewczyny rozpoznały w nim Vincenta Steinmeyera, "Psa z Oros", któremu od czasu zajęcia uczelni przez Zakon Sakira podlegali wszyscy inkwizytorzy. Powiadano, że jego metody przesłuchań są bezlitosne i okrutne jak mało co, a jego nienawiść do magii stała się już wręcz przysłowiowa. Nawet sam von Tieffen, komtur oroski i zwierzchnik Steinmeyera, nie był aż tak fanatycznym i szurniętym gościem jak ten tutaj. A wyglądał pan Vincent przystojnie, więc co głupsze studentki wzdychały do niego po cichu, marząc o nocy w jego inkwizytorskich lochach... Niejednej, szczególnie elfce, istotnie się to przytrafiło. Niewiele z nich żałowało, bo niewiele w ogóle przeżyło. "Pies z Oros", wysoki i smukły, brodaty, z blond włosami związanymi w koński ogon, odziany ciemno, prosto i niebywale elegancko, stalowym spojrzeniem błękitnych oczu przebiegał aktualnie po jakiejś gęsto zapisanej kartce. Najwyraźniej ćwiczył przemówienie. Jego niski głos przeszywał obie kobiety dreszczem.

Nikt jak na razie nie zwrócił na czarodziejki większej uwagi. Dopóki jedna z zakonnych chorągwi, przed momentem ustawiona idealnie prosto po lewicy inkwizytora, nie runęła na posadzkę z łomotem.

— No, bez takich mi tu! — burknął starszy zakonnik, patrząc na nie gniewnym wzrokiem i wygrażając pięścią.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

3
Nivienn wzdrygnęła się słysząc huk z jakim upadła na posadzkę chorągiew. Gdy rozgniewany zakonnik zwrócił się w stronę dwóch przyjaciółek, czarodziejka pożałowała, że przyszła w to miejsce sporo przed czasem. Zaniepokojenie wzrosło tym bardziej, że najwidoczniej obie kobiety zostały posądzone o spowodowanie tego drobnego wypadku. Nivienn nie wiedziała czy próbować się wytłumaczyć, czy przemilczeć tę chwilę.

– My… nic nie zrobiłyśmy – wyjąkała po chwili.

Miała ochotę w tym momencie zniknąć, by więcej nie narazić się na uwagę sakirowców. Nie chciała bowiem wkraczać w żaden konflikt, nawet taki podparty nieuzasadnionymi oskarżeniami. Tym bardziej, że jeśli informacja przekazana przez panią Bloom była prawdziwa, miała szansę zostać niedługo wcielona do kadry profesorskiej, a jakieś niesnaski z obecną władzą uniwersytetu mogły jej tylko zaszkodzić.

– Proporzec musiał być źle podparty – próbowała wyjaśnić sytuację.

Obecność Zakonników Sakira wywoływał u Nivienn nieprzyjemne dreszcze i niespokojne bicie serca. Wydawali się jej bezduszni, pełni gniewu i nienawiści. Nieludzcy. Wielokroć słyszała o ich metodach przesłuchań, a obrazy powstałe w jej głowie podczas wysłuchiwania tychże opowieści odbijały swoje piętno na jej nastroju i poczuciu bezpieczeństwa. Czarodziejka szturchnęła lekko przyjaciółkę i szepnęła:

– Może pójdziemy na zewnątrz i wrócimy, gdy zbierze się więcej osób? Niezbyt dobrze się tutaj czuję. – Na twarzy kobiety można było wyczytać zakłopotanie i niepokój.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

4
Emily słysząc huk, który miał swoje źródło zaraz obok nich przysłowiowo podskoczyła ze strachu i odwróciła się aby zlokalizować co uderzyło w ziemię. Już wtedy przeszło jej przez myśl, że mogły jednak zaczekać na zewnątrz. Czarodziejka nie lubiła ściągać na siebie takiego rodzaju uwagi. Gdy Zakonnik odwrócił się aby pogrozić pięścią. Emily lekko się wzdrygnęła, nie ze strachu lecz dlatego, że poczuła coś jak by mieszankę niesmaku z irytacją. Choć sama kiedyś spaliła człowieka żywcem to krzywdzenie ludzi i nieludzi w imię przesłuchania wychodziło poza jej rozumienie. Sama kochała wszystko co żywe, nigdy nie chciała nikogo krzywdzić.

