Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

16
Mówił, mówił, mówił... Otaczająca ich łezka pola mocy nie przepuszczała na zewnątrz tego, co miało pozostać między nimi. Nawet obraz jaki Mak'si widział na zewnątrz był nieco zamglony i mógł być pewien, że same sylwetki ambasadora i kobiety są dla widzów podobnie nieczytelne. W końcu Cass była kapłanką Krinn, a ta poza rozkoszą obejmowała również patronat nad sztuką intryg...

Czy jednak Cassandra ucieszyła się z wieści? Niekoniecznie. Po ostatniej kropce przez kilka uderzeń serca analizowała całą wypowiedź, a po policzku popłynęła jej mała łezka. Pierwszy raz Mak'si widział by ta kobieta uroniła choć jedną.
-Coś ty najlepszego narobił... -wyjęła z kopertówki chusteczkę i wytarła nią łzę. Odruchy to rzecz, której poddajemy się nawet w najwyższym uniesieniu- Rozumiem zmiany w systemie rządów, rozumiem nowy porządek... Ale rewolucja? Nawet nie wiesz, co te teksty mogły zdziałać... I jeszcze ta rewolucja ogarnęła prawie cały wymiar stołeczny? To więcej niż jakakolwiek inna herezja. Moment, daj się zastanowić.

Przetańczyła jeszcze odrobinkę w ciszy. Pewnie biła się z myślami, ważyła za i przeciw. Decyzja na pewno była ciężka. Zostać tam gdzie się jest, czy ruszyć po niepewne, możliwe że gorsze? Pozostać na szczycie klifu, czy skoczyć i przekonać się czy potrafi się latać?
-Masz moje wsparcie. Słyszałam o twojej matce dostatecznie wiele, by wiedzieć, że Hierarchii była oddana jak mało kto. Jeżeli podjęła decyzję o buncie, to musiała szczerze uwierzyć w słuszność nowej idei. Zaryzykuję i poprę zmiany. Wielu zginie, lecz jeżeli się uda może w końcu zakończy się okres niewolnictwa. Jeżeli ma to oznaczać zniesienie feudalizmu, to... niechaj tak będzie.

Tak.. Kwestia niewolników zawsze była bliska sercu Cass. Jak każdemu, kto zdołał się uwolnić z kajdan i zacząć nowe życie. A nasza kapłanka wciąż miała na kostkach blizny od łańcuchów, których nigdy nie zdecydowała się usunąć.
Po zakończeniu swojej wypowiedzi zaklęcie maskujące zaczęło powoli słabnąć. Mak'si miał czas na może dwa zdania zanim będzie musiał zmierzyć się z zdegustowanymi spojrzeniami. I oczywiście grupą zakonników, którzy pewnie potraktują taką akcję jako swoisty policzek...

Albrecht w każdym razie był chwilowo niewidoczny wśród obecnych.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

17
- Wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć i... przepraszam. Jesteś bardziej empatyczna o de mnie. Bariera już ustaje... I przez ostatnie wydarzenia coś sobie uświadomiłem. Ten. No. Yyyy - na Krinn. Dobrze wiesz, jakie mówienie YYYYY jest irytujące i denerwujące. To, gdy wstydzisz się coś powiedzieć, bądź nie wiesz jak coś dodać. I to była pierwsza sytuacja tego typu w życiu. Na prawdę. Bariera zaczęła znikać. Kontury ludzi były coraz bardziej wyraźne. Ślina uschła mi w gardle. Cass, przytulona do mnie patrzyła mi się zdziwiona prosto w oczy. - Ekhm... Zależy mi na tobie. - WYDUSIŁEM to z siebie wreszcie. Boże, jak ja ją kochałem. Jej niski głosik, figlarny uśmiech, zboczone i piękne oczy, charakter, empatyczność, inteligencję, przebiegłość, stanowczość i cycki. Pierwszy raz wyznałem na poważnie kobiecie swoje uczucia! Czułem się jak... jak nastolatek? Coś takiego czułem tylko do Ingrid za młodu. Mak'si... ty to byłeś dzieciak. Niby ambasador, człowiek znany i poważny, a nieśmiały w takiej sprawie. Każdy ma jakieś, cholera, słabości - tak... no cholera wiesz. - i ją po prostu pocałowałem. Nie, nie namiętnie. Delikatnie, z uczuciem. Cholera, zakochałem się po uszy. Co za czasy.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

18
Spoiler:
Pocałunek poszedł, dotarł i został odwzajemniony w ten charakterystyczny dla kobiety, zadziorny sposób. Bo i po co poprzestać na ustach, kiedy można zakończyć lekkim ugryzieniem w płatek ucha? Uśmiech też miała dość tajemniczy.
-Mi też. Pomimo tego, że co zrobisz, to wywołujesz wokół siebie burdel, jakoś to lubię.

Padło jeszcze parę ciepłych słów, lecz czas naglił. Ta dziwna ni to powłoka, ni tarcza najpierw się jakby rozrzedziła, a następnie miejscami zaczęła jakby wypalać znikając w podobny sposób, jakby była podpaloną w kilku miejscach kartką papieru. Krinn zawsze konkurowała z Osurelą o tytuł ideału piękna, więc nie dziwota, że rywalizacja ta przeniosła się nawet na efektowne zaklęcia kapłańskie.

