[Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

1
Obrazek
Budynki kompleksu uniwersyteckiego w Oros toną - o czym w trakcie niedawnej długiej zimy prawie już zapomniano - w zieloności ogrodów i parków. W okresie letnim większość zajęć odbywa się właśnie na dworze. Każdy z profesorów może łatwo znaleźć zaciszne, odizolowane od reszty miejsce, by zaszyć się ze swoimi spragnionymi wiedzy podopiecznymi. Świeże powietrze podobno dobrze robi na umysł. Śpiew ptaków w zaroślach łagodzi obyczaje.

Felivrin Nargothrond zwykle prowadził swoje wykłady nad niewielkim stawem, który gęsto pokrywały lilie wodne - białe kielichy kwiatów i ciemnozielone, podobne rozłożystym talerzom liście tworzyły urokliwą kompozycję na spokojnym lustrze wody. Raz na jakiś czas któryś z bardziej romantycznych głupców-studentów właził tam, by uzbierać bukiet wodnych kwiatów dla damy swego serca. Uroda stawiku była jednak zdradliwa, a dno muliste i pieruńsko głębokie. Jeden z owych romantyków podobno nawet tu utonął - głupia śmierć, jak na czarodzieja.

Brzeg zasłany był fioletowo kwitnącymi krzewinkami lucerny, gdzie wydeptany placyk z paroma głazami i spróchniałym pieńkiem znaczył zwyczajowe miejsce wykładów.

Na środku stawu tkwiła zaś niewielka wysepka, gęsto porośnięta tnącą trawą, sitowiem i tatarakiem.
* Na lekcję u profesora Felivrina przybyła nieduża grupka żaków, dokładnie piątka. Dwóch chłopców, trzy dziewczyny, w tym jedna elfka. Z oczekiwanej piętnastki więcej niż kilkoro było więc nieobecnych, obecni tłumaczyli się za nich jakoś mętnie - choroby, bóle zębów, niedyspozycje, przeciągające się wizyty u rodzin. Standardowo.

Elfi profesor zmierzył ich wzrokiem. Pierwszy rok, młodzi i niewinni. Wszyscy, wedle uniwersyteckiej tradycji, ubrani na zielono, podobni świeżutkim listkom. Co za piękna metafora.

Tamara, wiecznie zakłopotana dziewczyna o rudym warkoczu, niebezpiecznie przypominała mu Angilę. Gdyby nie wiedział, że to niemożliwe, wziąłby ją może za jej córkę. Nawet głos miała taki podobny, kiedy pytała:

- Panie profesorze, o czym dzisiaj będziemy się uczyć?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

2
Na widok liczby uczniów elf westchnął. "Znowu dali nogę? Rozumiem, że chcą się nacieszyć życiem... ale przecież będą mieli jeszcze czas... a nie ludzie żyją przecież krócej i do tego się jeszcze tak szybko starzeją... no ale uczyć się przecież muszą, inaczej skończą jako czarodzieje bez umiejętności. No cóż to może nawet lepiej... przynajmniej ci najbardziej rozwiąźli nie będą potem siali zamętu jak ten..." Elf jednak słysząc pytanie Tamary przerwał swój tok myśli, spojrzał na nią i odrzekł.

- Dobrze, że zapytałaś. Dzisiaj przejdziemy do kolejnego aspektu transfiguracji. Dzięki zakończeniu się tej długiej zimy mamy obiekty do ćwiczeń tuż pod nosem.

Podszedł nad wodę i zerwał kilka gałązek lucerny, po czym podał po jednej każdemu z uczniów. Następnie zaczął spokojnym tłumaczyć im co muszą zrobić.

- Usiądźcie. Musicie skupić się na gałązkach. Uczyłem was już jak wyczuwać pole magiczne kształtu i koloru. Teraz nadszedł czas na zapach. Skupcie się na gałązkach i spróbujcie znaleźć tą część pola, która wytwarza coś w rodzaju echa. Im dalej od pola tym jest ono słabsze... czujecie? Nie musicie się nawet za bardzo zagłębiać aby poczuć to echo. Energia magiczna która w nim jest stale się przemieszcza i słabnie. Teraz musicie iść po jej śladach, przebijając się przez coraz silniejsze odbicia coraz głębiej i głębiej, aż dotrzecie do już nieprzemieszczającej się energii magicznej. To właśnie będzie źródło zapachu. Poinformujcie mnie gdy je znajdziecie. Jakieś pytania?

Felivrin usiadł na pieńku i przyglądał się uczniom. "Zapewne niektórzy znajdą źródło zapachu bez problemu... a dziewczyny będą się zabijać o poznanie nowych zapachów. A na koniec będę musiał się tłumaczyć czemu w całym Uniwersytecie pachnie zielskiem. Pytają się kilkanaście razy i zawsze im mówię, żeby nie próbowali przed całkowitym opanowaniem transfiguracji zmieniać zapach swoich ubrań lub włosów. Jak grochem o ścianę. Ciężej ode mnie mają już chyba tylko nauczyciele Alchemii... ba kiedyś nawet jeden musiał przez miesiąc próbować potraw Arcymistrza, bo jakaś Studentka dolała mu tam afrodyzjaku." Wspominając dawne dziwne pomysły uczniów profesor patrzył uważnie, czy któryś z nich nie robi czegoś źle i czekał na najbardziej przerażającą cześć każdego wykładu... pytania.
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

3
O ile z kształtami i kolorami wiedziona intuicją młodzież radziła sobie dość sprawnie, nie napotykając poważniejszych problemów, o tyle wyczuwanie magicznego pola zapachów było już kwestią znacznie mniej uchwytną, obfitującą w subtelności.

