[Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

1
Mieszkanie znajdujące się na terenie kampusu Uniwersyteckiego. Znajduje się niedaleko sali badawczych, biblioteki i żeńskich dormitoriów. Nie jest ono zbyt wielkie. Składa się z dwóch pokoi – biura i sypialni.
Biuro zajmuje połowę mieszkania. Na przeciw grubych, tłumiących dźwięk dębowych drzwi stoi biurko z akacji. Na jego rogu znajdował się plik pustych pergaminów, kałamarz i pióro. Na ścianach wiszą półki z książkami o różnej tematyce – podróżniczej, naukowej, teoretyczne mówiące o Mocy (niektóre to unikaty) czy o pozycjach seksualnych. Do tego jest jeszcze kilkanaście obrazów przedstawiających rośliny i jeden, duży, przedstawiający samego Mak’siego.
W sypialni znajduje się duże, małżeńskie łoże z baldachimem. Niemalże królewskie. Cholernie wygodne i miękkie. Przed nim znajduje się kufer pełen grzybów halucynogennych, popium, zefirku, tytoniu i butelek z winem i miodem pitnym. Jest też jedna, mała półka z trzema tytułami: „Tajemnice Krinn” autorstwa arcymistrza Broilecha, „Rytuały Seksualne” kapłana Burkina i „Demonologia: ostrzeżenie przed złem” inkwizytora Mortiego. Obok łóżka mały stolik z pięknym zwierciadłem. Do tego jedna duża, magiczna beczka stworzona przez dziekana wydziału medycznego. Utrzymuje ona stałą, niską temperaturę. Mak’si przechowuje w niej świeże owoce i mięso dostarczane mu do pokoju przez kuchnię uniwerku. Do tego jest tam kilka soków i słodyczy, które uwielbia pałaszować.
Mieszkanie jest oświetlane magicznymi lampami – w biurze koloru naturalnego słońca, a w sypialni szkarłatu.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

2
Kiedy dyplomata się obudził nadchodził już ranek, dzień jak co dzień. Plac uniwersytecki, krakanie kruków i wiecznie srające po mieście gołębie. Do tego wszystkiego każdy dach i położona na zewnątrz posadzka były pokryte białym puchem. Padało dziś w nocy. Mak'si chyba nawet tego nie zauważył, w końcu noc należała do całkiem pracowitych...

Kiedy się obudził zobaczył po swojej lewej śpiącą dziewczynę. Studentka, wyjątkowo często pojawiały się na tym łożu. Pewnie by był rad móc kontynuować prywatną lekcję, jaką rozpoczął z nią wczoraj. Na pewno byłoby to przyjemne i pożyteczne, lecz nic nie może trwać wiecznie.
Tym razem powrót do świata uczelni rozpoczął się od pukania do drzwi biura i głosu jednego ze znajomych pedli.

A leżąca w łóżku dziewczyna jak gdyby nigdy nic zaczęła gładzić dyplomatę po klatce. Miała jeszcze rozszerzone źrenice po wczorajszej dawce... rozluźniaczy atmosfery.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

3
To był cholernie wspaniały wieczór. Mówiła mi, że przyszła po to, bym nauczył ją podstaw Sztuki w mym rozumieniu. Zacząłem nauczanie od lampki wina. Trochę teorii... potem przeszliśmy do praktyki. Chciała więcej. Dobrze wiedziałem, że nie chciała się uczyć. Czułem jej pożądanie. Ono się z niej aż wylewało. Te ruchy, "przypadkowe" otarcia o moje ciało. Studencka koszula rozpięta taaaak głęboko. No cóż. Byłem poważanym człowiekiem. Ale cycki to cycki.

Obudziła się. Jej zielone oczy patrzyły się zahipnotyzowany w moje. Pogłaskała mnie po klatce. Jej spojrzenie skierowało się w dół i zaśmiała się. No cóż, byłem cały czas gotów. Chwyciłem ją mocno za nadgarstki i ułożyłem po de mną.
- Profesorze - zajęczała niskim barytonem drapiąc me plecy pazurami.

I usłyszałem to. Niepokojący dźwięk, którego nie chciałem usłyszeć. Obawiałem się go. Demony... demony to nic przy tym. To było PUKANIE do moich DRZWI od mojego BIURA.
- Czekaj skarbie... Obowiązkowi wzywają. - powiedziałem krzywiąc twarz. - Nikt nie może Cię tu zobaczyć. Miałabyś kłopoty. A nie chcemy, byś je miała, co? Zostań tutaj i nie wychodź. I bądź cicho. Jedzenie jest w tamtej beczce. Wczoraj miałem dostawę... No ale to już wiesz zboczuchu, co? . - pocałowałem ją szybko i namiętnie, po czym wstałem i przewiązałem się szlafrokiem wiszącym obok. - Tak uwieść mnie. Biednego wykładowcę! O ja biedny! - rzuciłem jej przelotny uśmiech i ruszyłem do biura, zamykając drzwi dokładnie za sobą.

Ustałem przed drzwiami. Nie chciałem tego. To na pewno musiał być jakiś spierdolony uczeń, pytający się A CZY NA PEWNO BOGOWIE ISTNIEJĄ? BO JA SĄDZĘ, ŻE NIE! Ostatnio tylko pieprzonych idiotów zaczęło przychodzić się kształcić. No ale Arcymistrz miał nowego rumaka! I powóz! I wieżę! Pierdolona korupcja.

Przybrałem swój najbardziej miły uśmiech, potargałem włosy i otworzyłem drzwi...

