Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

31
Czarodziejka siedziała na ziemi wpatrzona w jego twarz, dawniej piękną i nieskalaną choćby paprochem, teraz okropną i poparzoną. Gdyby nie szok, pewnie by ją zemdliło lub nawet by zwymiotowała, a już na pewno byłaby przerażona, zupełnie jak teraz.

Gdy ją ominął ta jakby automatycznie obróciła się za nim, widziała jego plecy, a tuż obok plecy innej kobiety. Patrzyła na odchodzącą parę, a jej rozpacz zaczęła się dość szybko zmieniać w gniew.
Piekło ją całe ciało, niedługo po tym na jej dłoniach pojawiły się płomienie. Nie mogła nad sobą zapanować, z resztą nawet nie próbowała.

- Jak mogłeś to zrobić?! - Wrzasnęła. W tym samym momencie machnęła ręką, z której wyleciała kula ognia kierująca się wprost na kochanków.

Uderzyła pięścią w swoje udo. Była wręcz wściekła, miała ochotę pobiec za mężczyzną we mgłę i zabić go gołymi rękoma lecz nie mogła tego zrobić, nie mogła zdobyć się na jakikolwiek skoordynowany ruch. Siedziała wpatrzona w jasny płomień, który hucząc w powietrzu leciał w mleczną biel.

- Jak mogłeś… - Szepnęła.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

32
A więc to tak. Pomyślał Steinmeyer, wczuwając się w całkiem znany mu zapach magii. Nie raz miał do czynienia z tego typu problemami natury tajemnej. Po prawdzie, był to jeden z częstszych powodów inkwizytorskich dochodzeń, poza takimi jak perełkami jak herezja. Kto jak kto ale Vincent doskonale wiedział jak zdradliwą siłą potrafi być magia. W jednej chwili tworzysz motylki a w drugiej wysadzasz cały budynek w powietrze. Pół biedy jak z samym sobą. Tym razem powodem znów były emocje. Może niespełniona miłość? A może problemy w domu? Dla inkwizytora nie miało to znaczenia. Uniwersystet w Oros, jako placówka, nie dotrzymał pewnych standardów. Czarodziejka w wieku panny Vengen powinna być w stanie panować nad emocjami, które mogą spowodować wyładowania drzemiącej w niej energii. Tego powinna nauczyć się w pierwszej kolejności. Wychodzi też na to, że niektórzy czarodzieje powinni być bardziej usankcjonowani.
Steinmeyer już wiedział. Ktoś na pewno odpowie za ten incydent, a raport do von Tieffena będzie bez ogródek. Teraz, mając pod sobą cały pion śledczych, znajdzie się winnych zaniedbań i wymierzy odpowiednią karę. W tym momencie jednak sprawy dochodzeniowe zeszły na drugi plan. Pierw należało opanować wciąż nie do końca wygasłą emisję energii magicznej Emily. Chcąc, nie chcąc, Pies z Oros musiał przyznać, że obecność Lwicy była niezwykle pomocna.

Odruchowo pociągnął kilka razy nosem, był spokojny, panika i tak by nic nie pomogła. Uniósł wzrok znad nieprzytomnej czarodziejki, prosto na wyprowadzany tłum. Spryciarz, co chciał schować się za filarem, wpadł Vincentowi w oko. Nie w ten ciepły sposób. Śledczy był wyczulony na najmniejsze szczegóły z pedantyczną wręcz dokładnością, a cwaniak posłał dość wyraźne spojrzenie do kogoś w otoczeniu Steinmeyera. Ciekawe do kogo.
Ruchem prawej dłoni przywołał najbliższego brata zakonnego do siebie, postępująć do niego na dwa kroki także. Gdy ten był już blisko, nachylił się w nieco konspiracyjnym tonie.
- Przesłuchajcie tego co to za filarem chciał się ukryć i podglądać. Popytajcie głównie o kontakty z tymi dwiema czarodziejkami. I czy wie o innych problemach panny Vengen niż ten obecny. - klepnięciem w ramię zaś dał mu znak, by ruszał wykonać swoje nowe zadanie.

