Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

16
Emily lekko się uśmiechnęła gdy poczuła dotyk ciepłej dłoni swojej przyjaciółki. Spojrzała jej w oczy i lekko zacisnęła rękę, tym samym poprawiając chwyt.
- Idziemy tam, gdzie poniosą nas nogi siostrzyczko... - Powiedziała rozglądając się za czymś ciekawym w otoczeniu.
Nie dostrzegając nic ciekawego prócz jednego, przystojnego studenta wzrok Emily przeniósł się na szaty Nivienn, obejrzała ją od głowy, do stóp.
- Nivienn, czy mi się wydaje, czy te szaty są na tobie bardziej luźne niż wcześniej? Schudłaś? - zapytała.
Czarodziejka ziewnęła zakrywając przy tym usta. Bez problemu można było stwierdzić, że nudzi się jej. Lekko przyspieszyła kroku.
- Skoro mamy czas do jutra rano, a na dziś nie mamy planów... To jak spędzimy ten czas? Jakieś propozycje? - zapytała się oraz puściła oczko przechodzącemu obok studentowi, który niósł jakieś książki. Tym samym wywołała uśmiech i u niego.
Emily obejrzała go dokładnie, widziała raczej średniej wysokości, chudego studenta o brązowych włosach, które były ułożone na bok. Miał lekkie rysy twarzy oraz piwne oczy. Czarodziejka obróciła się i patrzyła się na niego jeszcze chwilę gdy je mijał.
- Przystojny nawet... To ja mam takie małe wymagania, czy mamy tylu ładnych studentów? - Powiedziała obracając się do Nivienn.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

17
Kobieta spojrzała w dół, oglądając swoją sylwetkę i położyła rękę na brzuchu i ze zdziwieniem powiedziała:
- Nie wydaje mi się, bym schudła. Przynajmniej nie zauważam żadnej różnicy, a to chyba dobrze, co? - Poprawiła szaty i uśmiechnęła się szerzej do przyjaciółki.
Gdy tylko Emily przyspieszyła, Nivienn dorównała jej kroku i zapytała:
- Przejdźmy się do mojego ulubionego miejsca, wiesz gdzie to jest.
Miała na myśli niewielki, brzozowy zagajnik znajdujący się w nieco bardziej odludnej części ogrodowych alejek. W miejscu tym można było poczuć świeżość otaczającej natury. Dźwięki rozmów studentów nie dobiegały tam, tłumione przez rządek tui rosnących tuż przy ścieżce. Trawa była tam gęsta, niezbyt długa i bardzo miękka, co zachęcało do tego, by na niej przysiąść lub się położyć. Nivienn bardzo często tam przebywała, gdyż był to jeden z niewielu zakątków w okolicy, gdzie mogła w ciszy i spokoju “rozmawiać z przyrodą”, śpiewać, czytać i wykonywać inne ważne, dla niej, rzeczy. Zdarzało się, że to miejsce było już przez kogoś zajęte, zazwyczaj przez pary, chcące przytulać się w cieniu drzew. Było jednak tam na tyle przestrzeni, by móc odpocząć lub porozmawiać nie przeszkadzając pozostałym.
- Wciąż nie mogę zrozumieć tych twoich zalotów - odezwała się po chwili i dodała: - Nie wystarczy, że ja cię kocham, jako najlepszą przyjaciółkę i najbliższą mi osobę? - Objęła ją jedną ręką i przycisnęła do siebie, śmiejąc się. - Czyżbym ci nie wystarczała? - Zaśmiała się ponownie, żartując.
Zauważyła z oddali miejsce, w które chciała się udać.
- Do mnie często przychodzą młodzi chłopcy, zapraszają na bale, kolacje, spacery, lecz prawie zawsze odmawiam i unikam spotkań. Boję się pomyśleć, jak by zareagowali wiedząc, że tak naprawdę spotykają się z dwukrotnie starszą od nich kobietą, skrytą pod tą młodą twarzą. - Zamyśliła się. - Choć i ci, którzy wiedzą ile faktycznie mam lat, wciąż starają się o me względy, pomimo takiej różnicy wieku. Na moim miejscu pewnie byś wykorzystała taki dar, prawda? - powiedziała chichocząc.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

