Centralna Twierdza

1
Domy w centralnej części miasta wydają się z perspektywy podgrodzia lepsze – głównie za sprawką tego, że w twierdzy usytuowane są rodziny zasłużonych wojowników, a także szamani, będący główną intelektualną i magiczną siłą ludu Uratai. Domostwa są większe, lepiej skonstruowane i oczywiście z lepszych materiałów, w tym kamiennych fundacji. Oprócz klasycznych domów z przylegającymi doń gospodarstwami można w tej części twierdzy znaleźć karczmy oraz rynki, na które zjeżdżają rzemieślnicy i rolnicy z okolicy, w tym i ci z dolnych części twierdzy.

Centralna Twierdza

2
POST BARDA
Thirongard – największe skupisko ludu Uratai na całej Północy. Oparte na górskim zboczu, praktycznie nigdy niezdobyte, jest dowodem na to, że nawet pomimo burzliwej historii ludzi północy potrafili oni współżyć ze sobą w stosunkowo ciasnej przestrzeni, jakim był cały gród i podgrodzie. Od kilkudziesięciu lat było głównie celem demonów rozsianych po okolicy, z którymi walka była syzyfowa, ale hartowała charakter i odsiewała słabych od silnych. Problem był w tym, że nawet najsilniejsi potrafili czasem paść ofiarą bestii z Morlis.

Od pojawienia się w gnomim mieście Wieży, z której wylęgła fala potworów z innego wymiaru, sytuacja była... zła, ale stabilna. Z czasem mieszkańcy wschodniego pasma górskiego przyzwyczaili się do nieustannej walki o życie i dostosowywali, wracając powoli do starych zwad międzyklanowych. Kto był silniejszy, kto szybciej schleje się do nieprzytomności, kto zdobędzie większą chwałę i zniesie do domu więcej urżniętych łbów. Powracały najazdy, waśnie kończące się rozlewem krwi. Demony stały się tłem, nieznośną częścią krajobrazu, która poluje na nieostrożnych.

Zaćmienie zmieniło postać rzeczy. Gdy słońce przybrało krwawą barwę, zaczął się chaos. Bestie, o których istnieniu niektórzy nie wiedzieli, rzucały się w środku dnia na duże skupiska ludzkie; demony z drugiej strony na ten okres osłabły... podobnie do szamanów, którzy skarżyli się na palące uczucie, jakby czerwień słońca wysysała z nich życie. Po trzech dniach tej katorgi, pozornie wszystko wróciło do normy. Pozornie, bowiem zaledwie parę miesięcy później do twierdzy dotarły pogłoski, które zbudziły część ludzi.

Demony zmieniły praktykę. Dotychczas rozsiane po całej Północy, zaczęły znikać, a część wycofywać się. Nie całkowicie oczywiście, ale zauważalnie ich liczba topniała w okolicach Salu, zostawiając za sobą niewielką ilość bestii. Okolice Turonu, będącego wszakże niedaleko Thirongardu, także zostały lekko przerzedzone, oczywiście ku zadowoleniu krasnoludów. Zamieszkujący północną część gór Uratai nie mieli jednak tyle szczęścia. Coraz więcej uchodźców rozbijało się w murach i pod murami, przynosząc wieści o migracji demonów zacieśniających swój uścisk wokół twierdzy. I faktycznie, nawet zwykłe wypady na polowania potrafiły stać się walką na śmierć i życie.

Szamani próbowali odzywać się do Wiatru, Lodu i Ognia, próbując wieszczyć, co też nadejdzie. Bardzo szybko tego żałowali, gdy we wnętrznościach zwierząt, na niebie i w odbiciu na tafli wody widzieli rzeczy, które doprowadzały ich do szaleństwa. Kilku najlepszych szamanów bardzo szybko zostało odizolowanych, gdy po próbie dowiedzenia się o powodzie aktywności demonów zaczęli bredzić od rzeczy, krwawić i rzucać się po podłodze w drgawkach. Żeby było jeszcze gorzej, bez słowa znikali ludzie, zapadając się wręcz pod ziemię.

