Jajcarski podarunek dla króla Aidana - prace konkursowe

1
Chociaż lód wciąż jeszcze skuwał kerońskie ziemie, chociaż przez zasypane śniegiem trakty od paru miesięcy nie mogły przejechać karawany kupieckie, pewnego dnia do królewskiego pałacu w Saran Dun przybyli jakimś cudem niespodziewani goście. Goście z bardzo daleka. Delegacja z Archipelagu, z samego gorącego Taj`cah!

Oczy wszystkich dworzan króla Aidana Augustyńskiego ze skrywanym nieudolnie zachwytem wpatrywały się w ich piękne, opalone twarze, w wielobarwne i wzorzyste szaty, w których przybysze wyglądali jak rajskie ptaki, w dziesiątki pobrzękujących naszyjników, kolczyków, koralików i pierścieni... Niejedna szlachcianka straciła dech i rozum przez odurzającą woń pachnideł, która znaczyła ślad ich przejścia w chłodnych korytarzach Wielkiego Pałacu. A gdy dotarli do sali tronowej, skłonili się dostojnie i wdzięcznie przed królem, składając u jego stóp przywiezione z daleka podarki.

Na początku piękni ludzie z Archipelagu wydobyli ze swoich kufrów... kwiaty. Kwiaty, które chyba wyłącznie dzięki magii były w stanie przetrwać tak daleką podróż. Wschodnie róże o stu płatkach, czarne orchidee i inne cuda o niespotykanych w tutejszym klimacie kształtach, rozmiarach i kolorach. Później rozłożono na purpurowym dywanie dziesiątki malowanych dzbanków, talerzy, czarek i innych naczyń, które musiały pochodzić ze słynnej na całą Herbię manufaktury majoliki w Eroli.

To wszystko był jednak wyłącznie wstęp do tego, co miało ukazać się oczom Aidana i jego dworzan na samym końcu. Kiedy uniesiono wreszcie wieko największej, najobficiej rzeźbionej skrzyni z hebanu, okazało się, że na jedwabnej poduszce spoczywa... jajo.



I miejsce - Erriz
Erriz pisze:Pierwszy dzień po rozpoczęciu 84 roku III ery W dniu tym król Aidan przyjął na audiencji poczet z Taj’cah. Poczet ów, złożony z najsłynniejszych mędrców oraz osobistości Archipelagu, przybył do Wielkiego Zamku, by wręczyć miłościwie nam panującemu wspaniałe wschodnie dary. Głównym prezentem było jajo, co zaskoczyło wszystkich znajdujących się na sali tronowej arystokratów, począwszy od samego Króla, na pomniejszych paziach skończywszy. Osobliwy prezent wyglądał jak malowany – miał jasnoczerwoną skorupkę przetykaną złotymi, niemal świecącymi w świetle świec nićmi, migotającą przy każdym ruchu płomieni oświetlających komnatę. Z wnętrza biło ciepło, na co mogę się zarzec, jako że ja sam jajo te dotykałem, równie urzeczony jak Król. Przyjął on podarunek od dworu Archipelagu, po czym zapytał, cóż to za istota wykluje się swego czasu. Odpowiedziano, iż jest to feniks – po zbadaniu płci określono, że urodzi się samiec i postanowiono przywieść go do Saran Dun, gdzie pod wielką kopułą, wśród drzew żyła samiczka. Wyrażono przy tym chęć zacieśnienia więzów między państwami. Miejmy nadzieję, iż owocną.

Wielki Skryba Keronu, Xaveryn

*** Trzydziesty drugi dzień po rozpoczęciu 84 roku III ery Do dworu królewskiego Archipelagu w Taj’cah

Miłościwy władco wysp na Wschodzie, z przykrością muszę zawiadomić o tym, iż mieszkańcy Wielkiego Zamku w Saran Dun są skonsternowani, niemile zaskoczeni i zniesmaczeni okrutnym żartem, którego ofiarą padliśmy wszyscy. Jesteśmy zmuszeni poprosić o wyjaśnienia. Z jaja, które zostało nam podarowane jeszcze w poprzednim roku nie łaskaw był wykluć się upragniony feniks, zaś wielki ptak o szarych piórach i długich, chudych nogach. Ptak ów nie wykazuje najmniejszej chęci na zmianę koloru upierzenia, co więcej, znamienici zoologowie kerońscy nazwali go występującym czasami w Urk-hun stworem strusiem zwanym, który nie ma z ognistopiórym feniksem prawie nic wspólnego.
Żądamy wyjaśnień, przeprosin oraz przesłania właściwego jaja, jeśli tylko jest to nieoczekiwana pomyłka, nie okrutny żart z Waszej strony.