18
Emily przytaknęła kiwnięciem głowy. Spojrzała Nivienn w oczy i ponownie uśmiechnęła się.
- Taka moja natura, siostro. Dla mnie te wszystkie zaloty są tym, czym przyroda jest dla ciebie. Lubię to, a i nie widzę powodu, dlaczego miała bym z tym skończyć. W sumie to obie strony mają korzyści, jeśli tak to mogę ująć. A co do twojego "daru" to... - przerwała na chwilę - Nie wiem czy by mi był potrzebny, raczej do najbrzydszych nie należę.
Emily wolnym krokiem szła obok swej przyjaciółki.
- To... Poznałaś może kogoś ciekawego? Takiego wiesz, z którym chciała byś się jakoś związać, albo chociaż poprzytulać się z nim. I nie mówię tutaj o mnie. - uśmiechnęła się.
Emily w pewnym momencie stanęła nogą w płytki dołek, potknęła się i upadła na kolana. Podtrzymała się rękoma, aby nie uderzyć o ziemię. Zaklęła pod nosem, szybko się podniosła i stanęła w miejscu, po czym zaczęła czyścić swoje szaty, które mimo lekkiego dotyku podłoża pobrudziły się.
- Nieuważnym zawsze wszystko utrudni życie... A te pieprzone szaty ubrudzą się o wszystko... - Powiedziała lekko wkurzona.
Po kilku chwilach szaty Emily były już w miarę czyste, za to miała brudne ręce, które zaczęła wycierać o trawę.
- Jak ja kocham naturę... - Powiedziała sarkastycznie i przewróciła oczami.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

19
- Nikogo nowego nie poznałam. Większość studentów znam z widzenia. Próbują czasem nawiązywać rozmowy, zapraszają mnie, jak wspominałam, ale póki co nie czuję potrzeby spotykania się z kimkolwiek. Staram się być miła i nie ignorować nikogo. To naprawdę urocze, jak wielu próbuje starać się o moje względy, jednak trudno mi ocenić czy to ze względu na mój wygląd, czy osobowość, czy ta osoba chce się związać na lata, czy tylko chce spędzić ze mną kilka chwil, by potem znaleźć się ze mną w jednym łożu. Związki odkładam na dalszy plan - wytłumaczyła.
Gdy Emily niespodziewanie upadła, Nivienn początkowo przestraszyła się, jednak po chwili roześmiała się, zakrywając usta dłonią.
- Nie denerwuj się, spokojnie - mówiła przez śmiech, odpowiadając na przekleństwa Emily. - Nie jest aż tak źle, ale chyba będziesz musiała to wyprać. - Spojrzała na dolną część szaty przyjaciółki.
Złapała ponownie Emily za rękę i pociesząc, poprowadziła do miejsca, gdzie wcześniej proponowała się udać. Będąc u celu, rozglądnęła się, usiadła na trawie, po czym położyła się na niej ostrożnie, by jej nie zniszczyć i nie poplamić szaty. Westchnęła głęboko. Nad jej głową przeleciała gromadka ptaków. Uśmiechnęła się i obserwowała, jak lądują na gałązkach i radośnie ćwierkają podskakując. Po chwili odleciały, niknąc gdzieś za drzewami. |
- W takich miejscach trudno jest myśleć o tym, jak pełen zła jest nasz świat - rozmyślała. - W tym momencie gdzieś toczą się walki, ludzie giną w pojedynkach, zjawy straszą biednych mieszkańców… Prawie zapomniałam o zadaniu zleconym przez mistrzynię.
Złożyła ręce na brzuchu i ponownie westchnęła. Uśmiech, który do tej pory gościł na jej gładkiej, młodej twarzy zniknął nagle, a zastąpił go tak rzadki u niej grymas smutku, całkiem niepasujący do jej urody i charakteru.
- Chodź, połóż się obok - zaprosiła do siebie przyjaciółkę gestem ręki i proszącym spojrzeniem.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

20
Emily kucnęła, po czym wyrzuciła kilka patyków z miejsca, które wskazała jej Nivienn. Usiadła a po chwili położyła się. Nie zauważyła smutku na twarzy swojej przyjaciółki. Złożyła ręce za głową, robiąc coś na rodzaj podparcia pod głowę. Delikatnym ruchem głowy rozejrzała się dookoła, nie widząc nic niepokojącego spojrzała w niebo. Lekko westchnęła po czym położyła nogę na nodze i zwróciła głowę w stronę Nivienn.
- A propos tej misji... Czy wyprawy, jak wolisz to nazywać... Będziemy musiały zgromadzić lekkie zapasy, wiesz, to jest kilka dni drogi.
Emily była już spokojna, jak gdyby sytuacja z jej upadkiem nie miała miejsca. Wydawała się być na prawdę rozluźniona, co nie zdarzało się praktycznie nigdy. Zawsze miała jakieś sprawy na głowie, które nie dawały jej spokoju, a równie często spędzały sen z powiek.
Po chwili przyglądania się twarzy Nivienn odezwała się, wyglądała na lekko zaniepokojoną.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej... - westchnęła. - Nie myśl o tych zjawach, przecież sama wiesz, że skończymy ich problemy... - uśmiechnęła się - Bo przecież mamy siebie, no nie? Przeciw nam świat się ugnie. - zaśmiała się.
Jej wzrok powrócił na niebo, akurat przelatywały kolejne ptaki.
- Myślałaś może, gdzie ptaki latają i skąd wiedzą jak mają tam dolecieć? Bo patrz... - wskazała ręką na przelatujące ptaki - Wszystkie, zawsze lecą w jedną stronę i zawsze wracają z jeszcze innej strony... Myślałaś kiedyś o tym?