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

4
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się figlarnie na udawane narzekanie Mak'siego i dość szybko dorwała się do beczki ze smakołykami. Cóż, znany był z tego, że złego żarcia tam nie trzyma... Sam poszedł w swoim szlafroku do drzwi.

A za drzwiami? Nie było nikogo innego, jak znanego z twarzy pedla. Joachim? Jozue? Coś na 'j'... Że też wcześniej nie skojarzył z głosem.
-Panie, list miałem przekazać, od Rady.

Szybko odpieczętowany papier skrywał wezwanie do złożenia raportu z ostatniego zadania. Na dzisiaj rano, konkretnie jakieś dziesięć minut temu. Nie do końca był pewien kto, lecz chyba komuś zależało na tym, by głupio wypadł przed Radą Kolegialną. Woźny prawie na pewno nie był w to zamieszany, w końcu sama koperta nie była opatrzona datą.

A sam pedel? Wyglądał na kogoś, kto bardzo subtelnie domaga się napiwku za doręczenie wiadomości.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

5
Na szczęście. Bądź nieszczęście dostałem list. Oczywiście ktoś z moich jakże sprytnych, nikczemnych i złych do szpiku kości przeciwników zorganizował wszystko tak, bym był spóźniony. Norma. Zajrzałem do sakwy i dałem pedlowi 13 srebrnych monet. Szczęśliwa liczba.

- Bierz zmykaj. Zajętym. Dzięki za list - rzekłszy to zamknąłem drzwi i wróciłem do sypialni. Popatrzyłem na swoje ubranie. W pokoju wyczuć można było zawirowanie mocy. Ubranie wlazło na mnie same. Oczywiście po uprzednim zdjęciu szlafroka.

- Będziemy musieli wyjść, skarbek. Rada mnie wzywa. Chcą usłyszeć o moich jakże wspaniałych wyczynach. Ale te najlepsze zostawiam dla siebie - klepnąłem ją lekko po tyłku a ta zapiszczała i zaśmiała się rzucając mi się na szyję. Na Krinn na prawdę chciałem zostać i bawić się dalej. Ale obowiązki wzywają - Nie teraz. Na prawdę. Nie mogę. Wybacz. - ruszyłem ręką. Ubranie pojawiło się na niej. A w dłoniach miała pudełko czekoladek. - Idziemy.

Po wyjściu z mieszkania uśmiechnął się, upewnił się, że nikt nie patrzy i dał buziaka. Lekkiego. Odwzajemniła się tym samym. To było takie słodkie! Może Ci się to wydawać dziwne, ale cholernie lubię takie rzeczy. Wiesz, seks jest fajny, ale odrobina zwykłej czułości jest czasem nawet lepsza!

Skierowałem swoje kroki ku sali obrad. Na moje szczęście była daleko od moich komnat. W końcu nie mogli widzieć moich kochanek! Oszczędzając Ci nudnych opisów - po chwili wszedłem przez drzwi.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

6
Pedel o mało się nie zesrał ze szczęścia na taki napiwek. Spodziewał się może połówki srebrnika, a tu dostał więcej, niż normalnie zbierał przez kilka dni. Ukłonom i podziękowaniom nie byłoby końca, gdyby nie to, że mag w bardzo kulturalnych słowach polecił mu spadać. Na pewno go zapamięta i to pozytywnie, lecz możliwe, że kiedy służba usłyszy o hojności pana ambasadora cena dyskrecji wzrośnie.

Dziewczyna także była zadowolona. Może to efekt narkotyku, może czegoś innego, jednak na pewno nie żałowała ostatniej nocy. Chyba nie będzie, sądząc po tym, jak zalotnie kręciła zgrabnym tyłkiem przy wyjściu.

Sam dyplomata musiał ruszyć ku administracyjnemu sercu uczelni. Pałac Magiczny czekał.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

7
Oto co działo się po powrocie z Kalgardu!

Kefir:

Byłem skonfundowany. Ogarnął mnie delikatny smutek na widok mojej córki. Nie zrozumiesz o co mi chodzi. Tej pustki w sercu. Gdy widzisz, iż nie jesteś potrzebny. I gdy masz świadomość ile straciłeś. Pierwsze kroki dziecka są wydarzeniem doprawdy niezwykłym, gdy to, czym obdarowali Cię bogowie zaczyna kreować swoją własną osobowość. I ten bezdźwięczny śmiech...
Ale to szybko minęło, gdyż naszło mnie wkurwienie. Ludzie byli zdziwieni, że nie było mnie cztery tygodnie. Jebane wynalazki.

Nie mogłem jednak się denerwować. Do mojego pokoju weszli moi dawni zleceniodawcy. Ugościłem ich winem i pokrótce wyjaśniłem co wydarzyło się w Karlgardzie. O Shia'tsu i o ataku demonów. Kwestię bękartów pominąłem. Dodałem też, iż nasz handlarz cieni pomógł mi szybko rozwiązać tamte zlecenia, chociaż oni na pewno to wiedzieli, jednakże rzekłem to dla formalności.
Patrzylem się w okno, w dal, myśląc o Lissandrze. Jednakże dokładnie słuchałem tego, co oni mieli mi do powiedzenia. Zależało mi na tej sprawie. Kurwa, niby krótka podróż, a tak wiele zmieniła.


Kalk:

Wrócić do siebie? Chciałby. Gdy tylko przekroczył bramę kampusu zostal przejęty przez jednego z dozorców. Ten wskazał mu jako miejsce spotkania Bibliotekę, a następnie wrócił do odśnieżania uliczek szuflą z zamontowanym na kiju jakimś magicznym ustrojstwem. A, trzeba wspominać, że w środku Biblioteki trafił na dziekana medycyny, który wybierał właśnie książkę kucharską? "Domowe nalewki", więc znając wypożyczającego zapowiadała się kolejna plaga alkoholizmu wśród pracowników naukowych.