***
W tym wszystkim, w centrum chaosu i gęstniejącej populacji, w której pojawiały się waśnie między wrogimi klanami wygnanymi z własnych domów, stał Svanrog, którego jedynym problemem był lepszy pod każdym względem przybrany brat. Wieczna rywalizacja, która jeszcze jakiś czas temu zakończyła się sromotną porażką młodszego wojownika, przez ten czas nie znikała i co jakiś czas objawiała się w twardych słowach, spojrzeniach i czynach mających pokazać, kto jest lepszy. Chociaż wprost tego nigdy nie mówił, Ulf wiedział, jakimi uczuciami pała względem niego Svanrog.

Tego dnia Ulf został wezwany przed Starszyznę, o czym nie omieszkał pochwalić się swemu bratu. Podobno nie wiedział dokładnie, o co chodzi, a po powrocie pusząc się jak trzpiotka, nie chciał wyjawić nikomu, jaki był powód wezwania przed oblicze Rady. Kazał jednak spotkać się Svanrogowi i Mardth w okolicznej karczmie, gdzie miał uchylić rąbka tajemnicy.

I tak też wieczorem w ustalonym miejscu spotkała się tylko dwójka przyjaciół w oczekiwaniu na Ulfa. Mardth była tam pierwsza, siedząc w środku i popijając grzańca. Ubrana w wełniane portki i koszulę, narzucone miała na ramiona ciemne futro, na które spływał gruby, czarny warkocz. Uśmiechnęła się na widok Svanroga, kiwając doń głową i zapraszając do siebie.

Ulf robi z tego spotkania jakąś straszną tajemnicę, co nie? Ani słowa, co od niego chcieli, a zachowuje się, jakby sam miał dołączyć do starszyzny — zagadnęła, upijając łyk i spoglądając przez chwilę z wahaniem na przyjaciela. — Chociaż na moje, to pewnie coś, co skończy się dla tego durnia chwalebną śmiercią.

Spoiler:

Centralna Twierdza

3
POST POSTACI
Svanrog
Jak wiele czasu minęło od dnia, gdy jego sen został roztrzaskany na tysiące odłamków, niczym młot opadający na zwierciadło przeznaczenia? Czy był to miesiąc, tydzień, czy ledwo przed chwilą? Rzeczywistość zlewała mu się w jedną, czarną całość jak puchar pełny smolistej cieczy. Dni nabrały smaku soli i goryczy, lecz Svanrog pił z tego kielicha chciwie, upijając się tym złym uczuciem drzemiącym w jego sercu. Była to jednak trucizna, która paliła go żywo, wypaczając duszę.

Były to ciężkie dni w Thirongadzie. Każdy dzień przynosił walkę o przetrwanie, czuć było atmosferę jak przed wielkim oblężeniem. Svanrog czuł to, niespokojne oczekiwanie, niepewne spojrzenia w mroczną przyszłość, złą perspektywę.
Strach.
Wiedział, że nadchodzi zagrożenie, nie sposób było tego nie zauważyć. Tuziny ludzi, odczuwających ciężką ulgę, że wreszcie chronią ich mury twierdzy, twarze, które lękały się niewidocznego, lub takie co widziały za wiele... Jednak choć umysł odczytał wieści, serce jego odmawiało zauważenia problemu, kierowane w inną stronę. Svanrog wiedział, że jest źle, lecz nie czuł tego. Pewna część jego serca, ta, którą zakopał głęboko w sobie odczuła nawet ulgę w tej atmosferze lęku i posępności. Wojownik wiedział, że gdyby otaczała go radość i codzienna sielanka, oszalałby ze zgryzot. Nie czuł jednak ich bólu, nie przeżył co inni. Los nie wygnał go z domu, pchając ku nieznanemu przeznaczeniu. Do czasu...