Wielki Skryba Keronu w imieniu Króla Aidana Augustyńskiego

*** Dwadzieścia pięć dni przed równonocą wiosenną 84 roku III ery
Do dworu królewskiego w Saran Dun

Jest nam niezmiernie przykro z powodu fatalnej pomyłki, która zaszła z naszej winy, poczuwamy się z tego powodu do odpowiedzialności i zmuszeni jesteśmy przeprosić za zamieszanie, które wywołało. Prawdziwe feniksie jajo cały czas spoczywa w Taj’cah, zostało ono zabrane do pracowni artystycznej zamkowego malarza, który przekopiował wzory z prawidłowego, po czym wręczył nam strusie, pomylone z prawdziwym. Nie było to w żaden sposób umyślone, dwór nie miał w żaden sposób na myśli urażenie Jego Królewskiej Mości Króla Aidana Augustyńskiego. W ramach przeprosin jak najszybciej wyruszy konny orszak eskortujący prezent, który zostanie Wam wręczony, gdy tylko dotrze do stolicy Keronu.
Jeszcze raz błagamy o wybaczenie,

Wielki Skryba Archipelagu w imieniu dworu królewskiego Taj’cah

*** Trzydzieści dwa dni po równonocy wiosennej 84 roku III ery
Do dworu królewskiego w Taj’cah

Dwór królewski Keronu czuje się wielce pokrzywdzony oraz, ponownie, zniesmaczony okrutnym zrządzeniem losu. Król Aidan przekonany jest o tym, że feniksie jajo przed transportem do Saran Dun poddane zostało nikczemnym wschodnim technikom. Tym razem zostało ono przywiezione prawidłowo, to zaś, co się wykluło, można zwać ognistopiórym ptakiem, jest ono jednak niezdolne do normalnego współżycia z samiczką. Feniks ów bowiem, zamiast swej towarzyszki znienacka polubił trzymanego na tym samym wybiegu strusia, co wielce oburzyło damy dworu obserwujące zwierzęta podczas ich pierwszej schadzki. Sama feniksica również zdaje się nieszczęśliwa z powodu braku zainteresowania ze strony młodego współmieszkańca. Król zapewnił o tym, że nie puści zniewagi mimo uszu i że wzywa mediatorów na poważne rozmowy między Keronem a Archipelagiem mające na celu wyjaśnienie tego, co druga strona sprawiła, aby z jaja wykluło się stworzenie zainteresowane tą samą płcią. Jednocześnie gwarantuje, iż zaistniałą sytuacja odbije się na wymianie handlowej między naszymi państwami.

Wielki Skryba Keronu w imieniu Króla Aidana Augustyńskiego

II miejsce - Hontharon
Hontharon pisze:Owalny przedmiot, wyzierając zza plis czarnego materiału, przypominał zimowy księżyc zawieszony na nocnym niebie. Błyszczące klejnoty, zdobiące drewnianą skrzynię, przywodziły na myśl rozpromienione gwiazdy. Jajo z całą pewnością nie było kurze, takich okazów nie widuje się na straganach, śród śmierdzących zbuków. Duże, twarde niby kamień, z gładką, mlecznobiałą skorupą, która była tak równa i wypucowana, że odbijała światło bijące ze stojących opodal kandelabrów.

Goście z Taj`cah milczeli, dumnie wznosząc spieczone słońcem lica. Jeden z nich wystąpił do przodu, stając przed obliczem zaciekawionego króla. Długo nie wydusił z siebie żadnego słowa, butnie patrząc Aidanowi prosto w oczy. W końcu jednak przerwał narastającą ciszę i przemówił z taką mocą, że jego głos odbił się echem od wysokich, obwieszonych obrazami ścian komnaty.

- Słyszę trzepot ich skrzydeł! Czy nie widzisz, jak strzępią dziobami pierzaste chmury?

Monarcha nie odpowiedział, był zaszokowany dziwnym wystąpieniem. Salę wypełniły przytłumione szepty i szmery; ktoś z tłumu zarechotał, ale wnet ucichł, skarcony czyimś srogim gestem. Cała sala zamilkła, pouczona tym przykładem; słychać było tylko szelest sukni i niespokojne, płytkie oddechy. Przybysz znów ozwał się donośnym brzmieniem, wskazując ozdobionym pierścieniami palcem na dynastę.

- Doskonale znasz ich naturę, cenisz ją sobie nade wszystko. Nagrodą za twoją troskę i cierpliwość będzie pamięć. Musisz wiedzieć, królu, że one nigdy nie zapominają.