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

21
Przytuliła się do przyjaciółki i ucałowała ją. Na jej twarzy znów zagościł uśmiech.
- Dzięki, że przy mnie jesteś - szepnęła jej do ucha.
Obecność bliskiej osoby, była dla kobiety bardzo ważna. Mogła się z nią dzielić wszystkim, począwszy od zmartwień, sekretów i ciekawych historii, skończywszy na plotkach, jak to u kobiet. Natomiast w momentach, gdy brakowało jej Emily, rozmawiała z naturą. Nie w sposób tradycyjny, poprzez słowa, a duchem i myślami siedząc pod drzewem, przebywając wśród zwierząt lub spoglądając na las. Można powiedzieć, że nawet w samotności nie brakowało jej towarzystwa.
- One to czują - odpowiedziała na pytanie dotyczące ptaków. - Tak jak my swoimi zmysłami potrafimy oceniać różne zjawiska, przedmioty, dźwięki czy zapachy, tak one wiedzą gdzie trzeba lecieć. Po prostu to czują. Tworzą klucze i podążają za sobą, bo tak łatwiej im lecieć i bronić się przed powietrznymi drapieżnikami. Może się wydawać, że tak naprawdę są jednym umysłem. Mimo, że nie porozumiewają się werbalnie w locie, to perfekcyjnie wykonują zwroty czy inne manewry. Niesamowite, prawda? Otaczający nas świat ma tyle tajemnic, że nigdy nie poznamy wszystkich odpowiedzi. To, co wiemy, jest niewielką częścią całości tego, co kryje przed nami natura.
Chwyciła przyjaciółkę za dłoń i rozmyślała bawiąc się nią.
- Mam chyba pomysł - odezwała się po chwili z uśmiechem. - Możesz poprosić któregoś z twoich “wielbicieli”, by pomógł nam się spakować do podróży? Zaoszczędzimy trochę czasu i może zdążymy jeszcze coś dziś porobić, nim wyruszymy.
Ostatnio zmieniony 18 maja 2018, 22:17 przez Sherds, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

22
Emily westchnęła, gdy poczuła dotyk ręki przyjaciółki od razu na jej policzku pojawił się niespodziewany rumieniec. Można było bez przeszkód stwierdzić, że się tego nie spodziewała lecz było to dla niej jak najbardziej przyjemne.
- Tak, niesamowite, tutaj się z tobą zgodzę siostrzyczko. - Powiedziała spoglądając Nivienn prosto w oczy.
Kobieta zasłoniła sobie lewą ręką usta, po czym ziewnęła przeciągle.
- Odnośnie "adoratorów" - Zaśmiała się. - Mogę, ale chyba wolę sama spakować swoje prywatne rzeczy - Mówiąc to wyraźnie podkreśliła słowo "prywatne". - Raczej rozumiesz, większości nawet ich nie znam zbyt dobrze albo się z nimi droczę. Jeśli wiesz o co mi chodzi.
Emily po kilku dłuższych chwilach puściła rękę swojej przyjaciółki i usiadła.
- Nie żeby mi się źle leżało ale... Może jednak pójdziemy się już powoli pakować?

CIĄG DALSZY

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

23
Umarłem...?

Nie, choć zdawało mu się jakby był tego bardzo, ale to bardzo blisko. Co on tu w ogóle robił? Krasnolud czuł się jakby wrócił do tego świata po wielu latach, a przynajmniej po dziesięciu tygodniach, nieobecności. Sądząc po stanie, w jakim się znajdował, to pewnie po drodze trafił do tysięcy, lub co najmniej dwóch, innych, jeszcze mniej przyjaznych rzeczywistości. Oczywiście nic takiego nie mogło mieć miejsca... A może? Toć to miasto uniwersyteckie. To tu najłatwiej natknąć się na cuda-niewidy. W końcu jak inaczej wytłumaczyć, że leży teraz gdzieś nie-wiadomo-gdzie, gdy przed chwilą był... No, tam. Ostatnim co pamięta jest wizyta w tamtym miejscu, a ono w żadnym stopniu nie przypominało tego, gdzie jest teraz. Może to i lepiej? Wpakował się tam w nieliche kłopoty, a teraz chyba od nich uciekł, nie? Oby tylko elf i staruszka mieli tyle samo szczęścia.