Od dłuższego czasu unikał karczmy czy innych ludnych miejsc. Zdał sobie z tego sprawę, przekraczając próg przybytku, uderzony ciepłem, gwarem, zapachem dymu i strawy. Zmarszczył brwi. Gdyby nie specjalna okazja, tajemnica, jaką nosił jego brat, zapewne z własnej woli nie stawiłby się w to miejsce. Ostatnimi czasy najmilszymi mu towarzyszami były cisza, zimno i tańczący na lekkim wietrze płatki śniegu, czasem ogień trzaskający wesoło w ognisku. Samotne wyprawy nie były jednak już bezpieczne. Choć mocny w swym zacietrzewieniu i uparty, Svanrog nie był idiotą, nie szukał głupiej śmierci.
Mimo to rozchmurzył się nieco, widząc Mardth. Wciąż lubił i cenił jej towarzystwo, była jedyną osobą, przed którą wstydził się swej frustracji i zawiści.
To wciąż mój brat- pomyślał, wspominając na czas, lata temu, gdy serce jego nie było zatrute poczuciem wyższości bijącej ze strony Ulfa.
Dosiadł się do stolika, gdzie siedziała jego przyjaciółka, skinąwszy nieco głową na przywitanie.
- Prawda to- przyznał- Jakież pomyślne wieści mógł usłyszeć w tych czasach jednak? Zapewne Rada obdarowała go pozycją o wielkiej estymie... Jeśli miałbym zgadywać, szykuje się wyprawa wojenna, Ulfowi zaś przypadnie nią dowodzić.
Pomimo goryczy, nie śmiał zaprzeczyć, iż jego brat był sprawnym dowódcą i wojownikiem. Tu Svanrog nie miał zamiaru mu umniejszać... Po prostu chciał dotrzymać mu pola. Niestety, nie mógł.
- Ha!- żachnął się na stwierdzenie o chwalebnej śmierci- Bawi mnie, jak nazywasz go głupcem! Przecież w tym wilczym czerepie drzemie umysł sprawny i ostry, dalece mocniejszy od mojego!
Nie pierwszy raz Svanrog popełniał ten dysonans poznawczy. Serce jego pragnęło dorównać Żelaznemu Wilkowi czy nawet przebić go, pałając gniewem, gdy się to nie udawało. Usta jednak niosły słowa pochwały dla umiejętności. W końcu jeśli Ulf byłby co najwyżej poślednim wojownikiem, kimże byłby Svanrog, skoro tak łatwo mu uległ?
- Masz jakieś wici o całej tej sytuacji?- tu zrobił szeroki ruch ręką, jakby próbował ogarnąć okolicę- Potoki ludzi wlewają się do Thirongadu, jakby legiony demonów ich goniły. Czy faktycznie jest aż tak źle?
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

4
POST BARDA
Mardth uśmiechnęła się wesoło na swoiste przyznanie się do niejakiej słabości względem swego przyrodniego brata. Upiła przy tym wina, próbując zamaskować niechciany grymas, po czym odstawiła kufel ostrożnie i już poważniejszym wzrokiem przewierciła sylwetkę Svanroga. Położyła przy tym dłonie na stole, wzruszając ramionami. — Każda wyprawa w dzicz widnieje mi w oczach jako rychła śmierć. Przy aktualnej sytuacji nastąpi ona prędzej, niźli później — odparła głosem, który można było zidentyfikować jako pełen troski. Być może jej zamartwianie się spowodowane było intymną relacją z Ulfem, a być może zwyczajną troską przyjaciółki.

Wiem tyle, co reszta, z plotek na targu i w karczmach. Zewsząd demony się gromadzą, przechodząc i paląc kolejne wioski. Sporo wdów, dzieci i starców, gdyż kto żyw, ten chwytał za broń i próbował odpierać ten dziwny przemarsz. Mówią, że wyglądało to, jakby bestie faktycznie robiły całkiem zorganizowany przemarsz. Kilka klanów zostało przez to niemal zmiecionych z ziemi — odparła na jego pytanie, teraz już całkiem poważniejąc i przyglądając się ludziom gromadzącym się w środku. Część z nich wyglądała, jakby faktycznie ostatnio przez coś przeszła i musiała zapić wspomnienia w alkoholu. — Dziwne to, nie powiem. Jeszcze szamani bredzą bardziej niż zwykle.

Chłodne powietrze wdarło się do środka, gdy drzwi skrzypnęły, a w nich stanął Ulf. Żelazny Wilk przyodziany był w skóry, z luźnymi blond kosmykami spływającymi mu na ramiona. Przez grubą szyję przewieszony miał swój zwyczajowy wisior z łbem wilka, który mu patronował; swymi chłodnymi oczami przemknął przez ciżbę, wychwytując w końcu bliską jego sercu dwójkę. Uniósł w powitalnym geście dłoń, po czym poprosił karczmarza o kufel ciemnego piwa. Nie umknęło przy tym Svanrogowi maślane spojrzenie i zbłąkany uśmieszek Mardth.

