[Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

1
Tytuł sesji: Oni i my
Mistrz Gry: Żerca
Gracze: Morndir
Motyw Muzyczny


Słońce znajdowało się już u zenitu, ogrzewając przyjemnie chodzące pod nim istoty, kiedy Morndir znalazł się u bram Oros, swojego domu na następne kilka lat. Wysokie, kamienne mury i strażnice dumnie strzegły ukrytych za nimi domostw, nie pozwalając młodemu elfowi ujrzeć miasta nim nie przekroczy linii umocnień. Aby zobaczyć wnętrze, musiał wpierw minąć bramę usytuowaną między dwiema, masywnymi basztami na których powiewały sztandary Keronu i miasta Oros. Wielkie, drewniane wrota były otwarte na oścież, jakby zapraszając z otwartymi ramionami podróżnych do środka. Za bramą widać było brukowaną, zatłoczoną, zastawioną straganami główną ulicę, która wiodła prostą linią aż do rynku.

Po prawej i lewej stały ustawione w schludnej linii, bielone farbą, z drewnianymi okiennicami, okupywanymi przez dzieci gankami, kładzionymi czerwoną dachówką domostwa. Na ulicy panował gwar, a stłoczeni przechodnie raz za razem wpadali na młodego elfa, nic nie robiąc sobie z jego wysokiego urodzenia. To miejsce żyło innymi regułami niż Nowe Hollar i z całą pewnością wymusi pewne, mniej lub bardziej chciane, zmiany na Morndirze. Brakowało tu znanego mu spokoju, dostojności i powagi dawnego domu. Zamiast nich były śmiechy, nawoływania sprzedawców i gburowaci mężczyźni patrzący nań gdzieś z ciemnych zakamarków uliczek. Nie bacząc jednak na tę odmienność, akceptując ją bo jaki miał wybór, początkujący czarodziej ruszył przed siebie ku uniwersytetowi, bo tam musiał się udać by otrzymać zakwaterowanie. Już z stąd widział strzelistą wieżę zegarową, dzięki czemu wiedział gdzie się kierować.

Miasto przeżywało istne oblężenie nietutejszych i nawet nowa osoba mogła to z łatwością dostrzec, obserwując mieszankę rasową, różne style ubiorów i słuchając dziwnych dialektów. Ludzie byli weseli, w powietrzu czuć było ekscytację. Nie trzeba było czekać długo by wywieszany właśnie transparent zdradził powód tej radości. "500 Lat uczelni w Oros" - głosił napis na pstrokatym banerze, upstrzonym we wstążki. Zdaje się, że jutro będzie cały festyn, i z tej okazji do miasta zjeżdżali goście z całego Królestwa Keronu, a nawet z poza! W tym znani magowie, absolwenci uczelni, grajkowie i zwykli sprzedawcy, którzy chcieli się dorobić na uroczystości. Karczmy musiały pękać w szwach!

Cudownością nie było końca: figurki pamiątkowe, obrazki, alchemiczne ognie, przekąski, trunki, tańce i śpiewy! Ale nie po tu był, o nie, nie! Po krótkiej przechadzce, minąwszy rynek, elf stanął przed gmachem uczelni. Ogromnym budynkiem w stylu gotyckim, z łukami podporowymi, bogato zdobionymi portalami, ostrymi łukami okien i dużą rozetą, która wpuszczała światło do głównego holu. Dookoła uniwersytet obwarowany był mniejszymi budynkami, należącymi do kompleksu uczelni, a wewnątrz skrywał się podobno ogród.

Przed główną bramą uniwersytetu stały cztery osoby, z pewnością żaki, sądząc po specyficznych białych i zielonych strojach, oraz charakterystycznej czapie. Trzech ludzi, z czego jeden wyglądający na lidera: długowłosy blondyn z lichym wąsem, zielonym piórkiem wystającym z czapy, garścią książek w ręku i arogancką miną na licu.
Naprzeciw nim stała samotna postać, dosyć niska. Podchodząc bliżej Morndir rozpoznał w niej krasnoludzicę! Mierzyła ledwo pięć stóp, była dosyć szczupła jak na swoją rasę i chodziła w czerwonej, żakowskiej tunice - bez czapki. Kasztanowe włosy miała spięte z tyłu w grube, krótkie warkocze, zakończone metalowymi spinaczami. Twarz też nietypowa, miast owalnej, kwadratowej głowy miała nieco bardziej spiczastą brodę i mały, zgrabny nosek. Do połowy żuchwy wyrastał rzadki zarost, spleciony w cieniutkie warkoczyki.

Zrodziło się pytanie, co teraz? Wysłano go tutaj i kazano sobie radzić, a on stanął naprzeciw uniwersytetu i zastanawiał się co zrobić. Grupa przed nim z całą pewnością o coś się kłóciła, był blisko i mógłby podsłuchać, gdyby nie jakiś gbur, który śmiał na niego wpaść i wytrącić mu z rąk torbę, której zawartość rozsypała się po chodniku. Niski człowiek zerknął tylko i warknął w kierunku elfa, coś na kształt "pardon" i zaczął się oddalać bez dalszych przeprosin. Całe to zdarzenie przeszło niezauważone w tłumie. Nikt się nie obrócił, nikt się nie sprzeciwił, nikt nie pomógł.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