- Na pewno był źle podparty - Poparła przyjaciółkę.

Emily czuła na sobie spojrzenia kilku Sakirowców, dopiero wtedy zaczęło jej się udzielać poczucie strachu. Nie dawała jednak tego po sobie poznać. Na usta wdarł się jej głupawy uśmiech, którym starała się złagodzić obecną sytuację. Wyglądał on tak jak by czarodziejka właśnie próbowała się uśmiechnąć mając w ustach kwaskowaty smak soku z cytryny.

- Lepiej wyjdźmy - Odrzekła cicho przyjaciółce, czekała na jej ruch.
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

5
- ...obiecujemy lojalnie współpracować ze wszystkimi siłami…
Hałas, który wywołał upadający proporzec, przywołał uwagę Vincenta. Inkwizytor odruchowo spojrzał się w tamtym kierunku, wydając z siebie westchnienie niezadowolenia. Nie lubił gdy mu przeszkadzano, a szczególnie w takiej chwili! Dlatego też postanowił uciąć sobie pogawędkę z winowajczyniami. Zwinął papier z przemową, a rulonik umieścił chwilowo w oczku jednej z ładownic na bandolierze. W międzyczasie spokojnie zszedł po kilku stopniach podium, by po chwili zdjąć podopiecznego i umieścić go w bezpiecznej kieszeni płaszcza. Ruszył szybko i sztywno, jak to zwykle miał w zwyczaju, na spotkanie czarodziejkom.

Jeden z braci od razu zainteresował się przyczyną upadku chorągwi, toteż zdążył już pogrozić i przyjąć pierwsze tłumaczenia. Będąc jeszcze kilka metrów od rozmawiającej trójki, Steinmeyer gestem kazał zakonnikowi odsunąć się. Wsparł się również słowem, co by jego autorytet był dostrzeżony.
- Spokojnie, bracie, gwałt nam tu niepotrzebny, wszakże… - Oczy inkwizytora wylądowały na Nivienn, a on sam zamilkł na krótką chwilę. By zaraz po tym obdarzyć czarodziejkę uśmiechem. Ciepłym i łagodnym jak szczyty Thirongradu. Czyli niezbyt. - Wszakże to Nivienn z domu Drongfort! Sygnatariusz Deklaracji Ludzkich Magów, uzdolniona magini, która, zdaje się, ma wkrótce zasilić grono pedagogiczne tejże placówki. - ogłosił uroczyście, acz każdy wypowiedziany tytuł w ustach Vincenta brzmiał jak coś, co jest godne jedynie potępienia. - Nie mam racji?

Zamilkł na kilka chwil. Na tyle długo, by zakonnik odszedł załatwiać własne sprawy, najpewniej powstanie proporca. W tym czasie spokojnie zbliżył się do kobiet, stając około metra przed nimi. Lewa dłoń spoczęła na głowni rapiera, a prawa oparła się na lędźwiach.
- Nie ma mowy, by przyszły profesor działania głupie i wywrotowe podejmował, prawda? Na pewno takiej czarodziejce zależy na awansie, kolejnym etapie w swej jakże prominentnej karierze. - inkwizytor przerwał na momencik, dopiero teraz skupiając się na towarzyszącej przyjaciółce Nivienn. - Czemu zawdzięczam przedwczesną wizytę w Auli przyszłej pani profesor i jej przyjaciółce…? Wybaczy panienka ale tutaj swojego szczęścia nie spróbuję i zgadywać nie będę. Liczę, że się panienka przedstawi. - Jego głos wciąż pozostawał chłodnym i szorstkim, wyzutym z jakichkolwiek emocji. - Sporo czytałem o Nivienn z rodu Drongfort, toteż tu wątpliwości nie było. Jednakże nie mieliśmy okazji wymienić uprzejmości i kilku słów. Nalegam by czarodziejki zostały i dotrzymały mi towarzystwa, nim apel się zacznie.
Inkwizytor postanowił skorzystać z takiego towarzystwa, póki jest okazja.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