Reszta delegatów z Archipelagu postąpiła kilka kroków do przodu, równając się z pobratymcem; zagrały rozbujane nagłym ruchem paciorki i bransolety. Ciemnoskóry retor stał na środku, nie spuszczając wzroku ze skąpanego w aksamitach jaja. Aidan niecierpliwił się, ale nie rzekł ani słowa. Spoglądał na leżące przed nim dary, omiótł je wszystkie pożądliwym spojrzeniem i tkwił dalej na tronie, nie kryjąc rosnącej ciekawości. Nagle jeden z przybyłych zaczął nucić coś pod nosem, niemal nie ruszając ustami. Obcesowo odwrócił się plecami do władcy, rozwiewając poły swojego wyszywanego złotem płaszcza i delikatnie podniósł jajo z welurowej poduszeczki. Ostrożnie położył na nim brązowawą dłoń, znów szepnął coś z cicha, a potem odłożył jajo na miejsce.

Kredową otoczkę pokryła sieć cieniutkich pęknięć, a kawałki osłonki opadły na dno hebanowej szkatuły. W jaju powstała dziura, przez którą wychyliła się maleńka główka. Za pomocą dzioba, zasłonięty resztkami powłoki stwór jął łamać otaczającą go skorupę. Już po chwili ukazał się wszystkim w swej pełnej krasie. Miał ciało pokryte delikatnym, burym puchem. Stąpał na czterech patykowatych nogach zwieńczonych krzywymi szponami. Na grzbiecie dźwigał dwa poskręcane kikuty, zalążki potężnych skrzydeł. Ostry dziób wznosił ku górze, bo choć był jeszcze młody, to już nosił się dumnie, jak na gryfa przystało.

W pomieszczeniu rozbrzmiały liczne westchnienia. Ludzie już nawet nie szeptali, tylko rozprawiali głośno, nie bacząc na nic. Powstał zgiełk, który uciszyli dopiero królewscy strażnicy. Śród tego harmidru tylko Aidan zachował spokój, ale nawet on wstał ze stolca i podszedł do delegatów. Oczy dworzan zwróciły się ku niemu, śledząc każdy jego krok; zapadło milczenie.

- Dziękuję - powiedział król. - Jestem wdzięczny za... - rzekł donośnie i zrazu chciał coś jeszcze dodać, ale ogłuszający, przenikliwy dźwięk wypełnił komnatę, przerywając jego tyradę.

Młody gryf wyprężył się, napiął jak struna i zaskrzeczał hałaśliwie. Powierze przeszył przeciągły, świdrujący wizgot. Pomieszczenie zalał cień; wypełzł znikąd i rozpostarł swoje oślizgłe macki. Światło słoneczne, wpadające do środka przez ozdobione witrażami okna, daremnie stawało z nim w szranki; kolorowa łuna otulała twarze gości ze wschodu.

- Kiedy przyoblecze się w pióra, zacznie panować śród gryfów - powiedział jeden z nich.

- Będziesz go miłował jak własnego syna - dodał inszy.

- Gryfie dziecię w monarszym sercu!