2
Podróż, choć z początku miała wydać się ekscytującą przygodą, była tak nudna i nieciekawa, że już chyba bardziej się nie dało. Z drugiej strony przynajmniej był spokój. Nie był nękany przez bandytów, nie musiał uciekać przed rabusiami czy też płacić jakieś myto wymyślone na własne potrzeby przez lokalnych rzezimieszków. Wreszcie jednak dotarli prosto do murów miasta. Pierwsze co było widać już z daleka to wysokie mury, które strzegły wnętrza tego miasta. Kolejnym elementem była drewniana brama, przez którą właśnie przejeżdżał Morndir. Z wrażenia dla rozmiarów tych budynków aż przestał wertować swoje notatki i wlepił prosto w nie swój wzrok.
Trzeba było jednak szybko zejść na ziemię, bowiem już po chwili nastąpiło zderzenie z samym miastem. Już na pierwszy rzut oka było widać różnice pomiędzy jego rodzinnym Hollar, a Oros. Z każdej strony dochodziły go krzyki, hałas i niemal natychmiast wpadł w wir tłumu. Z tego wszystkiego prawie stracił swoje notatki, ale mocniej przycisnął je do siebie, żeby nikt mu ich nie wyrwał. Po chwili dał radę wyłapywać co dokładnie jest źródłem tego hałasu. W większości byli to handlarze, którzy oferowali swoje towary, a jedynym powodem, dzięki któremu można było zwrócić uwagę na poszczególnych z nich, było właśnie wydawanie z siebie jak najdonioślejszych okrzyków. Przeciskając się, w kierunku uniwersytetu, miał jednak, przez ten tabun ludzi oraz przedstawicieli innych ras, nie mały problem. Choć z jego wzrostem powinien być w miarę łatwy do zauważenia i ominięcia, to wiele osób zdawało sobie nie zdawać z tego sprawy i co rusz był popychany, szturchany, czy też musiał nagle kogoś ominąć, bo ten postanowił zatrzymać się na środku drogi powodując olbrzymi korek. Po drodze widział jeszcze przygotowania, w ostatniej fazie, do olbrzymiego festynu, który miał się zacząć lada dzień. Najwyraźniej trafił na idealną porę, żeby rozpocząć swoją edukację. Właśnie teraz, gdy jest tutaj tak ważne wydarzenie. Już przeczuwał problemy, na które na pewno natrafi z tego powodu.
Wreszcie jednak jego oczom ukazało się wejście na Uniwersytet. Ten, którego od tak dawna olbrzymie pragnął. Koło samej bramy dostrzegł cztery osoby, które wydawały się mieć sporo wspólnego z uniwersytetem. Nie chciał jednak z miejsca do nich podchodzić i pytać co dalej powinien zrobić, wiec postanowił się póki co przyglądać. Jego wzrost i dobry wzrok pozwoliły mu na dobrą obserwację otoczenia, a elfie uszy starały się wyłapać o czym tamci mogą rozmawiać. Gdzie przy okazji przemknęła mu niska osoba, krasnoludzica, jednak zanim zdążył się jakoś dokładnie przyjrzeć ktoś nagle na niego wpadł. Było to na tyle niespodziewane, ze aż wysypała mu się prawie cała zawartość torby. Sprawca całego zamieszania jedynie burknął coś pod nosem i ruszył sobie dalej zostawiając elfa samemu z rozwalonymi na ziemi rzeczami. Natychmiast zabrał się za ich zbieranie, nie chcąc robić z siebie jakiegoś punktu zainteresowania. Na całe jednak szczęście zorientował się, że nikt, absolutnie nikt, nie zwrócił najwyraźniej na tę sytuację uwagi.
Trzeba się było jednak szybko ogarnąć, więc aspirujący mag szybko pochował swoje bibeloty z powrotem do torby, po czym znów starał się znaleźć, tych, których podsłuchiwał. W międzyczasie szukał również wzrokiem czegoś co pozwoliłoby mu się zorientować co powinien teraz zrobić. Podejście do kogoś i zapytanie było ostatnią rzeczą na jego liście, którą planował zrobić. Tak bardzo nie chciał się wyróżniać, że już nawet wolał nieco się teraz pomęczyć, niż chociażby zagadać do kogoś.

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

3
Kłótnia z całą pewnością nabierała tempa. Krasnoludzica wyciągnęła ostrzegawczo palec przed siebie i zmrużyła oczy przybierając wściekły wyraz twarzy.
- Powiedz jeszcze słowo o niedorastaniu do pięt Murdoc, a sam Sakir nie uchroni cię przed mym gniewem, ty parszywy...
- Ohoho - przerwał jej blondyn - jakbyś w ogóle mogła mnie dogonić na tych krótkich nóżkach, biedna Kasandro. Ty i tobie podobni powinniście znać swoje miejsce. Nie wiem czy słyszałaś, ale mój papa chce ograniczyć miejsca na tym roku, więc ty i ten wasz świeżak będziecie ostatnimi którzy dołączą.
- Rektor nigdy na to nie pozwoli - odpowiedziała prędko dziewczyna - prędzej wyrzuci takich nieudaczników jak ty.
- Ohoho - powtórzył bezczelnie arogancki żak - ale to nie ja, prawie spaliłem salę treningową przez zły gest, BRODACZKO. Ty i te twoje niezgrabne dłonie.
- Aghh - warknęła zezłoszczona krasnoludka - zaraz ci pokarzę ten zły gest!

Mówiąc to dziewczyna przybrała bojową pozycję i między jej rozcapierzonymi palcami pojawiła się niewielka kulka ognia, na co blondyn odskoczył i uformował między dłoniami niewielki, wodny wir. Tłum natychmiast wyczuł niebezpieczeństwo i sensację, tworząc krąg dookoła źródła zainteresowania. Gawiedź natychmiast zaczęła coś wykrzykiwać, ewidentnie podsycając atmosferę i prowokując do walki. Kranoludzica rozejrzała się dookoła niepewnym wzorkiem. Młody elf mógł wyraźnie poczuć z kim jest tłum, a wręcz usłyszeć po okrzykach każących jej wracać do siebie, do "piwnic" krasnoludów.

- DOŚĆ - rozległ się nadzwyczaj donośny głos. Zarówno wir, jak i ognista kula zmieniły się w bryły lodu i roztrzaskały o bruk. Z tłumu wyłoniła się nowa postać w tym przedstawieniu, rozsiawając dookoła dziwny niepokój. Tłum odstąpił jak rażony prądem, dookoła zrobiło się zimno a uczniowie zamarli w bezruchu. Był ponad dwumetrowy elf, ubrany w czarną szatę, z ciasną kamizelą w srebrne pasy. Jego głowa była kompletnie łysa, a zielone oczy płonęły kontrolowanym gniewem.

