(Anty)Walentynki – prace konkursowe

1
MIEJSCE I
Sherds
Słyszałeś kiedy może o Tańczących Wiedźmach? Nie? Istnieje o nich pewna stara legenda. Pozwól, że ci ją opowiem.
Otóż, słynęły one ze swej cudownej urody i niezwykłych tańców odprawianych pod pełnym księżycem, także i nadano im do tego współmierną nazwę Tańczących Wiedźm. Zamieszkiwały okolice Oros, a spotkać je w grupie można było jedynie nocą, gdy Mimbra w pełni błyszczała na nieboskłonie. Schodziły się w lesie i by zjednoczyć się ze szczególnie bliską im naturą, rozbierały się do naga. Wykonywały ciąg precyzyjnych, zmysłowych ruchów i gestów, które pobudziłyby najbardziej zatwardziałego chłopa. Liście i trawy szeleściły jakby głośniej, wiatr wzmagał się i owiewał smukłe, delikatne i rozkoszne ciała tańczących kobiet. W pobliżu zbierały się zwierzęta - sowy, wilki, lisy i patrzyły jakby z zaciekawieniem. Powiadano również, iże księżyc skupiał swój blask na ich skórach, sprawiając, że mieniły się niczym drogocenne kryształy.

Ach, wyobraź sobie jakże cudownym doznaniem musiał być ten widok... Ale to jeszcze nie koniec. Słuchaj dalej, jeśliś ciekaw.
Tańczyły tak długo, póki blask Mimbry opierał się na ich urodnych ciałach, które dzięki wspomnianemu tańcu będącym rytuałem powtarzanym każdej pełni, zachowywały swą młodość, świeżość i zgrabność, aż po grób.
Czasem zdarzało się, że we wsiach i w miastach chowano na cmentarzach młodziutkie kobiety znalezione w domach lub gdzieś na uboczu. Tłumaczono, iż wykończyły je ciężkie choroby, choć tak naprawdę umierały ze starości, mając 80 lat! By zataić swój dar, często zmieniały zamieszkanie lub po prostu zabijały tych, co wtykali nos w nie swoje sprawy. Ci zaś, którzy podpatrzyli rytuał i dali się złapać… Umarli przynajmniej, kąpiąc się w ich boskich walorach…

Raz do roku, w okresie letnim, Tańczące Wiedźmy urządzały Wielki Sabat. Legenda mówi, że pośród drzew, na polance wyścielonej kwiatami rozpalały ogień. Języki płomieni sięgały wysoko ponad czubki drzew. Ciekawskich zwierząt przybywało więcej, niż przy każdej innej pełni. Wiedźmy stawiały się wyjątkowo z towarzystwem - mężczyznami i kobietami porwanymi wieczorem z okolicznych wsi i miasteczek. Tamci, otumanieni, pod wpływem uroku spotęgowanego niesamowitym, magicznym pięknem bijącym od Tańczących Wiedźm wykonywali każde wydane im polecenia.
Zaczynało się klasycznie od tańca. “Goście” stojąc, siedząc lub leżąc w osłupieniu, przyglądali się zwinnym i namiętnym ruchom kobiet. Później usłyszeć można było kojące a zarazem pobudzające zmysły słodkie śpiewy.
Noc kończyła się orgią, na miękkich, leśnych trawach, w akompaniamencie trzaskającego w płomieniach drewna, odgłosów nocnych zwierząt i szumu wiatru przedzierającego się między konarami drzew. Ciała wiły się między sobą niczym węże rzucone do jednego wora. Odgłosy rozkoszy odbijały się echem między drzewami. A gdy zaczynało świtać, Tańczące Wiedźmy opuszczały las, pozostawiając swych gości w ogniu.
Piękno dane temu światu przez naturę zostało opłacone.
[img]http://i.imgur.com/yMs8wu4.jpg[/img]

MIEJSCE II
Sylvius
- Bracie Olinusie! – rozległ się młody głos elfa, który dobiegał z zarośli. Po chwili wyłonił się chłopak, który śpieszył się w stronę niewielkiego wrzosowiska, na którym leżał i odpoczywał dostojnik Krinn.

- Pali się? – zapytał, leżąc na miękkim posłaniu z krzewinek i obserwując przepływające chmury nad jego głową. W wolnej chwili ten pełen powagi i siły mężczyzna, który zbliżał się coraz szybszymi krokami do dnia swojej śmierci zachowywał się zupełnie beztrosko. Spędzał czas na oglądaniu obłoków i wymyślał im nazwy.