6
Nivienn przytaknęła Vincentowi potwierdzając tym swoją tożsamość. Była zaskoczona faktem, iż inkwizytor ją rozpoznał. Zaniepokoiła się przez to bardziej i uświadomiła sobie, że powoli zanika jej anonimowość, zwłaszcza że niedługo może otrzymać długo wyczekiwany awans. Doszło wtedy też do niej, że wraz ze wzrostem ilości obowiązków straciłaby wiele czasu wolnego, który dotychczas wypełniało czytanie nienaukowych książek, medytacje na łonie natury lub długie rozmowy z przyjaciółką. Pierwszy raz od dawna zadała sobie pytanie, czy na pewno tego chce. Czy naprawdę jej powołaniem jest kształtowanie umysłów i zdolności młodych adeptów? Czy wymarzona posada zapewni jej szczęście? Nie poznawała swoich własnych myśli. Czuła, że coś się w niej zmienia i nie była w stanie określić z jakiego powodu.

Wyrwała się z ciągu myśli, by skupić się na teraźniejszości. Widziała przed sobą wysokiego rangą inkwizytora zwanego „Psem z Oros”, choć nie wiedziała jeszcze czemu zawdzięcza ten niezbyt pozytywny przydomek. Powiadano, że jest szaleńcem. Takie przeświadczenie zdecydowanie nie poprawiało jej nastroju, a każda chwila patrzenia na postać o beznamiętnym tonie głosu przyprawiała ją o dreszcze. Starała się jednak zachować względny spokój.

– Przyszłyśmy na apel. Nie chciałyśmy się spóźnić, jednak nie zważyłyśmy na to, że przybędziemy tu tak długo przed czasem – wytłumaczyła. – Miałyśmy właśnie zamiar wyjść i poczekać na zewnątrz, jednak chyba przystaniemy na pańską propozycję i dotrzymamy towarzystwa – powiedziała i spojrzała na przyjaciółkę niepewnym wzrokiem.

Zgodziła się tylko z jednego powodu. Choć w towarzystwie członka Zakonu Sakira jej uczucia były mieszane, widziała korzyść w zdobyciu choćby niewielkiej przychylności inkwizytora. Nivienn złożyła ręce za plecami i uśmiechnęła się.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

7
Emily dostrzegła idącego w ich stronę inkwizytora, momentalnie przebiegło jej przez myśl, że cała sytuacja powoli wymyka się spod kontroli, zaraz mogło zrobić się nieprzyjemnie, jeśli już nie była wystarczająco zestresowana. Wystarczyła krótka chwila aby zakonnik zrobił wrażenie władczego i pewnego siebie.

Gdy mężczyzna zbliżył się na odległość, z której bez trudu można było wyczuć jaki był jego ostatni posiłek Czarodziejka delikatnie i powoli cofnęła się o pół kroku tak aby zminimalizować odczuwalny zapach, skrzywiła usta w lekkim grymasie przypominającym ból otartej stopy, jednak w prawdzie grymas ten był połączeniem stachu, który zdecydowanie coraz częściej, nie koniecznie z poważnych powodów gości w jej głowie oraz obrzydzenia, bowiem skręcało ją w środku, gdy czuła nieświeży oddech, zdaniem panny Vengen zapach z ust jest przyjemny dopiero mając w sobie owocową nutę. Z resztą uwielbiała owoce i wszystko co z nimi związane.

Kobieta otworzyła usta i wydała z siebie krótkie “Umm”.
- Emily Vengen... - Nie wiedziała jak się zachować, lekko się ukłoniła, zakonnik bez trudu mógł zauważyć, że jest zestresowana mimo, iż starała się z tym kryć. Nic więcej nie mówiła.

Spojrzała lekko zdziwionym wzrokiem na przyjaciółkę, gdy ta przystała na propozycję inkwizytora. Wtedy również Nivienn zauważyła jej zdenerwowanie.