- Nie będziecie załatwiać swoich porachunków przy pomocy magii, a na pewno nie na środku placu - odezwał się chłodno elf - przynosicie wstyd uczelni, pozwalając na takie marnotrawstwo talentu i pokazujecie, że nic się w niej nie nauczyliście.
Władcza aura nieznajomego niemal wgniotła studentów w ziemię, którzy jakby skurczyli się w sobie. Po chwili zabrał na bok problematycznych żaków by zamienić z nimi kilka słów na osobności. Tłum dookoła zaczął się niechętnie rozchodzić. Spragnieni krwi wrażeń widzowie wracali do swoich spraw. Placyk przy bramie szybko opustoszał, pozostawiając przed nim tylko garstkę mieszczan, żaków i profesora.

Młody elf już miał się zbierać do szukania poszlak, wskazujących gdzie się zakwaterować i i jak zdobyć grafik na niebawem zaczynający się semestr, kiedy wyczuł na sobie czyjś wzrok. To rozjemca niedawnej kłótni, spoglądał na niego swym zimnym wzrokiem. Szturchną Kasandrę i krasnoludzica z nico zakłopotaną minął podreptała w jego kierunku.

- Eee, przepraszam - zaczęła niepewnie, zaskakująco miękkim i przyjemnym głosem - ty jesteś Morndir, prawda? Profesor prosił mnie bym się tobą zajęła, jako że jesteś nowym studentem. - dziewczyna obejrzała się niepewnie na elfa, który wrócił do rozmowy z blondynem - znacie się?
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

4
Już na wstępie do uszu młodego elfa dotarły słowa kłótni krasnoludzicy z żakami. Choć lepszym słowem będzie tutaj po prostu "dyskryminacja". Blondyn nie ukrywał swojej niechęci do sporo niższej od siebie przedstawicielki rasy krasnoludów i z aroganckim uśmieszkiem wyśmiewał jej wygląd oraz to, że ktoś kto nie jest rasy ludzkiej w ogóle ma wstęp na ten Uniwerek. Dostało się nawet Morndirowi, który jedynie przysłuchiwał się całej tej rozmowie. Tego jednak należało się spodziewać. A jeszcze szybciej przyzwyczaić, że takie teksty będzie miał na porządku dziennym.
Zanim jednak nienawistne spojrzenie elfa spotkało blondyna akcja postanowiła nieco się rozkręcić. Kasandra i jej adwersarz stali właśnie naprzeciw sobie z zaklęciami gotowymi by w siebie uderzyć. Spowodowało to zainteresowanie innych osób zebranych w tym miejscu, a teksty, które zaczęły lecieć z tłumu, były wcale nie gorsze od tych, którymi posługiwał się Murdoc. Przy okazji cała atmosfera oraz pierwsze wrażenie jakie Morndir chciał zobaczyć w tym miejscu prysnęły. Zamiast dorosłych, poważnych osób natrafił na barbarzyńskie zachowania. Będzie to jednak musiał znosić.
Całą sytuacja skończyła się jednak tak samo szybko jak zaczęła. Pojawił się bowiem jakiś elf ubrany w czarny strój. A z tego co kojarzył białowłosy, czarny kolor stroju oznaczał kogoś już nieco wyżej postawionego. Oprócz jednak samego koloru było czuć autorytetem oraz potęgom od tego elfa. I już na wstępie stał się on jednym ze "wzorców", których musi dogonić a nawet przegonić.
-Tak, to ja- Odpowiedział Morndir nieco osłupiony tym, że właśnie musi z kimś niespodziewanie rozmawiać. Wspomniała również, że ów elf, który zażegnał spór był tutaj profesorem.
-Chyba nie. Zapamiętałbym- Odparł na kolejne z pytań, które zostały mu zadane, po czym dodał swoje -Takie akcja to tutaj codzienność?-. Nie był to jednak koniec zainteresowania elfa osobą, która została oddelegowana do niesienia mu pomocy i choć nie ujął tego w słowa, był jej wdzięczny. Postanowił również podążyć za nią gdziekolwiek by z nim teraz nie poszła.
-Od dawna się tutaj uczysz?- Chciał również otrzymać nieco informacji o stopniu zaawansowania Kasandry we władaniu magią, gdyż trzeba było przyznać, że nieczęsto słyszał o krasnoludzkich magach. A jej czar, choć nierzucony, więc nie poznał jego efektów, również wyglądał przyzwoicie.

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

5
Znacznie niższa krasnoludka zadarła głowę, by spojrzeć na elfa. Jej spojrzenie kryło w sobie zmęczenie, być może rezygnację. Kiedy podeszła roznieciła dookoła lekką woń spalenizny i Morndir mógł zobaczyć osmalone koniuszki palców.
- Ehh, nie to nie codzienność, po prostu ten jeden osobnik szczególnie się naprzykrza. Chodź pokarzę Ci gdzie możesz rzucić swoje toboły - mówiąc to Krasnoludka wskazała mu kierunek i natychmiast ruszyła - na imię mi Kasandra, jestem czymś w rodzaju prefekta dla studentów pierwszego roku.

Tajemniczy elf profesor zniknął tak niespodziewanie, jak się pojawił, pozostawiając po sobie tylko silnie wyryte wspomnienie i wyraz jego zimnych oczu. Trzej studenci pośpiesznie oddalali się w przeciwnym kierunku, nie śmiąc nawet się obrócić.