Co jednak dalej? Zaklęcie było niestety ciut za silne na to miejsce. Właściwie nawet nie tyle za silne, ile nieprzewidziane. Po prostu zaburzyło aurę magiczną paru innych i można było zauważyć, że np gdzieniegdzie walają się świece, które jeszcze kwadrans temu latały sobie pod sufitem, a któryś z magów na szybko wymieniał jakieś elementy w instrumentach orkiestry. Słowem śmisznie było.

A goście? Goście byli, co przewidywalne, lekko zdegustowani. Paru było zaintrygowanych, niektórzy zakonnnicy wręcz macali ostrze... Sytuacja była napięta, każdy czekał na ruch Mak'siego...
-PROSZĘ PAŃSTWA, ZAPRASZAMY DO LICYTACJI BIŻUTERII MISTRZÓW ZŁOTNICTWA! POŁOWA DOCHODÓW ZOSTANIE PRZEZNACZONA NA CELE DOBROCZYNNE!

To Selia z idealnym wyczuciem momentu właśnie przeszła do kolejnego punktu imprezy. Słychać ją było w całej sali tak samo dobrze, co działo się chyba za sprawą tego dziwnego patyczka, który trzymała w ręku. Co by nie było, po takiej akcji forma i etykieta nie pozwoliły już nawet myśleć o nagonce na ambasadora, przynajmniej do czasu aż znowu czegoś nie odwali. Orkiestra znowu zagrała, ktoś przyjechał na scenę ze stolikiem na którym stały licytowane klejnoty i wszyscy jak jeden mąż ruszyli się ku błyskotkom. Nawet Cassandra na chwilkę stwierdziła, że "wybierze sobie kamyczek". Oczywiście wiadomo, kto zań zapłaci... Może nawet nasz mag coś kupił i tym samym wsparł biedne dzieci z sierocińca?

O dziwo, po wszystkim Mak'si nie został sam. Nie wiadomo skąd pojawił się w pobliżu Albrecht, który wręczył mu kieliszek wina (nieznany, ale jednocześnie niesamowity w smaku burgund) i zaprosił na rozmowę na górze, do osobnej loży.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

19
Co to była za kobieta! Te delikatne, acz cholernie erotyczne ugryzienie. Gdybym był dwadzieścia lat młodszy wziąłbym ją tam, gdzie stała. No cóż, ale i tak już za bardzo naruszyłem etykietę, ukłoniłem się z skruszoną miną kilku zakonnikom, zatańczyłem dwa tańce z jakimiś urażonymi kobietami broniąc się przed ich jakże prostą i namacalną kokieterią i obejmując Cassandrę w pasie, o moja Krinn cóż to były za wspaniałe biodra, ruszyliśmy na licytację.

Kto mógł kupić największy, najczerwieńszy, najdroższy i najzajebistszy kamień po tej stronie Keronu? Cass. Kto za niego zapłacił? Tak, jebany bystrzaku, to byłem ja. Już czułem aż mój bankier-niziołek przeciera oczy z zdumienia. Nie będę mówił tej horendalnej ceny. Nie warto, na prawdę.
Nie, nie kupiłem nic więcej. Miałem dosyć błyskotek na następny rok, serio.

Moja piękną partnerkę odnalazł jej były partner, cały w skowronkach i szaleńczo zakochany. Próbował ją objąć, lecz ta, co zauważyłem z OGROMNĄ satysfakcją, się nie dawał. Zapoznała nas ze sobą. Zabrałem go na spacer. Mówił mi o swoim wielkim zauroczeniu, o tym, że przepisał na świątynie Krinn w Oros cały swój majątek tylko po to, by jej zaimponować i takie tam. Uśmiechnąłem się i wyjaśniłem mu wiele spraw, wspomagając się żywiołową gestykulacją. Już nigdy go nie widziałem. Chyba wyjechał z miasta czy coś w ten deseń....

Wróciłem do Cassandry, odprowadziłem ją do jej wspaniałej rezydencji leżącej dokładnie obok Świątyni, pocałowałem na pożegnanie i wróciłem na teren uroczystości, która się jeszcze nie skończyła. Musiałem trwać tam absolutnie do końca i pić gorzałę z pijanymi ludźmi. Demoniczna krew to na prawdę satysfakcjonująca sprawa. Mogłem pić i pić i się nie upijałem. No, upijałem, ale nie aż tak szybko.

Potem zaczepił mnie Albrecht i poprowadził schodami na górę. Na wstępie zaznaczyłem, iż na prawdę cieszę się z jego nominacji, ale nie dam mu dupy, gdyż biseksualizm porzuciłem piętnaście lat wcześniej. Zaśmiał się serdecznie, polał wina i wzniósł toast. Pyszne, pyszne. Po chwili rozmowy o wszystkim i o niczym zadałem to tak bardzo ważne dla historii pytanie:
- O co chodzi mój drogi rywalu?

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

20
Albrecht zamiast zgodnie z etykietą wrócić do owijania w bawełnę zdecydował się zmienić nieco kierunek i lekko zakląć. Potem nieco pokurwił na przyciasną kamizelę, na krawca, jego ojca, dziada i babkę z piątej linii od strony matki. Kiedy w końcu zdjął niedobrany ubiór wyglądał mniej więcej tak, jak wtedy kiedy się poznali jakieś naście lat temu. Dziwna sprawa. Najpierw poznali się w karczmie przy kieliszku i rozprawiali o filozofii, a następnego dnia robili na kacu to samo, już ze świadomością, do jak różnych frakcji przynależą.