Sama do końca nie była pewna z jakiego powodu odczuwa taki dyskomfort, może dlatego, że stał przed nią okrutny człowiek, który prawdopodobnie przyprawił o cierpienie masę ludzi i nieludzi nie różniących się prawie niczym od niej. Mogło to być również spowodowane jej bezsilnością w obecnej chwili. Starała się zachować normalny wygląd jak tylko mogła, a wiadomo, że jeśli ktoś się stara to idzie najgorzej jak się tylko da.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

8
Nie tylko czarodziejki tego dnia mogły być zdziwione, bowiem i Vincenta to uczucie dopadło, właśnie w tej chwili. Nie spodziewał się, że Nivienn przyjmie ofertę bez zbędnego kluczenia. Usposobienie Steinmeyera było jednak z natury spokojne, to też jedynym, co wskazywało na jego konsternację był fakt, że przebiegł wzrokiem po sztandarach Zakonu, które wypełniały arkady. Powróciwszy do kobiet, wyzbył się tego poczucia. Wszakże teraz dotarł do niego powód - przyszła pani profesor wolałaby mieć w nim sojusznika, a przynajmniej kogoś życzliwego. Przyjdzie im w końcu razem pracować.
Inkwizytor obdarował obie kobiety szczerym uśmiechem, podkreślającym, jak bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z uczucia, które wywiera w nich. Lubił, gdy to się działo. Gdy jego autorytet wzbudzał strach, respekt. Nie było to nawet spowodowane jakimś kompleksem niższości, a chęcią bycia skutecznym. W jego zawodzie połowa sukcesu opiera się na aurze i wrażeniu, jakie inkwizytor wywiera. Drongfort zdawała się być mimo to dość opanowana, w przeciwieństwie do jej przyjaciółki, w której można było czytać niczym w otwartej księdze.
- Rad jestem, że panie moją ofertę przyjęły. I oczywiście ze spotkania z Nivienn Drongfort i Emily Vengen. Vincent Steinmeyer, kłaniam się. - nie ukłonił się. - Warto zamienić kilka słów, prawda? Będziemy pracować razem przez najbliższy czas. Kto wie, może i dłuższy jak panie będą mieć szczęście. - jednym krokiem postąpił do tyłu, robiąc miejsce dla czarodziejek. Zachęcił je wyprostowaną prawicą. - Przejdźmy się więc ku podium, jeśli łaska.

Sam jednak zaczekał, aż kobiety ruszą i zrównają się z nim. Wtedy też i on pozostałby w tej formacji, idąc u ich boku. W jego oczekiwaniu nie było wiele kindersztuby, choć mogłoby na to wskazywać. Był za to czujny i podejrzliwy wzrok jego modrych oczu.
- Żeby rozluźnić nieco atmosferę pierwszego spotkania, powiem coś o sobie. Wszak o pannie Nivienn czytałem. Wiedziały panie, że i ja urodziłem się również w Oros? Nadal mam tu rodzinę, utrzymują sporadyczne kontakty z Uniwersytetem zdaje się. - inkwizytor westchnął tęsknie. - Ach, Uniwersytet. Również byłem studentem, swego czasu. Wciąż pamiętam wykłady profesora Rovina Złotego w Auli…
Vincent faktycznie szanował Rovina za jego wiedzę w dziedzinie kultur Herbii. Niemniej był to czarodziej, co dało się usłyszeć w tonie głosu Steinmeyera. Zimnym i pogardliwym.
Ostatnio zmieniony 30 lip 2017, 18:24 przez El Rattan, łącznie zmieniany 1 raz.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

9
Panna Drongfort dorównała kroku Vincentowi, aczkolwiek nie podeszła na tyle blisko, by mężczyzna znajdował się w jej bliżej nie określonej przestrzeni prywatnej. Sprawiała wrażenie grzecznej i posłusznej dziewczynki. Jego zaś spokój i taktowność nie robiły na czarodziejce większego wrażenia. Spodziewała się bowiem, że to tylko pozory, dobrze dopasowana maska.

– Nazwisko Steinmeyer jest znane mojej rodzinie, zapewne jak i wielu innym rodom szlacheckim – wtrąciła w momencie westchnienia inkwizytora. – Znane, choć niezbyt często wypowiadane – dodała.

O rodzinie Vincenta wiedziała tyle, ile udało jej się zapamiętać z miastowych plotek oraz z różnych pism. Ta nie wydawała się być szczególnie udana, choćby ze względu na to, iż starała się mieć ze Steinmeyerem jak najmniej wspólnego. Nivienn wcale się temu nie dziwiła, jeżeli rzeczywiście był osobą tak szaloną, jak o niej mówiono. A mówiono o nim szeptem i ze strachem.