Nowa znajoma prowadziła go obok głównego budynku, przecięła plac uczelni gdzie rozpościerał się piękny ogród, pełen drzew karłowatych, krzewów i kolorowych kwiatów. Pokrótce opisała mu takie miejsca jak obserwatorium astronomiczne, podziemne pracownie techniczne czy niedostępny dla nikogo strych uniwersytetu, gdzie podobno trzymano najróżniejsze magiczne przedmioty i różne dziwy. Właśnie opowiadała o owym strychu, kiedy dotarli do "płonącej wieży"
- ... i podobno ten student stamtąd już nie wrócił, a przynajmniej go nie widziano. Mówią, że jakiś student trzeciego roku znalazł jego sygnet na, o! Jesteśmy - wskazała głową masywne, drewniane drzwi - to twój pokój. Uniwersytet znów przyjął multum osób na pierwszy rok, więc póki co będziesz zmuszony dzielić pokój z Ellesarem (też jest elfem, dogadacie się) i Nebim. Na razie zostawię cię z tym, zapukaj w drzwi obok kiedy skończysz, bo muszę Ci jeszcze powiedzieć o jednej ważnej rzeczy.

Kasandra wyszła, zostawiając Morndira sam na sam, z trzema zaścielonymi łóżkami, dwiema pustymi szafkami, pięcioma pełnymi, cięzkimi kotarami na okratowanym oknie, lekko skrzypiacą podłogą i stolikiem na którym coś było rozlane, trzech krzesłach i dość obszernym kominkiem. Poza tym jego uwagę przykuło oprawione w skórę tomiszcze o tajemniczym tytule: "Nordins Flamme Imperatum", wytłoczonym złotymi literami na okładce. Strony były wyraźnie często przerzucane, pogięte, pofalowane, pożółkłe. Miał chwilę dla siebie, Kasandra pewnie czekała w pokoju obok, robiąc zapewne to, co robią młode, krasnoludzkie kobiety, czyli... właśnie co?

Za oknem rozpościerał się widok na plac, na którym panował nieustanny ruch. Gdzieś po prawej oś złamał sobie wóz i poddenerwowani ludzie biegali dookoła niego, po lewej bard śpiewał jakąś sprośną pieśń, bo ludzie śmiali się i hojnie obdarowywali go monetami. Po środku zaś, głęboko za pierwszym planem dostrzegł rozbłysk, który przykuł jego spojrzenie. Gdzieś daleko w uliczkach, otoczona wianuszkiem dzieci stała tajemnicza postać w pelerynie i kapturze, u jej stóp tańcowała jakaś mała, kosmata istotka. Szkraby obok niej były raczej biednie ubrane, łachmany i sandały.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

6
Morndir w trakcie rozmowy z Kasandrą zorientował się, że po raz pierwszy rozmawia z kimś tak bardzo od niego niższym. Czuł się nieco głupio, że ta musiała tak wysoko zadzierać głowę ale z drugiej strony kucnięcie lub pochylenie się nieco mogłaby uznać za obrazę. Stał wiec najnormalniej w świecie prosto, jedynie patrząc w dół, w kierunku swojej rozmówczyni. Ta okazała się osobą odpowiedzialną za wszystkich nowych i najmłodszych na uczelni. A przy okazji zademonstrowała efekty magii ognia, najwyraźniej również i ona mogła stać się ofiarą swoich własnych zaklęć. Warto to zapamiętać jako przestrogę!
Teraz szli w kierunku swojego przyszłego mieszkania. A raczej miejsca do spania, bo z tego co nawciskali mu bracia, miałby dzielić pokój z różnymi innymi dziwakami. Poznał przy okazji nieco plan uniwersytetu, chłonąc każde słowo na temat przeróżnych miejsc. Jako pierwszoroczniak, takie informacje mogły być wartę sporo wysiłku, a przy okazji oszczędzą mu później problemów. Dowiedział się również, że będzie dzielił pokój z dwoma osobami, z czego jeden też będzie elfem. Szkoda tylko, że nie określiła, którym konkretnie, gdyż w najgorszym przypadku złe połączenie elfów byłoby gorsze niż z jakakolwiek inna kombinacja.
Krasnoludzicza zostawiła go póki co samego, napominając jedynie, żeby zapukał w drzwi obok gdy skończy. Miał więc chwile dla siebie. A po wejściu do pokoju prawie od razu chciał się zabrać do roboty. Pierwszym co należało zrobić było wybranie łóżka. Z racji, że najprawdopodobniej przybył jako ostatni nie będzie miał wyboru, więc jedyne co mu pozostało to znalezienie tego, które nie wyglądało na zajęte. Potem już tylko rozpakowanie swoich rzeczy do pustych szafek i właściwie wszystko było gotowe. W międzyczasie przez okratowane okno w kierunku placu. Trzeba było przyznać, że działo się tam całkiem sporo. Jednak uwagę Morndira przykuło co innego. A mianowicie księga ze złotym tytułem. Nie mógł się oprzeć by jej nie przeczytać. Z racji jednak na lekki burdel przy stole, nie usiadł przy nim, a wziął księgę w dłoń i stojąc koło okno zaczął ją z zaciekawieniem czytać. W pewnej chwili kątem oka dostrzegł jakiś błysk zza okna, jednak zanim zdążył się zorientować co to było, to nie pozostało już o tym żadnego śladu, a większość jakby nie zwróciła nawet na to uwagi.
Powrócił więc do czytania księgi, z zamiarem przeczytania jak największej jej części po czym w końcu musiał stwierdzić, że przecież czeka na niego pani prefekt, nie wypada tak teraz tego czytać. Najpewniej przecież jest to książka któregoś z jego współlokatorów. I gdy tylko o tym pomyślał aż mu się głupio zrobiło, że bez żadnego pytania wziął sobie cudzą własność. Natychmiast odłożył ją na miejsce, zabrał kilka swoich najpotrzebniejszych szpargałów i podszedł do drzwi, po czym zapukał w nie. Teraz już tylko wystarczyło poczekać na odzew i ewentualnie wejść do środka, bądź poczekać aż ktoś wyjdzie.