Gdziekolwiek jest, musi się stamtąd wydostać. Lub chociaż zorientować w sytu... NA BRODĘ TURONIONA! Co?! Gdzie?! Kiedy?! Nie ma jej, nie ma! Róża zniknęła! Ból na chwilę jak ręką odjął, wszak Anjean nie miał na niego czasu. Całą uwagę poświęcił nerwowemu przeszukiwaniu okolicy. Gdzie ona jest? Czyżby się w proch...? Och, moja Pani, gdzież jest! Nie mogła – nie mogła! – nie mogła zniknąć. Jeszcze czas. Miałem czas! Czy to możliwe, że faktycznie leżał tu całe dni? Tak, żeby podarek rozpadł się razem... Razem z Nią? Nie, niemożliwe! Myśl. Skupił się. Ból znowu znalazł dla siebie miejsce. Był straszny, nieznośny, ale poza nim... Nie był głodny. Nie mogło minąć więcej niż kilka godzin. Dotarcie do tego wniosku było niezwykle uspokajające. Ale róży nie ma... Stracił wgląd w Jej zdrowie. Niewyobrażalna strata! Cokolwiek ją spowodowało.

Teraz jednak musiał zorientować się w nowej sytuacji. Był w ogrodzie. Czy w Oros są ogrody? Kiedy indziej może i mógłby się zachwycaj nad ich pięknem, lecz te tutaj, w tym momencie, były spowite czymś – mroczną aurą, zagęszczającą powietrze. Jakby zaraz miało się wydarzyć coś dużego...
Róża przepadła, ale czy miał inne swoje rzeczy? Amulet, on jest teraz najważniejszy! Monety, woda... Woda. Może pomóc! Anjean szybko rzucił odpowiednie zaklęcie – na tyle, na ile był w stanie – po i natychmiast wypił nasycony maną napój, a następnie napełnił bukłak przy stawie. W innej kolejności, jeśli naczynie okazało się puste lub zaginione (wtedy musiał skorzystać tylko ze stawu).

Głosy! Tam ktoś jest.

Krasnolud po chwili zastanowienia postanowił pójść w ich stronę. Nie chciał ujawnić swojej obecności zanim odkryje gdzie się znajduje, czy może się tu znajdować, kim są ci ludzie i jakie mają zamiary. Korzystne byłoby się gdzieś schować i podsłuchać. Stąd nie mógł ani zrozumieć słów, ani określić odległości z jakiej się dobywają. Musiał podejść.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

24
Owszem, w Oros nie brakowało ogrodów, z których jedne były piękniejsze od innych. Niestety krasnolud o tym nie wiedział, więc naturalnym było, iż chciał się dowiedzieć, gdzie dokładnie się znajduje. Oraz kiedy. Teraz jednak pragnął nieco siebie podreperować magicznym napojem. Upewniwszy się, że amulet jest na swoim miejscu, wraz ze złotem i bukłakiem, postanowił skorzystać ze swoich niezwykłych umiejętności... co innego postanowienie, a co innego to, że nie mógł tego postanowienia wykonać. Niestety, jego magia tutaj nie działała. Poczuł swego rodzaju wysysanie swojej many, jakby ktoś lub coś mu ją odbierało, a przy tym blokowało wszystko, co chciał zrobić za jej pomocą. Wrażenie było o tyle dziwne, że przez chwilę przyzwyczajony do bezwzględnego wykonywania jego poleceń Anjean siedział na trawie zaszokowany. Otrząsnął się z tego wrażenia, gdy do jego uszu doszły głosy. Po krótkim namyśle postanowił więc zobaczyć, do kogo należy ten dźwięk, oczywiście z zachowaniem wszelkiej ostrożności. Kto wie przecież, co może się stać krasnoludowi.

Odwróciwszy się w prawo, powoli, przemykając tuż przy krzewach i drzewach, czarodziej podszedł do źródła głosu, które zdaje się przybliżało się do niego, jakby rozmówcy zmierzali właśnie w tę stronę. W tym momencie Anjean zatrzymał się, mogąc już rozróżnić głosy i płeć rozmawiających. Jego analiza wykazała, iż ma do czynienia z dwójką mężczyzn – obydwoje mieli niskie, groźnie brzmiące głosy. W miarę zbliżania się ich, groza obejmowała swymi zimnymi, śliskimi mackami krasnoluda. Zaczął on bowiem słyszeć, o czym panowie rozmawiają.