Na sam koniec inkwizytor wrócił przed płomienie, stając za Nivienn. Nie mieszał się w żaden sposób w okolicę Emily, nie chcąc zaszkodzić sytuacji. Jedynie wsłuchiwał się w inkantacje Iris, próbując rozpoznać ich naturę.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

33
— Własne życie? — Iris gwałtownie spojrzała nowo mianowanej pani profesor prosto w oczy, powtarzając słowa, które przecież nie wyszły nawet z jej ust, tylko tłukły się pod jej czaszką. Jej wzrok był lodowaty jak stal. — Lepiej uważaj, obiecując coś, czego naprawdę nie zamierzasz spełnić, bo... cholera!

Potężna kula ognia wydobyła się z uniesionych nagle rąk Emily i poleciała prosto na rektorkę. Ta odruchowo zbiła ją, wyczarowując energetyczną tarczę wypraktykowanym ruchem prawego ramienia i wykrzyczaną bardzo wysokim głosem, trudną do powtórzenia sylabą. Czar nieprzytomnej magiczki oparzył rękę i twarz Lwicy, ale większa część jego mocy została skierowana ku ścianie ponad wyjściem z auli. Stopiła się wspaniała płaskorzeźba z Ucztą Pierwszych Magów, a z sufitu posypały się kolorowe kawałki mozaikowej dekoracji. Jeden z zakonników – młody Jan Orovitz, który spieszył właśnie wykonać polecenie Steinmeyera i odholować na przesłuchanie chłopaka skrytego za filarem – przewrócił się, kiedy na głowę spadła mu nadpalona belka. Vertulowi nie udało się jednak wywinąć, schwytali i wyprowadzili go inni.

— Złap ją za rękę, jeśli chcesz pomóc! — warknęła Lwica do Nivienn, skoncentrowana w stu procentach na Emily i odcięta od wszystkiego, co działo się w auli. — Złap za rękę i szukaj jej ze mną!

Złap za rękę, łatwo powiedzieć. Leżącą otaczała ściana żywego ognia, migotliwa, zmienna i niestabilna, która zdawała się z każdą chwilą rosnąć. Płomienie sięgały już ponad metr w górę.
* — Biegnij za nim i zniszcz go, zniszcz ją, zniszcz ich oboje. Zasłużyli na to. Zdradzili cię. Wykorzystali, oszukali, tak się nie robi, sama wiesz. Zabij ich, spal ich na popiół, Emily, niech zostanie tylko pył, zobaczysz jak ci ulży.

Dziewczyna przez dłuższą chwilę nie wiedziała, kto do niej mówi. W białej pustce dokoła nie widziała wszak nikogo. W końcu do niej dotarło, że rozmawia z nią sam Ogień, ten który mieszkał w niej od chwili poczęcia.

— To będzie pierwszy krok. Później sprawisz, że spłoną wszyscy, którzy pozwolili tobie i Nivienn cierpieć. Adelajda Bloom. Iris. Vincent Steinmeyer. Von Tieffen. Wszyscy pieprzeni zakonnicy. Wszyscy zdrajcy. Całe Oros. Cały Keron. Cały świat. Zrób to, ulży ci.

Coś gorącego, jakby zastygające w formie kropli płomienie, zmaterializowało się dookoła jej szyi. Spojrzała w dół. Perły, szklane perły, przejrzyste jak woda, palące jak ogień, piękne jak niebo w bezchmurny dzień. Głos, który do niej przemawiał, był ciepły i spokojny, ale był to spokój budzącego się powoli wulkanu. Dobrze to wiedziała.

— To mój podarunek dla ciebie, taka mała pomoc. Udaj przyjaciółkę, załóż jej ten naszyjnik i poczekaj do zmierzchu. O zachodzie słońca zaciśnie się wokół jej gardła, a ja pożrę ją od środka. Dobrze, Emily?

Jej? Kogo Ogień miał na myśli?
* Wszyscy zgromadzeni nad nieprzytomnym ciałem czarodziejki doskonale widzieli, jak na jej szyi w krótkim rozbłysku pojawia się krótki sznurek najczystszych, najbardziej przejrzystych pereł ze Szklanego Morza, jakie kiedykolwiek widziano. Były jak krople wody i zdawało się, że za moment wyparują od całego tego żaru.