W Bibliotece się nie naczekał. Przełozona przybytku bardzo szybko przejęła go i zaprowadziła do swojego gabinetu. Ładnego trzeba dodać. Stara Selia postawiła w wystroju na klasyczne wzory, antyczne regały i ciężkie mahoniowe biurko mogące służyć dziesięcioosobowej rodzinie za stół jadalny. Nawet fotele były lekko wytarte w ten specyficzny sposób mówiący "tak się odciskają znamienite persony". Taki gabinet prawnika, choć może i scheda po poprzedniku?

W takiej atmosferze, przy blasku trzaskającego w kominku ognia, Mak'si opowiedział kobiecie, co opowiedzieć miał zamiar. Nie suszyło go w każdym razie. Nawet pomimo tego, iż powszechnie wiadomym było, że sędziwa bibliotekarka nie piła wina i nie posiadała go nawet na stanie. Podana z karafki woda jednak miała na tyle ciekawy i słodki smak, że można było ten niezamierzony afront wybaczyć. Ponoć pochodziła z górskiego lodowca. Po zdaniu raportu kobieta spojrzała na niego badawczym wzrokiem.
-Więc. Dokumenty i kostkę dostarczył Shia'tsu osobiście. Zabawne, musi widzieć cię jako całkiem ważną kartę, niewielu próbowałby ugłaskać. W każdym razie co do dokumentów nie widze powodów do obaw. Cały handel w Kalgardzie znajduje się w mniejszym lub wiekszym stopniu pod kontrolą naszego współpracownika. Zaś spółka Medioh funkcjonuje poprzez podstawione przezeń osoby.

Ze stoickim spokojem odebrała wieść o zniszczeniu odpowiedzi od Akademii Czaroksięstwa. Skupiła się na innym temacie.
-Niepokoi mnie jednak fakt, że ataki demonów zdarzyły się nie tylko w Kalgardzie. Także tutaj, w Oros mieliśmy... incydent. Grupa dwunastu sukkubów jakimś cudem znalazła lukę w sieci ochronnej i przeniosła się bezpośrednio do wnętrza Biblioteki. Sprawa była bardzo nieprzyjemna, na dwa dni musieliśmy zamknąć drugie piętro zachodniego skrzydła żeby zdezynfekować posadzkę. A? No tak, nie wiesz. Powiedzmy że uczelniana legenda o strzegacych księgozbioru golemach ma ziarno prawdy.

Oczywiście sieć została znacznie wzmocniona, schwytany więzień przesłuchany przez doktora Greviousa... Cieszył się jak cholera że może użyć nowych zabawek. Ponoć pomogłeś wywołać wojnę doktrynalną w świecie swojej matki. Nie żeby pomysł zmiany systemu rządów był zły sam w sobie. Technokracja zamiast feudalizmu... Przynajmniej nie byłoby już tak wielu szlachetków z zadartym nosem. Jednak niestety wiem na jak wysokim poziomie stoi magia w świecie stołecznym Hierarchi. Gdyby założyć podobnie jak u nas kilka długości więcej do wojskowej, to wychodzi na to, że dobrze byłoby nie ryzykować bezpośredniego starcia. Dokładnie: co właściwie namieszałeś i jak to może się odbić na nas? Oraz gdzie u licha podziewałeś się przez te cztery tygodnie?!

Ta postawa, ta skromność przemieszana z władczością. Tak gładko zaskakiwała kolejnym odkrywaniem ponoć ukrytych przez Mak'siego tajemnic o rodzinie. Są ludzie, którzy przez samą swą obecność nadają bieg dyskusji. Swoiste czarne dziury dominacji, w kórych pobliżu zaginają się grawitacje wszystkich innych ciał i samym słowem potrafią budować swoją władzę. Takich osób znał Mak'si niewiele, może nawet nie więcej niż dwie, włącznie z własną matką. Sam ambasador i jego ojciec byli daleko w tyle, choć także wysoko. Selia w każdym razie prawie na pewno była głową całej akcji, a reszta spiskowców to jedynie pionki.
-A, jeszcze mała prośba w imieniu Biblioteki, jak i prywatnym. Możesz mi potem dać kopię tego bluźnierczego dzieła?


Kefir:

Siedziałem, pierwszy raz od dawna bez swojej zwyczajnej nonszalancji. Nie wypadało przy kobiecie tak statecznej by zachowywać się z wyższością. Wysłuchałem w milczeniu wszystkiego co ma do powiedzienia i odpowiedziałem jej:
- No cóż, narzędzie teleportacyjne naszego drogiego przyjaciela jest bardzo łatwe do uszkodzeń. A co do sukkubów winienem przeprosić - prawdopodobnie chciały zastawić na mnie pułapkę. Mam nadzieję, iż nikt z naszych nie ucierpiał? A co do mego dzieła - nie jest wcale bluźniercze. Opisuje mój punkt widzenia na kult Krinn i ją samą. Zawiera również dywygacje na temat boskości i teorii wieloświatów. Do tego trochę obyczajowości, elitaryzmu i opisanie kilku prostszych rytuaów do Bogini. Nic wielkiego, aczkolwiek napisane językiem lekkim. Nie lubię pseudo-naukowego pieprzenia. Moja mama trochę opacznie zrozumiała to, co chciałem jej przekazać i wyszło. Wojna domowa. Trochę mi głupio ale cóż, czasu nie cofnę. Jak chcesz mogę Ci dać jeden egzemplarz, a raczej napisać....