... nie wiedzieli. Co o tym myślisz, Azariaszu? – zapytał pierwszy głos, wyjątkowo niski bas.
Ktoś w końcu coś sypnie. Nie wierzę, że nikt nie miał z tym nic wspólnego. Któryś w końcu się złamie, a wtedy złapiemy winowajcę – drugi z głosów, nieco wyższy, lecz mający w sobie coś wyjątkowo groźnego, groźniejszego od pierwszego rozmówcy, zaśmiał się zimno i bez cienia radości.
A jeśli nikt nic nie powie?
Wtedy weźmie się Iris. Długo nie będzie miała tego swojego immunitetu rektorki. A ONA musi coś wiedzieć. Wyzbądź się niepewności, Florianie. W końcu rozwiążemy tę sprawę. Zresztą tych cholernych magów trzeba było w końcu przyszpilić. Swoją drogą, przyprowadzili kolejnego, który zniknął, słyszałeś? – kucając za gęstym krzewem, Anjeanowi coś błysnęło. Postacie właśnie go mijały. Mimo ograniczonej widoczności, co w tym momencie działało mu na rękę, miał dziwne przeczucie, że to nie są przyjaźnie nastawieni ludzie... szczególnie w stosunku do jego osoby.
Tak, tak. Bredził coś o jakichś dziwnych ludziach, że nie rozumiał tamtego języka, takie tam. Ciekawe, jakim cudem tyle osób zniknęło w innym wymiarze...
Nie wiadomo, czy w innym wymiarze, czy to po prostu zbiorowe majaki. Trzeba się tego dowiedzieć, a ja nie spocznę, póki do tego nie dotrwam, nawet kosztem... - głosy się oddalały, zostawiając krasnoluda samego ze sobą oraz swoimi przemyśleniami. To, czego się dowiedział, było na równi zaskakujące i przerażające. Wyglądało w końcu na to, że znalazł się w pułapce, na dodatek bez przydatnej magii, w miejscu, gdzie najpierw będą przelewać krew, a potem pytać.

Śmieszny tytuł tutaj

25
Dziwne, bardzo dziwne. Co to za sztuczki nie pozwalają mu korzystać z tego, co było dla niego od lat tak naturalne? Z każdą chwilą krasnolud upewniał się, że te całe Oros jest dziwnym, bardzo dziwnym miejscem.

Cokolwiek by nie powodowało tej dysfunkcji, teraz nie miało znaczenia. Trudno, jakoś przeżyje w takim stanie, w jakim jest. Czas uciekał, a Anjean nawet nie zbliżył się do rozwiązania problemu, z jakim tu przybył. Gorzej – tylko go skomplikował. Mężczyzna napił się kompletnie nieumagicznionej cieczy, po czym napełnił bukłak w stawie – na wypadek jakby mana zaczęła płynąć prawidłowo – i ruszył w stronę głosów.

Nie dając się wykryć, zbliżył się na tyle, ile to było możliwe. Coś ewidentnie było nie tak. Z rozmów wynikało, że magowie mieli kłopoty. Musiało stać się coś złego, co zostało bezapelacyjnie przypisane czarodziejom. Czyżby to miało związek z tym niedziałający zaklęciem przy stawie? Czy można w ogóle zniszczyć magię? Może to właśnie zrobili. Naruszyli jakąś strukturę czym odcięli energię od ludzi... Nie, to nie może być prawdą! To by oznaczało, że Pani... Nie! Na tyle, na ile Anjean znał teorię magii, niemożliwością jest zrobienie czegoś tak strasznego. Szczególnie przez przypadek (wszak jakby inaczej). Blokada magiczna musi być czymś innym. Konsekwencją, nie przyczyną. Ale jak? To nadal nie prawdopodobne.

Mniejsza z tym, co inni zrobili magom, wszak jeden z mężczyzn miał właśnie rozwiązać w jakimś stopniu zagadkę tego, co magowie zrobili innym. Inny wymiar?! Absurd gonił absurd! Ale... Jakaś część rudowłosego czuła, że to prawda. Jakby on sam... Tak, to by wyjaśniało dlaczego nagle pojawił się w zupełnie innej części miasta. Ale żeby inny wymiar...? Cóż, nie miał powodów, by nie wierzyć przeczuciu. Może faktycznie gdzieś był; był w miejscu oddalonym o wiele, wiele dalej niż te ogrody. Patrząc na to z tej perspektywy, miał wiele szczęścia. Trafił znowu do Oros, to pewne. A przecież, gdy mowa o innych światach, mógł trafić gdziekolwiek! Wizja wylądowania na Archipelagu lub w jakiejś gobliniej baronii była przerażająca. Wtedy z pewnością nie zdążyłby wrócić do Meriandos przed... Skup się!