– Studiował pan sztuki magiczne? – zapytała, choć była raczej pewna braku wrażliwości Vincenta na Energię. – Profesor Rovin rzeczywiście jest bardzo dobrym pedagogiem, choć w ciągu wielu lat mojej nauki byłam jedynie na kilku jego wykładach. Kultury Herbii są na pewno niezwykle ciekawym przedmiotem, lecz osobiście wolę nauki przyrodnicze i magiczne.

Kolejny raz spojrzała na przyjaciółkę i zaniepokoiła się. Pomyślała, że lepiej było wycofać się i nie narażać na niepotrzebny stres. Uśmiechnęła się do niej lekko, dając znak, że panuje nad sytuacją.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

10
Emily odwzajemniła uśmiech Vincenta lekkim podniesieniem kącików ust, nie zrobiła tego z poczucia sympatii do inkwyzytora, wręcz przeciwnie. Przez myśl przebiegł jej obraz płonącego człowieka, który w pełni na to zasłużył. Sama nie lubiła nikogo krzywdzić ale jeszcze bardziej nie podobało jej się to, że żyją ludzie czerpiący przyjemność z cierpienia innych, a odrazę budziła w niej wizja misji, która była uznawana za “dobrą”.

Ruszyła równo z przyjaciółką, kolejną jej myślą było to, że Steinmayer mógł jej zrobić krzywdę w każdym momencie lecz skoro jeszcze tego nie zrobił istnieje ogromna szansa, że nie będzie agresywny w stosunku do niewinnych kobiet.

Przysłuchiwała się rozmowie, sama jednak nic nie mówiła, nie ze strachu lecz po prostu nie wypadało wtrącać się w czyjąś rozmowę. Cały czas w jej myślach widniała postać płonącego inkwizytora, na którego skórze powoli pojawiały się bąble, włosy kurczyły się, ubranie zmieniało się w popiół a metalowe części ubrania wypalały skórę, której dotykały. Przyprawiło ją to o szczery uśmiech, którym obdarzyła przyjaciółkę gdy ta spojrzała w jej kierunku. Dla każdego kto spojrzał, wydawało się oczywistym iż w głowie czarodziejki pojawiła się makabryczna, lecz przyjemna dla jej oka wizja.

Przyłożyła sobie pięść do ust i kaszlnęła w nią z powodu nagłego swędzenia w gardle, które zazwyczaj pojawiało się gdy jadła winogrona, była na nie uczulona, wystarczyło zjedzenie jednej kulki aby zaczęła kasłać, większe ilości powodowały u niej duszności i ból gardła.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

11
- Zapewne. - potwierdził, jakoby jego nazwisko mogło być kojarzone w kręgach śmietanki z Oros. Szczególnie tej uzdolnionej magicznie. Wzruszył ramionami na sam koniec. - Nie dziwi mnie to, panno Nivienn, wszakże dwoje dzieci niweczących rodową tradycję muszą być bolesnym ciosem dla nazwiska. Na szczęście, nie moje to zmartwienie, bowiem mam priorytety jasno naznaczone.
Z odpowiedzią na pytanie poczekał, aż cała trójka faktycznie dotrze do podium. Chwilę, która była na to potrzebna, wykorzystał w obserwacji dwójki towarzyszących mu czarodziejek. Nivienn nawet zaimponowała spokojem Vincentowi, w pewnym sensie. Współpraca była zdecydowanie najmądrzejszym wyjściem w jej sytuacji, chociaż sam inkwizytor był niemal pewien, iż jest to jedynie grana na potrzeby chwili rola. Jej przyjaciółka natomiast przyciągnęła uwagę niezwykłym wyrazem, dekorującym jej fizys. Zdawało się być jasnym, że jej myśli krążą w okół czegoś równie przyjemnego co niepoprawnego. Ciekawe w którą stronę.