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

7
Poplamione karty księgi pokryte były rzędami zdań i licznymi obrazkami przedstawiającymi gesty. Tu i ówdzie widniały matematyczne rozpiski, zapewne potrzebne do modyfikowania czarów, które bez wątpienia opierały się na żywiole ognia. Szybkie przeglądnięcie paru stron nie mogło jednak naprowadzić go na to, czy jest to bardziej zaawansowana magia, czy raczej coś prostego, dla nowicjuszy.

Morndir odłożył książkę na miejsce, nie pozostawiając żadnego świadectwa swojego występku. Wśród ogólnego rozgardiaszu nie było szans by ktoś to wykrył. Na dodatek na pewno skupią się na rzeczach elfa, które w końcu wylądowały na swoich pułkach, przez które przewinęło się już tysiące podobnych do niego uczniów. Warto jednak będzie zapamiętać ten tytuł i wrócić do niego później.

Bez zbędnego przedłużania zebrał parę podręcznych rzeczy i wybył z pokoju. Na początku odpowiedziała mu cisza, ale już po chwili zza drzwi wysunęła się uśmiechnięta głowa Kasandry, która zobaczywszy go wyślizgnęła się z pokoju.
- Jesteś, dobrze - poprawiła swój strój i przygładziła włosy - dobrze, może pokarzę Ci miejscu w którym się zwykle spotykamy? Mówię "my", studenci innej rasy - wyjaśniła pośpiesznie - niestety młodzież tutaj jest wyjątkowo natrętna i musieliśmy znaleźć sobie lepsze miejsce na spotkania i naukę. Póki co jest to dla małego grona, ale planuję nieco rozszerzyć tamtejsze grono. Jesteś zainteresowany?

Najwyraźniej tak jak wysokie elfy pogardzają często ludźmi, tak ludzie pogardzają cała resztą. Czy na prawdę ich niechęć zmusiła studentów innych ras do wynajęcia specjalnego lokalu do spotkań? Obraz uczelni z każdą chwilą stawał się coraz mniej idylliczny. Ale wiedza zdobyta tu będzie nieoceniona i na pewno zrównoważy przykrości. Poza tym jak było widać przed uczelnią - szacunek można sobie zdobyć nawet wśród ludzi.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

8
Główna brama Uniwersytetu była dziś zamknięta i strzeżona przez czwórkę sakirowskich paladynów pod bronią.

Tutaj, na granicy miasta i wygrodzonej zeń uczelni, uderzał – szczególnie kogoś, kto nie miał okazji obserwować stopniowego narastania wprowadzonych po katastrofie zmian, bo na przykład siedział w lochu – niebywały kontrast. Oros na zewnątrz szkoły było żywe, ruchliwe i barwne, jak zawsze. O ile jednak ta druga strona muru malowała się zawsze właśnie jeszcze żywsza, jeszcze bardziej szalona i, no cóż, po prostu magiczna, o tyle obecnie zalegał tam smętny bezruch. Pustka, niemal zupełna pustka, i ten prawie namacalny ciężar samego powietrza. Aż odechciewało się oddychać. I chociaż była pełnia lata, nawet ptaki jakby obawiały się świergotać w zaroślach magicznego ogrodu. Sporadycznie ktoś przemierzał alejki pospiesznym krokiem, zwykle wpatrując się w ziemię i unosząc skraj idealnie wyprasowanej szaty w przepisowym kolorze, bardzo uważając, żeby jej aby nie pobrudzić. Nowe zasady.

Ruina biblioteki stanowiła przykrą wyrwę w krajobrazie. Zgliszcza, jak udało się elfowi wypatrzeć przez bramę i ogrodową gęstwinę, zostały z jakiegoś powodu przykryte wielkimi płachtami czarnej tkaniny. Krzątała się tam grupa zakonników, wyciągających spod gruzów księgi, zwoje, a czasem i ciała. I to był, niestety, najżywszy element uniwersyteckiego krajobrazu.

Były profesor nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej okalający uczelnię mur był od strony miasta tak gęsto zabazgrany i oklejony rozmaitymi ogłoszeniami. Wisiały tu znowu nekrologi, długie zwoje z liczbą nazwisk tak wielką, że trudną do spamiętania, było jasne jednak, że ofiar nie brak i po stronie Czarodziejów, i Zakonu, i cywilnej ludności miasta. Z jakiegoś powodu nie dostrzegł jednakże na liście żadnego elfa. Nawet jednego. Przyczyn można było tylko się domyślać. Poniżej nekrologu bruk usłany był kwiatami i płonącymi świecami, ale już dwa kroki dalej stały zwyczajnie stragany, a ścianę zdobiły nabazgrane obelgi, filozoficzne hasła i ogłoszenia drobne. Na przykład znowu to "Sprzedam osła, tanio!".

— Sprzedam osła, tanio...!

Wbrew temu, co pomyślał elf w pierwszej chwili, to wcale nie głos w jego głowie, pobudzony przeczytanym ogłoszeniem. To człowiek z krwi i kości, ot, jakiś gość niebieskiej czapce, dreptał między straganami, prowadząc na sznurku, a jakże, osła, i półgłosem proponował przechodniom zakup.

— Sprzedam osła! Pilnie i tanio! Komu osła, komu? Sprzedam os-ooo... ożeż w mordę! — Widok sakirowca wprawił faceta w konsternację. A zaraz potem w przerażenie. — To znaczyyy... ja przepraszam! Mam, przysięgam, że TYM RAZEM mam zezwolenie na handel pod uczelnią, mam, jak babcię kocham, tylko zostawiłem w domu! Wykupiłem, wszystko wykupiłem! Darujcie, panie, nie karzcie mnie znowu...

Chłop upadł na kolana, chwytając skraj munduru tego, kto, jak mu się zdawało, miał nad nim władzę. Osioł zaryczał żałośnie.

— Panie, darujcie mu, to dobry człowiek... — wstawił się za właścicielem osła handlarz ze straganu z zabawkami, okrąglutki blondyn o łagodnym obliczu.