Inkwizytor także wypił nieco wina, a w międzyczasie wychylił niemały kieliszek wódki. Miał mocną głowę, o czym może świadczyć to, że nawet Mak'si nie zdołał go przepić. Lecz czy był zadowolony z awansu? Bynajmniej.
-Co chcę? Normalnej rozmowy, bo tamtych już po prostu na trzeźwo nie zdzierżę. A kurwa po pijaku nie wypada. I pomyśleć, że teraz będę musiał się w to bawić cały czas, że nie będę mógł się po prostu wymówić jakimś gównem i wrócić do sensownych zadań... Za jakie grzechy mnie tak ukarali? Z ciekawości- ty planowałeś to zaklęcie, czy czysta improwizacja? Nie żeby mi to miało jakoś pomóc, raczej zwyczajnie mnie to zastanawia.

Obszedł nieco po loży. Właśnie, warto o niej wspomnieć. Technicznie rzecz biorąc była ona bowiem dużym balkonem ponad salą, który miał powierzchnię niejednego mieszkanka w kamienicy. Wyposażony w stolik z odrobiną potraw, kilka foteli... Ba, nawet znalazła się otwarta wytrychami skrytka na słodycze! Z dołu zaś dobiegały cały czas odgłosy licytacji, którą już prowadził mistrz gildii jubilerów. Cóż, skończyły się prawdziwe perły, dla reszty klientów pozostały już wyroby rzemieślników, a nie artystów. Obserwowali tak całą scenkę przez małą chwilę.
-Masz jakieś kwieciste synonimy do "niekompetentny"? Będę musiał górze wysmarować raport o tej imprezie. Nie żeby miał go czytać Wielki Mistrz, ale wolałbym mieć spokój... Wiesz, wy macie dziekanaty, my mamy kurię. Jak nie napiszę czegoś zadowalającego to te cnotki niewydymki wyślą mi każdą możliwą kontrolę. Ciekawe jak nazwać ten raport. "Upadek moralny i degeneracja heretyków" przejdzie? -sięgnął po 'tajemny' składzik jednego z magów- W ogóle chcesz cygaro? Czekoladkę? Kradzione nie tuczy.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

21
- Albrechcik, dostałeś najgorszą komturię w Keronie. Dobrze wiesz, jak bardzo niekompetentne i zjebane jest Oros, ale to my mamy tutaj władzę. Różne frakcje walcząc ze sobą jakimś magicznym sposobem ze sobą współpracują. Zrobisz coś nie tak i znikasz. Stąpasz po niepewnym gruncie. Albo ktoś Cię bardzo ceni, albo komuś podpadłeś. Generalnie masz przejebane. Ale jak coś wal do mnie. Wolę mieć Ciebie za komtura niż jakieś idiotę, którego musiałbym zabić.

A kwieciste synonimy? Hmmmm nieumiejętny, dyletancki, lipny, niezgułowaty, zjebany... A co do listu, zacznij opisywać jak to Ambasador Oros ma kontakty z heretykami, demonami, kapłankami, dziwkami i o tym, że rzucił potężne zaklęcie w środku ceremonii. W liście nazwij mnie idiotą, bęcwałem i że mam małego. Złapiesz dodakowego punkty. A co do zaklęcia... Nie chcieliśmy, by ktoś nas podsłuchiwał, a robił to Shia'tsu, moja przełożona, twój przełożony, twój wróg, twój lizodup, kilku gapiów, handlarze informacjami i kobieta, która marzy, by mi obciągnąć. A że wiesz, co Cass i mnie łączy... I kogo wyznajemy, to zaklęcie stało się przypadkowo spektakularne. Ale kolorki ładne, przyznasz. A cygaro poproszę, paliłem jakieś 5 lat temu, zobaczę, czy cały czas umiem. Ja mam przy sobie trochę grzybków. Jemy?

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

22
-Wiesz co, chyba demony i herezje sobie odpuścimy, choć parę diabelstw można pewnie znaleźć na tej sali. Nawet bliżej niż się wydaje... Poza tym te raporty potem przechodzą do paru innych osób, w tym twardogłowych. Nie mam zamiaru popełnić tego samego błędu jak nasz poprzedni komtur. Kilkunastu idiotów próbujących zabłysnąć i przyprowadzić do Srebrnyfortu heretyka. Ja pierdolę, nie chcę tutaj kolejnych takich akcji i tracić kolejnych ludzi w tym debilnym konflikcie.

I... Sam uważaj na to co robisz. Wyrobiłeś sobie paru sojuszników, lecz twój sposób bycia jest jaki jest. Wielu to się nie podoba, w tym całkiem sporej części rady finansowej uniwerku. Wielu tam ma bardzo tradycyjne poglądy, a jeszcze więcej typowo zapatrzonych tylko na własny zysk i do tego będących moralnymi hipokrytami. Oczywiście, że Oros będzie cię broniło przed wydaleniem i tak dalej. Jak i Wielki Mistrz stanąłby murem za mną w razie potrzeby. Obaj stoimy jednak w bardzo podobnej sytuacji- tylko jeden krok w bok dzieli nas od stania się bezużytecznymi, a wtedy... o stępione narzędzia się nie dba. Takie się wymienia, albo wykorzystuje do innych, politycznych celów. Po prostu uważaj na to co robisz, nawet jeśli to 'tylko' pobicie syna barona Aldristana na przyjęciu zakonnym. Ta, wiem. Jak cała sala, ktoś was widział. Od jakiegoś czasu jesteś na cenzurowanym.
A za narkotyki podziękuję. Starczy mi stare dobre winko i odrobina whisky.