Iris? Anjeanowi zdawało się, że już kiedyś słyszał to imię. Może gdyby posiedział w tym mieście dłużej, to wiedziałby dlaczego. Ci ludzie niestety niemal z pewnością mówią o przesłuchaniach, zwanych również torturami. Krasnolud nie chciałby być teraz na jej miejscu. Ani na miejscu tych, których przepytywano przed nią.

Poszli! Teraz mógł wyjść z ukrycia. Nie obyło się bez szelestu liści, który w głowie mężczyzny był trzy razy głośniejszy niż powinien. W każdej chwili tamci mogli się odwrócić, więc nie było czasu do stracenia. Na tyle szybko, na ile mógł to zrobić nie bijąc stopą w ziemię z impetem rozpędzonego konia, ruszył przed siebie, rozglądając się cały czas w poszukiwaniu punktu, do którego mógłby zmierzać. Druga kryjówka, wyjście, zniszczony mur – cokolwiek, skąd mógłby ocenić sytuację. Musiał jak najszybciej wydostać się stąd i znaleźć się w bardziej publicznej części miasta. Dopiero wtedy mógł zacząć poszukiwania tamtego... No, tego. Jak mu tam? Ach, później sobie przypomni!

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

26
Jednym z wielu pragnień krasnoluda zapewne musiała być ucieczka z tego złego miejsca, co zdecydowanie nie powinno ulegać wszelkim wątpliwościom. W tym momencie stała się swego rodzaju swoistym priorytetem, nawet ponad Panią, którą, nie wolno zapomnieć, chciał uratować. Z myślą, aby wyswobodzić się z tego padołu niedoli, wyskoczył z krzaków i tak cicho, jak tylko mógł, popędził w stronę przeciwną do mężczyzn rozmawiających zaledwie przed chwilą tuż pod jego nosem. Ścieżka, którą dreptał, była często uczęszczana, udeptana i szeroka. Wiła się między szeroko rozstawionymi drzewami, zdążając nieuchronnie w stronę potężnego budynku majaczącego pomiędzy gałęziami. Budynku, który Anjean potrafił rozpoznać. Musiał więc znajdować się na Uniwersytecie, a dokładniej w jego zielonej części, będącej zapewne miejscem odpoczynku studentów oraz wielu belfrów. Tak też biegnąc i mając na swojej drodze ostry zakręt w lewo, a po tejże samej stronie krzaki i drzewa uniemożliwiające rekonesans tego, co się tam kryje, krasnolud skręcił w tę stronę. Gdy zwalniając, znalazł się za owym zakrętem, nie dalej niż kilka metrów przed nim szła spokojnie jak dotąd postać. Mężczyzna obleczony był w szatę koloru jasnego brązu. Na widok małego rudzielca wypadającego zza rogu zatrzymał się gwałtownie, wybałuszając na niego oczy. A Anjean... no właśnie, co zrobi Anjean?

Przepraszam za tak krótki post, aczkolwiek nie widzę sensu w rozpisywaniu się w tym momencie. Od Ciebie również nie oczekuję ścianki :D

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

27
To miejsce było jak labirynt, lecz nigdzie nie widać nitki wskazującej drogę do wyjścia. Anjean podążał szlakiem, który podświadomie wydawał mu się właściwy. Uniknął wykrycia wtedy, lecz drugi raz może nie mieć tyle szczęścia. Musiał się stąd wydostać jak najszybciej. Cokolwiek ma tu miejsce, krasnolud nie chce brać w tym udziału. Koniec komplikowania spraw! Jak tylko się stąd zmyje, znajdzie najlepiej poinformowaną osobę w mieście i spyta o...

A jakżeby inaczej! KTOŚ stał na jego drodze. Całe szczęście nie wyglądał na nikogo niebezpiecznego. Więcej – przypominał jakiegoś kapłana czy innego mnicha. Zważywszy jednak na fakt, gdzie się znajdują, ostateczny werdykt mógł być tylko jeden – mag! Oby ta magiczna blokada działała i na niego... A więc teraz wpadł na drugą stronę tego niejasnego konfliktu. Zarówno Anjean, jak i mężczyzna w sukni, zdawali się nie wiedzieć jak zareagować na to spotkanie. Nie było jednak czasu do stracenia, więc krasnolud musiał działać. Podszedł kilka kroków do domniemanego czarodzieja, zastanawiając się co właściwie powinien powiedzieć.

