Konkurs walentynkowy 2015 - prace konkursowe

1
I miejsce:
Aodhamair
Aodhamair pisze:
https://www.dropbox.com/s/zoiqrl2ix1z1i ... k.png?dl=0

Co ja w nim widzę?” - przemknęło jej przez myśl, gdy z lekkim niesmakiem wygarniała spod łóżka zmiętoszoną, pojedyncza skarpetę. Ten nieszczęsny kawałek materiału w obecnym stanie z powodzeniem mógłby zostać użyty jako narzędzie mordu. Na który notabene z każda chwilą nabierała coraz to większej ochoty. Pokruszyłby się po wszystkim i wszelki ślad by po nim zaginął, zbrodnia doskonała.
Wyprostowała się, poprawiając na ręku spodnie, rzucone wcześniej przez mężczyznę niedbale na środek podłogi i odwróciła się w stronę sprawcy tego bajzlu - rozłożonego w tej chwili w balii, niczym kocur drapany po brzuchu.

Co ja w nim widzę?” - pytanie powróciło jak bumerang, kiedy prześlizgnęła się wzrokiem po przewieszonych za granicę drewnianego okręgu, obficie owłosionych nogach muskających stopami posadzkę i powędrowała spojrzeniem w górę, po poznaczonym licznymi znamionami walk torsie aż na odchylona w tył głowę. Z półotwartych ust wydobyło się donośne chrapniecie, wtórując jej rozterkom niczym echo.
Podparła się pod bok i przyjrzała mu dokładniej: w sumie nie był brzydki, tego nie mogła powiedzieć. Znaczy, teraz. Kiedy go poznała jego twarz była w zasadzie siatką blizn - obecnie znaczyła ją tylko jedna, ciągnąca się rozgałęzioną bruzdą od lewego kącika ust aż po policzek. Zarobił ją niedawno, przy kolejnym zleceniu. Dobrze mu tak, upartej, próżnej cholerze.
Delikatny zarost czernił się na brodzie - szorstki, jak jego właściciel. Widać spodobało mu się również posiadanie włosów, bo zapuścił całkiem długie - wilgotne końcówki leżały teraz na posadzce, tworząc wokół siebie malutkie kałuże. Był zbyt praktyczny, by chodziło tu tylko o wygląd, innym mógł wmawiać co chciał.

Co ona w nim widzi? Chrapnął jeszcze raz, tym razem przeciągle, wyrywając ją na chwilę z jakże zajmującego taksowania jego nieskromnej osoby. Podeszła i przystanęła nad nim, w przypływie impulsu unosząc wysoko nad jego twarzą trzymaną w dwóch palcach skarpetkę, by upuścić mu ją wprost na rozchylone usta. Materiał nie sięgnął jednak celu, pochwycony nagłym ruchem ręki spoczywającej dotąd na piersi. Mężczyzna poderwał się, wpierw zezując komicznie na trzymany w garści fragment garderoby, a potem przenosząc nastroszone, oskarżycielsko-pogardliwe spojrzenie na kobietę.
- Kurr... Oszalałaś?! Chcesz mnie zabić, druidko jedna? - warknął, poprawiając się w balii i ciskając w bok nieszczęsną skarpetkę, która znów wylądowała na posadzce niebezpiecznie blisko łóżka. Wykrzywiła złośliwie usta w odpowiedzi.
- Tylko sprawdzam czujność. Poza tym sam mi dałeś broń do ręki - wytknęła, odkładając spodnie na krzesło.
- Testowałem Twoja lojalność i umiejętność sprzątania. Oblałaś obie próby. – Rozsiadł się wygodnie i splótł dłonie na piersi, po czym uśmiechnął się krzywo. Odwróciła się w jego stronę, przyglądając się przez chwilę jego twarzy. Co ona w nim widzi?
Lubiła ten jego uśmiech: zbyt pewny siebie, nieco cyniczny, odrobinę zawadiacki - przeciwieństwie do ciemnego, skrywającego inteligencje, bystrego spojrzenia, w którym na dnie czaiła się powaga. Te brązowe oczy zawsze oddawały najwięcej emocji - jeżeli potrafiło się patrzeć. Teraz spoglądały z wyrzutem, przeplatanym rozbawieniem i jakby zainteresowaniem.
- Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno - odbiła piłeczkę i sięgnęła po pękatą butelkę, by nalać sobie wina. Uwielbiała jego cięty język. Wszystkie te uwagi były ich prywatnym, odwiecznym pojedynkiem, który kochali oboje. - Już nie spalisz mnie na stosie.
- Wymyślę inną pokutę - rzucił niefrasobliwie, wyciągając dłoń po kubek w jej ręku. - Nie miałby mi kto przynosić wina.
- Teraz tez nie ma, co za różnica? - Upiła teatralnie łyk. Doprawdy, co ona w nim widzi?