Machnąłem ręką i dwie setki kartek nagle się uniosły i rozłożyły na stole, a kilkanaście piór zaczęło przepisywać moje dzieło na nowe kartki. Nic trudnego szczerze powiedziawszy. Nie wymaga to takiej koncentracji jak w walce i do tego śmiesznie łaskocze głowę.
- A co do Shia'tsu... Ciekawy człowiek. Był wobec mnie dość serdeczny. Sporo rozmawialiśmy. Działo się coś ciekawego w Oros pod moją nieobecność? Moi doktoranci nie narzekali zbytnio, że mnie nie ma? Mamy jakieś nowe, niecierpiące zwłoki zadania, które trzeba wykonać?


Kalk:

Na wieść o brakach mechanizmu poprosiła o niego, a następnie otworzyła jedną z szaf, skąd wyciągnęła nietypowy zestaw do zaklinania. Nietypowość polegała tutaj na tym, że w przeciwieństwie do tradycyjnych urządzeń to posiadało dodatkowe porty, wypustki, i ciekawostka, elementy mechaniczne. Cóż, niektóre przyrządy po prostu są personalizowane i nich na to się nie poradzi. Dalszy kawałek rozmowy toczyła obsługując wiszący teraz nad blatem mechanizm. Obdarzony czerwoną soczewką jubilerski okular dodawał jej nieco strasznego wyglądu.
-Czy działo czy działo... W sumie nic. Tylko nawarstwianie się problemów. Zima, uchodźcy, wojna, mały konflikt dyplomatyczny. Dwa w zasadzie. Pierwszy tyczył kolejnego zakonnika próbującego się włamać do utajnionej części księgozbioru. Typowa prowokacja, jednak możliwe że będzie jeszcze wykorzystana. Drugi to delegacja wojskowych, którzy oblegają właśnie Ujście. Ich dowódca próbował na Oros wymóc wsparcie logistyczne oraz deklarację na udzielenie prawa przemarszu przez miasto. Dziwnym trafem miejska rada zgodziła się ze stanowiskiem uczelni i poselstwo odeszło z kwitkiem. Po próbie sprowokowania nas do ataku i przymusowym rozbrojeniu delegacji dla jej własnego dobra. To własne dobro odczytuj jako politycznie i praktycznie. I tak nie zaatakują.

-Czyli kolejne nieporozumienie na skalę globalną. Przynajmniej poszło o coś konkretniejszego niż szopka z prezentowaniem jaja strusia zamiast feniksa. Rozumiem jednak, że w tym momencie jesteś uznawany za jednego z przywódców herezji, czy tego chcesz, czy nie. Zobaczymy jak będzie to wyglądało, choć na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że światy Hierarchii pogrążą się w długiej wojnie religijnej, a następnie przez kilka razy więcej czasu będą lizać po niej rany. Tym bardziej, że wiara jest w takich sprawach płynna i nie ma co być pewnym czegokolwiek. Władca cytadeli w której przetrzymywana była przywódczyni heretyków przeszedł na stronę nowej doktryny. -Mak'si aż z zaskoczenia na tę wieść mimowolnie drgnął, co nie zostąło niezauważone- Tak, Martiarcha Vio'lenna vas Ashe'le znów jest na wolności. I dziękuję za dokument, będzie kolejny tom do oprawienia.


W końcu kobieta skończyła majstrować przy urządzonku. Porównała własną kartkę odczytów z wyciągniętą skądś specyfikacją. Wszystko jej się wyraźnie zgadzało, choć oczywiście jej metody były przy technice Shrodingera równie złożone, co koło przy rytuale przywołania.
-Wszystko mi się tutaj nie zgadza. Faktycznie urządzenie było wystawione na działanie magii. Jakieś pytania? Czy możę Shia'tsu coś mówił?


Kefir:

Uśmiechnałem się lekko
- zdajesz sobie sprawę, że prosisz o wiedzę bardzo elitarną i niedostępną dla zwykłego śmiertelnika? Ani nawet niezwykłego? Taka wiedza kosztuje moja droga. Co masz mi do zaoferowania? Jako, że jesteśmy kolegami po fachu i znamy się kilka lat będziesz miała fory. Nikomu innego bym o tym nie powiedział. Jakieś propozycje?


Kalk:

-A czego może oczekiwać Mak'si vas Kalgard? Pieniędzy? Ma pieniądze. Tytułów? Sam wiesz ile są warte. Kobiet? Masz na pstryknięcie palcami. Wiem, chcesz władzy, jednak nie zauważasz jednej rzeczy. Władza jaką dysponuje Oros opiera się na przewadze technologii magicznej i, od upadku Morlis, także mechaniki. Oferując mi technologię tak naprawdę oddawałbyś uczelni władzę w nadziei na... władzę. To się lekko nie klei. Ponadto nęcenie ciekawymi osobami to w przypadku tego miasta jeden ze słabszych pomysłów. Każdy z magów, prawdziwych magów, to chodzący spis ciekawostek.

Wstała, zgarnęła kartki z notatkami i wrzuciła je do ognia w kominku. Przez parę uderzeń serca obserwowała jak poufne informacje pożerane są przez trzaskający ogień. Nie odrywała wzroku od papieru, póki nie spłonął do szczętu.
-Twoje informacje nie są dla mnie warte znowu aż tak wiele. Miło byłoby jednak, jakbyś zdawał pełny raport z wizyt dyplomatycznych.