- Nie. Chciałem z bratem porozmawiać. – zatrzymał się nad kapłanem i rzucił na niego cień.

- Spójrz. Tam przemieszcza się powóz Krinn. – wskazał palcem gdzieś nad siebie. – Usiądź. Zasłaniasz mi niebo. Niedługo nie będę mógł go oglądać z tej perspektywy.

- Nic nie widzę – stwierdził, siadając obok Olinusa i udając zainteresowanego kształtami chmur.

- Co Cię sprowadza?

- Chciałem porozmawiać. Martwię się trochę. Zbliża się szósta pełnia Mimbry, kiedy Zarul zupełnie będzie niewidoczny.

- Ach, więc o to chodzi. Wszystko jest jasne. Dzień, kiedy miłość Krinn spada na wszystkich dojrzałych członków naszej społeczności. Kiedy odcinamy się od całej przeszłości, która jest zawarta w jasnej poświacie błękitu. Kiedy spływa na nas ciepły blask czerwieni, który zaczyna pulsować w żyłach ekstazą. Nie musisz wypierać się swoich uczuć, Finie. Strach jest bardzo dobrym uczuciem. Jest elementem miłości.

- Ale ja nie wiem, czy jestem gotowy. Jak... się ośmieszę? Jak okaże się, że nie jestem w pełni… no, wiesz, Olinusie – zaczął się mieszać w swoich słowach. Objął go starszy elf.

- Nie ma osób niegotowych. Jesteś wysokim, przystojnym młodym mężczyzną i ten dzień jest twój. Twoja pierwsza noc w blasku bezgranicznej miłości. To piękny stan braku kontroli. Na polanie w świetle Mimbry będą wszyscy wyznawcy Krwawej Krinn. Nadzy, skąpani w jej blasku. Nie będzie żadnych tragedii i smutków. Żadnej śmierci i krzywd. Nie będzie bagażu porażek ani trudnych decyzji. Tylko czysta, niczym niezbrudzona ekstaza. Czas tworzenia. Dzięki specjalnej miksturze, której przepis przekazała mi sama Królowa Piękna nic nie powstrzyma naszej dobrej natury. Ciepły napój z ziół i krwi ognistego ptaka. Najpierw twój brzuch zostanie wypełniony podnieceniem, później przeniesie się na każdą część twojego ciała. I wszyscy staniemy się jednym organizmem.

- Ale…

- W ten dzień nie będziesz musiał martwić się o swoją wybrankę. Ona sama cię znajdzie. Bez gestów. Bez słów. Czysta intuicja. Tej nocy nie będzie tylko jedna wybranka – zaśmiał się głośno i poklepał chłopaka po plecach. Wstał. – Nie myśl o tym.

* * *

Olinus wracał właśnie przez centrum miasta zupełnie zamyślony. Nie zorientował się nawet, kiedy zboczył z drogi i zaczął iść w przeciwną stronę, niż mieszkał. Przyłączył się do niego młody Fin. Wyglądał trochę inaczej, niż kilka tygodni temu. Wydawał się bardziej pewny siebie. Biła od niego wewnętrzna siła. Zupełnie inaczej, niż od chłopaka, który przyszedł do kapłana na wrzosowisko.

- Witaj, Olinusie.

- Co się stało?! – podniósł głos zupełnie wytrącony ze swoich rozmyślań. Nawet nie wiedział, gdzie jest. Spojrzał na chłopaka obok siebie i rozchmurzył. – Nie strasz mnie tak.

- Czemu wydajesz się zmartwiony?

- Mam dziwne przeczucia. – bąknął pod nosem w ramach odpowiedzi. Nie chciał rozmawiać na ten temat. – Ty za to wydajesz się bardziej promienny, niż ostatnim razem rozmawialiśmy. Jakbyś był zdrowszy.

- I tak też się czuję – uśmiechnął się szczerze – Tej nocy wszystko się zmieniło. Jestem gotowy, żeby służyć całym sobą Krinn. Czuję, jakbym narodził się na nowo.

- A jak z Roel? Mówiłem, że znajdziesz swoją wybrankę.

- Spodziewamy się dziecka. Jesteśmy tacy szczęśliwi. Ta noc zmieniła wszystkich.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Prace konkursowe – zbiór dzieł”