Chciała wrócić na krzesło, ale nagle szarpniecie z prawej sprawiło, że straciła równowagę i wylądowała na podołku kąpiącego się jegomościa. Odgarnęła włosy i zgromiła go spojrzeniem, ociekając wodą.
- Oszalałeś?!
- Sprawdzam tylko czujność. - Uśmiechnął się chytrze. Prychnęła w odpowiedzi.
- Sakirowiec.
- Nie, najemnik. Druidka! - mruknął, trzymając ją mocno w pasie i nie pozwalając wstać. Odgarnął jej kosmyki z twarzy. Mimowolnie po raz kolejny odnotowała, jak niezwykle silne miał ręce, i jak delikatnie umiał się nimi obejść, gdy chciał. Poza tym, niezależnie od tego co mówił, miała głębokie i uzasadnione przekonanie, że nie wyrządziłby jej nimi krzywdy.
- Tak. Najemna! - Zrezygnowała z prób oswobodzenia, zamiast tego wyrywając mu z zaskoczenia kubek z ręki. Puścił ją, chcąc go jej odebrać, jednak zwinnie wyskoczyła z balii, nim mu się to udało.
- Muszę się przez Ciebie przebrać, łachudro - fuknęła, kierując się z chlupotem do innego pokoju i zostawiając mokre ślady na posadzce.
- Co ją w Tobie widzę? - westchnęła do siebie, oglądają się na wychodzącego z kąpieli mężczyznę.
W odpowiedzi uniósł jedynie sugestywnie brwi. Jej spojrzenie prześlizgnęło się po umięśnionym torsie, by bezwstydnie zawędrować niżej. Kącik ust kobiety drgnął.
Tak, zdecydowanie już pamięta, co w nim widzi.
II miejsce:
Viverian
Viverian pisze: Do twoich rąk wpadł fragment starego popalonego dziennika. Nie wiadomo do kogo należał, ale wyglądało na to że komuś zależało na jego zniszczeniu. Choć większość zdań jest nieczytelna, udaje ci się rozszyfrować niepokojącą wieść..
Spoiler:
Gdy kończysz czytać, ogarnia cię dziwne odczucie że z pewnością dałoby się w jakiś sposób odzyskać stracone wersy.. być może jeszcze nie jest za późno.
II miejsce:
Zuris
Zuris pisze: "Poemat Naiwny"

Noc już była, mróz na dworze, gdy zjawiła się w traktorze:
Na podwórze zajechała, ciągnik w śniegu zakopała,
Peta w gębie przemieliła, kota wzrokiem mi zabiła.
Poprawiła gumofilce - na pół glany, na pół szpilce,
Podrapała się po dupie i wnet zmierza ku chałupie.
Drzwi z kopniaka wywaliła i w przedsionku nabłociła
Z psa mi robiąc wycieraczkę.

Stała w progu, wielka strasznie, przeraziła mnie na zawsze
Gdy zza paska swojej kiecy, napinając mocno plecy
Wyciągnęła topór wielki, zachaczając nim o szelki.
Tak tam stała, ta walkiria, ta poczwara, moja Miriam:
Cyc jak bałwan, okulary, w oczach mord i topór stary!
Patrzy na mnie, mieląc gębą, bez litości zgrzycąc zębom
I charkając mi do pieca.

"O, znalazłaś mnie, kochanie" - staram grać się na wstrzymanie,
Jedną ręką w szafie grzebiąc, "przejebane mam" - to wiedząc
Szybko grzechy rachowałem, modły swoje blekotałem,
Łaski niebios oczekując, Bogu duszę dedykując.
"Dawno ciebie nie widziałem. Wyładniałaś" - zakłamałem
Bo szkaradna bardziej była, niż ta wtedy, co zjawiła
Po raz pierwszy się w mym życiu.