A Baron Aldristan zasiadał w małej radzie Keronu i bardzo strzegł swojej prywatności. Hooray!

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

23
- Hej, Albrecht, nie pobiłem tego gnoja. Powiedziałem mu tylko kulturalnie, że jak jeszcze raz zobaczę go z Cassandrą to go zabiję. Kiepskich masz informatorów. A raczej, sieją o mnie już niezbyt pochlebne plotki, to normalne. Raz usłyszałem od informatorów, że podobno ruchałem się z księciem Jakubem. Mało kto na takie plotki zwraca uwagę.
No, sam grzybków nie zjem. To zazwyczaj dziwnie się kończy. Jak rok temu zjadłem je sam to ogarnąłem, że da się teleportować bez inkantacji i przy okazji pieprzyłem się z karlicą. Na Krinn, jak się rano obudziłem to ją obrzygałem. Była wstrętna.
- schowałem grzybki do wspaniałej kieszonki wewnątrz dubletu i napisałem się wina.
I tak zleciał nam cały wieczór, w trakcie którego komtur Oros rzygał. A mówiłem mu, nie pij tyle bimbru, wino jest lepsze. "JESTEM KOMTUREM, JA TEGO NIE OBALĘ?". No obalił obalił...

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

24
Impreza zakończyła się ogólnym pomieszaniem sukcesu i skandalu, jaki wywołał Mak'si bujający się na żyrandolu i rzygający stamtąd na dostojników. Podobno, ponieważ nieco z Albrechtem zaszaleli (i paroma innymi osobami, głównie pracownikami kuchennymi) i luki w pamięci mag miał więcej niż obecne. O komturze z kolei nic nie mówiono, lecz z jakiegoś dziwnego powodu przez dwa dni na widok Mak'siego błyskawicznie się rumienił. Ogólnie śmiesznie było.

Ale w parę dni później przyjechała delegacja z Kalgardu. Czy magowie byli zaskoczeni? Niekoniecznie, wiedziano o powozie na jakiś czas zanim jeszcze wkroczył do prowincji. Komunikacja na duże odległości to niezwykły atut magów. I tak przygotowania do powitania to był istny zapierdol. Jeden z magów Akademii Czaroksięstwa został specjalnie postawiony na przedzie pierwszego wozu, by pełnić rolę magicznego pługa, a konwój zmierzał z maksymalną prędkością do miejsca przeznaczenia. Na bokach powozy miały symbole jednej z wielkich baronii południa, jednak nie było to Varuale, które najechało Ujście i szykowało się do inwazji. Ktokolwiek zmierzał do Oros, działał z ramienia Kalgardu.

Nie tak znowu daleko od miasta doniesiono także o dziwnym obiekcie latającym, który krążył nad wozami. Kiedy Mak'si wychodził się przywitać (razem z efektownymi tyłami, oczywiście) otrzymał już informację, że stworzenie jest natury magicznej, a od samych wozów wręcz napierdala ciepłem. Pustynię przywieźli ze sobą czy jak?
Odpowiedź na to pytanie wyjawiła się, kiedy delegacja wjechała o świcie do miasta i ładnym łuczkiem zaparkowała na pustym, nie licząc oddziału magów, rynku. Wozy były trzy. Jeden na pewno bagażowy, jeden nie wiadomo, a w trzecim siedziała delegacja. Jak na zawołanie tuż po zaparkowaniu mag usłyszał skrzek podobny do ptasiego i ujrzał, że ten dziwny obiekt latający zatacza coraz niższe kręgi nad rynkiem. Żywiołak, i to nie byle jaki, bo wyższy. Podstawą oczywiście był ogień, lecz ciało tej ptakopodobnej istoty przeszywały także małe błyskawice, a wszystko to było otoczone wirem z piasków. Żywa burza pustyni, można by rzec, a oswoić te stworzenia potrafiła tylko jedna grupa ludzi.

Jak się Mak'si domyślił, po otworzeniu się drzwi wyszedł z wozu szaman. W szacie ze skór, z kosturem, zakolczykowany że przerażenie bierze i roztaczający wokół siebie aurę, od której nawet w krótkich spodenkach dostaje się potliwości. Szaman więc nie byle jaki, bo jeden z tych pustynnych pustelników, którzy do przeciętnego maga mają się podobno jak lawina do śnieżki. Ambasador miał okazję rozmawiać tylko z jednym, kiedy ten przybył do Kalgardu by poprowadzić ceremonię nadania godności Barona aktualnemu (podobno) władcy miasta. Symbolizm pełną parą, w końcu uznaje się ich za strażników tradycji. Na ramieniu orka wylądował żywiołak.

Za szamanem z wozu wygrzebał się nieco przestraszony goblin, który jak się później miało okazać pełnił rolę tłumacza. Poza tym z innego wozu wygramolił się pulchny dyplomata, znany już Mak'siemu Maurycy, który pełnił funkcję reprezentanta Barona. Teoretycznie to on przewodził całej delegacji, lecz wobec takiego pomocnika odruchowo posuwał się w cień.
Wybiegł też na powitanie Albrecht ze swoim pocztem. Oczywiście nieco się spóźnił (gońca coś ponoć zatrzymało), lecz generalnie i tak prezentował się bardzo ładnie.