II miejsce - Zuris
Zuris pisze:… jajo... To za mało powiedziane. Na poduszce spoczywało JAJO. Duże, trzy razy większe od największego, jakie urodzić może kura. Jego skorupa nie była także biaława, jak ma się to w przypadku zwykłych jajek, jednak całkowicie złota. Do tego wypolerowana została tak dokładnie, że patrząc na nie przy świetle lamp, świeczników i kandelabrów, gęsto porozmieszczanych po sali tronowej, mrużyć należało oczy, gdyż odbity blask tylko czyhał, aby oślepić patrzącego.
Jajo (lub skrzynia w której leżało) musiało być także strasznie ciężkie, ponieważ do podtrzymania zdobionej skrzyni potrzeba było dwóch silnych mężczyzn. Wieko skrzyni trzymał natomiast osobnik będący najprawdopodobniej przywódcą grupy gości. Mężczyzna zsunął z ust grubą, nasączoną wonnościami i perfumami chustę, identyczną do tych, noszonych przez cały jego orszak i przemówił:
– Witaj, o wielki królu Aidanie! Wieść o twojej chwale i sławie przybyła aż do naszych odległych krain. Racz przyjąć nas, niegodnych stóp twych dotykać wasali, pod swój dach, abyśmy mogli oddać tobie hołd. Racz przyjąć także nasze skromne podarki.
Król zakasłał, maskując zaskoczenie. Następnie nachylił się do swego doradcy i wyszeptał mu parę zdań do ucha.
– Król mój – rzekł tamten – ma chore gardło. Będę mówił w jego imieniu. Władcę mego zainteresowało to... jajo. Powiedzcież, czy jest ono szczerozłote?
– O, Panie! – Krzyknął przywódca kłaniając się w pas. – Nie śmielibyśmy haniebnie marnować twej bezcennej uwagi na bryłę złota! Wiemy, żeś potężny i bogaty, że złotem gardzisz i pomiatasz!
Król kaszlnął nieco zmieszany, jednak gestem przykazał, aby gość mówił dalej.
– Władco świata! – Krzyczał dalej przybysz, tym razem klęcząc w dramatycznej pozie przed skrzynią z jajem. – To jajo... – mówił, zasłaniając jedną ręką oczy, drugą natomiast teatralnie machał w stronę skrzynki – to jajo! – powtórzył, jakby sądził, że ktoś głupi mógłby nie zrozumieć. – To jest jajo złotego łabędzia! – Dokończył i oparł głowę o posadzkę. Po chwili medytacji kontynuował swą przemowę. – Złoty łabędź to niezwykle rzadkie zwierzę, tak naprawdę to utłu... ekhm – chrząknął – pokonaliśmy ostatniego z nich, aby wykraść mu ten cudowny podarek! – Dokończył żwawiej. – Z jaja tego, trzymanego w cieple i spokoju, wykluje się kolejny, cudowny ten ptak!
Sala zaszemrała z uznaniem. Nikt nigdy wcześniej nie słyszał o złotych łabędziach, jednak tak potężne jajo musiało być autentyczne.
Król westchnął, nie wiadomo czy z zachwytu, czy też męczyło go schorowane gardło. Odchrząknął kila razy i splunął obficie do złotej spluwaczki, trzymanej przez dumnego jak paw, pazia. Następnie władca nachylił się do doradcy, który znowu przemówił w jego imieniu.
– Król nasz – powiedział donośnie – przyjmuje wasze hojne dary oraz ofiaruje wam gościnę na tak długo, jak tylko zechcecie. Jajo natomiast pragnie obejrzeć z bliska i zanieść do swych prywatnych komnat. Wystąpcie, hojni mężowie i złóżcie jajo u stóp jego, gdyż król troszkę niedomaga i nie da rady do was zejść... – Doradca zamilkł, zgromiony spojrzeniem władcy.
– O, Panie! – Ryknął opalony przybysz. – Jam niegodzien zbliżać się do tronu twego! Nie każ mi się zbliżać w łaskawości swojej, bo niechybnie oślepnę od majestatu twego! – Powiedział, bijąc pokłony.
– No dobrze, niech będzie. – Odpowiedział doradca. – Percy! – Zawołał do pazia trzymającego spluwaczkę. Leć no chłopcze, przynieść władcy jajo.
Chłopak o mało nie pękł z dumy. Zleciał po schodach, drżącymi rękami chwycił złote jajo i już obracał się na pięcie, gdy rozległ się donośny ryk bólu przybysza. Zdenerwowany paź nadepnął mu niechcący na rękę i wgniótł ją, jak robaka w kamienie podłogi. Przybysz wyrwał połamaną dłoń spod buta chłopca, który tracąc równowagę upadł... i stłukł jajo.
Po sali tronowej rozszedł się przeraźliwy... smród. Smród tak potężny, że ludzie najbliżej stłuczonego jaja mdleli na miejscu. Ci dalej natomiast, bardziej odporni na fetor rzygali pod siebie niczym koty.
– ZDRADA! – Ryknął dowódca straży, na swoje szczęście koszmarnie zakatarzony. Jednak mimo zatkanego nosa zapach ten wyciskał mu łzy z oczu. – OTRULI... znaczy się... PRÓBUJĄ OTRUĆ KRÓLA! – poprawił się widząc, że król, błogosławiący przeziębienie, podbiegł żwawo do najbliższego okna i stłukł je ciżemką zdjętą z nogi.
Dowódca, będąc w swym żywiole, wrzeszczał do nadbiegających z korytarza strażników.
– ŁAPAĆ CUDZOZIEMCÓW! Albo nie trzeba... – dodał po namyśle widząc, że wszyscy albo leżeli nieprzytomni, albo niemrawo brodzili w tym co zwrócili. – Aaa, nie ważne... WIETRZYĆ SALĘ TRONOWĄ! TO ROZKAZ! STÓJ JEŁOPIE! – Ryknął do służącego biegnącego ze świecznikiem – A JAK TEN SMRÓD JEST ŁATWOPALNY?! OTWIERAJ OKNA!