Ryj jej spuchł jak morda trolla, każde oko - jak busola,
Broda gęsta jak u drwala w której widział jam robala!
Łapska strasze, jak dwa moje, nogi szerzą niepokoje
Na bitw polach takich przecie, nie znajdziecie nigdy w świecie!
Kłaki tłuste jak u gnoma i w powietrzu ta... aroma
Z nutką smaru i gnilizny z niezmienianej wciąż bielizny,
Którą chyba przecie miała.


"Alinenty płać, bałwanie" - rzekła, tłumiąc moje łkanie,
"Dzieci naszych cała zgraja" - tak gadała moja Gaja,
Bez litości oznajmiając, żem wpadł strasznie, zabawiając
Się z nią kiedyś na baletach, dyskotekach, toaletach,
Barach, pubach i stodołach - wieść to przykra, po adorach.
"Mamy razem to pacholę, które dzieli mą niedolę
I wciąż nie zna swego ojca".

"O cholera" - pomyślałem; ziemię ciałem przywitałem
Bo kolana moje biedne, razem, zgrabnie jako jedne
Załamały się zdradziecko, gdym dosłyszał, że mam dziecko.
"Olaboga, ja pierdole" - wydukałem, kryjąc sobie
Powiekami biedne oczy, których nic już nie zaskoczy.
A sam więcej nie gadałem, co tu kłamać:
Bo zemdlałem.

https://www.dropbox.com/s/zdudioqh78jap ... 2.jpg?dl=0

III miejsce:
Mordred
Mordred pisze: Ranek zastał nieco zdyszanego wojownika z obnażonym mieczem, wpół drogi między Ujściem a Oros, dokąd zmierzał spiesznym krokiem, oglądając się co chwila przez ramię.
Wreszcie zbaczając ze ścieżki, oparł się o samotne drzewo przy drodze i przysiadając na ziemi, złapał kilka oddechów.
- Chyba nas nie gonią... - Rzekł jakby do siebie. Wielu jednak zdziwiłoby się, gdy bastard wbity w ziemię obok, odpowiedział.

- Mieliśmy chaos po swojej stronie a jedyny bezpośredni świadek miał... Lub raczej miała, co innego przed oczami
– Wyraźnie żeński głos zwrócił się do wojaka, z nutą uszczypliwości w tonie.

Mordred (bo któż by inny gadał z własnym mieczem) skierował na oręż pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Wcale nie musielibyśmy uciekać, gdybyś nie przepaliła podłogi i nie wylądowała piętro niżej w bagażu pełnym alchemicznych odczynników... Gdyby ten mag co mnie przyłapał jak cię wynosiłem, nie dał się uciszyć kilkoma sztukami złota, mielibyśmy na karku żołdaków i pewnie kilku wkurzonych przedstawicieli lokalnego półświatka.

- Ten mag – Słowa te padły zaprawione wyraźnym jadem – nałożył na mnie klątwę. Nie mogę wyjść! - Warknął kobiecy głos z miecza. - I czuję, jakby opuściły mnie siły... - Dodała ciszej.

- Dziwisz się? To był jego bagaż... - Mordred odparował ponuro. - Właściwie co ci strzeliło do łba? Jeżeli czegoś ode mnie chciałaś, mogłaś poczekać.

W ciszy jaka zapanowała, głos dochodzący z miecza, choć tak cichy jak poprzednio, dla Mordreda zabrzmiał jak eksplozja.
- Nie mogłam już dłużej... - W głosie drgał jakby żal i rozgoryczenie – W każdym mieście i wsi widziałam cię z inną kobietą. Czułam palącą wściekłość, której wreszcie nie mogłam opanować.

Mordred spojrzał na gadający miecz ze zdziwieniem. - Mandy? To brzmi jakbyś była... Zazdrosna. - Oznajmił z niedowierzaniem.

- Mówisz? - Padła gniewna odpowiedź. - Głos Mandy nabierał mocy. Brzmiał teraz niemal wściekle – Odkąd tu trafiliśmy jesteśmy razem, walczymy razem, śpimy razem i pieprzymy się gdy tylko mamy okazję. Wydaje ci się, że po prostu taka jest moja funkcja? Że to zapisane odruchy, które wykonuję jak golem, beż żadnej myśli i emocji?!