Kefir:

No, to co dostanę w prezencie moja droga - uśmiechnąłem się zniewalająco


Kalk:

-A za cóż to dostaniesz? -Odpowiedziała z równie zniewalającym usmiechem.


Kefir:

- Przyjmę każdą wartościową nagrodę - rzekłem przyglądając się jej dokładnie.
Ostatnio zmieniony 30 sie 2014, 23:52 przez Kalkstein, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

8
Selia spojrzała na niego w lekkim niesmakiem.
-Niekiedy nie wiesz kiedy przestać. Jak na zajęciach. Jakim cudem jeszcze nie wywołałeś wojny? A nie, przepraszam. WYWOŁAŁEŚ. Ponadto narażasz na szwank Oros, Keron i całą Herbię.
Nie, nie będę na siłę wymyślać żadnych nagród. Najwyżej mogę dać ci jednorazową przepustkę do archiwów czwartej kategorii (czyli tam gdzie mają dostęp tylko Mistrzowie i sprzątaczki). Z analizą dzieł na miejscu, bez jedzenia i napojów, bo strażnicy zrobią z tobą to samo, co z tym komandem sukkubów. Czy doszliśmy do porozumienia?

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

9
- Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda - mruknąłem delikatnie rozczarowany - Miałem nadzieję na udostępnienie mi na stałe tej biblioteki. Ale no cóż. Nie to nie. Dobrze. Dziękuję!
A, swoją drogą
- wesołą minkę zastąpiła twarz poważna - Jakie są następne cele? Bo rozumiem, że jakieś są. Gdzie będziecie, a raczej będziesz chciała, mnie wysłać. I powiedz mi kiedy uzyskam od Ciebie trochę więcej zaufania... Wiem dobrze, że na chwilę obecną jestem w konspirze traktowany jako obcy...

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

10
Spojrzała nań i oparła się o biurko.
-Chyba przeceniasz to, co nazwałeś konspiracją. Jesteśmy niczym innym, jak tym fragmentem Oros, który jeszcze nie uległ korupcji. I aktywnie działamy aby tę chorobę wyplenić. Tu nie chodzi nawet o likwidację szpiegów, bo na ich miejsce zawsze wejdą następni. Tu raczej chodzi o zmianę mentalności, o to żeby ludzie uczelni czuli naprawdę, że jest ona czymś o co warto dbać. Zresztą... -przewróciła oczami- Akurat misja w Kalgardzie nie była jakoś wyjątkowo ważna z punktu widzenia jakichkolwiek spisków. Nagroda adekwatna do zasług, a te nie wykroczyły za daleko poza zwykła korespondencję dyplomatyczną.

Lecz pytasz czemu traktuje się ciebie jak innego? Jesteś synem lorda z południa, człowiekiem, któremu wszystko przychodziło tak łatwo, który przeleciał połowę studentek, a daty zdobycia przezeń dyplomów pokrywały się z hojnymi dotacjami na rzecz uczelni. Ponadto zbyt wielu wie żeś diabelstwo, szczególnie tutaj, gdzie ukryć takie rzeczy niezmiernie trudno. Dziwi cię więc, że jesteś obcy? Bo jesteś. Należysz do innego świata stworzonego przez własne pochodzenie i rodzinną fortunę. A ja potrzebuję możliwie każdego ułamka pewności, że nie jesteś kolejnym agentem demonów z północy. Czy taka odpowiedź jest wystarczająca?

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

12
-Cóż, ostatnimi czasy nie mamy żądnych wątków żeby trzeba było wysyłać dyplomatów. Do Saran Dunn już ktoś wyruszył, Wschodnia obsadzona, Fenistea w trakcie badań... Chwilowo nie mam zadań. Powiedziałabym że tymczasowo jesteś wolny jak sanki w kwietniu, gdyby tylko ten kwiecień był jak powinien.

<masz parę dni wolnego w grze, wykorzystaj je mądrze i na głupoty nie przepieprz. Również opisz co robiłeś.>

Rozmowa wydawała się być zakończona. Ale czy to oznaczało, że miał się nudzić? Niekoniecznie. Już w kilka godzin po rozmowie do Oros dotarła informacja, że Ujście poddało się pladze głodu i otworzyło bramy zielonoskórym. Jeszcze zanim zaszło słońce na uniwersyteckie mury wkroczyli zaklinacze przygotowujący zaklęcia ochronne, zaś po wieżach rozstawiono rytuały dalekiego zasięgu. Nie minęły dwa wschody słońca, kiedy zakonnicy rozlokowali się w pobliżu miasta w obozie wojennym i rozpoczęli małą działania wypadowe na armię orków. Sama zaś ich obecność tak blisko miasta spowodowała, że uniwersytet podwójnie wzmocnił zewnętrzne glify. Sprawa była tym bardziej napięta, że nowym komturem komandorii w Oros został nie kolejny twardogłowy szlachetka, a człowiek który (na nieszczęście dla magów) znał tutejszą politykę od podszewki. Inkwizytor Albrecht awansował, a Mak'si miał okazję dostać zaproszenie na ceremonię odebrania godności.

Klejnot koronny jakim było miasto został ograbiony z zapasów żywności, które poszły na potrzeby wojenne. W połączeniu z absolutną niechęcią do zakonników mieszkańcy zaczęli się więc coraz bardziej niepokoić i wielu z studentów powstrzymywało od agitacji tylko przemówienie Arcymistrza na temat trudnych czasów, solidarności i wypierdolenia każdego z wichrzycieli z miasta.Nie żęby przeszkadzało to studentom w roznoszeniu ulotek i innym takim szopkom, co było w połaczeniu ze szczątkowym analfabetyzmem bardzo skuteczne...