Ulf raźnym krokiem podszedł do ich stolika, przysuwając sobie krzesło i siadając na nim, głośno stawiając na blacie naczynie. Uśmiechnął się pierw do kobiety, zanim skierował oczy na swego młodszego brata. — Dawno żeśmy się nie widzieli całą trójką, co? Jakoś ostatnio wiecznie się mijamy — powiedział. Mardth przekrzywiła głowę, odrobinę przy tym pochmurniejąc.

Do rzeczy, Ulf. Nie zebraliśmy się tutaj dla pogawędki.

Racja, racja. Więc w skrócie, Starszyzna jest zaniepokojona ostatnią aktywnością demonów i chce sprawdzić, co jest przyczyną. Wierzą, że możemy znaleźć odpowiedzi w Morlis. Ja zostałem desygnowany do poprowadzenia takiej grupy i chciałbym, abyś ze mną wyruszył tam, bracie.

Centralna Twierdza

5
POST POSTACI
Svanrog
Svanrog nie potraktował złowróżbnych słów przyjaciółki z należytą wagą. Perspektywa mrocznego lasu, przez który marszował pochód bestii nie z tego świata, pewnej śmierci z ich szponów i kłów nie był mu tak straszny, jak codzienność, która paliła go każdego dnia spojrzeniem ludzi, których napotykał. Nie słyszał ich słów, lecz szepty i spojrzenia niosły piętno jego hańby pośród Uratai, torturując go wspomnieniem. Z taką perspektywą armia demonów nie zdawała się być taka straszna.
Jednak uśmiech Mardth nieco rozchmurzył posępne czoło wojownika. Nie umiał powiedzieć sam czemu, lecz przyjaciółka z dawnych lat zawsze miała na niego taki wpływ, jakby potrafiła wyczuć, co w sercu nosi i zdjąć balast dręczących myśli z jego barków.
- Niech ich najmroźniejszy lód skuje, a najgorętszy ogień spali- rzucił z pogardą- Jest jednak jedna zaleta całej tej sytuacji...
Ugryzł się w język, zdając sobie nagle sprawę co chciał powiedzieć. W zależności od nastroju Mardth krzywo patrzyła lub otwarcie wyśmiewała jego stwierdzenia o ostatecznym sprawdzeniu wojownika. W sali, gdzie zasiadało tylu, co stracili wszystko przez demony Svanrog przejmował się tylko zdaniem jednej kobiety, zachowując da siebie, iż najeźdźca z innego świata nareszcie ukróci głupie swary pomiędzy klanami i pokaże, kto jest prawdziwym mężem, a kto tchórzem.
Nie, nie odważył się przed nią tego powiedzieć. Czy jego samego w takim razie należało nazwać tchórzliwym? To pytanie już wielokrotnie w życiu dręczyło Svanroga. Jak bowiem śmiał nazywać się odważnym, gdy tkwił tutaj, w Thirongadzie, bezpieczny za murami twierdzy? Czy nie powinien ruszyć w las, w noc, rzucając wyzwanie śmierci? Nie był pewien. To niezdecydowanie uznawał za słabość, z którą nie umiał sobie poradzić.
Kolejną słabość. Nienawidził siebie za to.