Wojak patrzył teraz z wytrzeszczonymi oczami na swój oręż, który dosłownie wrzeszczał na niego z wyrzutem. Tym bardziej zmieszany, że istotnie tak to widział.

- Wiesz czemu Magistri dał mnie właśnie tobie? Byłeś sam w obcej ziemi, tak samo jak ja. Może powstałam jako sztuczny twór, ale Magistri obdarzył mnie realnymi emocjami. Moje odczucia są prawdziwe, nawet jeśli czasem wciąż ich nie rozumiem. Mieliśmy być dla siebie podporą w nieznanym nam świecie. Wzajemnie – syknęła. Wreszcie ucichła. Ogień gniewu który nagle wybuchł, równie nagle przygasł.

Mordred zdołał to skwitować jedynie skonfundowanym – Huh? - I tępym wyrazem twarzy.

- Prawdziwe elokwentna odpowiedź – demonica stwierdziła z sarkazmem.

Mordred przez chwilę milczał, osłupiony rewelacjami rzuconymi mu w twarz z nagłym impetem, po kilku miesiącach rutynowej współzależności. Wreszcie zdołał dobyć głos, brzmiący w miarę koherentne.
- Nigdy nie spotkałem istoty... Takiej jak ty. Widziałem kukły i homunkulusy ale nie pomyślałem, że jesteś tak... - Zawahał się z braku słów – rzeczywista – wydusił w końcu.
- Miałem cię zawsze u boku ale nigdy nie zwróciłem uwagi... - Zaczął znów mamrotać nieco nieskładnie, gapiąc się w ziemię, ale wreszcie skierował spojrzenie z powrotem na wbity obok miecz.
- Będziesz mi towarzyszyć w dalszej podroży przez ten świat? Nie mam nikogo innego...

- A co innego robię odkąd tu... - Kobiecy głos parsknął z irytacją by wkrótce urwać w pół zdania – zaraz... Czy to było wyznanie miłosne?

Mordred niemal widział zmrużone oczy i złośliwy uśmiech na jej twarzy. Wówczas jak rzadko kiedy, zrobił się czerwony ze wstydu.
- Hej! - Warknął kryjąc zmieszanie. - Nie mam wprawy w tym aspekcie... I nie lubię banałów – Wymamrotał.

Odpowiedział mu lekki, niemal zwiewny śmiech i głos teraz już jedwabisty i ciepły – Wołami i armią, mnie od ciebie nie oderwą...

Mordred uśmiechnął się. Świat wydał mu się mniej odrażający niż wczoraj. Wstał więc i wyciągnął miecz z ziemi, opierając go na ramieniu, zamiast wlec go po drodze jak poprzednio.

- Trzeba ci znaleźć nową pochwę. Najlepiej jakąś twardą i ognioodporną tym razem. – Oznajmił żartobliwie.
Nagle na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek i tonem w którym brzmiała nuta uszczypliwości, zwrócił się do swojej towarzyszki.
- Jak by tak pomyśleć... Skoro teraz jesteś fizycznie niedysponowana... To nie obrazisz się, jeśli w Oros, przygrucham sobie jakąś panienkę na noc?

Odpowiedział mu odgłos przypominający czknięcie i zakrztuszenie się jednocześnie a zaraz po nim, oburzony wrzask.
- Mordred! Gdybym miała ręce, to bym cię teraz udusiła!

Opancerzony najemnik jedynie roześmiał się jowialnie, na co Mandy, zdając sobie sprawę, że z niej zakpiono, wydała z siebie gniewne fukniecie sygnalizując swojego pierwszego w jej krótkim życiu focha.
Mordred jednak wyobraził sobie jej nadętą, oburzoną twarz i nie mogąc się powstrzymać roześmiał się jeszcze głośniej.

https://www.dropbox.com/s/esl67nq8xg65e ... k.png?dl=0

Pozostali uczestnicy:

Kurbag:
Kurbag pisze:Wymarzona ukochana? Długie, proste, kruczoczarne włosy, coś z przodu, coś z tyłu i żeby umiała gotować. Resztą już ja się zajmę.

https://www.dropbox.com/s/ptt7kswhf2ixy ... k.png?dl=0
CZaras:
CZaras pisze: Pirackie opowieści”

Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=7HGH9jEe5qM


Tekst:
Kto chce niechaj słucha,
A kto nie chce niech nie słucha,
Bo jak balsam są dla ucha, pirackie opowieści,
O piracie Dragamirze, co nigdy się nie pieści,
I o jego morskiej żonie,Tutaj opowiemy!
Hej ho! Kielichy w dłoń,
Bo na sucho nie dam rady!
Hej ho! Kielichy w dłoń,
Bo na sucho to nie warto!