Inkantacje Lwicy, jak zrozumiał Steinmeyer, nastawione były na nawiązanie kontaktu z Vengen. Z jej jaźnią, gdziekolwiek się teraz znajdowała. I nakłonienie jej do powrotu. Niewiele więcej umiał wywnioskować.
Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

34
Na twarzy czarodziejki pojawiły się drobne kropelki potu. Od płomieni bił potworny, duszący gorąc. Parzył jej skórę i wżerał się pod nią, nadmiernie rozgrzewając ciało. Ona jednak nie unikała ognia. Przyjmowała na siebie cały ten żar, jakby miała to być kara za wszystko, czego była winna. Chciała, by ta chwila się już skończyła. Nie wiedziała co ma począć. Pozostawiła rektorce zadanie ratowania Emily. Nie miała doświadczenia w tej materii. Całym sercem pragnęła pomóc, jednak bała się, że jeden nieuważny ruch może tylko pogorszyć sprawę i zaprzepaścić szansę na powrót panny Vengen do jej ciała.

– Ja… – wymruczała. Nivienn nie miała pojęcia, że Iris potrafi usłyszeć jej myśli. Przez chwilę pomyślała, że z nadmiaru emocji zaczęła nieświadomie wypowiadać to, co kotłowało się w jej głowie. Nie, to niemożliwe, stwierdziła. Spuściła wzrok.

Wtedy w powietrze wystrzeliła kula ognia, parząc rektorkę i niszcząc dekoracje Wielkiej Auli. Było coraz gorzej. Walcząc wewnętrznie ze sobą, czarodziejka usłuchała Lwicy i wyciągnęła dłoń ku ręce przyjaciółki. Poczuła jak żar opala jej skórę. Zacisnęła oczy i wargi w bólu i skupiła się na rzuceniu znajomego zaklęcia ochronnego tworzącego wokół ciała półprzezroczystą powłokę przypominającą w budowie kokon. Skierowała całą moc zaklęcia na swoje ramię. Nie była pewna czy ono poskutkuje. Nigdy nie testowała jego wytrzymałości na ogniu. Spodziewała się, że szybko spłonie lub stopi się, dlatego zadecydowała poświęcać swą energię na jego odbudowę. Pochwyciwszy rękę przyjaciółki skoncentrowała się i razem z Iris wniknęła w jej głąb.
* Czarodziejka wołała Emily po imieniu. Nie była pewna czy ma cokolwiek dostrzec lub usłyszeć. Po prostu krzyczała, szukając najdroższej. Gdziekolwiek świadomość magiczki się teraz znajdowała, prosiła ją, by powróciła do do swojego ciała. Narastające płomienie z pewnością nie świadczyły o niczym dobrym. Panna Drongfort zrozumiała, że materializują one wewnętrzny stan Emily. Stwierdziła, że należy je ugasić lub chociaż nieco ostudzić.

– Emily, jeśli mnie słyszysz, proszę, skup się. Musisz się uspokoić. Powróć do nas… powróć do mnie – mówiła najbardziej przekonywującym głosem, na jaki tylko potrafiła się zdobyć.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

35
- Zabiję… Nie zasługują na życie…
Słysząc głos przyjaciółki ocknęła się z transu, potrząsnęła głową i rozejrzała się dookoła.
- Nie! Nie zabije nikogo! - Wrzasnęła w pustą przestrzeń.
Złapała ręką za perły po czym szarpnęła nimi, chciała się pozbyć odrażającego prezentu, który pojawił się na jej szyi. Sprawiał jej wrażenie, że sama zaczyna się dusić.
Uderzyła pięścią w ziemię, oparła się na niej i wstała.
Rozejrzała się ponownie, tym razem w konkretnym celu, szukała wzrokiem drugiej czarodziejki.
- Nivienn!? - Krzyknęła z nadzieją na odpowiedź bliskiej jej osoby.
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