- Oczywiście! - odpowiedział wreszcie, gdy dotarli na miejsce. Jednym krokiem umiejscowił się przed obydwie kobiety, zwracając frontem ku nim. Dłonią w rękawiczce, lewą tym razem, przesunął po krawędzi podium. - Jakże inaczej byłbym tak dobrze obeznany z tajnikami magii? Widzą panie, gdy jeszcze byłem tu jako uczeń, również pokładałem większość swej uwagi w nauki magiczne. Kto nie lubi manipulowania Energią, prawda? Ja uwielbiałem i byłem w tym dobry. - uśmiechnął się na wspomnienie tamtych dni. Nie był to jednak uśmiech ani trochę tęskny, co raczej swoista pobłażliwość dla młodzieńczej ignorancji. - Jednak dopiero po latach zrozumiałem wagę nauki, jaką niósł ze sobą profesor Rovin. Zwykł mawiać, że znając kulturę, społeczeństwo, jesteś w stanie z powodzeniem zrozumieć wszelkie kręgi. Miał rację. Mówiąc kuriozalnie, działa to tak… - przeniósł dłoń ponownie na rapier, tym razem delikatnie pocierając palcami o głownię. - Że jakbym chciał polować na, dajmy na to, kundle, muszę myśleć jak kundel. Wtedy żadna tajemnica mi nie umknie. Mam nadzieję, że rozumieją panie…
Nie kontynuował, bowiem Emily kaszlnęła wystarczająco głośno, by przywołać uwagę inkwizytora.
- Wszystko w porządku, panno Vengen?
Spoiler:
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

12
Nivienn uśmiechała się i kiwała głową słuchając Vincenta. Pod tym uśmiechem kryło się ciągłe zakłopotanie oraz chęć taktownego zakończenia rozmowy i opuszczenie auli. Z drugiej strony inkwizytor wydawał się być osobą coraz bardziej interesującą, szczególnie że zaskakująca była jego umiejętność władania Energią. Za to aluzja do polowania na czarodziejów wydała się jej być nieco nie na miejscu. Spojrzała na rozmówcę wzrokiem trudnym do opisania, choć można było w nim wyczytać pewną pretensję. Zastanawiała się czy to na pewno było odpowiednie i czy nie popełniła właśnie ogromnego błędu, gdy jej przyjaciółka głośno zakaszlała.

— Wszystko w porządku? — zapytała zaraz po Vincencie.

Ujrzała w tej chwili okazję do wyjścia z sytuacji. Położyła dłoń na ramieniu Emily i spojrzała na jej twarz.

— Zdaje się, że jadłaś winogrona po obiedzie. Dobrze pamiętam? Powinnyśmy iść po twój środek na odczulenie, zanim będzie gorzej — powiedziała do przyjaciółki. — Powinnam była ci przypomnieć wcześniej, szczególnie że owoce dojrzewające szybciej przy pomocy magii mogą bardziej uczulać — dodała i zwróciła się do inkwizytora: — Chyba na nas pora. Wielce dziękujemy za możliwość bliższego zapoznania oraz rozmowę. Obiecujemy wrócić na apel o właściwym czasie.

Odwracając się do Emily mrugnęła ukradkiem i czekała na jej reakcję.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

13
Emily nie sądziła, że kaszlnęła aż tak głośno, dlatego zdziwiła się gdy przyciągnęła spojrzenia inkwizytora oraz przyjaciółki.
- Nic mi nie jest, dziękuję za troskę. - Lekko się uśmiechnęła odpowiadając Vincentowi.
Zwróciła głowę w stronę Nivienn.
- Ah, możliwe, że przez przypadek zjadłam trochę… Lepiej chodźmy. Najmocniej przepraszam panie Steinmayer i bardzo dziękuję za możliwość poznania pańskiej osoby. - Kaszlnęła drugi raz, równie przekonująco co ostatnim razem.
Minęła dłuższa chwila nim czarodziejka zorientowała się, że nazwisko inkwizytora wypowiedziała z błędem, co mogło go urazić.
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

14
Czarodziejkom prawie udało się wywinąć z rąk inkwizytora Steinmeyera, kiedy rozległ się donośny dźwięk dzwonu. Obwieszczał on, rzecz jasna, rozpoczęcie apelu. Na ucieczkę było więc za późno.

Do środka wlał się tłum studentów, profesorów, doktorów, uczniów i całej reszty magicznej braci. Ba, przyszły nawet dzieciaki z magicznej szkółki dla najmłodszych. Grzecznie, w parach, jak zawsze przerażone i żółciutkie w tych swoich szatkach jak stado piskląt, eskortowane oczywiście przez spowitych w nienaganny błękit opiekunów. Nivienn i Emily wypatrzyły wchodzącą sprężystym krokiem Adelajdę, która pozdrowiła je uśmiechem, jak również samą rektorkę Iris, słynną Lwicę z Oros, która ze zbolałą miną stanęła skromnie na samym końcu zgromadzenia, za praktykantami, jak gdyby chciała dać do zrozumienia, że nie ma z tym wszystkim nic wspólnego.