Sprawa ulegałaby eskalacji, jednak wydarzyło się coś jeszcze ciekawszego, przed czym blokada Varuale i Zakonu rozstąpiły się bez oporów. Od strony południa ruszył mały konwój z karetą w środku. Jeden z magów Akademii Czaroksięstwa został specjalnie postawiony na przedzie, by pełnić rolę magicznego pługa, a konwój zmierzał z maksymalną prędkością do miejsca przeznaczenia. Na bokach powozy miały symbole jednej z wielkich baronii południa, jednak nie było to Varuale, które najechało Ujście i szykowało się do inwazji.

Do Oros zbliżali się delegaci z Kalgardu.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

13
Pieprzyć. Wszystkie. Wynalazki. Teleportacyjne. Tak zareagowałem na wieść o zajęciu Ujścia przez gobliny. Nie chodziło mi o to, że jakoś specjalnie przejmowałem się tym miastem. Mieszkała tam Ingrid, klucz do uratowania mojej córki. No i moja pierwsza miłość. Wiesz, taka prawdziwa, wielka. W sumie jedne z najlepszych stosunków to miałem z nią.

Na początek musiałem załatwić najważniejszą sprawę. Ciasteczka. Oros jako miasto ma publiczny spichlerz. Zapasy w nim gromadzą się oczywiście z danin. Ale NIKT nie wie, że Oros ma WŁASNY spichlerz jako uniwersytet. Ba, wiedzą o nim tylko ja, Arcymistrz, kucharze i panie w dziekanacie. Studenci tworzyli o nim legendy. Bractwa studenckie... każde z nich ma cel do niego dotrzeć. Tak, to pierwszy cel, nie imprezowanie i ruchanie na potęgę. Swoją drogą wiesz, że jestem przynajmniej połowy honorowym członkiem? Połowa jest żeńskich, he he.

Po zgromadzeniu zapasu słodkiego wina, ciasteczek, wołowiny i czekolady (które skrzętnie schowałem w swoim składziku w pokoju.) ruszyłem na Ceremonię przyznania tytułu Albrechta. Szczerze powiedziawszy ta wieść mnie bardzo ucieszyła. Nigdy nie powiem tego mu, ale bardzo go szanuję i darzę tym szczególnym rodzajem sympatii, jaką obdarza się kogoś, kto zrobił na Ciebie kilka nieudanych zamachów, z kim kłóciłeś się od początku kariery, rywalizowałeś, walczyłeś o wpływy i... piłeś gorzałę.

Ceremonia była dość okazała, co mnie zdziwiło. Albrechcik nigdy nie lubił hucznych imprez, zawsze wolał napić się wódy przy stole i od święta iść na dziwki. Wiedziałem, iż był to po prostu cios w nos wobec Uniwersytetu. Dla Oros nie była to dobra wieść. Inkwizytor znał nas od podszewki. Moje ptaszki mówiły mi, że nawet tutaj trafił na dwa lata, za młodu. Wtedy kiedy ja. Ale został zabrany przez Zakonników, gdyż "Jego wiara była nieugięta, a siła straszna". No cóż, nikt tak nie lata jak pojebany z płonącym mieczem jak on. Raz walczyliśmy ze sobą. No może dwa. Stosunek wygranych to cztery do jednego dla mnie. No cóż, jestem jednak pełnoprawnym magiem bojowym. Jego umiejętności służą do walki z heretykami, demonami itp... Egzorcyzmy i te sprawy.

Rada Miejska użyczyła na cele ceremonii wielką i pięknie udekorowaną salę. Jak wiadomo nawet w naszym mieście była komturia, choć mało znacząca, więc nie nadawała się na tą szczególną okazję. Przybyli wszyscy najznamienitsi goście, przedstawiciele czterdziestu pięciu najbogatszych rodów finansujących Oros, wysłannicy wszystkich komturii, adiutant samego Wielkiego Mistrza, najwyżsi kapłani świątyń w całej prowincji... w tym Cassandra w towarzystwie jakiegoś przystojnego draba. Odnotowałem go jako osobę do odstrzału. Tylko ja chciałem się z nią pieprzyć.

No i byłem ja, ubrany w piękne, wielokolorowe szaty rzucałem się w tłum. Były one oczywiście magiczne, gdyż kolory, który nawet mój kwiecisty język opisać nie potrafi, nie mogły być utworzone bez pomocy zaklęć. Słowa szaty użyłem na potrzeby zdania, wybacz mi. Był to dublet , nogawice, koszula... Lubiłem się ubierać w zwykłe ciuchy, zrobione w niezwykły sposób. Razem z moimi oczyma była to mój znak rozpoznawczy. Na takie okazje przywdziewałem również reprezentacyjny oręż mego rodu. Mag nie powinien zachowywać dawnych koligacji rodzinnych... Ale ja miałem to w dupie.

Ceremonia rozpoczęła się! Orkiestra zaczęła grać, słudzy poczęli podawać posiłki. Na prawdę pyszne homary mówię Ci, włożyłem jednego do kieszeni w celu poddania go analizie dla magów w kuchni. Chciałem je jeść już następnego ranka! Rozpocząłem rozmowę z jakąś kapłanką Osurelli. Ładna, zgrabna, szerokie biodra, spore piersi, miły uśmiech. Grała na harfie. Potem wziąłem ją w jakimś pokoju, nie pamiętam którym. No cóż, jestem w końcu inkubem. Zawiodłem się lekko - to był kolejny raz, gdy okazało się, że piękna kobieta jest kiepska w łóżku. Czułem, że była niedoświadczona. Zero finezji, nawet nie chciała kochać się na jeźdźca. Żeby zachować erekcję musiałem myśleć o Cassandrze. Co za czasy.