Cała pilna piątka wzięła w ręce fioletowe kwiatki i rozsiadła się na przewróconym pniu. Niektórzy wpatrywali się w roślinki tak, że oczy gotowe były im wyleźć na wierzch (to pewnie ci, którym zbyt mocno utkwiło w pamięci poszukiwanie magicznej esencji koloru). Inni - przeciwnie - ze zmrużonymi powiekami pogrążyli się w medytacji tak głębokiej, by profesor nabrał podejrzenia, że zaraz jak jeden mąż legną na trawie i pozasypiają. A nie było już tak ciepło, żeby móc leżeć na ziemi.

Wybór lucerny jako obiektu ćwiczeń - zwłaszcza dla początkujących - nie był być może najszczęśliwszy, gdyż jej delikatna woń była tu zagłuszana przez wyrazisty zapach wodnych lilii, tataraku, jeziornej mięty i wody ze stawu. Oczywiście czym innym była sama woń, a czym innym - jej pole magiczne, lecz kiedy stawiało się pierwsze kroki w tej dziedzinie, łatwiej było iść z początku śladem tego pierwszego, by trafić na drugie.

Na kilka długich minut w plenerowej "pracowni" zapanowała pełna skupienia cisza. Felivrinowi zdawało się, że niemal słyszy cichutkie pobrzękiwanie pięciu wytężonych umysłów.

- Panie profesorze, ale to nawet w ogóle nie pachnie! - nie wytrzymał Vuko, chłopak, który zazwyczaj pierwszy się poddawał.

- Głupi jesteś... Oczywiście, że pachnie, musisz tylko... Oooo, panie profesorze, ja już znalazłam! - zawołała z emfazą Eli'sittihe, drobna leśna elfka o śpiewnym głosie, która od początku swojej studenckiej kariery starała się zyskać względy Felivrina i stać się jego pupilką. Być może z powodu łączącego ich pochodzenia, które w dzisiejszych czasach stało się bardzo ciężkim brzemieniem, trudnym do udźwignięcia w pojedynkę... - Znalazłam, co teraz mam zrobić?

- Mam! Ja też mam! - zawtórował elfce czarnowłosy Jorm. Ręce mu się trzęsły tak, że prawie wsadził koleżance kwiatek w oko. - A nie, jednak nie mam... O, jest...! Nie, znowu zgubiłem! Zaraz...

Pozostałe dwie studentki - ruda Tamara i trzymająca się zawsze na uboczu Alva o płowych lokach - siedziały na razie cicho, obydwie bardzo skupione. Zaś zrezygnowany Vuko wstał i kopnął jakiś kamyk, który plusnął głośno o taflę wody i wypłoszył z szuwarów kilka kaczek. I do końca zdekoncentrował biednego Jorma.

- Ja nie umiem, nic mi nie wychodzi, mogę poćwiczyć na czymś innym? - burknął Vuko, rozgniewany na siebie samego.

Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

4
Elf widząc, jak jego uczniowie sobie radzą westchnął cicho. "Doprawdy... ciągle nie umiem się dostosować do poziomu magicznego ludzi. Eli'sittihe radzi sobie dobrze, ale reszta... No cóż, niech po prostu myślą, że mam duże wymagania. Może bardziej się przyłożą." Pomyślała po czym zwrócił się do elfki.

- Brawo. Teraz otocz źródło zapachu swoją energią i je ściśnij. W ten sposób dokładne zbadasz jego kształt. Musisz się skupić, aby echa nie zniekształciły obrazu i postarać się je wytłumić...

Urwał stwierdzając, że tyle na razie wystarczy. Musiał w końcu pomóc reszcie grupy nadgonić jego rodaczkę. Słysząc Vuko proszącego o inny obiekt do ćwiczeń spojrzał na taflę wody, na której unosiły się lilie. Profesor podszedł do niej i spróbował wyłowić kilka z nich, które znajdowały się najbliżej brzegu, starając się jednocześnie nie skończyć z przydomkiem "Profesor utopiony w czasie lekcji". Kiedy zebrał cztery podszedł do Vuko i wręczył mu jeden z kwiatów wraz z prostymi słowami otuchy.

- Z tym powinno ci pójść łatwiej. Postaraj się uspokoić i skupić na zadaniu.

Następnie spojrzał na pozostałych uczniów i spokojnym głosem, starając się nie przeszkadzać elfce zapytał.

- Czy ktoś jeszcze ma problemy z lucerną? Jeśli tak to możecie spróbować z tym.