Wtem chłód ściął Svanroga, twarz jego, nieco zamyślona, łagodniejsza przy Mardth, stężała na powrót. Nie było to jednak zimno powietrza, które wdarło się do karczmy przez otwarte drzwi, lecz lodowa zadra w sercu wojownika, która zraniła go po raz setny na widok męża, który przestąpił przez otwarte wrota.
Jego brat robił wrażenie. Svanrog łowił spojrzenia innych zgromadzanych, część bowiem również się obróciła do drzwi. Prestiż i estyma, jaka tliła się w ich oczach kłuła go, napawając brakiem zrozumienia dla tego stanu rzeczy.
Jakiż czynów on dokonał, których ja nie dokonałem, że spotyka się on z podziwem, gdy ja otrzymuję wzgardę?
Jednak to reakcja Mardth paliła go najboleśniejszym ogniem. Gdyby któryś z gości nagle wstał i dźgnął Svanroga w bok, ten nie odczułby tego, skupiony na innym bólu.
Przecież jej nie miłuję... - dziwił się samemu sobie, już nie pierwszy raz- Dlaczegoż więc czuje, jakby ktoś mi wbijał sztylet w plecy za każdym razem, gdym świadkiem ich wzajemnego afektu?
Odpowiedzi szukał w rogu pełnym miodu. Zamiłowanie do tego napitku było doskonale znane jego przyjaciółce. Svanrog twierdził, że była to najlepsza rzecz, jaka mu się w życiu przytrafiła. W miodzie odnajdował ciepło i ukojenie. W miodzie znalazł oświecenie.
Zazdrość... Nie wobec osoby, lecz ich więzi!- pomyślał, ocierając brodę ze strużki napitku.
Słowa i ton płynące z ust Ulfa drażniły go jak nocnego drapieżnika ostre światło słońca. Wiedział, musiał wiedzieć, jak oddziaływało to na Svanroga. Młodszy z braci burknął tylko w odpowiedzi, nie odważywszy się na otwarte słowa przy Mardth. Szczęśliwie, ta ucięła wstęp Bjornssona i nakazała mu przejść do rzeczy.
Propozycja Żelaznego Wilka uderzyła go potwornym razem cyklopowego młota. Svanrog zerwał się gwałtownie od stołu z cichym warknięciem, patrząc na brata z niedowierzaniem. Spuścił głowę swoim zwyczajem, nie prosto w dół, a w prawo, zaciskając zęby. Milczał przez chwilę, uspokajając ogień, jaki zapłonął w jego sercu. Wzrok jego uciekł hen dalej, ku płomieniom paleniska izby, uszy łowiły ton muzyki skalda, który sagą o dawnych herosach uświetniał czas pijącym. Serce młodszego z braci wrażliwe było na muzykę i pieśni bardów. To ono właśnie widziało przelaną krew, iskry z ogniska, stal skąpaną we wnętrznościach wrogów. Była to pieśń, którą Svanrog tak bardzo chciał usłyszeć....
Odwrócił głowę nagle, spoglądając Ulfowi prosto w oczy.
- Dlaczego?- wycedził przez zęby- Czemóż Wilk szuka Psa na sojusznika? Czyż nie pamięta, jaką sromotną klęskę mu zadał? Jakiż pożytek więc miałby z niego?
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

6
POST BARDA
Przybycie Ulfa faktycznie skradło uwagę części obecnych tutaj Uratai; być może była to jego godna pochwały prezencja, za którą uganiały się kolejne kobiety, w tym właśnie i stara przyjaciółka Svanroga, a być może po prostu emanował energią wyśmienitego wojownika i dowódcy, za którym można byłoby pójść w bój... chyba że cierń w sercu nie pozwalał cieszyć się posiadaniem w swoich szeregach kogoś takiego, jak Wilk.

Starszy Bjorson zdawał się nie przejmować faktem, jakie uczucia żywi do niego ten młodszy. Usiadł, obdarzając wcześniej Mardth dłuższym spojrzeniem zarezerwowanym dla kochanków, pijąc ze swojego kufla i zaczynając rozmowę od niezobowiązującej pogawędki, nieczuły na gromiące spojrzenia, jakimi wadził go Svanrog. Być może specjalnie trącał go, wiedząc, jak jego prezencja rozpala diabelny ogień w sercu wojownika, a być może był faktycznie szczery i w swej szczerości chciał nawiązać luźną rozmowę, zanim przejdzie do szczegółów.

Te zaś były obuchem w tył głowy i to nie tylko dla Svanroga, który w tym momencie wstał ze swojego miejsca, samemu nieco ściągając na siebie uwagę postronnych. Siedząca naprzeciwko niego Mardth otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w pysznego Ulfa, z początku z niedowierzaniem, później zaś czerwieniejąc nieco na twarzy, która wyrażała czyste, pierwotne oburzenie. Widząc zaś reakcje jego bliskich, Żelazny Wilk uniósł na chwilę brwi, zanim zrozumiał, o co tej dwójce chodzi.