***

Pałac wietrzono dwa tygodnie. Jednak mimo tego, w sali tronowej nadal wyczuć można było delikatną woń zepsutych jajek. Zdesperowany władca kazał nawet spalić wszystkie kotary i meble, jednak i to na niewiele pomogło. Ogniem potraktowano też szaty wszystkich obecnych w chwili nieszczęścia. Ci natomiast, nie ważne czy byli biedni, czy też bogaci, bez żalu dorzucali swoje ciuchy do ogromnego stosu na placu zamkowym. Z nieszczęścia skorzystali niektórzy kupcy, na wieść o tragedii drastycznie podnosząc ceny mydeł i pachnideł.
Orientalni goście okazali się nieco mniej orientalni, niż wydawało się na początku. Gdy straż zamkowa szorowała ich w miejskim lochu, z którego, co dziwna, uciekły nawet najodporniejsze szczury, ich opalenizna zmyła się razem ze strugami wody. Wszyscy, jednako, wysmarowani byli sokiem z orzecha.
Drogie na pierwszy rzut oka prezenty, były tak naprawdę bazarowymi podróbkami, pomalowanymi cienką warstwą złotej farby. Nikt nie zastanawiał się natomiast nad pochodzeniem jaja, gdyż jego szczątki, na miejscu kazano spalić nadwornemu magowi.
Jak torturami ustaliła straż, przybysze okazali się naciągaczami i mordercami, chcącymi obrabować pałac w chwili, gdy cały dwór sparaliżowany będzie fetorem. Oni, chroniąc twarze chustami z perfumami, mieli wyciąć w pień gwardię i dobrać się do skarbca. Przez nieudolność pazia, zamiast samego dworu, ofiarami stali się także bandyci.
Król, nie zastanawiając się długo, kazał stracić ich za miastem. Pazia natomiast, który prawdopodobnie dożywotnio stracił węch, nagrodzono największym orderem, jaki tylko był dostępny.

Przestępców stracono o świcie. Gdy kat ściął ostatni łeb, wszystkich wrzucono do głębokiego dołu, z daleka od zabudowań, posypano wapnem i porządnie zakopano. Król kazał postawić także kamienną tablicę, na której napisano krótkie epitafium:



UWAŻAJ PRZECHODNIU, MIEJSCE TO OMIJAJ ŁUKIEM;
GDYŻ LEŻĄ TU CI, CO KRÓLA OTRUĆ CHCIELI ZBUKIEM.

III miejsce - Daherte
Daherte pisze:- Powiadam Ci młody adepcie sztuk mrocznych – począł starzec w końcu wspiąwszy się na szczyn urwiska – rychło każdy ujrzy i ukorzy się przed naszą potęgą. Rychło sam król przekona się o tymże na własnej skórze. Rychło...

Młody uczniak nie przerywał osobliwej tyrady. Starzec miał to do siebie, iż czasem prawił od rzeczy, a gdy kto wszedł mu w paradę karał niemiłosiernie. Oberwać nie chciał, zatem dobrnąwszy na skraj zajął myśli czym innym. Szukając gdzieś tam na dole, w porcie Zatoki Kerońskiej, obiektu będącego celem ich przybycia, usiłował odgadnąć iście szatański plan mistrza.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? A zresztą – machnął kościstą, całą w plamach łapą. - Wiedza, którą zamiaruje ci przekazać jest kwintesencją naszej sztuki. - Przerwał, jakby czekając na coś, w międzyczasie tarmosząc rzadką, siwą brodę.

- Pierwej próbie poddać należy wieści zasłyszane od naszych sprzymierzeńców. Fehmi II Madan ma na swym dworze więcej nieprzyjaciół niż mniema. Nie jeden gotów jest donieść choćby o tym, iż król ma obstrukcję, jeśli miałby się przyczynić do strącenia go z tronu. Tym głośniej rzeknie o potajemnej delegacji. Patrz! - niespodziewany i skrzekliwy wrzask starca przestraszył adepta. - Tam – wskazał pazurzastym palcem ku dobijającemu okrętowi.

Uczeń ledwo dostrzegał port. Dziwił się więc, iż jego mentor, niechybnie starszy niż na to wyglądał, z zapartym tchem obserwował przebieg wydarzeń na przystani, najwidoczniej rozładunek i wysiadkę samych emisariuszy.


- Po wtóre – kontynuował będąc w najwyższej kondygnacji swej wieży – jak przystało na znawców naszej sztuki potrzeba opracować podarunek, który nim w wyjątkowo bestialski sposób pozbawi życia, wprawi w osłupienie naszego, pożalcie się bogowie, władcę.

- A cóż to będzie? - odważył się zapytać uczeń, niemalże rozrywany przez ciekawość.

Mistrz nie wstrzymywał cichych inkantacji w towarzystwie skomplikowanych gestykulacji. W mroku izby skryty przed wzrokiem adepta, trwał w tajemniczej czynności dobre trzy pacierze.

Zadrżało w posadach, po czym rozległ się urwany, nieartykułowany jęk.

- Będzie to najnikczemniejsza, najobmierźlejsza, najokrutniejsza forma jaką ktokolwiek mógł wyśnić w koszmarach. Byt wprost z demonicznego wymiaru. Zrodzony w iście niepozornym jaju.


- Po trzecie winno się pochwycić w matnie karawanę – mówił dalej ostrożnie omijając pokrwawione ciała, brnąc w stronę głównej karety. - I wyrżnąć zbędne pacholęta.

Mistrz skinął ręką na jeńców, a wnet najmici przyprowadzili ich. Sparaliżowani strachem wyspiarze mimowolnie przyklękli. Trzęśli się tak, jakby opodal Oros panowały mrozy niczym w Thirongad.