Tutaj wstaw serię formułek, że miło pana powitać, że Zakon się cieszy, że dobrze w chuj i ogólnie to po kiego żeś tu przylazł. Albrechta też zastanawiało co skłoniło legendarnych wręcz pustelników do mieszania się w politykę. Symbolika symboliką, lecz historia mówiła, że szamani nie wykorzystywali sił swojego autorytetu od setek lat.

I... Goniec! Tym razem do Albrechta, który otrzymawszy na ucho wiadomość nieco pobladł.
-Przepraszam państwa na chwilę, nagła sytuacja.

I poszedł, a właściwie pobiegł do komturii. Pokrzykiwania było słychać jeszcze z całkiem daleka, niezakłócane przez gwar pustych teraz ulic.
-KURWA, jak on się dowiedział przed nami?
-Nie wiem, bracie komturze.
-Wszystko ma być na błysk, pełna gotowość do inspekcji!
-Ale bracie kom...
-JEBIE MNIE TO, WYKONAĆ!

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

25
Skurwesyn robił wrażenie. Oczywiście niczym przeciętny ork wyglądał tak, jakby dęby wyrywał hobbystycznie. I to takie duże, stuletnie. Jakieś magiczne tatuaże, zajebisty ptak przez którego wszyscy się pocili. Prócz mnie. Ach ta demoniczna krew.
Był jeden, zasadniczy problem. Po staroorkowemu to ja potrafiłem powiedzieć tylko KROKHADAR co znaczy KURWAMAĆ i GROHBFR czyli NA ZDROWIE. Ale coś jeszcze miałem. Kurwa. Pozdrowienie. Tradycyjne. Coś z przodkami. DOJHD FRUAA? Nie, to znaczyło kotlet. A, tak, miałem:
- KHOK BURDALIS! - rzekłszy to walnąłem się pięścią w klatkę piersiową tak, że był duden, a ja na chwilę straciłem oddech. Oczywiście nie dałem tego po sobie poznać. A to, co powiedziałem znaczyło mniej więcej BĄDŹ POZDROWIONY.

No cóż, widać było, że pustelnik był kontent. Rzadko inne rasy używają tego języka. Pamiętajcie dzieci - podróże kształcą. Tak samo jak mieszkanie w Karlgardzie. No w tym przypadku to drugie uratowało mnie od dyplomatycznej wtopy.
Ktoś postawił obok mnie jakiegoś przestraszonego goblina, który, jak rzekł Maurycy, był tłumaczem. Dobrze. Jak to szło. A, tak, oni lubili primogeniturę, więc musiałem się przedstawić jeszcze z imieniem ojca. Dobra!
- Jam jest Mak'si syn Casmira syn Bumgdata z Karlgardu. - nie skłoniłem się tylko z dumą wyprężyłem. Orkowie nie lubili usłużności. I tak, mój dziadek miał orkowe imię. Nie pytaj się dlaczego. - Co sprowadza potężnego orkowego mędrca na ziemię Uniwersytetu Oros? - i jeszcze ostatnia część TRADYCJA. Orkowie, chociaż brutalni są najbardziej gościnnym narodem na Herbii. Przestrzegają również tego ściśle szamani. Trzeba im pokazać, iż mogą czuć się jak u siebie w domu, byle nie masturbował się na placu. Skinieniem głowy przywołałem sługę z chlebem i solą na tacy zrobionej z bambusów, zdobytych niedaleko Karlgardu - Mój dom jest twoim domem. - rzekłem jeszcze bardziej dumny. Ciężko mi się oddychało jak napinałem klatę, serio. Dobrze, że codziennie ćwiczyłem i miałem dobrą krew.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

26
Szaman faktycznie był miło zaskoczony. Nie spodziewał się, że Oros przywita go tradycyjnym obrządkiem, a tym bardziej niespodziewanym było, że zrobi to człowiek znający na dodatek nieco staroorkowego. Pokiwał z uznaniem dla tej informacji, a następnie coś powiedział. Co prawda dla każdego z obecnych brzmiało to jakby ktoś robił remont, ale goblin widocznie rozumiał każde słowo.
-On chciał się przedstawić. On ma na imię Shak'ti i przychodzi do krajów chłodu z uczciwymi intencjami. On uważa, że aktualna sytuacja wymaga uzdrowienia. Przybywa z radą i po radę.

No tak, kolejne dziwactwo szamanów to podwójne imiona. Jedno dla zaufanych, drugie oficjalne, dla reszty. Podobno jednak kiedyś każdy ork miał taki układ, podobno miało to chronić przed gniewem demonów, które szukały kogoś o zupełnie innym imieniu... Taki lokalny zabobon.
Ork podniósł swój kostur i nim stuknął o podłoże. Fala ciepłego wiatru rozlała się po placu odśnieżając go dokumentnie. Z ramienia szamana zleciał też ptak, który wylądował na bruku, rozbił się w kłąb piaskowej burzy i zwinął w postać charta. Żywiołaki to niezwykłe stworzenia. I często inteligentne, co było widać po ognikach bijących w miejscu oczu. Znowu wiertarka.
-On pragnie zapytać, gdzie powinien się udać, aby spotkać się z Radą Uczelni. Uważa, że szam... magowie krajów środka będą mogli pomóc.