Svanrog! — rzuciła kobieta tonem ostrzejszym niż kiedykolwiek słyszał. — Ulf właśnie oznajmił, że został wybrany do zwiadu leża wroga, Morlis, gdzie jest najgoręcej z każdego miejsca, a ty jedyne, o czym potrafisz myśleć, to ciągle tamta przeklęta walka? Czy twoja duma jest aż tak zaślepiona, aby nie łączyć wątków? Ulf proponuje wam obu samobójstwo!

Mardth! — słowa Wilka skierowały na chwilę złość kobiety na jego osobę, a oczy przed chwilą wypalające dziurę w głowie Svanroga zaczęły to robić Ulfowi. Mężczyzna przez chwilę spoglądał na kochankę, zanim odwracając spojrzenie, skierował się do młodszego brata. — Usiądź na miejscu i nie rób scen. A pożytek taki mam z ciebie, że może i położyłem cię wtedy na łopatki, ale nadal jesteś wartościowym wojem, jakkolwiek o sobie myślisz w takich momentach. Nawet jeśli to ma być moja ostatnia wyprawa, do czego nie dopuszczę, nie chciałbym, żeby zakończyła się ona myślą o naszej zwadzie. Poza tym będziesz mógł się wykazać. Nie każdy myśli o tobie tak mało, jak ty sam o sobie.

Radość z wybranym przez Radę wyparowała z Żelaznego Wilka, a pozostała bardzo ludzka emocja: poirytowanie. Z jednej strony miał bowiem Svanroga, który pieczołowicie wbijał sobie drzazgi w serce, z drugiej zmartwioną Mardth, której wzrok gdyby mógł, to by teraz zabijał.

Skoro traktujesz to jako wyprawę zacieśniającą więzi, to ja też jadę — warknęła raz jeszcze dziewczyna, zakładając ręce na piersi.

Centralna Twierdza

7
POST POSTACI
Svanrog
Można było rzec, że słowa Ulfa uderzyły Svanroga, podrywając go z ławy. Wojownik zignorował spoczywające na nim pary oczu, ciekawskie spojrzenia, próbujące być może odgadnąć powód poruszenia, jakie czynił. To jednak słowa Mardth przeszyły go na wskroś, jak lodowe sople, napełniając jego uparte i porywcze serce czystym i klarownym zrozumieniem. Myśli i emocje, nagle zatrzymane, skierowane na inny tor były niczym skok do przerębli. Czyż Ulf faktycznie szedł na śmierć, jak twierdziła Mardth?
- Bracie...- zdołał wyszeptać, nim uwaga Ulfa przeszła na kobietę.
Zwątpienie wstąpiło w serce Svanroga. Zawsze to Wilk był rozsądniejszym z ich dwóch, nigdy nie poszedłby na pewną śmierć. Musiał przystać na tę wyprawę tylko, jeśli miał mocne poczucie, iż zwycięży. Jakiż przyczynek był w myślach Ulfa, gdy sączył słowa słodkie jak miód o tym, że Svanrog był dobrym wojem i silnym mężem? Parsknął lekko jednak, znajdując w miodzie łyżkę dziegciu- Wilk nie omieszkał wspomnieć swego tryumfu nad młodszym bratem. Przekora i upór ścisnęły sercem Svanroga, każąc mu stać, gdy Ulf nakazywał siadać. Walczył z tą myślą kilka uderzeń serca, nim wreszcie zajął swe miejsce, zgorzkniały, że uległ czyjemuś poleceniu.
Spojrzał na twarz brata. Ku swemu zdumieniu ujrzał, jak radość, duma, którymi rezonował od wejścia gdzieś zniknęły. Mimo skupienia na sobie, młodszy z mężów rozpoznał rozczarowanie u brata, uczucie, jakie doskonale sam znał. Nagle poczuł się dziwnie, jakby wewnętrzny ogień jakby przygasł, zostawiając po sobie zimne i czarne uczucie. Dlaczego nie znalazł satysfakcji? Miał wszelki logiczny powód...
Nie umiał rzec. Chciał zabrać głos, lecz nie znalazł słów, które były stosowne, niepodszyte fałszem lub nie wyrażały oczywistego, milczał więc, spuszczając wzrok, z miną, jakby najadł się piołunu. Oczy jego uciekać chciały przede wszystkim jednak przed wzrokiem Mardth. Nigdy nie potrafił wymienić z nią spojrzeń prosto w oczy, nie dłużej niż ułamek uderzenia serca. Nie mógł, nie wiedział dlaczego.
Jednak w tym momencie, to nie wzrok przyjaciółki, nie uwaga ni groźba z jej ust zraniły go dotkliwie. Było to prośba, nie, żądanie, by wziąć udział w tej wyprawie. Svanrog nie żywił obaw ni chciał zabraniać Mardth pójścia za Ulfem, lecz fakt, iż to ona pierwsza, bez wahania ni strachu oznajmiła o swej decyzji zapiekły go żywym ogniem.
Powinienem był być pierwszy. Miast tego waham się jakbym tchórzył na myśl o walce. Tak poczyta moje zwlekanie...
I choć czuł opór przed przystaniem na prośbę brata, oczami duszy swej ujrzał siebie, walcząc ramię w ramię z Ulfem przeciw przeważającemu wrogowi. Ich ciała były zbryzgane krwią, ich wojenne okrzyki rozdzierały nocne niebo niczym pożoga. Brzmienie pieśni ognia i stali, mimo uprzedzeń, wciąż było mocne we wnętrzu Svanroga. Sny o chwale nadal go pchały do przodu przez życie.
Zacisnął pięść, jakby słowa przychodziły mu z oporem.
- Wyruszę z tobą, bracie!- rzekł tonem buńczucznym i mocnym- Ku strzaskanym tarczom i brzdęku kling! Ku chwale!
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