Powiedział wyciągając przed siebie rękę na której znajdowały się mlecznobiałe lilie. Kiedy każdy kto chce weźmie kwiat usiądzie i będzie czekał na efekty. "Co będzie jak przejdziemy do transmutacji? Vuko z półżywym kamieniem w ręku? Jeśli ten chłopak się bardziej nie przyłoży to będę musiał z nim poważnie porozmawiać. Jorm coś wyczuł... ale ten chłopak zbyt się stresuje to widoczne jak na dłoni. Szkoda go. Może powinienem zaoferować mu korepetycje? Albo spróbować go śledzić i zobaczyć jak sobie radzi gdy nie jest pod presją? Eli'sittihe ma talent to widoczne, bez problemu zostałaby druidką... ciekawe co się z nimi stało? Mag od którego odwróciła się własna magia... to musi być bolesne." Rozmyślał siedząc i patrząc na unoszące się przy powierzchni kwiaty.
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

5
Schylenie się po kwiat u brzegu - niby trywialna sprawa, ale jak mało zabrakło, by profesorowi omsknęła się noga w zdradliwie śliskim błocie! Jak mało! A lilie też nagle jakby się od niego odrobinę odsunęły w głąb stawu, próbując w miarę swych skromnych możliwości umknąć dłoniom czarodzieja...

Była to bardzo subtelna, ledwo uchwytna zmiana i Felivrin szczerze wątpił, by ktokolwiek inny byłby w stanie ją dostrzec. On sam bardziej niż zobaczył, raczej ją poczuł zmysłem magicznym. Tę drobną, bardzo słabą emanację niechęci. Właściwie nie było w tym nic zaskakującego, od pamiętnej jesieni 83 roku zdarzyło mu się to kilkanaście razy. Wroga energia ze strony tworów natury. Obcość. Rezerwa.

Całe szczęście studenci byli za bardzo zaaferowani sobą i zadanym im ćwiczeniem, by zauważyć niezgrabne wygibasy swojego profesora. I ubłocony po kostki dół jego szaty, kiedy podniósł się ku nim z naręczem nenufarów.

Obie ciche dziewczyny - Tamara i Alva - skwapliwie sięgnęły po kwiaty. Pierwsza z nich od razu zanurzyła swój piegowaty nosek w miseczce z białych płatków. Druga trzymała wodną lilię kawałek od siebie, żeby nie zachlapać sobie sukienki cieknącą z niej wodą, po czym zamknęła oczy jak wcześniej i kontemplowała energię zapachu rośliny z bezpiecznej odległości.

Vuko złapał kwiat niezbyt delikatnym chwytem, burknął jakieś "dziękuję", popatrzył zrezygnowany w dal...

- Panie profesorze, mógłby pan powtórzyć, jak to zrobić?

Jorm zaś ambitnie walczył ze swoją gałązką lucerny i z sobą samym. Czoło miał zmarszczone jak sam król Aidan I Groźny ze słynnego malowidła z sali historycznej. Nic nie mówił i prawie nie oddychał.

Minęło raptem parę chwil i dźwięczny głosik Eli'sittihe obwieścił triumfalnie:

- Oooo, udało mi się! Znalazłam chyba ten kształt, jest taki... obły, gładki... ale zarazem rozgałęziony, jakby się składał z małych, pozlepianych kuleczek... prawda? Czy kiedy znalazłam i ścisnęłam to źródło, mogę nim manipulować? Mogę zmienić ten zapach w jakiś inny, na przykład w zapach wanilii?

- Zamknij się, długoucha idiotko! - wykrzyknął Vuko, z furią depcząc swój nenufar. - Przeszkadzasz mi, przez ciebie nie mogę się skupić! Przestań ciągle gadać! Przez ciebie nic mi nie wychodzi!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

6
Elfowi ciarki przebiegły po plecach, kiedy prawie wpadł do wody, a kwiaty zdawały się od niego uciekać. Niemal czuł na sobie wzrok otaczającej go przyrody. "Nie... proszę. Przestań... nie mamy już domu... czego jeszcze chcesz? Ludzie bardziej cię skrzywdzili! Karczowali całe lasy." Niewiele brakowało, a elf zacząłby wykłócać się w myślach ze swoim bogiem. Jednak obecność uczniów pozwoliła mu się opanować. Tyle, że nim zdołał spokojnie odpowiedzieć Vuko, ten zaczął deptać swój kwiat. Profesor poczuł mocną irytacje na widok całkowitego braku ogłady swojego podopiecznego i spróbował sprowadzić go do porządku słowami.

- Vuko natychmiast przestań. Jeśli rozmowy ci przeszkadzają to nic nie stoi na przeszkodzie abyś się mógł trochę oddalić. Usiądź gdzieś z boku i w ciszy skup się na Lili... skończ ją deptać bo zapach się zmieni i będzie ci trudniej. A jeśli chcesz nową to sam ją sobie zerwij. Poszukaj tej części pola magicznego, które wytwarza coś w rodzaju echa. Przebijaj się przez nie, aż natrafisz na nieprzemieszczającą się energie.

Potem zwrócił się do ogółu, aby nie musieć co chwilę mówić im co mają robić.

- Kiedy znajdziecie źródło zapachu to otoczcie je swoją magią i postarajcie się wytłumić echa, a potem przemodelujcie je w kule.

Kiedy upewnił się że to do nich dotarło spojrzał na elfkę i aby dać jej zajęcie na dłużej powiedział.

- Do wanilii przejdziemy potem... najpierw wykonaj trzy prostsze przemiany. Tylko bądź ciągle skupiona, inaczej echa znów zaczną powstawać i się ci to nie uda. Po pierwsze, tak jak reszta nadaj polu kształt kuli - wtedy zapach powinien całkowicie zniknąć. Po drugie, spraw aby na całej tej kuli wyrosły malutkie kolce - wtedy zapach będzie przywodził na myśl siarkę. A na koniec... - podał jej ostatni kwiat który mu został - zbadaj kształt pola tego kwiatu i nadaj mu zapach lucerny.