A tuż obok stał Maurycy, który miał wiele mówiącą minę zatytułowaną "a co ja się będę wtrącać". Podobne zdanie miał także woźnica każdego z wozów, mag z Akademii Czaroksięstwa (robiący aktualnie za ciecia do odśnieżania) i, Mak'si miał ich za sobą, ale mógł się założyć, cała grupa magów bojowych z pocztu.
Tylko jakiś kot przyszedł znikąd i zupełnie się nie przejął sytuacją. Otarł się o szatę szamana, obwąchał charta, a następnie przysiadł pomiędzy magami i majestatycznie zaczął myć sobie dupę.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

27
Rozdziawiłem usta. Dosłownie. To nie jest przenośna. Facet raz walnął różdżką w stopę i ba, cieplutko, odśnieżone. Co więcej moi kompani zrobili z nas totalnych idiotów. Stali niemalże za mną gęsiego wiedząc, że w razie potencjalnego starcia walka byłaby... wyrównana. Na szczęście odetchnęliśmy z ulgą na wieść o jakże pokojowych i przyjacielskich zamiarach.
Na szczęście moja reputacja była nietknięta i zyskałem szacunek szamana. Ze mnie to był jednak gość.
- Zaprowadzę Shak'tiego ku Kolegium Magów w trybie natychmiastowym. Przyjaciel Oros jakim on jest nie może czekać, jeśli oczekuje od nas pomocy, której na pewno udzielimy - rzekłszy to wykonałem doskonały manewr polegający na ustaniu prostopadle do rozmówcy i delikatnie schylając głowę, co oznaczało w zwyczajach orków nie podporządkowanie się, lecz okazanie należnego szacunku komuś starszemu wiekiem i obdarzonemu mądrością. Jak już Szaman z swoim całym majestatem ruszył do przodu ja szedłem obok niego, delikatnie obejmując go lewą ręką i prowadząc. Stary chwyt psychologiczny, ale jak bardzo dobry. Przed nami leciał lewitujący goblin, którego uniosłem bez problemu za pomocą mocy. Widać było, że facet był doświadczony w kontaktach z magami, gdyż nie opierał się i dał się ponieść bez problemu. Nie chciałem by biegł za nami jak pajac, gdyż byłoby to dla niego poniżające i męczące. Tak chociaż wyglądał jako tako godnie.

Porozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, wyjaśniłem szamanowi działanie uniwersytetu oraz opowiedziałem trochę o swojej pracy, co ten przyjmował kiwając z zrozumieniem głową i opowiadającym o swoich obowiązkach - kontaktach z żywiołami, duchami przodków i kapłanami bogów. Swoją drogą mówił ciekawie i mądrze. Bardzo szanowałem tego orka i chętnie widziałbym go jako członka Oros, niestety nigdy się nie zgadzali. Ogromna szkoda.

Weszliśmy przez przejście do Sal Obrad. Siedzieli już wszyscy, gdyż każdy - ze swoich źródeł wiedział o gościu. Nawet byli trzeźwi co mnie zdziwiło. Usadowiłem szamana na gościnnym, majestatycznym krześle z motywami żywiołów a sam ustałem w centrum sali i rzekłem.
- Arcymistrzu, mistrzowie, szanowane Kolegium, pragnę wam przedstawić potężnego szamana Shak'tiego, który przybył do nas z dalekich pustyń Urk-hun. Przybył do nas z radą i po radę. - skłoniłem się i zająłem miejsce obok arcymistrza i bibliotekarki.

lecimy tutaj jest dobrze w chuj --------> http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=26&t=243&start=45

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

28
Wolnym krokiem wszedłem do swoich komnat taszcząc za sobą tą nieszczęsną uczennicę. Ruchem ręki rzuciłem szaty profesora na stół pozostając w karlgardzkim uniformie elit - dopasowanym do ciała dublecie bez rękawów, obcisłych nogawicach i wysokich, jeździeckich butach. Pstryknąłem palcami - w pokoju zrobiło się jasno jak w najpiękniejszym południu lata. Naturalne światło pochodzące z magicznych lamp... Jeden z najwspanialszych wynalazków, jakie stworzyli moi bliscy znajomi. Dobrze jest być przyjacielskim facetem.

Pokazałem dziewczynie by usiadła na miękkim fotelu przeznaczonym dla interesantów, a sam pofatygowałem się do sypialni, wyjmując z beczki świeżutkie czekoladki o smaku kokosowym, prosto z Archipelagu. Do tego słodkie wino z Karlgardu - innego nie pijałem. Wszystko to postawiłem na moim dużym łóżku, na którym obecnie leżała jeszcze niedokończona książka mówiąca o podróżach pomiędzy światami.