8
POST BARDA
Ku krwi naszych wrogów na naszych ostrzach! — odparł Ulf z wyraźną dumą i satysfakcją w głosie, uderzając pięścią o stół. Następnie zerknął na Mardth, która ciągle wpatrywała się w swego kochanka z niezwykłym uporem w oczach. I tutaj Svanrog widział wahanie w sylwetce Wilka, który prawdopodobnie nie chciał narażać kobiety na niebezpieczeństwa poza murami Thirongardu. Chociaż kobiety Uratai były także wojowniczkami i radziły sobie w boju znacznie lepiej niż południowe ludy, Mardth całe życie spędzała raczej na czytaniu ksiąg i zaostrzaniu umysłu, niźli broni.

Mardth, nie chcę ciągle oglądać się za siebie i martwić, czy aby żaden pomiot cię nie capnął — burknął Ulf, momentalnie malejąc w oczach, gdy dziewczyna wstała. Być może i byli zacieśnieni więzami sypialni, jednak gdy przychodziło co do czego, podobnie do Svanroga, Ulf obawiał się spojrzenia rozgniewanej teraz uczonej.

Więc zapraszasz Svanroga, który najpewniej ruszy w bój i zginie, próbując udowodnić ci, że jest godzien pieśni skaldów, a nie mnie, mającą wiedzę i mogącą odkryć tajemnice Morlis? — wysyczała.

Jadą z nami szamani i to wystarczy. Potrzebuję mężów gotowych do walki, a nie... — Ulf chyba ugryzł się w język, ale dziewczę zrozumiało przekaz i z grobową miną odsunęła od siebie krzesło, wychodząc z przybytku. — Baby. — Mruknąwszy to pod nosem, Żelazny Wilk skierował spojrzenie na młodszego brata, przyjmując ponownie stoicką postawę. — Podobno w Morlis nie ma już tylu diabłów, co wcześniej i starszyzna chce to obadać. Mam dowodzić wyprawą i pilnować, żeby uczeni nie zginęli po drodze. Dlatego na Żywioły, Svanrog, masz się mnie słuchać, a nie bezmyślnie gonić za największymi bydlakami. Zakładam, że wrócimy, więc wystarczająco okryjesz się chwałą, będąc jednym z nielicznych, którzy postawili stopę w gnieździe demonów i wrócili stamtąd zwycięsko.