Po tych kilku poradach czarodziej wrócił na pieniek i zaczął udawać iż podziwia piękno przyrody wkoło. Patrząc na wodę i rośliny myślał jednak o nich jako o... może nie silnych, ale niebezpiecznych wrogach.
"Niby prawie nic... ale będziesz uciekał, a drzewo podstawi ci korzeń. W formie zwierzęcia jest bezpieczniej... ciężej we mnie wyczuć elfa. Ale teraz nie czas się tym przejmować. Muszę skończyć lekcje i... chyba pójść na zakupy? Niech to zaraza... przecież ja nie mam nic do jedzenia oprócz czerstwego chleba i odrobiny mięsa! Nie no uspokój się... najpierw lekcja. Każdy ma zadanie, a Eli'sittihe chyba nie będzie się do końca lekcji odzywać. Pierwsze jest proste...każdy je wykona... tyle że ludzie najpewniej za jakiś czas. Drugie zajmie jej więcej czasu, bo kolce muszą być z każdej strony. A trzecie... jeśli zrobi je do końca lekcji to jest geniuszem. Nie uwierzę jej... aż sam nie zagłębie się w pole Lili i tego nie sprawdzę. Musi w końcu zapamiętać dokładnie kształt lucerny i odtworzyć go na innym polu... jeśli będzie zapamiętywać po kawałku pola to zajmie jej to... no na pewno znacznie więcej czasu niż potrwa ten wykład... ale jeśli zdoła zauważyć zależność w tym na pozór chaotycznym kształcie..."
Elf dyskretnie zerknął na młodą elfkę. Wiedział że się starała, była zdolna, ciekawa nowych rzeczy, cieszyła się z każdego odkrycia i miała talent do Przemiany. Gdyby nie różnica płci powiedziałby, że widzi siebie na początku studiów... przed tym wydarzeniem. Przez chwilę wydało mu się, że blizna na plecach go zapiekła, ale jak szybko ból się pojawił tak szybko zniknął.
"Wydaje mi się. Jeśli zaś chodzi o tą studentkę... jeśli faktycznie zostanę w coś wciągnięty i jeszcze trochę mu zostanę... to może być dobry materiał na Ucznia. Taki talent trzeba szlifować. Ciekawe tylko czy zdoła w przyszłości zbadać własne pole magiczne? Ale nie wybiegajmy w przyszłość... najpierw muszę się dowiedzieć co chcą zrobić ci dwaj rasiści."
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

7
Dalsza część lekcji przebiegła bez poważniejszych zakłóceń. Mniej poważne można było zignorować. W końcu te dzieciaki to tylko ludzie, trudno byłoby oczekiwać od nich zbyt dużo.

Tamarze znienacka poszła krew z nosa, i to taką fontanną, że po chwili wnosząc z koloru szaty można było wziąć dziewczynę za nowo mianowaną Arcymistrzynię Uniwersytetu. Trudno orzec, co studentka usiłowała zrobić ze swoją lilią, bo zwyczajna próba pozbawienia jej zapachu nie powinna wypompować z niej tak wiele energii. Zanim jednak Felivrin zdołał się tego dowiedzieć, Alva ofiarnie zaproponowała odprowadzenie koleżanki do medyka, sama chyba dość zadowolona, że nie musi się dłużej męczyć z ćwiczeniem. Zanim profesor zdobył się na komentarz, już ich obu nie było.

Jorm do końca zajęć być może mógłby się uspokoić, gdyby nie jego wciąż pokrzykujący ze złości kolega. W pewnym momencie pod koniec lekcji udało mu się - jak mówił - ścisnąć pole zapachu lucerny w kulę, ale kiedy mrugnął, kula rozprysnęła się jak bańka mydlana. To dlatego woń trzymanego przezeń kwiatu zmieniła się nagle w odór pleśni i wilgotnej grzybni. Student dzielnie próbował to naprawić, zbierając rozproszone po całej sferze energetycznej roślinki okruchy zapachu, ale było to zadanie ponad jego siły i cierpliwość. Czerwone ze wstydu lico Jorma zdradzało walkę, jaka się w nim toczyła - stawką było to, by się nie rozpłakać. Zanim przegrał, walczył dzielnie.

Vuko nie posłuchał rady odnośnie znalezienia sobie spokojniejszego miejsca. W trakcie zajęć jeszcze dwa razy nakrzyczał na swoją elfią koleżankę, nazywając ją "uszatą przybłędą" i "oszustką z lasu" - choć nie zrobiła nic, czym mogłaby mu przeszkodzić. Ostatecznie udało mu się przemodelować pole zapachowe kwiatu... no, może nie w idealną kulę, ale w coś w rodzaju kartofla. Jak na człowieka - i tak nieźle.

Eli'sittihe zignorowała chłopaka i jeśli w ogóle podnosiła oczy znad swojej lilii, to tylko po to, by co jakiś czas poszukać aprobaty w spojrzeniu profesora. Kula, którą utoczyła, była idealna. Z kolcami też nie miała problemu. Podczas wykonywania ostatniego z zadań zastał ją jednak koniec lekcji. Przesypał się srebrny piasek w klepsydrze - studenci byli wolni. I Felivrin - szczęśliwie - też.