- Następnie wytrwałych przesondować, po czym przekabacić, a poległych w las wyrzucić. - Najemnym nie trzeba było powtarzać. Zarzucali na siebie truchła bądź ciągnęli po kilka sztuk i zostawiali daleko od głównego gościńca. Ostatecznie plac boju prócz kilku czerwonych kałuż nie nosił dowodów makabrycznego incydentu.

- Rzecz jasna – dodał starzec po zawiłej sztuce, gdy ofiary niczym lunatykując powracały na własne miejsca – nie zapominać o sprzyjającym nam czarodzieju. Nagrodzić go za należycie wykonaną rzecz. - Mistrz wręczył kuferek pochlebianemu, który niespodziewanie jakby wyrósł z ziemi. Mąż w dostatnich szatach, z licem godnym wybicia na monetach, zerknął do wnętrza nagrody, a później rad ruszył z powrotem do bogatej karocy.


- Po czwarte czekać należy – dokończył z powrotem w wieży.

I czekali cierpliwie przy największym oknie wypatrując latającego posłańca. Tenże przyleciał dopiero w poblasku zachodu. Adept odwiązał zasobnik, dobył niewielki pergamin i oczywiście nie zaglądając na niego podał mistrzowi.

Mistrz czytał, z początku rozochocony z powodu domniemanych, okrutnych mąk jakie wyrządził dworzanom tudzież z powodu chaosu jaki wprowadzi w kronikach historii.



Gdy zgromadzeni zniecierpliwili się znacznie Aidan jakby od niechcenia polecił podjąć bezpośrednie kroki do zażegnania aury zawodu. Paź zbliżył się do ponadprzeciętnego jaja i zamarł. Chwile później odskoczył jak rażony. Jajo poruszyło się, a potem opadło na bok. Poczęło pękać. W miarę niszczenia skorupy rósł zgiełk wśród obserwatorów. Jedni zdawali jedynie się zaniepokojeni, inni wręcz przerażeni. Bardziej ciekawscy teraz cofali się. Zaś straż królewska wybijała się przed dworzan chwytając nerwowo za oręż.

Któraś z pań dworu przeraźliwie wrzasnęła.

Lecz wrzask ów zatopił się w salwach śmiechu, bowiem wbrew oczekiwaniom z jaja wyskoczyła nie latająca bestia ogniem ziejąca czy demoniczna, złakniona krwi poczwara, a zwyczajny, szary zając. Aidan Augustyński nie do końca pojął cóż tu zaszło, co miał symbolizować dar wyspiarskiej świty, aczkolwiek także on dał się porwać wszechobecnemu rozbawieniu.

Rozweselenie trwałoby i dłużej, jednakże nikt w pałacu królewskim nie mógł usłyszeć kurwowań oraz nietuzinkowych wiązanek pewnego lichego w swym kunszcie mistrza mrocznej magii.[/i]

Prace pozostałych uczestników konkursu:

Silva
Silva pisze:Egzotyczna delegacja odeszła zaraz po złożeniu podarków, nie wyjawiając co takiego mieści się w krystalicznie białym jaju. Poradzili jedynie Królowi, że ich prezent przyniesie szczęście i wielkość tym, którzy okażą się go godni, a rozpacz i śmierć tym, którzy nie przejdą testu. "Nie rozbijajcie skorupy, jeśli wasze serca nie są równie czyste, co biel zimowego śniegu". Król wraz ze swoimi zaufanymi dworzanami zabrał jajo w bezpieczne miejsce, interpretując z góry, że słowa przepowiedni dotyczą tylko go samego. W końcu był Królem!

Siedem dni później zebrał w pałacu śmietankę szlachty z całego kraju, chcąc zrobić ze wszystkiego wielkie przedstawienie. Stojąc naprzeciw setek wpływowych mężczyzn, rozbił ostrożnie jajo. Wewnątrz była mała wróżka... Machnęła ręką, zachęcając go by się pochylił. Wyszeptała do ucha Króla jedno, jedyne zdanie.

- Podaj mi imię jednej obecnej tu osoby, zabiorę jej życie, a w zamian ofiaruję ci niekończące się szczęście.

Król bez zastanowienia wypowiedział imię jednego ze szlachciców, którego specjalnie nie lubił. Uskrzydlona wróżka uśmiechnęła się słodko. Władca poczuł ukłucie w piersi, złapał się za serce i upadł na ziemię, nie wydając żadnego dźwięku. Padł martwy, jego Korona potoczyła się po podłodze. Nim powstało zamieszanie, stworzenie z jajka odezwało się do obecnych. Głos wróżki był zaskakująco donośny.

- Serce waszego Króla okazało się nieczyste. Niech podejdzie do mnie ktoś godny, a zrobię go Królem tego narodu.