36
Reakcja Lwicy wobec panny Drongfort nie uszła niezauważona przez Vincenta. Dokładnie wsłuchał się w słowa Iris, obserwując jednocześnie Nivienn. W tym celu postąpił aż cały krok do przodu, bliżej płomieni. Czuł ich gorąc i czuł, że coś tu jest na rzeczy. Czyżby rektorka czytała…?
Nagłe pojawienie się kuli ognia, która wystrzeliła z rąki nieprzytomnej Emily, zbiła inkwizytora z pantałyku. Odruchowo skulił się, chcąc uniknąć destruktywnego zaklęcia. I kolejny raz, gdyż te zostało odbite przez Lwicę. Steinmeyer mógł tylko patrzeć, jak kula ognia uderza o płaskorzeźbę, topiąc ją w akompaniamencie rozsypującej się mozaiki. Wspaniale, idealny pierwszy apel w odnowionym Uniwersytecie. Chyba już nic nie mogło pójść gorzej.
Przynajmniej wypadek Orovitza nie wpłynął na pochwycenie celu, to dobrze. Nie mniej jednak, sytuacja wymykała się powoli spod kontroli. Lepiej by obydwie czarodziejki temu zaradziły. Inkwizytor rzucił chłodne spojrzenie na poparzenia Iris, później na Nivienn.
- Pani profesor, proszę pomóc rektorce. I to szybko. - wyraził się jak zwykle w sposób kulturalny, chociaż jego ton był zimny niczym lód. W przeciwieństwie do atmosfery w Auli.

Zaraz potem Vincent ruszył żwawym krokiem, obchodząc Drongfort, w kierunku upadłego Jana Orovitza. Może i Steinmeyer nie był najsympatyczniejszym typem ale o swoich dbał. Także teraz, wiedząc, co robi Iris i Nivienn, postanowił wyciągnąć chłopaka spod belki, po drodze wołając sobie do pomocy najbliższego brata zakonnego.

Hals, ciekawski szczur swego pana, wychylił ryjek z kieszeni, by na własne oczy zobaczyć źródło ciągłego rumoru.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

37
Perłowy naszyjnik był mocniejszy, niż się zdawało. Oparł się próbie rozdarcia, a wrażenie iż zaciska się na szyi okazało się tylko niegroźną iluzją. Chłodne już teraz paciorki ciężko wisiały na piersi czarodziejki i zdawało się, że to najzwyczajniejszy pod słońcem naszyjnik. Ale ona wiedziała, co w nim drzemie.

— Emily? — poza głosem panny Drongfort, dobiegającym z białej nieskończonej przestrzeni, Czarodziejka usłyszała drugi, bliźniaczy krzyk, rozlegający się w jej własnym wnętrzu. — Emily, przyjaciółko, nie odwracaj się ode mnie! Nie opuszczaj mnie, ja cierpię! Nie zostawiaj mnie! Proszę, proszę, nie odchodź!

Ale było za późno. Na horyzoncie zjawiła się Nivienn. Jej ręka stała w ogniu. Dziewczyna krzywiła się, płomień kąsał jej skórę, tliły się ze smrodem drobne włoski na jej przedramieniu, ale dzielnie i niezmordowanie wyciągała dłoń do przyjaciółki. Widziały się obie w tej wielkiej bieli. Słyszały się. Gdzieś obok nich stała sama Lwica z Oros, rozedrgana i ledwie widoczna, i przekrzykując tłumiącą wszystko ciszę kazała im natychmiast pochwycić się za ręce, aby mogła je sprowadzić z powrotem. Nivienn nie mogła ruszyć się z miejsca, powrót zależał więc wyłącznie od Emily.

— Proszę cię, nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie tu! — błagał jeszcze Ogień, czując że traci wpływ w obliczu silniejszej od siebie mocy.
* Steinmeyer mógł kątem oka zaobserwować, jak płomienie wokoło nieprzytomnej magiczki opadają, a jej oczy szaleńczo mrugają, chwilami błądząc w otchłaniach nieświadomości, chwilami zaś patrząc zupełnie przytomnie. Hals też się temu przyglądał i aż zapiszczał z wrażenia.

Sama Emily widziała momentami przebłyski opustoszałej już auli i zniszczeń, jakie pojawiły się za jej sprawą. Nad sobą widziała skupioną twarz Iris. Gdzieś w tle majaczyły jej zakonne płaszcze. Ale to były tylko chwile, po których wszystko rozpływało się w tej gęstej mlecznej mgle.

Nivienn, dopóki spoglądała w oczy przyjaciółki i trzymała jej rękę, znajdowała się wraz z nią w tym dziwnym miejscu, jednak każda utrata uwagi i połączenia poskutkowałaby jej zniknięciem. Czar chronił ją dość dobrze, ale nie na tyle, by płomienie nie wyrządziły jej żadnych szkód. Nie było jednak teraz czasu, żeby się tym przejmować. Najgorsze było to, że nie mogła pobiec ku przyjaciółce, musiała stać i czekać.