— Uczciwy, tylko ubogi! — poparła go kwiaciarka z sąsiedniego stoiska. — Puśćcie go wolno z tym osłem, dobry panie, miejcież zmiłowanie! Nie bierzcie go więcej na chłostę!

— A boście wprowadzili te swoje zezwolenia, pfu, kogo to na to stać, pfu... — burknęła jakaś stara babka, pospiesznie przez kogoś uciszona.

Nie od razu Felivrin-przebieraniec skojarzył, że to do niego skierowana jest ta cała litania próśb i modłów o litość. Z jednej strony osaczył go chłop z osłem i straganiarze, z drugiej strony – sakirowcy przy bramie pilnie nasłuchiwali, co się dzieje, gotowi zainterweniować.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

9
Spacer po starych śmieciach okazał się bardziej bolesny niż Felivrin zakładał... a przynajmniej chciał tak myśleć. Niestety niebywałą satysfakcję przyniósł mu widok Uczelni, cichej, zanurzonej w kontemplacji i rozmyślaniach. Tak być powinno! Tylko szkoda, że miast rozmyślać nad magią i początkiem wszechrzeczy ludzie woleli zaprzątać swe głowy najpewniej wypłatą i nadchodzącym balem zaś nieludzie myśleli o własnych karkach... żałosne. Nie potrafili zebrać myśli aż było za późno. Gdyby tylko mniej pili i świętowali może zauważyliby, iż ktoś z personelu potajemnie przemycił na teren Oros elfie artefakty. Cóż... w jego własnym interesie było jednak by teraz tego nie odkryto. Im dłużej myślał tym bardziej śmiał wątpić, iż w razie wyjścia na jaw i tego szemranego wydarzenia nie zrzucono by całej winy na niego. I pewnie dorzucono kradzież smoczego pyłu...

Profesor po minięci przygnębiającej sterty zniczy i kwiatów szedł w zamyśleniu przez plac. Wina... jedynym grzechem była tu ślepota. Nikt nie widział do czego doprowadzą jego akcje... on... Rovin... wszyscy. Przeznaczenie to jednak wredny skurwysyn gdy chodzi o wszelkiego rodzaju rytuały. I pieniądze. Elf nerwowo poprawił torbę w której ciążył mu niewielki zapas żywności. Gdyby próbował teraz opuścić miasto dotarłby z obecnymi funduszami najwyżej do Zaarval. Każde inne większe siedlisko ludzkie było po prostu za daleko. Zaarval... ciekawe czy Finde dalej tam przebywa... na niego mógłby zapewne liczyć. Co prawda wziąłby go początkowo pewnie za jakąś narkotyczną wizje... ale stary przyjaciel chyba by go nie zdradził. No... może dla kobiety. Ale z czarodziejem wichrów było wszak tak, że zmieniał swe miłostki co kilka miesięcy zaś przyjaciół nigdy. Cóż... wykopaliska mogły potrwać długo. Zwłaszcza teraz... Zakon pewnie ograniczył im finansowanie... No i mięli się zatrzymać na ileś tam miesięcy w... domu? Dworku? Willi? W każdym razie jakiejś tam posiadłości... jak-jej-tam-było Horso. Hmmm... a gdyby tak...

Tutaj rozmyślania elfa szlag trafił. Przez... osła. I jego niedoszłego sprzedawce. No cóż... przynajmniej umiał pisać... albo było go stać na to by ktoś napisał ogłoszenie... dziwne. Nie wyglądał ani na jedno... ani na drugie. Elf zmarszczył brwi. Nie rozumiał co ten człek do niego gadał. Dopiero reakcje postronnych uświadomiły mu w jaką zabawną sytuację się wpakował... aczkolwiek tylko dal bogów. Ci to musieli mieć używanie z obserwowania jego historii. Może powinien pobierać opłaty za bilety? Jednak trzeba było jakoś pozbyć się owej niechcianej uwagi... i przy okazji jak najszybciej wybyć z tego miejsca. Skoro już udawał oficera... to wypadało się jak takowy zachowywać. Czyli jak typowy miły... skurwysyn. Wyciągnął więc kościstą dłoń i zacisnął ją na ramieniu sprzedawcy. Gdy ten najpewniej zdziwiony uniesie wzrok rzeknie z promiennym uśmiechem na ustach.

— Widzisz dobry człowieku jak wszyscy zapewniają o twojej uczciwości? Takiego kredytu zaufania nie można zmarnować... prawda? Tak się składa, że idąc tu natrafiłem na wiele... bardzo wiele ogłoszeń które jak sądzę również są twym dziełem. Gdybyś tym razem coś ukrywał na pewno byś ich nie napisał. Dlatego...

Tutaj jego uśmiech delikatnie zadrgał a oczy przymrużyły się. Zerknął na kwiaciarkę i jakby przez chwilę rozważał jej sugestię. Oczywiście chodziło tylko o to by wyglądało to na spontaniczną reakcje na głos ludu... i tak miał własne plany.

— ... osobiście odprowadzę cie do twojego domu. Wszak co się stanie jeśli ktoś aresztuje cie po drodze bez papierów? Może nie być tak... wyrozumiały jak ja.

Tu ruszając jedynie źrenicami zerknął w kierunku bramy. Ot gest, który zauważy jedynie najbliższe otoczenie... ale dostatecznie wymowny by je poruszyć.

— A potem sprawdzę czy aby na pewno nikt nie oszukał tak wzorowego obywatela przy wypisywaniu pozwolenia.

Tu podniósł dłoń przed twarz biedaka jakby chciał się odgrodzi przed wszelkimi obiekcjami i pogodnie dodał.

— Nie musisz dziękować. Spełniam jedynie swój obowiązek. A teraz prowadź.

Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Ba! Jego mimika zdawał się wręcz mówić do niedoszłego sprzedawcy. "Masz pełne prawo odmówić... tylko wtedy porozmawiasz z tymi dwoma panami pod bramą."
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

10
Odeszli zatem, przy czym chłop snuł się z raczej niewyraźną miną, a ciągnięty na postronku osioł ryczał żałośnie. Ze straganów dobiegło ich parę pełnych uznania komentarzy w rodzaju: "Dobry pan! A mógł przecież zabić!", nim zagłębili się w gąszcz wąskich uliczek i po niedługim czasie dotarli do niewielkiej, zaniedbanej kamienicy z mocno uszkodzonym dachem. W paru oknach wywieszono pranie, z jednego dobiegała jakaś małżeńska kłótnia, w jeszcze innym sterczała rozmarzona staruszka, wpatrująca się w błękitne niebo. Kamienica miała coś w rodzaju podwórka i parę jakichś marnych szopek, ale ewidentnie nie było to miejsce właściwe to trzymania zwierząt. Na czereśniowym drzewie pośrodku podwórza urzędowała chmara szpaków, a kilkoro dzieciaków próbowało je przegonić, rzucając w nie kamieniami.

— To tutaj, panie — jęknął z rezygnacją właściciel osła.

Facet cały się trząsł i nerwowo poprawiał czapkę, kiedy przywiązywał osła do ogrodzenia. Trzy razy sznurek mu wypadł z rąk, zanim udało mu się to zrobić porządnie.

— Pójdę do domu i zaraz znajdę to pismo, zaraz, przysięgam...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

11
Cóż... Profesor był zdecydowanie zaskoczony obrotem spraw. A raczej tym że potoczyły się dokładnie tak jak je zwerbalizował. Spodziewał się na dobrą sprawę... wszystkiego. Ucieczki... łapówki... ale faktycznego okazania dokumentów. Chociaż dalej ich nie ujrzał... kto wie. Może są przedawnione? Zresztą... nie jego sprawa. Zależało mu tylko na zakończeniu tej szopki w wiarygodny sposób i powrócenie do swoich rozważań... właśnie co robić dalej?

Korzystając z przerwy Felivrin zamyślił się głęboko. Był ciężarem dla swoich uczniów... tego był pewien. W obecnym stanie i z niebezpieczną bestią niepotrzebnie zwróciłby na nich uwagę Zakonu. Powinien zniknąć tak by nawet w razie czytania w myślach wyszedł na iluzję lub omamy swoich uczniów. Z drugiej strony.. jeśli nie Nowe Hollar... to co mu pozostało. Wydął policzki w zadumie. Może wykopaliska w Zaarval to nie taki zły pomysł? Elfie groby zapomniane przez świat... ostatnie miejsce gdzie musiałby się martwić o bycie żywym trupem. A i na tym pustkowiu łatwiej będzie ukryć smoka... do czasu aż nie wymyśli czegoś innego. Zaczynało też go kusić coby nie spróbować nauczyć swojej Kruszynki paru zaklęć. Tak... mistrz i... uczennica. Ojciec i córka. Poznanie go graniczy z cudem... wystarczyłoby znaleźć Findego i na kilka miesięcy znajdzie sobie stałą pracę jako badacz czy tłumacz. Zarobi nieco grosza... i pomyśli co dalej. Tak... to brzmiało jak plan. Dobry plan na rozpoczęcie kolejnej ze swoich podróży. Teraz jednak pozistawały liczne problemy... jak chociażby posiadacz osła i Profesor Bloom. Elf miał zamiar poczekać spokojnie na środku ulicy a jeśli biedaczyna będzie widocznie nie miał ochoty wyjść... odejdzie mamrocząc coś o sądzie i tym podobnym. Jeśli przyjdzie z dokumentami, łapówką czy lamentami.... przymie to chłodno i po przyjęciu czy sprawdzeniu tego a tego również odejdzie.

Następnie skieruje się na powrót w okolice Uczelni i korzystając z jej izolacji poszuka wolnej ławki w jednym z otaczających ją parków i skwerów. Możliwie zacisznej by móc w spokoju zlokalizować na mapie Panią Bloom... jak i wywiedzieć się gdzie do siedmiu czortów urzęduje obecnie Finde. Znając go nawet nie wie o tym co się dzieje w Oros i baluje u tych całych Horso... ale i tak warto sprawdzić... wszak od jego położenia zależało w dużej mierze czy i gdzue w kierunku południowym uda się jego elfia persona.
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

12
Właściciel osła zniknął w ciemnych przepaściach mieszkania. Przez jakiś czas słychać stamtąd było jakieś nerwowe szuranie, jakieś pospieszne krzątanie się, a potem jeden krótki, mrożący krew w żyłach krzyk... i już nic więcej. Jakikolwiek incydent miał właśnie miejsce, nie mogło to być nic szokującego dla tutejszej młodzieży, która nawet nie popatrzyła w tamtą stronę. Tylko szpaki z drzewa odleciały, a oślisko szarpnęło głową i zatupało niespokojnie. Tak czy inaczej, wszystko wskazywało na to, że próżno na gościa dalej czekać.

Parę chwil później, siedząc gdzieś w uczelnianym parku, w pełnym słońcu i pełnym odosobnieniu, na ławeczce skrytej w białym obłoku jaśminowego kwiecia, Felivrin znów przyglądał się swojej czarownej mapie.

Adelajda Bloom opuściła wreszcie zakład krawiecki i obecnie przechadzała się pomału po Zaułku Szewców, miejscu słynnym na całe Oros z nagromadzenia z jednej strony najlepszych wytwórców obuwia (bo byle kto nie mógł otworzyć tu zakładu bez aprobaty cechu, a wcale nie było łatwo ją uzyskać), z drugiej zaś – najwulgarniejszej i najbardziej złośliwej młodzieży obydwu płci, pomijając oczywiście Uniwersytet, czyli szewskich czeladników. Można było zgadywać, że złota szata przyszłej Mistrzyni potrzebuje równie złotych pantofelków do kompletu. A z czasu, jaki pani Bloom spędzała przy każdym z kilkunastu sklepików, należało wnioskować, że ich wybór to nie taka błaha sprawa.