Szlachta zawahała się... W ułamku sekundy, jakby znikąd, rozpoczął się chaos. Każdy chciał przystąpić do testu pierwszy. W ruch poszły miecze, zaczęła lać się krew. Wróżka obserwowała jak mężczyźni zabijają się nawzajem, czekając cierpliwie. Niestety, nikt nie okazał się godny. Wszyscy walczyli... Ręce każdego szlachcica splamiły się tego dnia krwią. Tych kilkunastu którzy pozostali żywi pomiędzy trupami, padło na ziemię zaraz potem, tkniętych klątwą wróżki.

Gdy stworzenie już chciało zniknąć, do sali weszła dwójka dzieci. Dostali się tu tylnym wejściem, a zastali przed sobą krwawe cmentarzysko. Zapytała tego, który był młodym księciem.

- Zabiłam wszystkich tych ludzi. Ale mogę ich wskrzesić. Musisz jedynie oddać mi życie swojego sługi, którego tu ze sobą przyprowadziłeś.

Maluch pokręcił głową, odkrzyknął jej bez zastanowienia. - Nie dam ci zabić mojego przyjaciela! - Uśmiechnęła się, zadała kolejne pytanie.

- W takim razie spełnię jedno twoje życzenie, proś o cokolwiek chcesz, a to się stanie.

Tak jak za pierwszym razem, książę odparł nie mając wątpliwości czego pragnie. - Więc ożyw ich wszystkich, tych których zabiłaś.

Zaśmiała się. Usiadła na boku stolika. - Jeśli mam to zrobić, musisz oddać swoje życie. Ktoś musi zginąć, bym mogła wskrzesić zmarłych.

- ... Ja... Nie... - Wahał się. To naturalne, bać się śmierci. Nie spodziewała się, by tak młody chłopak miał podjąć taką decyzję.

- Weź moje życie, ono i tak nic nie znaczy. Gdyby nie Ren, ja i moja siostra umarli byśmy z głodu na ulicach miasta. - Odpowiedziała, nim Książę zdążył coś powiedzieć.

- Gratuluję wam, moi mali. Jesteście godni. Młody książę, zasiądź na tronie ojca, a twoje Królestwo rozkwitnie. Telanie, bądź przy swoim księciu, a będziesz szczęśliwy. Los będzie wam sprzyjał...

I w ten sposób, wróżka zniknęła, nie robiąc zdawałoby się nic. A jednak, chłopcy posłuchali się jej słów. Przepowiednia istoty z jajka spełniła się, dwóch wybrańców przeżyło swoje życia tak jak tego pragnęli. Natrafiali na problemy, trudności... Nie dało się powiedzieć ile z ich zasług i osiągnięć wynikało z własnych zdolności, a ile z magicznej pomocy wróżki. Wiadomo jednak, że za czasy panowania Rena Roztropnego zostaną zapisane w księgach historii jako złoty wiek Saran Dun.
Nekomimi
Nekomimi pisze:Nie było to jednak zwykłe jajo, o nie! Wszystko w nim było dalekie od zwykłości. Duże, czarne, z opalizującymi wzorami na powierzchni, tak złożonymi, że zdawały się zmieniać, gdy nikt nie patrzy.

Nikt nie wiedział, co się z niego wykluje. Nikt nie wiedział, czy cokolwiek się z niego wykluje. Nie wiadomo było, czy stworzyła je natura, czy zręczny rzemieślnik... Wiedziano tylko, że pewnego dnia przywiedziono je do Taj'cah w pięknie rzeźbionej skrzyni, między zwojami...

Kilka z nich już odczytano. Jajo miało się otworzyć w krainie rządzonej przez godnego, dobrego człowieka... Jak łatwo się domyśleć, przeleżało całkiem długo na terenie Taj'cah, i nic się nie stało – a zanim odczytano stare zapisy, minęło już kilka lat... Jako że planowano złożyć wizytę w Saran Dun, postanowiono przekazać je jako dar, jednocześnie usuwając potencjalne źródło komentarzy na temat tego, czy niewątpliwie godny, dobry Fehmi jest faktycznym władcą Archipelagu...

Aidanowi spodobało się to jajo – a komu mogło się nie spodobać? Dlatego właśnie, kiedy wizyta dobiegła końca, tak samo jak kilka związków wśród szlachty, król kazał umieścić je w swojej sypialni, by móc podziwiać je kiedy będzie sam. A kilka dni później jajo pękło...

Najpierw widać było łapkę, zdającą się lśnić jak kamień szlachetny – a barwę zmieniała co chwila. Po chwili do łapki dołączyła druga, a następnie główka, z bazaltowymi oczami przypatrującymi się wszystkiemu dookoła... O ile szkoda było jaja, to sama jaszczurka zachwyciła wszystkich – nie dało się opisać, jak wygląda, gdyż zdawała się ciągle zmieniać barwy.