Jan Orovitz tymczasem został wyciągnięty spod belki, ale inkwizytor miał przekonanie graniczące z pewnością, że nawet jeśli przeżyje, to raczej prędko nie dojdzie do zdrowia. Jeśli w ogóle kiedykolwiek. Wyglądał źle, bardzo źle.

— Janek! Janek, obudź się! Vincent, pomóż mi, trzeba go zaraz zabrać do medyków... — Starsza siostra Jana, Edwina, tak samo jak brat nie od dziś pozostawała na służbie u Sakira. Steinmeyer znał ją nieco lepiej niż młodego, była jedną z podlegających mu inkwizytorek, pracowitą i oddaną sprawie. — Do medyków! Do tych tutejszych. Uzdrowicieli. Proszę, pomóż mi, nie udźwignę go sama!
Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

38
Mleczna biel spowiła otoczenie Nivienn. Zniknęła Wielka Aula, zniknęli zakonnicy. Zniknął cały świat. Pozostała ona sama i jej przyjaciółka. Obie były zagubione. Jedna w niemożliwym do opisania miejscu, druga gdzieś pomiędzy myślami, skaczącymi pomiędzy tą okropną ceremonią a nieodpartym uczuciem, że osiągnęła to, czego tak bardzo pragnęła – nowej posady, respektu, własnego rozwoju w świecie, w którym zawsze widziała samo piękno. Jedno popołudnie wykruszyło cudowny obraz, a jego miejsce zajął nowy, pełen bólu i goryczy. Pragnienie opuszczenia tego miejsca i powrócenie do codziennego życia potęgowało się z każdą kolejną chwilą. Jakże piękna była rutyna i całodzienne siedzenie nad księgami i szklanymi fiolkami, w odniesieniu do dzisiejszych wydarzeń.

Czarodziejka wyciągnęła przed siebie swą bladą dłoń. Nie mogła się ruszyć. Musiała przekonać Emily do powrotu. Wołała więc dalej, a widząc że przyjaciółka ją dostrzegła, uśmiechnęła się tak szczerze, jak tylko potrafiła.

– To ja! Jestem blisko, Emily. Nie martw się. Podejdź do mnie i chwyć moją dłoń – nakłaniała przyjaciółkę. – Będzie dobrze. Naprawdę. – Nivienn wyciągnęła rękę dalej, czując jak naciągają się jej mięśnie. – Niech ten straszny dzień się już zakończy. Nie zniosę kolejnej straty. Podejdź bliżej – nie przestawała mówić.

I stała tak z obolałą prawicą, prosząc i prosząc, bez względu na to, czy Emily chciała w ogóle wrócić. Nie poddawała się. Nivienn od dziecka była nieustępliwa. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Wierzyła w swoją moc, możliwości i siłę motywacji. Trudne zadanie budziło w niej wolę walki, nieodpartą chęć dokonania wszelkich działań, by osiągnąć swój cel.

Obecna sytuacja nagle odpędziła wszelką wątpliwość. Nadzieję zastąpiła silna wiara, a wręcz przeczucie, że za chwilę cały ten koszmar się skończy. Uśmiech na jej twarzy powiększył się, zachęcając Emily do powrotu.

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

39
Gdy tylko Emily dostrzegła Nivienn, otworzyła oczy jeszcze szerzej, nie dowierzała, że zobaczyła ją w tym miejscu. Bez chwili namysłu ruszyła biegiem w stronę przyjaciółki. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z faktycznego cierpienia bliskiej jej osoby, co dotkliwie uderzyło w samą czarodziejkę.

Dostrzegła zniszczoną aulę, rektorkę oraz nową profesor.

- O nie… - Powiedziała ledwo słyszalnym głosem.

Przy kolejnym przebłysku świadomości poczuła smród spalenizny oraz zobaczyła resztę szczegółów. Słyszała krzyki kobiety z zakonu, widziała ją, była przy jakimś ciele.

Janek? Czy to jego ciało? Zabiłam go? Co ja zrobiłam…? Zadawała sobie pytania, na które odpowiedzi zdawały się oczywiste.