- Słodycze są dobre na pracę naszego umysłu. Częstuj się. W razie czego w beczce znajdują się jeszcze inne smakołyki - rzekłem cicho z miłym uśmiechem. Na studentach moje dobra zawsze były kwitowane zdziwionym uśmiechem. No cóż, byłem jednym z nielicznych wybrańców, którzy poznali wejście do tajemnej kuchni. - Zanim przejdziemy do pracy opowiedz mi dokładnie o tym, co napisałaś.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

29
Studentka cały czas utrzymywała bezpieczny dystans od profesora, jako że wydawał się on dosyć... nieprzewidywalny. Po drodze rozglądała się z ciekawością wokół, jako że nigdy nie była w tej części kampusu Uniwersytetu. Tachanie sterty notatek i książek zaczęło ją powolutku trochę męczyć - co jednak jest niczym w przypadku gdyby miała je nieść ręcznie. Tak to jest, jak do wykonywania bardzo wielu czynności zamiast rąk używa się magii. Nawet do pisania. O ile oczywiście potrafi pisać ręcznie, to pisanie za pomocą magii telekinezy opanowała do tego stopnia, że wychodzi jej to znacznie szybciej - bez jakichkolwiek uszczerbków na czytelności czy charakterze pisma. Co jest szczególnie ważne przy pisaniu po elficku.
Tak czy inaczej, wchodząc do mieszkania była zmuszona zmniejszyć dystans - no, chyba że chciałaby wyglądać jakby miała paranoję. A jej nie ma. Weszła więc w miarę spokojnie do mieszkania jej prowadzącego przez otwarte grube, dębowe drzwi i jak to miała w zwyczaju od razu zaczęła się ciekawsko rozglądać dookoła. Mieszkanie było ładne, schludne ale jak na jej oko zbyt... ekstrawaganckie. Zwłaszcza wielki portret samego profesora wywołał u niej takie wrażenie, połączone z podniesieniem jednej brwi na znak... nazwijmy to zdziwienia. Zanim jednak mogła przejść do dalszej analizy miejsca w którym się znalazła, musiała w końcu odstawić te notatki i książki. Zaczęła się więc ponownie rozglądać (tym razem bardziej ''aktywnie''), tym razem za dogodnym miejscem do postawienia swojej małej wieży papieru. W tym momencie Profesor wskazał jej miejsce gdzie może usiąść - wykorzystała tą okazję do zadania pytania:
-Dziękuję - i przy okazji: Gdzie mogę położyć moje notatki i książki? Nie stanowią zbyt dużego obciążenia, ale utrzymywanie ich przez dłuższy czas potrafi być męczące. -Nie za bardzo czekając na odpowiedź, położyła je na najbliższej płaskiej i stabilnej powierzchni innej niż podłoga czy dywan - czyli na biurku. Musiała zdjąć ten ciężar ze swojego umysłu i duszy - jeżeli profesor będzie miał jakieś obiekcje, to na pewno da jej znać. Zaraz gdy to zrobiła, od razu poczuła się lepiej - mimo że multitasking musi być podstawą u maga zwłaszcza takiego który jeszcze pretenduje do bycia naukowcem, to ulga wynikająca z możliwości skupienia się na jednej rzeczy jest znacząca. Dała o tym znać dosyć wygodnie rozsiadając się w fotelu - pilnując jednak, aby nie nadużywać gościnności swoim zachowaniem. I tak będzie musiała zregenerować swoją energię magiczną...
W tym momencie - zupełnie jakby czytał w jej myślach - wyjął czekoladki. Wysoka wartość energetyczna. Idealne do uzupełnienia nieco skurczonych (o może 10-15%). Może to się wydawać niewiele, ale dla osoby która praktycznie bazuje na magii to może robić dużą różnicę w normalnym funkcjonowaniu. Zdziwiło ją jednak to, że postawił je... na swoim łóżku. Co jak co, ale nie zamierzała naruszać prywatnej strefy mieszkania Profesora. Było by to złamaniem zasad określających relacje student-profesor/wykładowca/ogólnie pracownik uczelni.
-Nie chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale chętnie skorzystałabym z Pańskiej propozycji poczęstowania się - głównie z powodu konieczności uzupełnienia zasobów energii magicznej - ale nie ośmielę się naruszyć prywatnej części Pańskiego mieszkania. Zatem jestem zmuszona odmówić. -Odpowiedziała grzecznie i z miłym uśmiechem.
Gdy jednak przyszedł temat pracy, nauki - od razu poczuła się dużo bardziej ''swobodnie''. Nie opuszczając fotela który okazał się bardzo wygodny, zaczęła swój monolog:
-Sporządziłam notatki dotyczące splątania energii magicznej w warunkach zderzenia się porównywalnych energetycznie potencjałów - ten temat jest częścią szerszego... tematu na moją pracę magisterską. Zbadałam zarówno teoretycznie jak i doświadczalnie zachowanie dwóch strumieni energii ze źródeł znajdujących się naprzeciwko siebie, ze zwrotami skierowanymi ku sobie. -W tym momencie zaczęła mocno gestykulować rękami - prawie każdy tak robi, gdy mówi o czymś z niebywałą pasją i zaangażowaniem. -Wyniki tych badań pomogą mi w pracy magisterskiej, której celem jest sprecyzowanie koloidów i możliwych sposobów ich otrzymywania, ich potencjalne zastosowania. Podejrzewam że dzięki odpowiedniemu nakierowaniu przeciwnych sobie strumieni energii można tak manipulować ciśnieniem i temperaturą w danym układzie, aby z określonych dwóch - lub więcej - typów substancji uzyskać koloidy. Normalnie mogą one powstawać tylko w określonych różnicach między cząsteczkami a także w określonych różnicach dyspersji między cząstkami fazy rozproszonej i rozpraszającej. Dzięki zastosowaniu energii magicznej moim zdaniem można zmieniać te wartości, dzięki czemu będzie można uzyskać koloidy z materiałów które w normalnych warunkach przy standardowej procedurze nie utworzyłyby koloidu. Magia w połączeniu z nauką otwiera wiele dróg... -Całkowite pochłonięcie - tak można skomentować wywód Aleksandrii na temat zadanej jej pracy. Trudny, ale i fascynujący.
Obrazek
Obrazek

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

30
Zaśmiałem się cicho, zapominając iż mój gość był osobą aż nazbyt grzeczną i chyba unikającą jakichkolwiek bliższych kontaktów. Nie miałem tu na myśli tych stricte erotycznych, a ogólnych, międzyludzkich. Co było zatrważającego w łóżku? Chciałem, żeby sobie dziewczyna na nim wygodnie usiadła i rozpoczęła nauka, no ale jak była taką formalistką... Jej sprawa.

