POST POSTACI
Svanrog
Wznieśli kufle i rogi, naczynia zderzyły się w powietrzu. To miała być noc, którą chciał zapamiętać.
Tak się jednak nie stało. Dziki nastrój Wilka gdzieś przepadł, przykryty zimną czapą analitycznego umysłu. Ulf siedział ze Svanrogiem przy stole, lecz sercem był przy swojej wyprawie, dziele wielkim i poważnym. I choć młodszy z braci rozumiał poświęcenie, jakie ten drugi wkładał w to przedsięwzięcie, to jednak w sercu czuł zawód, tym większy, że karmiony irytacją Ulfa. Między braćmi rosły rysy i pęknięcia jak na lodowcu. Svanrog prawdziwie chciał zapomnieć tego wieczora o różnicach, jakie narosły między nim a bratem, spić się do nieprzytomności, bawiąc się do świtu, by z pianiem koguta zaryć nieprzytomnie głową o blat, usypiając snem kamiennym. Los jednak, czy może Ulf właściwie miał inne plany. Po drugiej kolejce opuścił karczmę. Ze wszystkich zdarzeń, złej krwi i nieporozumień, to jedno Svanog rozumiał doskonale. Dzieło, jakie miało się stać w najbliższych dniach wymagało poświęceń. Nagle jednak wojownik zacisnął zęby, zdjęty mrożącą mu krew myślą. Czy może Żelazny Wilk z ulgą powitał możliwość opuszczenia wspólnego stołu? Widział przecież sam, na własne oczy, że jego brat nie okazywał rozbawienia czy przyjemności ze spędzanego czasu...
Smutek zdjął Svanroga, który ponownie sięgnął po róg z miodem. Czy to jednak alkohol zasiał zwątpienie w sercu męża, czy jedynie wydobył na wierzch co kryło się w nim już od jakiegoś czasu? Pewności nie było. Miast tego szły następne kolejki. Tak to bowiem się stało, że pomimo iż w tłumie ludzi, Svanrog został sam. I choć stronił ostatnimi czasy od towarzystwa, puste, rezonujące w jego duszy uczucie nie dawało mu spokoju.
Pozostał mu słodki smak miodu... Lecz i to mu odebrano. Nie wiedząc kiedy, nagle znalazł się na zewnątrz, wsparty o drewnianą ścianę jakiegoś domostwa. Słodycz jego ulubionego trunku przeszła w kwaśno-gorzki posmak, gdy w nagłym spazmie zgiął się w pół, opróżniając zawartość żołądka. Skurcz przeszedł jego ciało, nogi ledwo powstrzymywały kołysanie. Zwymiotował ponownie, głośno.
Wreszcie wyprostował się. Oddychał ciężko, cały czerwony na twarzy. Czuł, jak oczy ma opuchnięte, piekące. Wzniósł je ku czarnemu niebu, nie mogąc dostrzec gwiazd.
-
A żeby was tak wszystkich...- złorzeczył, lecz nie skończył. Zwymiotował ponownie.
Nie pamiętał gdzie usnął. Chyba pod domem Mardth.
***
Noc, jaką spędził na zewnątrz, usnąwszy snem pijaka w istocie stała się pamiętną. I choć w dniu wyprawy nic w jego wyglądzie nie przypominało stanu upodlenia, to wstyd wciąż palił go w środku. Nadszedł jednak wyczekiwany moment. Już za kilka chwil mieli wyruszyć. Był to ładny poranek, cichy i mroźny. Lekka bryza kłuła woja w policzki, wypełniała zimnymi igiełkami płuca przy głębszym oddechu. Mróz, przyjemny ciężar oręża w dłoni, zapach lasu, skrzypienie drewna ładowanego wozu sprawiły, że młodszy z braci szybko zapominał o niedawnych ekscesach. Oto zaczynała się jego saga!
Oczywiście w centrum, w sercu tej opowieści był Ulf, jak bohater legend spajał drużynę, tuzin dusz, które miały ruszyć ku przeklętemu Morlis. Svanrog widział, jak spoglądają na Żelaznego Wilka, jaką estymą i uznaniem się cieszył. Gdy jednak napotykał na ich wzrok, nieprzyjemne uczucie przechodziło mu przez kręgosłup, niczym okruch lodu wpadający za kołnierz.
Wtedy to przemówił Bjornsson. Słowa jego zagrzewały ducha, świadcząc o wadze zadania, jakie im powierzono. Zdawało się, że cały Thirongad... Nie, cała północ polega na ich wyprawie.
Tak, Żelazny Wilk miał srebrny język. Svanrog wsłuchiwał się w jego podniosłe słowa, które rozpraszały szarość poranka jak promienie zimowego słońca. Pozostali wsłuchiwali się w skupieniu. Oto przed nimi wszystkimi stał tytan, Żelazny Wilk, ten, co powiedzie ich ku chwale. U jego boku zaś... poślednie coś, którego imienia nie warto pamiętać. Nieee, nikt tego na głos nie powiedział. Nie musiał jednak. Czuł to. Łowił pogardę w ich oczach, drobnych gestach i ruchach. Czuł to jak czuje się ciepło ognia, mimo, iż przez zamknięte oczy nie widać płomienia. Noże z ich spojrzeń raniły go w plecy, gdy zasiadał na wozie, gotując się do drogi. Czy tak miał wyglądać jego udział? Ulf zapewniał go, że potrzebuje swego brata, iż przydatne będą mu jego siła i bojowe umiejętności.
Czemuż bracie... Czemuż więc pogardy doświadczam? Widzę ją i czuję! Mamiłeś mnie sowami, że jestem dość dobry! Czyżeś ślepcem, czy kłamcą?!
Svanrog z wysokości wozu wpatrywał się w tych, co obdarzyli go wzgardą. Zapamiętywał ich twarze, imiona. Milczał, pielęgnując czerwoną różę nienawiści w swym sercu.