Tajemnicy nie ma żadnej,
W tym, że pirat, to nie kapłan,
I celibat jest mu straszny,
Więc dziewka mu potrzebna!
Hej ho! Morska żono!
Poznaj ciepło mego łoża!
Hej ho! Morska żono,
Ogrzej mnie gdy fale wzmogą!

Kto chce niechaj słucha,
A kto nie chce niech nie słucha,
Bo jak balsam są dla ucha, pirackie opowieści,
Był sobie, pirat jeden, imię jego to Dragamir,
Smutny był nasz biedaczyna,
Bo kobitki mu potrzeba!
Hej ho! Kielichy w dłoń,
Bo na sucho nie dam rady!
Hej Ho! Kielich w dłoń,
Bo na sucho to nie warto!

Aż to w porcie jednym morskim,
Gdzieś koło da’ Kattoku
Spotkał dziewke, śliczną, ładną,
A i figlów chętną.
Hej ho! Szczęśliwy pirat,
Morską żone sobie znalazł!
Hej ho! Szczęśliwy pirat,
Uśmiech ma na ustach!

Kto chce niechaj słucha,
A Kto nie chce niech nie słucha,
Bo jak balsam są dla ucha, pirackie opowieści,
Buzie miała ładną,
A i biustu też nie mało,
W pępku była perła,
A na włosach kwiatki.
Hej ho! Kielichy w dłoń,
Bo na sucho nie dam rady!
Hej ho! Kielichy w dłoń,
Bo na sucho to nie warto!

Choć policzki ma rumiane,
Oraz często się czerwieni,
To w głowie grzesne myśli,
Się kłębią nieustannie,
Bo to łoża pragnie,
Ostra ta kobitka!
Hej ho! Gorące noce,
I kajuta znów radosna,
Hej ho! Gorące noce,
Miłość słychać z dala!

Kto chce niechaj słucha,
A kto nie chce niech nie słucha,
Bo jak balsam są dla ucha, pirackie opowieści,
A wargi w pocałunku składa,
I wciąż pieści szyje kapitana,
Skarb to jest wielki,
Taka morska żona!
Hej ho! Kielichy w dłoń,
Bo na sucho nie dam rady!
Hej ho! Kielichy w dłoń,
Bo na sucho to nie warto!

To już koniec tej piosenki,
Czas się zająć żoną,
A sumienny jest Dragamir,
W tych miłosnych kwestiach,
Hej ho! Współżyją znowu,
Te zboczone szelmy,
Hej ho! Współżyją znowu,
Ślubu tu nie będzie!

https://www.dropbox.com/s/kghqn3g855i49 ... k.png?dl=0
Falar:
Falar pisze: Widzisz ją? Tak właśnie o nią mi chodzi, o tą brązowowłosą dziewczynę stojącą tam. Widzisz ją? Jak ją widzisz to spójrz na jej pełne biodra, zobacz jak wypełniają one ruchy jej sukni.
Spójrz na jej włosy, na te cudowne, naturalne, loki opadające na jej barki.
Spójrz na jej usta, tak pełne, tak cudowne w swojej bladoczerwonej barwie.
Spójrz na jej nosek, jest tak piękny w tym, że jest za duży.
Spójrz na jej oczy, widzisz je? Podejdź bliżej i spójrz jeszcze raz. Widzisz je teraz dobrze? Tak, są szare, tak normalne, tak powszechne, tak banalne, tak… piękne.
Słyszysz jak równo oddycha? Słyszysz jak mówi, słyszysz jej donośny, piskliwy głos? Kiedyś doprowadzał mnie do szału, teraz uspokaja mnie w najcięższych momentach.
Słyszysz jak się śmieje? On sprawia, że chce żyć, on sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
Czujesz jej zapach? Ten słodki zapach truskawki uwiódł mnie już nie jeden raz i uwodzi za każdym razem kiedy go poczuje.
Spójrz na jej serce, nie widzisz go, ale ona je pokazuje, swoją dobrocią dla otaczającego świata, jest ciepłe, czasem aż zbyt dobre dla tego świata, jednak w tej ułomności jest najpiękniejszą rzeczą jakiej bogowie pozwolili chodzić po tym świecie. To ona sprawia, że świat nabiera dla mnie kolorów, to ona sprawia, że te brązowe loki są najpiękniejszymi lokami jakie istnieją. To ona sprawia, że moje usta pragną za każdym razem dotknąć jej bladoczerownych ust. To jej oczy sprawiają, że nie widzę niczego poza nią, a to właśnie jej serce sprawia, że nigdy nie będę chciał zobaczyć niczego innego.