Wróciłem akurat na mowy dziękczynne. Wiesz, te pierdolenie skracające się do "TO ZAJEBIŚCIE, ŻE ZOSTAŁ PAN KOMTUREM, NO DOBRZE W CHUJ, MAMY NADZIEJĘ, ŻE NIC PAN NIE ODWALI". W różnych odmianach. Dwie minuty po moim przybyciu zostałem wywołany na mównicę. Moja partnerka seksualna, cała w skowronkach, chyba liczyła na to, że wejdzie ze mną jako moja partnerka. Przeliczyła się. Jedyną osobą, która mogłaby występować z ambasadorem Mak'sim vas Karlgard jest Cassandra.

Oparłem się dłońmi o drewno, lekko pochylając się i patrząc po oczach wszystkich. Standardowe zagranie. Nie może trwać za długo, gdyż zanudzi wszystkich, jednakże zagrane krótko zmusza do zachowania ciszy i skupienia się przemawiającym. Pamiętaj - stojąc wyżej od innych zamieniasz się w lidera. Musisz skupić na sobie ich uwagę. Ważne jest to jak zaczynasz i jak kończysz. Środek jest nieważny. To pierdolenie, które nikt nie zapamięta. Trzeba zacząć od czegoś, co ich przyciągnie... Od śmiesznej historyjki.
- Ja i Albrecht znamy się spory szmat czasu moi mili. - język kolokwialny, zaskoczenie publiczności, przykucie uwagi, pokazanie prywaty... - Dziesięć lat, co, Inkwizytorze? - zwróciłem się bezpośrednio do gwiazdy ceremonii, a ten się uśmiechnął i przytaknął głową - Z tego grona to ja, naszego drogiego Komtura znam najlepiej, moi drodzy. Pojedynkowaliśmy się na słowa w wielu miejscach. Na miecze również, ale wynik jest naszą słodką tajemnicą. Po wielu latach rywale się poznają. Wiecie jak to jest - luźna poza, oparcie się jedną ręką, żywiołowa gestykulacja w stylu południowym... - Zaczynasz lubić kogoś, kto Cię niemiłosiernie wkurza i kogo chcesz się pozbyć. Ale dobrze wiesz, że bez tego kogoś byś się czuł głupio i się zwyczajnie nudzić. Debata bez tego oponenta na dworze jakiegoś lorda bądź króla wydaje się beznadziejnie łatwa, a spotkanie bez zostania okrzykniętym "Pieprzonym heretykiem" staje się smutne! - uśmiech to bardzo ważna rzecz u słuchacza! Ten musi czuć się dobrze! Przemówienie to nic więcej jak teatralny spektakl - Jako Ambasador Rady Kolegialnej Uniwersytetu Magicznego w Oros. - nagła zmiana tonu głosu, oficjalność, zaskoczenie publiki - Jako przedstawiciel najpotężniejszej organizacji w Koronie Keronu. Jako Mak'si vas Karlgard, członek najpotężniejszej ludzkiej rodziny Karlgardu. I jako przyjaciel, gratuluję Ci, Albrechcie. Masz we mnie pełne wsparcie. Służyć Ci będę zawsze radą i pomocą. - podszedłem do niego i serdecznie uścisnąłem jego dłoń, posyłając spojrzenie, które tylko on zrozumie jako "Mówiłem serio, ale po za tym i tak będę się Ciebie starał stąd wypierdolić, masz rok spokoju, chuju". Wróciłem na mównicę i dokończyłem przemowę - Zapewniam was iż Zakon Sakira nie ma wierniejszego i bardziej utalentowanego sługi. Jestem pewien, iż pod przywództwem Albrechta uda nam się przegonić zielonoskórych z Ujścia. Napijmy się za to! - kieliszek z winem pojawił się w moim ręku. Uniosłem go do góry i wypiłem go duszkiem, pokazując iż jest to zacny toast. Moje przemówienie było ostatnie. Takie coś to lubię.

Zszedłem z mównicy i ustałem obok Cassandry, która o dziwo stała bez swojego fagasa. Suka wiedziała, że przyjdę od razu do niej. Ona to mnie znała. Objąłem ją ramieniem i uśmiechnąłem się.
- Jak Ci się podobało moje przemówienie?

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

14
Cassandra była ubrana w piękną, czerwoną suknię odsłaniającą całe ponętne plecy i uwydatniającą biodra. Oczywiście miała na szyi naszyjnik kapłanki Krinn, w końcu trzeba się pochwalić kto zacz, lecz tym razem ozdóbka idealnie współgrała z obszytym złotą lamówką dekoltem. Trzymała w dłoni kopertówkę (żodyn facet nie wie jak można pomieścić w środku wszystkie drobiazgi, żodyn), zaś ogniście rude włosy miała splątane w efektowny kok, z którego tylko z rzadka opadały w odpowiednich miejscach pojedyncze pasma. Włosy układała chyba godzinę, i jak zwykle efekt był wart każdej minuty. Uśmiech podobnie.
-Witam witam, panie ambasadorze. Przemówienie zacne, w większości z nich brakowało mi... Sama nie wiem, szczerości? -zbliżyła się nieco i delikatnie pocałowała w policzek- Miło że przybyłeś Mak'si. Wiesz, że Albrecht się o ciebie pytał? Oczywiście tego nie przyzna, ale liczył że coś odwalisz.