Zanim spytasz skąd się tu wziąłem, lepiej powiedz co tu się dzieje. – wskazał dłonią w kierunku, z którego przybył. Uzyskanie tej informacji było najważniejsze. Kto wie, możliwe, że mimo wszystko nie ma powodu, by Anjean się ukrywał po krzakach. Na pytanie od którego odwodził czarodzieja i tak nie znał odpowiedzi.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

28
Czarodziej, bo trudno było posądzać człowieka stojącego przed Anjeanem o inną profesję, wybałuszał oczy i stał w jednej pozycji, nie ruszając niczym. Widok rudego krasnoluda hasającego po ogrodowych alejkach uniwersytetu zapewne musiał być dla niego sporym szokiem - na tyle, że zapomniał języka w gębie oraz jak należy żyć. Zapomniałby pewnie też oddychać, gdyby rudzielec nie odezwał się, pytając o obecną sytuację.. co samo w sobie było czymś dziwnym, bo jak to tak nie wiedzieć, co się wyprawia teraz w Oros, szczególnie na Uniwersytecie?!

- Co...? - zapytał i mag niezbyt co prawda inteligentnie, ale wybiegający zza winkla mały, rudy humanoid wprawił go w niezły szok. Zaraz jednak jego oblicze rozjaśniło się, gdy ten połączył fakty. Takie, które mogłyby się nie spodobać Anjeanowi. - Ty jesteś... ach! Bogowie, jakiego musisz mieć pecha, żeby trafić tutaj! Trzeba Cię gdzieś ukryć, bo jak się dowiedzą, to biada nam obydwu, oj biada - mamrotałczarodziej, w gruncie rzeczy nie odpowiadajac na pytanie krasnoluda. Złapał go za to za ramię i zaczął ciągnąć w stronę przeciwną, do której zmierzał jego nowy rozmówca. Czyli tam, gdzie chciał iść Anjean. Mruczał przy tym pod nosem, coby gdzieś ukryć rudego, aż w końcu zapytał go o coś dziwnego. - Gdzie byłeś? Jedni mówili o latających, żelaznych ptakach, drudzy o dziwnych stworzeniach... a ty? Pamiętasz coś?

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

29
Skrzaty Noworoczne dysponują potężną magią. O wiele bardziej potężniejszą niż istoty z innych wymiarów czy mistrzowie czarowania na Herbii. Ci pierwsi pochodzą z dalekich krain i nie znają specyfiki tego świata, a zaklęcia nie zawsze bywają komplementarne z mechanizmami rządzącymi owymi krainami. Ci drudzy zaś zostali stworzeni jako spójny element, ale nigdy nie będą w stanie posiąść prawdziwej potęgi. Skrzaty Noworoczne zaś tworzą się z czystej energii wszystkich żywiołów, które błąkają się i kumulują wraz z nadejściem nowego roku w jednym miejscu.

Magia jednak nie bywa wykorzystywana w pełni przez te rzadkie stworzenia, ponieważ do zwykłych żartów nie potrzeba jej tak wiele. Nie raz się jednak zdarza, że jakiś mistrz gry śle do nich listy i przekupuje garnkiem złota, aby nawiedzili pewnych bohaterów na herbiańskiej ziemiach. Tym razem również tak było, że jakaś piękna kobieta pełna ognistego zapału, dała skrzatowi w łapę i powiedziała „namieszaj mu w życiu!”.

Los zawsze jest dobry dla Skrzatów Noworocznych. Z pewnością udział w tym mają wróżki. Tym bardziej tegoroczny skrzat miał u swojego boku nikogo innego jak samą najprawdziwszą Pomyślność! Nie trzeba więc dwa razy podsuwać mu ofiary kolejnego dowcipu, a ku uciesze zleceniodawcy zaczął krzesić w powietrzu bardzo potężny czar, który zmieniał nie tylko przestrzeń, ale również czas.

Kolejne anomalie przepłynęły przez Uniwersytet w Oros. Nie było osoby, która nie poczułaby impulsu prawdziwej mocy, przeszywającego powietrze i penetrującego glebę. Ową potęgę pierwszy zarejestrował czarodziej w jasnobrązowej szacie. Przed minutą skoncentrowany był na przywitaniu niewysokiego gościa z brodą na uczelni i pomoc mu w opuszczeniu miejsca. Teraz jednak zapomniał o krasnoludzie. Osoba niemagiczna poczułaby dreszcz na ciele, a co dopiero wykwalifikowany mag. Jego oczy zarejestrowały wręcz strumień, który leciał w ich stronę. I nic nie mógł zrobić. To tak jak stać naprzeciwko tsunami. Nawet modlitwa ugrzęzłaby w gardle.