- Nie zdążyłam... - przyznała zmartwiona elfka, która jako jedyna z grupy zdawała się nigdzie nie spieszyć. - I nie do końca wiem, jak to zrobić - dodała, w jednej dłoni ważąc nenufar, w drugiej gałązkę lucerny. - Panie profesorze, czy mógłby mi pan z tym pomóc? To znaczy, teraz muszę iść na historię, ale później, po południu? To takie ciekawe zadanie... tylko w pewnym momencie doszłam chyba do ściany, zabrakło mi zrozumienia jakiegoś ważnego elementu.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

8
Felivrin jakimś cudem wytrzymał do końca lekcji. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek z tą grupą miał równie nieudane zajęcia. Kiedy elfka zapytała go, czy jej potem pomoże powstrzymał się żeby nie głośno nie westchnąć po czym odparł.

-Oczywiście... po południu mówisz. Będę wtedy chyba w swoim pokoju. Przyjdź tam jak skończą się inne wykłady, a potem pójdziemy tutaj. Zgoda? Lepiej już idź, bo spóźnisz się na historię.

Kiedy i elfka odeszła Profesor westchnął i zwiesił głowę. Zaczął się zastanawiać czy na przyszłych wykładach może być jeszcze gorzej. "Na piętnastu przyszło pięciu, dwójka uciekła... najprawdopodobniej specjalnie jedna z nich wywołała krwotok, albo był to po prostu przypadek. Z trójki, która została Vuko musiał oczywiście zdekoncentrować Jorma... doprawdy ci ludzie są tacy... żałośni. To naprawdę oni nas pokonali? No cóż przynajmniej Eli'sittihe mnie nie zawiodła... gdyby wykonała ostatnie zadanie to znaczyłoby, że musiałbym ją przenieś po krótkim kursie do grupy zajmującej się prawdziwą transmutacją. Ale to i tak duży talent. Z jednej strony chciałbym mieć taką Uczennice... z drugiej... to mnie tutaj jeszcze bardziej zakorzeni..." - elf rozejrzał się po ogrodzie - "Ale czy to by było złe? Bo gdzie mam się podziać? Może czas przestać żyć marzeniami? Przestać myśleć o tym jak o postoju? Nie... nie mogę" - podwinął rękaw i spojrzał na długą szramę w jaskrawym odcieniu pomarańczowego - "Nie ważne czy będę tu siedział rok, dwa, albo i dziesięć lat... jak długo oni żyją nie będę mógł spokojnie się zestarzeć." - jego ręka na powrót zniknęła pod rękawem - "Co mnie dzisiaj tak na rozmyślania naszło? Porozmyślam wieczorem, co to ja miałem... hmmm wykład skończony. Miałem dzisiaj dalej grzebać w Bibliotece, ale wraca przyjaciółka z dzieciństwa... to trzeba uczcić. No cóż... chyba pójdę do Henry'ego i zapytam czy trzyma jeszcze jakieś wino w piwniczce. Do tego jeszcze coś na ząb i jakoś zejdzie na rozmowie o przeszłości. Muszę się szybko uwinąć, bo jeszcze mam korepetycje."
Elf wstał i ruszył powoli przez ogrody w kierunku miasta. Idąc tak rozglądał się wkoło, żeby zobaczyć czy w pobliżu nie odbywają się jakieś inne lekcje... lub czy żacy nie próbują podpalić trawnika. Jeśli zaś zauważy w ogrodach któregoś ze studentów, który nawiał z jego lekcji... wtedy lepiej żeby jego argumentacja była na poziomie najlepszych mówców Herbii, inaczej... nie ma dla niego ratunku.
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

9
Wagarowicze mieli najwyraźniej dość przyzwoitości, by nie pchać się tam, gdzie mógłby ich wypatrzeć profesor Nargothrond, obeszło się więc bez strofowania młodzieży i bez pouczających pogadanek.

Wśród ogrodowych alejek odbywało się kilka lekcji. Grupka studentów pod przewodnictwem młodej i całkiem urodziwej kobiety (musiała być przynajmniej w połowie elfką!) - najwyraźniej nowo zatrudnionej, bo Felivrin jej nie znał - stała obok obsypanego kwieciem krzewu róży i wpatrywała się w niebo. Poza niektórymi żakami płci męskiej, którzy zamiast tego wpatrywali się w cieszące oko kształty pani profesor. Nawet przepisowy i zupełnie nietwarzowy jasny brąz szat nie psuł zanadto jej urody. Może dlatego, że szata była tu i ówdzie całkiem zgrabnie dopasowana do ciała... Do Felivrina dotarły urywki opowieści na temat kształtów chmur, kierunków wiatru i manipulacji żywiołem Powietrza. Bardziej niż na treść zwrócił uwagę na miły, melodyjny głos kobiety. Naprawdę musiała mieć w sobie coś z elfki!

Kawałek dalej hasało sobie po trawie pięcioro dzieciaków. Swoimi żółtymi ubrankami i świergotem rozmów przypominały stadko wesołych kanarków. Praktykanci z Akademii zaplątali się na terenie Uniwersytetu? Nie, widocznie nie byli tu przypadkiem - czuwał nad nimi siwiuteńki dziadek w błękitnym płaszczu. Może chciał pokazać im, jak wygląda prawdziwa, poważna nauka magii dla "dorosłych"? Całe szczęście, że nie trafił z nimi na wykład Felivrina, bo byłby to dość niepedagogiczny przykład...