https://www.dropbox.com/s/47oxm5dmmsmjw ... k.png?dl=0
Atleif:
Atleif pisze:Każdy zastanawia się kiedy nadejdzie chwila, której może nie sprostać. Jeden taki dzień podczas, którego wszystkie siły nas opuszczą, a szczęście nie pomoże. Dzień którego każdy się obawiał. Przynajmniej każdy mężczyzna, a na pewno bał się go Atleif. Wiedział, że to kiedyś się stanie, lecz miał nikłą nadzieję, że wcześniej go coś zabije. Bowiem nasz bohater w głębi duszy obawiał się związku. Obawiał się tego, że nie podoła lub sprawi ból osobie, która go obdarzy uczuciem. Nie chciał by śmierć, która była nieodłączną towarzyszką jego profesji musiała go przedwcześnie zabrać. Jednak pewnego razu trafiła kosa na kamień. Spotkał kobietę, która nie dość, że wpadła mu w oko to nie pozwoliła się spławić. Trzymała się go jak przysłowiowy rzep i nie chciała go puścić. Na przestrzeni lat brązowowłosy mógł stwierdzić, że ich związek był cholernie burzliwy, lecz od początku prowadził do tego dnia. Jakby jego partnerka już na samym początku sobie wszystko zaplanowała i sukcesywnie pchała go do przodu. Szarooki był niezłym najemnikiem, sprawnym szermierzem i zręcznym dyplomatą, lecz tylko facetem. Jego mózg nie pojmował złożoności intryg, które potrafiły uknuć kobiety. Jego znajomi w Gildii często się naśmiewali z ich relacji, lecz koniec końców oni też musieli ulec pod ciężarem związku. Jednak teraz był ten dzień. Jego dzień, a właściwie jej. Gdyż jak mu powiedział kiedyś ojciec. Ślub jest dniem dla panny młodej. Pan młody jest tylko dodatkiem i trofeum. Jednak nagroda za to cierpienie była warta. Młody Kerończyk nie rozumiał jeszcze tych słów, lecz z biegiem czasu pojął co jego rodziciel miał na myśli. Życie to pasmo niespodzianek.