Anjean nie był wyjątkiem. Wiedział, że cos się zmieniło w otoczeniu. Na początku zarejestrował ten przepływ, który wstrząsnął wręcz ziemią i przerzedził powietrze. Zaczęło kręcić się w głowie i jakby brakować oddechu w płucach. Te mroczki przed oczami. Później odwrócił się w stronę, gdzie czarodziej wpatrywał się z przerażeniem. W chwili kiedy się obrócił stało się jakby ciemniej. Stał tak przez chwilę nie dowierzając własnym zmysłom. Przetarł oczy. To nie było możliwe. Przed jego oczami roztaczała się gęsta puszcza. Ogromne drzewa wznosiły się wysoko ponad ich głowami i tworzyły naturalne baldachimy, chroniąc ich przed promieniami słońca. Jakby znaleźli się w mrocznej puszczy. Te drzewa nie były jednak normalne. Składały się z wielu grubych pni pokrytych gęstą zieloną mazią. Poruszały się, pochylały, wyginały, ocierały i obracały. Przypominały obślizgłe węże, a nie część flory. Nie byli już w murach Uniwersytetu w Oros. To nie był nawet Keron. Z opowieści, anegdot i własnej logiki, której tutaj brakowało, mogli posądzić, że znajdują się w Lea’Fenistea. Dokładnie zaś było to gdzieś w jego zachodniej części.

Nadzieją było, że wszystko jest iluzją, bądź snem. Odwrócił się więc za siebie, aby odnaleźć wcześniejszy skrawek obrazu uczelni. Nie było tam jednak żadnego parku, ani znajomych budowli. Te same nieskończone drzewa, pośród których znajdował się ogromny kopiec na dwa metry wysokości. Było to monstrualne mrowisko, w którym mieszkały niezwykłe owady żywiące się magią. Ich niepowtarzalne w naturze receptory automatycznie wychwyciły energię, którą roztaczała się dookoła czarodzieja i wylały się z usypiska niczym czarna maź. Wydłużały się ku dwójce, odwiedzających teren naznaczony przez spadające gwiazdy, niczym cień w czasie zachodu słońca. Musieli prędko się zbierać, jeżeli nie chcą być skonsumowani przez mrówki. Zaznaczyć trzeba, że nic co było kiedyś w harmonii z przyrodą nie jest takie jak dawniej. Dawne stworzenia i rośliny zostały wypaczone. Nikt pozostający zbyt długo w puszczy nie może czuć się bezpieczny.

- Co tutaj się dzieje na najjaśniejszą Osurelę! – powiedział zdezorientowany czarodziej i odwrócił się w stronę krasnoluda, patrząc na niego ze złością – Jesteś naznaczony przez tamto miejsce! Odkręć to jak najprędzej! Jesteśmy w elfickim lesie… czeka nas śmierć… w najgorszym wypadku zmienisz się w leśnego krasnoluda!

Niekiedy lepiej nie wypowiadać życzeń zbyt głośno. Nie! Czasem nawet nie myśleć o życzeniach. Chciał wydostać się z Uniwersytetu w Oros, a trafił tutaj. W jeszcze gorszy teren bez możliwości magicznego powrotu. Najbliżej było im zostać obiadem dla dziwacznych stworów w tym podłym miejscu. Nawet Skrzat Noworoczny obawiał się przenieść tutaj razem z czarodziejem i Anjeanem.

Re: [Uniwersytet Oros] Ogrodowe alejki

30
Ilekroć Nivienn wkraczała w zieleń ogrodowych alejek uniwersytetu, ogarniał ją głęboki spokój i skupienie. Zawieszała wzrok na kształtach pobliskich i odległych drzewek, krzewów czy kolorowych rabatek, nad którymi urzędowały pszczoły i trzmiele. Cieszyła się na widok ćwierkającego ptactwa i innych zwierząt, które raczyły swoją obecnością ten urodzajny przybytek. Tak było i tym razem, jednak dzisiaj, po kilku miesiącach przerwy, znów mogła odbywać spacery ze swoją najbliższą Emily.

Czarodziejka wybrała jedną z ustronnie postawionych ławek w cieniu jabłoni i usiadła na niej, robiąc miejsce dla towarzyszącej jej magiczki. Zaciągnęła się przedpołudniowym, rześkim i świeżym powietrzem pełnym zapachów i oparła się plecami o deski.

– Proszę, powiedz że już ci lepiej, bo sięgnę po bardziej drastyczne sposoby pocieszania i naślę na ciebie stado kociąt – odezwała się żartem do przyjaciółki.

Rozglądając się po okolicy, Nivienn mogła stąd dostrzec tak dobrze jej znany staw z wysepką, który zasiał w jej głowie pomysł na nową rozrywkę.

– Jeżeli chcesz, możemy popływać – zaproponowała. – Ale dopiero wieczorem, kiedy wszyscy opuszczą ogrody. Nie chcę, żeby nas przyłapano. Mamy jeszcze dużo czasu do końca dnia, więc nie krępuj się i powiedz na co masz teraz ochotę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”