Elf minął jeszcze dwie studentki przepatrujące pilnie grządki z roślinami leczniczymi i halucynogennymi, zapewne pasjonatki zielarstwa, jak również młodego mężczyznę, który zasiadł na kamieniu i medytował wpatrzony w poranne słońce ze strasznie głupią miną, a na koniec czarnowłosą wykładowczynię od żywiołu Ognia, całującą się namiętnie z własnym uczniem. I kiedy już sądził, że więcej niespodzianek przed wizytą u karczmarza go nie czeka, kiedy już miał nadzieję, że wymknie się z terenu uczelni i nikt go nie będzie na razie niepokoił, ha, wtedy właśnie elf usłyszał, jak ktoś wykrzykuje jego imię.

- Felivrinie! Hej, Felivrinie, zaczekaj! - Ciemnobrunatna szata. Czyli doktor. Czyli Gabor. Oho, zaczyna się, zaraz będą go wkręcać w te ich dziwne plany... - Felivrinie! Mam prośbę! Poczekaj, nie idź!

Postać w ciemnym rozwianym płaszczu dogoniła profesora transmutacji i dopiero wtedy ten drugi mógł odetchnąć z ulgą. To jednak nie był Gabor, lecz Rovin Złoty - podobny do tamtego z wyglądu, ale zupełnie nie z charakteru, pomimo wieku żwawy, żywiołowy i pełen pasji, zawsze bezpośredni względem niższych w hierarchii uczelnianej, zresztą względem tych wyższych tak samo, specjalista od historii kultury Herbii.

- Słuchaj, jak świetnie, że cię spotykam! Masz chwilę? Wpadniesz na słówko do mojego gabinetu? Mam mały problem, a ty ze swoimi umiejętnościami mógłbyś mi w tym raz-dwa pomóc. Odwdzięczę się!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

10
Elf przez alejki musiał się powstrzymywać przed pokazaniem całemu światu jak jest zrozpaczony. "Oto jest sławny Uniwersytet w Oros... patrzenie się na piersi kobiet, romansowanie z uczniami i od czasu do czasu jakiś student próbujący coś wyczarować. Jak do tego doszło?" Myślał mając nadzieje, że dotrze do znanej karczmy, kupi wino, a potem uwali się w trupa razem ze swym goście w swoim pokoju i będzie miał spokój na kilka godzin. Ale los chciał inaczej. Profesor miał ochotę rzucić się na krzyczącego jego imię doktora, ale gdy zobaczył, iż ma do czynienia z Rovinem uspokoił się. Wysłuchał słów starego czarodzieja i siląc się na miły to odparł.

-Oczywiście że pomogę... ale mam nadzieje, że faktycznie szybko da się to załatwić. Rozumie doktor... napięty grafik. - przywołał na twarz zmęczony uśmiech co nie było dla niego żadną trudnością w obecnej sytuacji - A o co chodzi?

W głębi jego umysłu jednak słychać było głos. "Tak pewnie... jasne... a czego można chcieć od profesora transmutacji? Zmień proszę ten środek odurzający tak aby smakował jak to ciasto. Nie... to eksperyment. Mam nawet już kandydatkę. Albo jeszcze lepiej! Pewnie będę musiał szpiegować! Nie no trzeba było uczyć magii bojowej albo... bo ja wiem? Astronomii? Wtedy czego by mogli ode mnie chcieć? A mi głupiemu zachciało się zostać profesorem Transmutacji! Oby faktycznie się odwdzięczył... najlepiej jakby miał jakieś dobre wino... ale o to zapytam go potem." Z takimi myślami ruszył za doktorem.

Ciąg dalszy
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

11
Sherds, Skiron

Po zmierzchu z tego pagórka dawało się czasem dostrzec na wschodzie odległą łunę, której źródło leżało w niezbadanych od czasu Nocy Spadających Gwiazd fenistejskiej puszczy. Gdzieś za Ścianą działy się dziwy i wyczyniały cuda zdolne pomalować nocne niebo - zagadka, nad którą dywagowano w akademickich salach wielokrotnie, długo i bezowocnie. Podobno miało tam miejsce kilka wypraw, ale najpierw jakiekolwiek przedsięwzięcia powstrzymywała przeklęta, nienaturalnie wydłużona zima, a później wielu z najbardziej zaradnych - i tym samym najlepszych do takiej ekspedycji - Czarodziejów zaangażowało się w wojnę, jaka wybuchła niebezpiecznie blisko, bo w Ujściu.
Gwar dnia jeszcze nie ucichł i nie pochowały się w swoich ulach pszczoły i osy krążące wokół ciężkich, lepkich liści. Owocowe drzewka, choć było ich w parku raczej niewiele, a wszystkie skrzętnie oskubywane przez wygłodniałych studentów, obradzały bardzo nieregularnie i zupełnie nieprzewidywalnie. Przyczyną tego z pewnością była wszechobecna magiczna aura, burzona dzień w dzień różnego rodzaju eksperymentami, ćwiczeniami i wszelką aktywnością nowych uczniów i odwiedzających Uniwersytet Czarodziejów z innych Akademii, z których każdy przecież czarował w troszkę inny sposób, z troszkę innych źródeł, z troszkę innym nastawieniem i w innym celu. Ta sama magia, która zaburzyła cykl drzewek - i, podobno, była matką dla nieopisywalnych wynaturzeń w oroskich kanałach i rynsztokach - sprawiła też, że małe, pracowite owady nie zwykły kąsać Ludzi ani Elfów, czyli najpowszechniejszych grup wśród akademików. Rytuał, który ten skutek przynosił, był podobno opracowany przy okazji pracy teoretycznej, która piszącemu miała przynieść tytuł pełnoprawnego Czarodzieja.