Stał przy ołtarzu na który składała się kaplica Osureli i mały łuk wzniesiony specjalnie na ten dzień. Szarooki miał dziś na sobie czarną szatę, która miała podkreślać jego status raz rolę w uroczystości. Na szyi wisiał złoty łańcuch. Jednak to nie ubiór, lecz zdenerwowanie na twarzy mężczyzny przyciągały wzrok zgromadzonych. Atleif dostrzegł uśmiechy ojca i matki oraz licznego kuzynostwa. Anastiasia stała po jego przeciwnej stronie jako druhna panny młodej, która jeszcze nie przybyła. Cały obrządek miała poprowadzić blond włosa kapłanka, której wyraz twarzy jasno mówił, że bardzo jej się to wszystko podoba. Brązowowłosy już miał znów zacząć rozmyślania na temat tego czy słusznie postępuje, gdy drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a wszyscy goście wstali. Atleif skierował swój wzrok w tamto miejsce I zaniemówił.
Stała tam ona. Jeszcze piękniejsza niż zwykle. Ubrana w prostą białą suknię, która ściśle przylegała do jej ciała by przy biodrach rozejść się i ukazać zgrabne i długie nogi. Suknia opinała jej krągłości tak, że najemnik przełknął kilka razy ślinę patrząc jak idzie w jego stronę. Na jej alabastrowej szyi widniał srebrny naszyjnik wysadzany zielonymi kamieniami szlachetnymi. Można było zauważyć kilka maleńkich blizn, lecz o dziw nie psuły ani nie kalały jej ciała. Wydawało się, że wszystko jest idealnie na swoim miejscu. Następnie wzrok pana młodego popłynął ku twarzy. Kobieta uśmiechała sie nerwowo, zaś jej zielone oczy błyskały radością. Wyglądało to jakby zapłonął w nich jakiś tajemniczy ogień. Mały, prosty nos i prześliczne kości policzkowe były jedynie dodatkami do pełnych i zmysłowych ust. Ust, które wkrótce należeć będą tylko do niego. Jej czarne jak skrzydło kruka włosy, zwykle rozpuszczone i okalające jej twarz, teraz były spięte z w kok. Tylko dwa małe loczki wydostawały się z niego i opadały jej na czoło co jeszcze bardziej potęgowało piękno panny młodej. Goście musieli przyznać, że pomimo fachu jakim się zajmowała to wybranka serca młodego Kerończyka poruszała się z nadzwyczajną gracją. Szarooki patrzył na nią i cały czas powtarzał sobie, że jednak nie mogło być lepiej. Początkowa niechęć i żywiołowy związek przerodził się w coś trwalszego. W coś, czego żadne z nich się nie spodziewało, lecz oboje mu ulegli. Miłość połączyła dwie zbłąkane dusze, w końcu połączyć je w jedną.
-Wyglądasz, jakbyś miał zejść na zawał. – rzekła Clarisse, podając bukiet swojej przyszłej szwagierce i biorąc przyszłego męża za dłoń. Atleif cały czas na nią patrzył. – Co?
-Nic. Po prostu jesteś taka piękna. – rzekł i delikatnie pogładził jej dłoń. Kobieta odwzajemniła uśmiech i spojrzała na niego z uczuciem.
-Ty też nie wyglądasz najgorzej. – odparła czym spowodowała uśmiech na jego twarzy.
-Kocham cię Clarisse.
- Ja ciebie też Atleif.



Otworzył szeroko oczy, wciąż jeszcze będą pomiędzy krainą snów, a rzeczywistością. Podniósł się do pozycji siedzącej i rozglądnął się dookoła. Cały pokój przypominał pobojowisko. Obraz, który początkowo wisiał na ścianie, teraz leżał podeptany w kącie. Na podłodze walały się fragmenty ubrań i różnego rodzaju uzbrojenie. Jeden z butów znalazł się jakimiś dziwnym trafem w wannie. Szarooki patrzył po pomieszczeniu, które bardziej przypominało pole bitwy, niż pokój w karczmie. Jednak gdy wspomnienia z poprzedniego wieczora zaczęły napływać to Atleif mógł je porównać do bitwy. Choć była ona o wiele przyjemniejsza od tych, które zazwyczaj musiał toczyć. Westchnął cicho i podszedł do stolika gdzie stała karafka z wodą. Nalał sobie do pucharu i wziął kilka łyków. Ten sen był taki rzeczywisty, a zarazem tak bardzo odległy. Podświadomość mówiła mu, że to niemożliwe, lecz on w dalszym ciągu chciał wierzyć. Jednak czy miał nadzieję.
-At? Gdzieś polazł. Zimno mi. – usłyszał cichy głos z łóżka. Mężczyzna odwrócił się i uśmiech zawitał na jego twarzy po raz pierwszy tego dnia. Osoba, która od dawien dawna przebywała w każdym jego śnie teraz leżała w łóżku naga z miną, która mówiła, że nie będzie powtarzać się po raz drugi.
-Już wracam Clar. Stęskniłaś się? – rzekł najemnik i wsunął się do łóżka, zaś ciemnowłosa od razu przylgnęła do niego całym ciałem.
-Żebyś wiedział. Jesteś mój drogi panie i nigdzie cię nie puszczę. Jesteś tylko mój. – mruczała cicho Clarisse, zasypiając powoli z twarzą wtuloną w tors mężczyzny.

https://www.dropbox.com/s/jaw6wj0rticx0 ... k.jpg?dl=0
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Prace konkursowe – zbiór dzieł”