Zgromadzeniu nie towarzyszył naturalny w takich sytuacjach gwar. Przez tych kilka miesięcy większość zdążyła się już nauczyć, że na apelu komtura Gustawa von Tieffen trzeba ustawić się w równych rzędach, uszeregowanych według wzrostu i rangi, oraz za nic w świecie nie gadać ani się nie garbić. Tych, którzy mieli problem z zapamiętaniem powyższych prostych zasad, zwykle nie widywano już na kolejnych apelach. Często nie widywano ich już w ogóle.

Nietrudno było zauważyć, że każde następne spotkanie w Wielkiej Auli odbywało się w coraz to bardziej okrojonym gronie, a stosunek liczby Zakonników do Czarodziejów coraz szybciej zmieniał się na korzyść tych pierwszych. Niektórzy magowie byli zwalniani ze swoich posad, inni zwalniali się sami i dobrowolnie odchodzili, studentów coraz częściej dopadały problemy finansowe, uniemożliwiające edukację... No i była jeszcze ta część, która nigdy nie wracała z rutynowych przesłuchań u Vincenta Steinmeyera.

Sam Gustaw jeszcze się nie pojawił, ale ktoś z paladynów skinął na Vincenta, dając znak, że już czas by zajął miejsce na mównicy.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

15
Vincent Steinmeyer, ku możliwemu zaskoczeniu, skłonił nieznacznie głowę w ramach przeprosin za tak kuriozalne porównanie. Dostrzegł on wzrok Nivienn, który poruszył inkwizytora do tego czynu. Nie mniej jednak, oczy w kolorze lodowatej stali nie oderwały się od czarodziejek nawet na moment. Chociaż spokojnie jak zawsze, przemknął przez nie krótki wyraz satysfakcji.
Uwagę na siebie zwróciła jednak towarzyszka, Emily Vengen. Mężczyzna w ciszy pozwolił na wymianę zdań między przyjaciółkami, przyglądając się obydwu. Uczulenie na winogrona panny Vengen? Warto zapamiętać, Sakir wie do czego można by to wykorzystać. Acz inkwizytor czuł w tej całej sytuacji skromną próbę ucieczki z tej jakże przemiłej konwersacji.
- Rozumiem, deser z winogron to nie przelewki. - odparł do czarodziejek i skinięciem przyjął przeprosiny ze strony Emily. Nie drgnął nawet, słysząc przekręcone zdźiebko własne nazwisko. - “E”. Steinmeyer. Przeprosiny przyjęte, drogie panie i nie ma za co. Obawiam się jedynie, że apel może zacząć się lada moment i…

I wtedy tłumy zaczęły wypełniać Aulę. Vincent zamilkł, przenosząc wzrok na wchodzących uczniów oraz ich opiekunów. Zawodowy wzrok inkwizytora wartko wypatrzył w tłumie rektorkę Uniwersytetu. Jej zachowanie i zajęta pozycja wywołały skromny uśmiech na twarzy Steinmeyera. “Jak kundle” pomyślał.
Kątem oka spostrzegł, jak jeden z braci zbrojnych dał znak. Z cichym westchnięciem Pies z Oros skłonił się raz jeszcze czarodziejkom.
- ...Apel się zaczął. Panie wybaczą.
Odwrócił się na pięcie i sprężystym krokiem ruszył w kierunku mównicy. Po drodze upewnił się, że Hals ma się dobrze w swojej kryjówce w prawej kieszeni płaszcza. Minęła może minuta, kiedy Vincent zajął należne mu miejsce.
Wyprostowany, powoli przesunął spojrzenie po wypełniającej się sali. Wciąż nie mógł doszukać się obecności von Tieffena. Nie był jakimś wielkim fanem komtura Gustawa, jednakże zawsze był profesjonalistą i dopełniał wymaganych standardów. Tak więc jak tylko ostatni zajęli miejsca, głośno i wyraźnie stwierdził:
- Apel rozpocznie się jak tylko komtur von Tieffen dołączy do nas. Jednak już teraz apeluję o ciszę i spokój.

Spoiler:
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”