Jeśli chodzi o Findego, to rzeczywiście znajdował się tam, gdzie zapowiedział przy ich ostatnim spotkaniu. Kropeczka podpisana jego imieniem znajdowała się na północnych stokach Daugon, tam gdzie góry przechodziły w łagodne wzgórza. Wichrowe wzgórza, zapewne, ponieważ dom rodu von Horsów, usadowiony na szczycie jednego z nich, nazwany był Wichrowym Dworem. Z Oros można było wyruszyć tam albo traktem ku Zaavral, albo tym wiodącym w stronę Irios, gdyż posiadłość znajdowała się właściwie w równej odległości od jednego i drugiego z nich. Droga zajęłaby Felivrinowi dwa dni, gdyby miał wierzchowca. No ale cóż, nie miał.

Perspektywa ucieczki z miejsca udręki, rozpoczęcia badań naukowych na wykopaliskach i otwarcia nowego rozdziału w życiu musiała wyglądać dla elfa kusząco. Chyba warto było chwycić się tego skrawka nadziei, szepczącej, że jest jeszcze gdzieś na świecie jeden przyjaciel, który go nie zdradził.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Główny gmach i obszar dookoła

13
Profesor miał mieszane uczucia. Cóż... wszystko układało się mu na rękę... ale jakim kosztem? Powrócił z innego wymiaru sprowadzając przy okazji demona, wyszedł z więzienia dzięki wybuchowi całego starożytnego gmachu Biblioteki, pomoc uzyskał w zamian za kurwienie się swoich uczniów i wzięcie udziału w porwaniu. Czy za każdym razem gdy spotykało go coś dobrego wszystko inne musiało się walić? To było prawie tak jakby jego jednostka była... niekompatybilna z tym światem od jego powrotu. Wszystko sypało się wkoło jak domek z kart... nawet biedny cieć skończył... zresztą... nie chciał wiedzieć. Coś było nie tak... czyżby wyciekająca z neigo magia poczęła mieszać z prawami przyczynowości w świecie materialnym? Albo...

Uniósł na chwilę głowę... by po chwili parsknąć będąc wpatrzonym w niesione wiatrem chmury. Nie... Oni zapewne byli obecnie jego najmniejszym zmartwieniem. Ale... miał powód by na razie... wycofać się ze śledzenia Pani Bloom. Jeżeli coś wyglądałoby podejrzanie to mężczyzna wałęsający się po ulicy szewców równie długo co tak... wysublimowana kobieta jak Bloom. Niepotrzebna uwaga nie była mile widziana. To czego potrzebował to powrotu do wieży Dziurawca... i poinformowania go, że jego nienawiść od powszedniego wejrzenia w najlepsze szykuje się do zostania Mistrzynią. A potne napomknąć o balu. Był ciekaw jaką... reakcje wybudzi. Czy jego spokojny gospodarz każe mu zniszczyć przyjęcie? A może sam się tam pofatyguje? Cóż... na pewno spędzi kolejną noc w jego wieży a potem wróci. Może wykorzystując przyjęcie i fakt, że większość Zakonu będzie je ubezpieczać mógłby... powęszyć znowu w okolicach domu mistrza? Hmm.... kusiło go by podpalić tą chałupę... ale nie mógłby zapewne z tym żyć.

Zwijając tedy swoje manatki ruszył na powrót do wieży Dziurawca sprawdzając jeszcze czy on i jego... "córka" dalej tam... są. Czarodziej uczuł dziwne... ciepło. Myśl o owej drobnej istocie podnosiła go na duchu od czasu jego wybudzenia. Może dlatego że dało mu nadzieje? Że jest jednak czego szukać? Że są tajemnice, których nie pozna w czterech ścianach Uniwersytetu? A może... po prostu czuł pewną więź z ową porzuconą przez wszystkich istotką. Ehhhhh... uczucia. Jak zawsze skomplikowane.

Idąc przez ulice myślał o Finde. Był on dwa dni konno od Oros... dwa dni. Gdyby załatwił sobie przejazd wozem... ale to odpadało. Miał przy sobie za dużo... potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów. Rozsądniejsza była droga piesza... ale ta zajęłaby mu... sześć dni? Cóż... po drodze wystarczyłoby się zatrzymywać raz czy dwa po wsiach i dokupić żywność. To... było wykonalne... ale należało się spodziewać, że podróż się przeciągnie. Nie był dawnym sobą. Już nie. I nie będzie mógł być. Nawet jeśli Finde go rozpozna... to będzie potrzebował sztucznej twarzy dla reszty. Imienia... przeszłości. Tak... ale to musiało poczekać. Teraz czekała go rozmowa z Dziurawcem... i ustalenie poczynań na dzień jutrzejszy. A czuł, że Ernest miał... doprawdy ciekawe pomysły. Coś czego aż chciało się słuchać... lecz niekoniecznie wykonać.

Wiedziony ciekawością elf skierował swe kroki na powrót do baszty mając zamiar opowiedzieć Ernestowi o planowanym tryumfalnym awansie Bloom. Z pikantnymi szczegółami. Złota szata u najlepszego krawca... pantofle obite złotem i bankiet za który zapłacą goście. Wyborna wizja. Skoro zamieszanie i cudze nieszczęście tak mu sprzyjają... czemu nie sprawdzić tego jeszcze raz... w warunkach eksperymentalnych? Jeśli faktycznie wyciekająca z niego moc mąci coś ze szczęściem i przeznaczeniem... Nie żeby chciał brudzić swoje ręce... ale notoryczność owych.. wydarzeń poczynała powoli zżerać jego cienką skorupę po którą przez te wszystkie dekady siedział ten sam, ciekawski wszystkiego żak. Trzeba było to sprawdzić. W imię nauki.

Chyba faktycznie elfy się nie starzeją...
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”