Oros, aspirując do miana intelektualnej stolicy świata, było miastem pełnym sporów małych i dużych: ścierały się tu ideologie, naukowe teorie i wpływy kulturowe. Wielokrotnie dochodziło do ognistych wymian argumentów, a przy ich braku - lub nadmiaru - nieraz miały miejsce zupełnie odarte z intelektualnego płaszczyka bójki, mordobicia i ciągi niewybrednych epitetów. Im cięższe czasy, tym brzydsze konflikty wypływały na wierzch i nieraz obiektem oszczerstw stawał się tak Uniwersytet, jak i wszyscy z nim związani. Ostatnio miejskie powietrze znów było nieprzychylne Czarodziejom, więc kobiety, chcąc nie chcąc, pozostały na terenie uczelni.

Vengenówna spotkała się z Nivienn na ławce przy jednej z bocznych alejek, wśród natury, którą ta druga tak lubiła. Emily, choć z natury swej ciekawska, przyszła z tym większym zainteresowaniem, że przyjaciółka wspomniała coś o zagadce, magicznej anomalii i prośbie od wykładowcy.
Panna z Drongfortów otrzymała krótki list od mistrzyni Nevrath, w którym prosiła ją o zajęcie się sprawą, która dotarła do jej uszu niedawno, a która wyglądała na godną zainteresowania kogoś z akademickiego grona. Otóż przejeżdżający przez arońskie szlaki kupiec trafił na wioskę, która żyła w strachu przed zjawami czy diabłami, które za kerońskiej zimy zalęgły się w górskiej jaskini. Wioska bliżej tej groty już zdążyła się wyludnić, a jakaś klątwa w dalszym ciągu bezustannie trzymała okolicę w mroźnym uścisku. Pani Nella byłaby zajęła się tym osobiście, jak pisze, a jak Nivienne wie - nieprawdziwie, ale umówiona była na serię wykładów na uczelni w Hollar i pisze list już wyjeżdżając z miasta - i to akurat była prawda. Rzecz może być bardziej odpowiednia dla kogoś obcującego na co dzień z niebezpieczeństwem, ale że Dragonfortówna celuje w akademicką karierę, to list skierowano do niej; tym bardziej, że Nevrath z pewnością wiedziała o jej przyjaźni z Emily i samej Emily zdolnościach.
Koniec końców przyniesiony przez gońca list pozbawiony był szczegółowych wytycznych - czy to z pośpiechu piszącej ręki, czy też z ufności, że dorosłe uczone same sobie poradzą i podejmą kroki stosowne do zaistniałej sytuacji.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

12
Emily wolnym, lecz eleganckim krokiem zbliżała się do swej przyjaciółki. Na jej ustach zagościł szczery i szeroki uśmiech, który ukazał jej białe oraz równe zęby. Vengen usiadła obok swej przyjaciółki po czym powitalnie ją przytuliła. Można by powiedzieć że to już był rytuał przywitania z osobą, którą traktuję i czasami nazywa siostrą.
- Witaj siostro. - Powiedziała, a na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech, tym razem delikatny. - Nie mogę przestać myśleć o tym co mi wczoraj powiedziałaś... Wiesz, o tej wiosce i zjawach.
Emily na krótką chwilę zamyśliła się. Wyglądało to jak by na chwilę zamarła. Przypomniała się jej dzisiejsza próba zalotów Unada, który był jednym z uczniów. Był wyraźnie młodszy od maga bojowego. Emily zaskoczyło, że tak młody elf interesuje się wyraźnie starszą "koleżanką".
- I jeszcze Unad rano zaprosił mnie na wspólną kolację, myślisz, że powinnam z nim pójść? Jest przystojny i mądry, ale... - Przerwała na kilka sekund- Czy nie jest za młody?