Na początku Aidan zamierał trzymać ją w klatce, jednak ta ciągle biegała w niej – tak więc postanowił, że jednak zostanie wypuszczona. Nie posiadała zębów, żywiła się owocami, nie stwierdzono żadnych kolców jadowych... Co mogło pójść nie tak?

Po kilku dniach stwierdzono, że zwierzęta zdają się zachowywać inaczej. Koty znajdowano poukrywane w najciemniejszych zakamarkach, psy wchodziły na drzewa... Najbardziej znanym przypadkiem jednak była śmierć jednego z gryfów, który nagle przestał lecieć, a w wyniku upadku skręcił kark. Strata była bolesna, jednak dzięki biegającej jaszczurce, która rzadko kiedy się zatrzymywała łatwo było to przeżyć.

Dwa tygodnie później wszystko zdało się wrócić do normy. I tylko ludzie, którzy nie przebywali w Saran Dun przez kilka tygodni nie mogli się nadziwić, jak znane im zwierzęta zmieniły barwę... Byli jednak po cichu wyśmiewani, bo jak gryf mógłby zmienić całe upierzenie?

Tym czasem w Taj'cah nikomu nieznany mędrzec złamał kolejny ze starożytnych języków. I złapał się za głowę nad głupotą dostojników którzy zawieźli demona do Keronu...

Hoffman Moritsu
Hoffman Moritsu pisze:Owe jajo, niby niepozorne, nie mogło być chowane w tak bogato zdobionej skrzyni, gdyby jego wartość nie była od niej znacznie większa. Same klejnoty, jakimi była wysadzana skrzynia, przyćmiewały majątek nie jednego z obecnych w sali.
Wracając jednak do jaja, które już od samego początku przyciągało spojrzenia zarówno Króla, jak i reszty dworzan. Jajo to, nie było przeciętnych rozmiarów. Ponad dziesięciokrotnie większe było od zwykłego, kurzego jaja. Pomylić by je można nawet ze smoczym jajem. Jednak nic bardziej mylnego. Jajo, jak najbardziej nadawało się do spożycia. Jednak sam już jego wygląd odepchnąłby wielu śmiałków od choćby skosztowania go.
Jajo trzeba było spożyć w całości, na surowo. Jego wnętrze posiadało jednak magiczne właściwości. Nikt jednak nie wiedział jaką tajemnicę kryje w sobie jajo nieznanego jeszcze pochodzenia. Wiadomo jednak było, iż niezależnie od czego to jajo pochodziło, to samo jajo doprowadziło do upadku jednego z małych, wschodnich królestw, na północ od archipelagu. Zatem pewne było, iż nie wróży ono nic dobrego.
Otóż magiczną właściwością jaja było ucieleśnienie najgłębiej skrywanych pokus konsumenta, które po miesiącu, zaczynają obracać się przeciw niemu, dając mu miesiąc rozkoszy, jakim nie sposób się oprzeć, z katastrofalnymi skutkami w przyszłości, odbierając mu tym samym wszelką radość, jak i nadzieję w życiu, obracając je przeciwko niemu samemu, i doprowadzając tym samym do obłędu i ruiny.
Czemu więc władca wschodniego królestwa, uchodzący za najmądrzejszego w swej dynastii skonsumował jajo? Odpowiedzią jest jeszcze jedna, magiczna właściwość jaja, którą było to, iż każdy, kto je dotknął skórą, bądź choćby musnął, od razu pożądał jego konsumpcji.
Taka ot historia upadku niewielkiego królestwa wschodu.

Garlic
Garlic pisze:Czy to jakaś kpina? Jakieś jajo? Szare, matowe, wygląda jakby było trzymane co najmniej w piwnicy koło weków. Rzekomo w jaju miał się znajdować legendarny smok o niewymawialnej nazwie. Jak zwykle bywa z przypuszczeniami, nie był to wcale smok, a coś w rodzaju kota. Z jednym małym wyjątkiem...

Zazwyczaj koty po pierwsze mają jakiekolwiek futerko na jakimkolwiek ciele. Ten nie miał. Po urodzeniu lub raczej wykluciu, oczom wszystkich obecnych ukazał się ogień. Mały płomyczek, zwinięty jeśli tak można mówić o płomieniu. Jak na szare, brzydkie jako, ogień był dość... niespodziewany? Z czasem płomyk rósł, nie jadł lecz przypominał kota. Był piękny i według dostojników z Taj'cah, miał on symbolizować szczęście i radość. Skoro oni tak mówili to tak też uznano a mały „kotek” biegał po zamku podpalając czasami jakąś zasłonę. Kim był naprawdę? Nie wiadomo. Jedni mówią, że to demon, który ma zniszczyć północ a inni, że jest on faktycznie bożkiem odzwierciedlającym radość. Kto ma raję a kto nie? Dowiemy się o tym gdy północ spłonie...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Prace konkursowe – zbiór dzieł”