Następnie zauważyła, że parę osób próbuje się niebezpiecznie zbliżyć w celu podsłuchania, więc zaciągnęła maga na parkiet. Tymczasowo to ona kierowała. Mogli przez chwilę szeptać sobie do ucha i być niepodsłuchiwanymi.
-Dobrze cię widzieć i jestem po twojej stronie, ale ostatnio sprawy średnio się układają. Nie mam pojęcia czemu, ale część kapłanów z góry Hierarchii bardzo chce twojej śmierci, a inni pragną bym otoczyła cię możliwą opieką. Nie mam pojęcia dlaczego, ale uważaj na siebie i... jak możesz to wytłumacz o co chodzi bo już sama nie wiem co myśleć.

No tak, Cass nie miała w domu magicznego lustra i wtyk w innych wymiarach. Jednak zanim zdążył odpowiedzieć zostali na chwilę rozdzieleni przez kolejny taniec. Cassandra miała rundkę tańca z Albrechtem (paradoksalnie wyglądał w tym zakonnym ubranku naprawdę nieźle), zaś Mak'si trafił w ramiona bibliotekarki z Oros. W końcu nie była politykiem, a jej funkcja pozwalała dostawać zaproszenia na dosłownie wszystkie imprezy w mieście. Wyglądała dostojnie tylko dlatego, że miała o czterdzieści lat za dużo na 'olśniewająco'.
-Gdyby ktoś pytał czemu nie ma Arcymistrza, to chwilowo zaniemógł. Oficjalnie przez niestrawność po daniach zakonnego kucharza, nieoficjalnie dostał środek na rozwolnienie w drinku. Poza tym miłej zabawy ze swoją towarzyszką, dobraliście się diabelstwa, jak dwa ziarna w korcu maku. Powodzenia.

Iiiiii... kolejna zamiana! Znowu w objęcia maga trafiła kapłanka Krinn.

Re: [Uniwersytet Oros] Mieszkanie Mak’sie vas Karlgard

15
Dotyk jej ust... Bardzo ciepłe. Gorące wręcz. Prawie parzą, lecz jest to cholernie przyjemne. Magia się z niej aż wylewała. Gdyby tylko chciała zostać członkiem Uniwersytetu stała by się mistrzem bardzo szybko. Niezwykła osoba. Wywołująca skrajne emocje jeszcze bardziej niż ja. Wiesz, są w życiu kobiety, które chcesz tylko przelecieć. Kręcą Cię, będąc z taką osobą czujesz chemię. Z Cassandra jest inaczej. Oczywiście, seks z nią JEST najwspanialszy, ale nie o to w naszej relacji chodzi. Jest również jak najlepsza przyjaciółka, na której udach możesz położyć głowę, ona pogłaszcze twoją czuprynę i możesz wtedy wyznać wszystko co Cię gryzie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ta relacja jest w pełni obustronna. Mogę nawet delikatnie rzec, że mi na niej bardzo zależy.

- Hej, może mi wierzyć bądź nie ale na prawdę mówiłem szczerze. Znowu się ze mnie zgrywasz. I mnie podpuszczasz! Nieładnie! A co do Hierarchii... - nie mogłem skończyć gdyż Komtur dał mi kuksańca, uśmiechnął się kącikiem ust tak jak miał w zwyczaju i odbił mi partnerkę. No cóż, jak to w odbijanym ja tańczyłem z jego. Zdziwiłem się. Pani bibliotekarka! No no. - Dobrze, że go nie ma bo ten stary pryk zaraz by coś odwalił. A wzajemnie. Ja bawię się przednio.... - bum, odbijanie, to Cassandra tym razem mnie zabrała. No cóż, czasem jej odbijało i robiła się zazdrosna. Podobało mi się to. Na prawdę. Robiła taką lekko naburmuszoną minkę i co było S-Ł-O-D-K-I-E. - Witam Cię z powrotem. - objąłem ją teraz silniej i bardziej intymnie, tak by każdy miał zakomunikowane, iż zbliżać się nie można. Oczywiście, jakiś patałach, młodzik z mlekiem pod nosem, syn kogoś bardzo ważnego już chciał mi partnerkę zabrać. Miał śmieszną minę jak leciutka fala uderzeniowa odepchnęła go kilka centymetrów do tyłu. Zrezygnował od razu. Wokół nas powstała nieprzenikalna bariera. Oczywiście, nie stworzyłem jej sam. Czułem Moc mojej partnerki w powietrzu. Cholera, to zauważali nawet niemagiczni. No cóż, tak się dzieje, gdy dwie wyjątkowe i potężne osoby są ze sobą. Do tego jeszcze wpływ naszych relacji... Na chwilę zapomnieliśmy o bożym świecie całując się. Miałem w dupie, że patrzą. Miałem dosyć ukrywania tego. Zbiorę za to ochrzan od wszystkich, ale raz się żyje... - Co do Hierarchii... Wywołałem małą wojnę religijną w świecie mamy. No dobra nie taką małą. Wiesz, przez te teksty, które jej wysyłałem... Wiesz które, w końcu wszystkie czytałaś. Może dlatego? Generalnie nic wielkiego kochanie. Ale tyle się ostatnio działo... - i... opowiedziałem jej wszystko. Absolutnie wszystko z szczegółami co się ostatnio wydarzyło. Zapomniałem wspomnieć, ale Cass rzuciła również zaklęcie nieprzenikalności. Nikt nas nie mógł podsłuchać. Dałem jej oczywiście mojej mocy... Mógł to zrobić tylko ktoś bardzo potężny. Shia'tsu na pewno był tutaj... Ale i tak wszystko wiedział.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Uniwersytet w Oros”