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

13
Nivienn siedziała na ławeczce, spoglądając na latające w pobliżu osy i pszczoły. Uważnie obserwowała jak lądowały na kwiatach i wypełniały swą codzienną pracę. Kilka z nich usiadło na ręce kobiety, nie robiąc jej jednak krzywdy, a jedynie delikatnie łaskocząc, co wywołało u niej uśmiech i uroczy chichot.
Witając przyjaciółkę uśmiechnęła się szeroko i ucałowała ją w policzek. Chwyciła jej dłoń w obie ręce i przyjaźnie spojrzała w oczy.
- Zdaje się, że jeszcze nie znam tego, o kim mówisz. Jeśli ci się podoba, a jego towarzystwo nie sprawia ci problemu, to zgódź się - odparła na pytanie Emily. - A jeśli chodzi o wiek, to chyba nie ma znaczenia. - Przybliżyła usta do ucha przyjaciółki i szepnęła: - Spójrz z resztą na mnie. Dałabym głowę, że połowa studentów w kampusie, zwłaszcza tych nowych, ma mnie za szesnastolatkę. - Mrugnęła porozumiewawczo i zaśmiała się cicho.
Zerknęła na malujący się w oddali las i westchnęła.
- Wracając do zadania, o którym ci wspomniałam. Chciałabym, byś mi towarzyszyła podczas wyprawy do niedalekiej wioski, by zbadać sprawę strachów, niepozwalających sypiać mieszkańcom po nocach. Nie znam żadnych szczegółów, sytuację trzeba będzie ocenić na miejscu. Posiadasz umiejętności, które z pewnością przydadzą się w rozwiązaniu tego… problemu - wytłumaczyła. - Poza tym miło będzie spędzić z tobą trochę czasu.
Zajrzała do materiałowej torby, którą trzymała przy sobie i wyciągnęła z niej dwa dojrzałe jabłka, po czym wręczyła jedno Emily, a drugie nadgryzła i kolejny raz szeroko się uśmiechnęła. Mimo, iż był to najzwyklejszy i najpospolitszy owoc, delektowała się jego smakiem, jak gbyby próbowała egzotycznego, rzadkiego przysmaku. Każde doznanie związane naturą, czy to poprzez zmysł smaku, węchu, czy wzroku, odbierała silniej niż otaczający ją ludzie. Taka wrażliwość dawała jej możliwość dokładniejszej obserwacji świata, co bardzo często się je przydawało w badaniach prowadzonych na Uniwersytecie.
- Mogę na ciebie liczyć, siostro? - spytała, mimo iż znała już odpowiedź przyjaciółki.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

14
Emily nadgryzła jabłko, przez chwilę było słychać jak przeżuwa. Gdy skończyła kiwnęła głową.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Uśmiechnęła się.
Kobieta wpatrywała się w krajobraz przez krótką chwilę, po czym ponownie skierowała wzrok na swoją przyjaciółkę.
- Nadal nie mogę przywyknąć do piękna tego miejsca. A co do Unada to chyba będę niedostępna... Niech się bardziej postara. - Zaśmiała się.
Emily przeciągnęła się i ziewnęła po czym wzięła swój naszyjnik do ręki i zaczęła się w niego wpatrywać z lekkim uśmiechem, po chwili schowała go pod szaty w tym samym czasie wstając.
- Co powiesz na mały spacer? Wiesz, że wolę coś robić niż siedzieć... - Powiedziała lekko znudzona po czym kopnęła kamyczek, który leżał nieopodal jej stopy. Odłamek głazu odbił się od nogi Nivienn i kilka razy zakręcił się wokół własnej osi po czym zamarł w bezruchu podobnie jak sama Emily, która ponownie uległa nadmiarowi myśli.
Nie dawały jej spokoju wspomnienia o mężczyznach. Lekko westchnęła, gdy przypomniał się jej jeden z magów, który zdobył jej serce. Niestety bez wzajemności.
- A może... Zaprosiła bym go gdzieś...? - Powiedziała sama do siebie, nie zwracała uwagi na siostrę.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

15
- W porządku, przejdźmy się - przytaknęła. - A odnośnie wyprawy, jeśli nie masz planów na jutro, myślę że będziemy mogły wyruszyć z samego rana, po śniadaniu - dodała.
Po chwili zamknęła torbę i wstała, dogryzając dokładnie jabłko i chowając pestki do kieszeni, które zwyczaj miała zbierać do słoika w swoim pokoju, co według niej było lepszym rozwiązaniem, niż wyrzucenie ich w miejsce, gdzie nie wykiełkują, posłużą za pokarm dla zwierząt lub za składnik podczas warzenia mikstur.
Poprawiła rozpuszczone włosy, zaczesując je ręką za uszy i ruszyła za przyjaciółką.
Widziała przed sobą piękną i inteligentną kobietę, której zawdzięczała tysiące chwil uśmiechu, szczęścia, rzadko smutku i rozpaczy. Ich relacje były tak ciepłe i życzliwe, że z odległości można było stwierdzić, iż od dawna trzymają się razem i nie ma takiej siły, która byłaby w stanie je rozdzielić. Nivienn doceniała każde, nawet najmniejsze wsparcie ze strony przyjaciółki, a co najważniejsze bliskość, którą zapewniała jej niemalże na co dzień. Znały się od podszewki, zarówno swoje wzajemne historie, wspomnienia, jak i od strony intymnej, cielesnej. Nie wstydziły się siebie nawzajem, co więcej, raz na jakiś czas zdarzały się im zbliżenia, które traktowały jako chwile przyjemności. Niektórzy stwierdziliby, iż do dziwna przyjaźń. Może i taka była, jednak kobiety nie miały na uwadze komentarzy innych, jeśli w ogóle takowe miałyby miejsce, a cieszyły się swoim towarzystwem i wzajemnym szczęściem.
Rozejrzała się po okolicy. Oprócz parkowego krajobrazu, dostrzegła spacerujących studentów i profesorów, tych bardziej znanych, jak i mniej.
- To gdzie idziemy? - zapytała z lekkim entuzjazmem, chwytając znów Emily za rękę i życzliwie spoglądając jej w oczy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”