Słuchałem jej cierpliwie, w międzyczasie czytając pobieżnie jej notatki i wyjmując za pomocą Mocy księgi, które mogły pomóc jej w przygotowaniu pracy. Telekineza jak zawsze była bardzo przydatna, a skupiać się na tym nie musiałem - moje woluminy zawsze stały w wyznaczonym miejscu. Moja biblioteczka była jedyną rzeczą, w której utrzymywałem absolutny porządek. Resztę życia oczywiście stanowił słodki chaos.

Studentka skończyła swój monolog a ja rozparłem się na fotelu wypchanym puchem bawiąc się dymem z papierosa. W trakcie kontemplacji tworzyłem z niego różne majestatyczne figury smoków, demonów i nagich kobiet. No cóż, byłem człowiekiem o wielu talentach.
Chyba na zbyt długo oddałem się rozważaniom, gdyż elfka patrzyła na mnie delikatnie zdziwiona. No cóż, potrafiłem czasem odpływać.
- Koloidy... Czyżby nadszedł ten smutny czas gdy Uniwersytet Oros, najpotężniejsze centrum naukowe znanego nam świata stało się uczelnią dla nauk zwykłych, niemagicznych plebejuszy? - ton mojego głosu pokazywał delikatną irytację, a ja sam mówiłem cicho, bez pokazywania żadnych, w tamtym momencie zbytecznych uczuć. - Zadanie, które dostałaś pozbawione jest strcite pierwiastka magicznego. W moim odczuciu to, iż dostałaś taki, a nie inny temat jest jawnym policzkiem wymierzonym w Twoją osobę, panno Alexandrio. Nie spodziewałem się jednak w Celewiczu pierwiastka rasistowskie. Bądź jest on takim reformatorskim szaleńcem, za jakiego ma go większość ciała pedagogicznego. Tłumaczyłoby to jego brak koneksji oraz jałowe życie akademickie.

Nie pomogę Ci w tym temacie. Raz, że obowiązuje mnie pewien regulamin, który zobowiązuje każdego z profesorów, a dwa iż jest to temat wąski i nieciekawy. Nauki inżynieryjne stoją piętro niżej od magicznych. Wynika to z tego iż są mniej uniwersalne. Jak myślisz co na polu bitwy jest potężniejsze - katapulta czy mag bitewny? Ludzie wolą leczyć się u znachora czy czarodzieja, który ruchem ręki potrafi nastawić rękę? Sama sobie odpowiedz na to pytanie.

Jednakże
- tu delikatnie zawiesiłem głos, by wzbudzić zainteresowanie rozmówcy i zmusić go do przeanalizowania tego, co powiedziałem - Udostępnię Ci moją biblioteczkę jeśli na prawdę zależy Ci na tej pracy. Będziesz mogła korzystać z niej kiedy chcesz. Drzwi do mojego gabinetu są zawsze otwarte. Nie bój się, nie obawiam się złodziei. Wiem dokładnie, gdzie znajdują się swoje rzeczy, w dodatku nikt nie jest na tyle szalony by mnie okradać. Szczególnie jak ludzie zaczęli gadać o tej masakrze sukkubów w mojej rezydencji w Karlgardzie kilka tygodni temu... Nie lubię takich plotek. Szkodzą mojej reputacji jako nieszkodliwego amanta i płomiennego mówcy. Jeśli ludzie uważają Cię za osobę mogącą Ci zaszkodzić nie są chętni tak udzielać poufnych informacji... Na szczęście zawsze mają żony bądź kochanki, które zawsze pozostają bardziej skłonne ku manipulacji. - uśmiechnąłem się wieloznacznie przypominając sobie upojną noc z żoną pewnego burmistrza. Dwa dni później facet został aresztowany za machlojki finansowe. Przypadki chodzą po ludziach, prawda?

- Mogę - znów zrobiłem pauzę - Za to nadrobić braki w Twojej wiedzy. Nie potrzebujesz mojej pomocy w koloidach. Notatki pokazują, iż jesteś osobą pracowitą i ambitną. O wiele lepiej zadowoli Cię skończenie pracy, gdy zrobisz to sama. Nauczę Cię dyplomacji. Jeśli chcesz możesz na najbliższe dni zostać moją asystentką. Będę musiał stoczyć kilka poufnych rozmów z osobami, które można wykorzystać dla celów Uniwersytetu, a które są na mnie wielce obrażone za złamanie etykiety. Połowę z nich bym najchętniej zabił, ale niestety w życiu nie dostaje się wszystkiego co się chce, prawda? - uśmiechnąłem się delikatnie - Jesteś chętna na moją propozycję?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”