Gdy wracała do przytłaczającego bielą świata potknęła się o własne nogi, wywróciła się kilka kroków przed przyjaciółką, spojrzała na nią z dołu. Podpierając się pięściami wstała. Jednak nie ruszała. Jej twarz zdradzała, jak bardzo jest przerażona, tym co zrobiła. Cała się trzęsła.
- Co ja zrobiłam… To na prawdę ja? Niemożliwe, to nie mogłam być ja. Nivienn… Powiedz, że to nie ja, proszę.
Po jej policzku spłynęła kolejna łza.
- Nie chciałam tego… Na prawdę, uwierz mi, musisz mi uwierzyć… Nie panowałam nad tym. Nie wiedziałam co się dzieje.

Zdawało jej się, że stała całą wieczność. Minęła jednak zaledwie minuta, nim Emily uległa słowom rektorki oraz poparzonej przyjaciółki.
Zrobiła krok do przodu, wyciągnęła rękę. Była na tyle blisko, że Nivienn czuła ciepło jej rozgrzanej dłoni.
- Przepraszam…
Zrobiła kolejny krok, ścisnęła dłoń przyjaciółki.
- Przepraszam...

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

40
- Spokojnie, Hals. - Vincent uspokoił swojego kompana, podczas gdy on sam się siłował z belką. Tak spokojnie to jednak nie było. Gdy inkwizytor stanął nad chłopakiem, jego oczom ukazała się pełna forma obrażeń, które odniósł Orovitz. Steinmeyer przez moment nawet poczuł delikatne ukłucie, które dało znać, że i on potrafi współczuć. Na nic to w tej chwili. Przeniósł więc wzrok na jego siostrę, Edwinę. Przykre, iż musiała na to patrzeć. A to wszystko zasługa magii.
- Jest z nim kiepsko. - oznajmił oschle. Vince hołdował prawdzie, wszakże jako śledczy tego się doszukiwał. Dlatego też nie owijał teraz w bawełnę, tak jak i nie chciałby w godzinie śmierci słyszeć kłamstw. - Nie wiem, czy z tego wyjdzie.
Następna prośba Edwiny zbiła z tropu Psa z Oros. Z jednej strony, faktycznie, magia może uratować chłopakowi życie. Zaś z drugiej - używanie tej samej plugawej siły, przez którą znalazł się w takim stanie? A to i tak nic. Gdyby tylko wiedzieli, co potrafi się czaić w arkanach magii…
Trwało to może minutę. Być może bardzo cenną minutę dla Orovitza ale Steinmeyer nie mógł momentalnie podjąć tej decyzji. Burza przekonań, która się w nim rozegrała, przypominała istny sztorm. A on stał tam, w bezruchu, wpatrując się w chłopaka. Może to fakt, że Edwina Orovitz była jedną z jego lepszych inkwizytorek. Albo po prostu nadal był człowiekiem.
- Złap go za nogi. - to jedyne co powiedział w tej chwili. On sam chwycił chłopaka pod ramionami. Mało delikatnie ale teraz to nie miało większego znaczenia. Zaraz później Steinmeyer ruchem głowy nakazał Edwinie, by ta prowadziła.

Mógł co prawda poprosić obecne tu czarodziejki o pomoc. Zapewne rektorka, czy też profesor Drongfort, mogły na to coś poradzić. Nie mniej jednak, fakt, że cały incydent był męczący, wolał nie ryzykować. I tak robił coś wbrew przekonaniom, po to, by ratować inne przekonania. Ciężki jest żywot człowieka.

Po drodze jeszcze przywołał brać zakonną obstawiającą Aulę, co by wydać kilka komend i poleceń. Przede wszystkim to, by żadna z uczestniczących w zajściu czarodziejek nie opuściła terenu Uniwersytetu, a najlepiej Auli. A on sam wróci za dosłownie chwilę.
"Die Nacht neigt sich dem Ende
und unsere Flamme führt
zur langersehnten Wende.
Drum schürt, Genossen schürt!
Das Feuer es soll lodern.
Ein gleißend heller Brand!"

Re: [Uniwersytet Oros] Wielka Aula

41
Nie wrócił ani za chwilę, ani za dwie, ani za osiem, a Iris i Nivienn bez słowa wyprowadziły z Auli ledwo żywą Emily. Ktoś nawet próbował je zatrzymać, ale bez przekonania, bo spojrzenie rektorki nagle odzyskało swoją miażdżącą moc. Trzy kobiety pomału powędrowały w to samo miejsce, gdzie chwilę przed nimi udał się Vincent z nieprzytomnym Janem i jego siostrą.

Do skrzydła szpitalnego.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”