Centralna Twierdza

9
POST POSTACI
Svanrog
Mimo wszystko Svanrog uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy Ulf zakrzyknął radośnie. Chmury, jakie wezbrały w jego myślach zostały przegnane przez północny wiatr, przynajmniej na chwilę. Myśl o walce, chwale nastroiły go dobrze, pierwszy raz od tak wielu dni. Wzniósł on róg pełen miodu, by zderzyć się trunkami w powietrzu.
- Skål!- odpowiedział bratu.
Wypili, aż trunek spływał mu po brodzie. Svanrog żłopał miód, mogło się zdawać, że zaraz się zachłyśnie.
Gdy jednak odstawił róg, w oczach brata zauważył pewną zmianę. Rzut okiem na Mardth wystarczył, by poznał co było powodem tej odmiany. Powiadają, że gniew kobiety gorętszy jest od szału berserkera. Jak wiele w tym było prawdy? Svanrog nie miał pewności, lecz wiedział, że przed żadnym wrogiem nie struchlałby jak przed swą wybranką serca. Zmarszczył jednak brwi, czując ujmę, jaką nieumyślnie ugodził Mardth. Nawet jeśli miał najlepsze intencje, Ulf miał zwyczaj mówić innym co mają robić. Gdy jednak spoglądał na parę kochanków, uderzyło, że oto Wilk nosił obrożę, choć skrzętnie starał się ją ukryć.
- Nie powinieneś wzbraniać Mardth udziału w wyprawie, bracie- zagadnął spokojnie, choć stanowczo- Lęku w niej nie uświadczysz, a wiedza jej w istocie może być przydatna.
Wyszczerzył lekko zęby na uwagę o posłuszeństwie. Czy to miód, wartka muzyka skaldów, ciepło ognia czy perspektywa wyprawy, Svanrog był w dobrym nastroju.
- Nie mogę niczego obiecać- rzucił na wpół krotochwilą, na wpół serio- Kiedy mamy ruszuć?
Krew przepływała szybciej przez jego ciało. Tak bardzo tęsknił za tym uczuciem. Czuł się, jakby wybudzono go z letargu, rozbito lód na tali jeziora, a on wreszcie zbliżał się do powierzchni, by zaczerpnąć oddechu. Czy była to zapowiedź przełomu w jego życiu? Wspomniał na sagi, jakich nasłuchał się w dzieciństwie i swych latach młodzieńczych. Pragnął sam zostać bohaterem, kimś, o kim opowiadano by przy ogniskach i po karczmach z szacunkiem i trwogą. Oto los czy przeznaczenie dawało mu tą możliwość...
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

10
POST BARDA
Słowa wybrzmiałe z ust Svanroga, wypowiedziane już po odejściu Mardth, zburzyły nieco rozluźnione podejście Ulfa. Zerknął krzywo na swego brata, wzdychając cicho i nachylając się nad stołem. — Nie umniejszam jej wiedzy, jeśli cię to martwi. Nie miałeś jednak nigdy nikogo, do kogo pałałbyś uczuciem niemal tak gorącym, jak twój temperament, co? Gdybyś kogoś takiego miał, wiedziałbyś, że nie da się znieść myśli, że pod twoim dowództwem ta osoba jest narażona na takie niebezpieczeństwo. Wystarczy, że będę musiał pilnować ciebie i szamanów, nie mogę jeszcze poświęcać tyle uwagi Mardth. Nie zniósłbym myśli, że na mojej warcie coś by jej się stało — po tym wyznaniu mruknął coś niezrozumiałego do swojego kufla, markotniejąc na chwilę. Przez sekundę otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował, przywracając sobie dawną pewność siebie i prostując się.

Parsknął, gdy Svanrog rzucił o niedotrzymaniu łańcuchu dowództwa, jednak w jego oczach pojawiła się przez sekundę wątpliwość, jak gdyby zastanawiał się nad swoją decyzją. Zakrył to szybko uśmiechem i odpowiedzią na zadane pytanie. — Za trzy dni, na razie zbieram wojowników. Nie będzie to wielka drużyna, dziesięciu Uratai i dwóch szamanów. Pojedziemy konno, przy okazji zahaczając o jedną z północnych wiosek, które zostały zaatakowane przez demony. Im bliżej Morlis, tym bardziej będzie trzeba być czujnym, nie wiemy, co się dzieje w okolicy. Naszym zadaniem będzie zwiad jak najbliżej miasta, a jeśli szczęście nam będzie sprzyjało, to może zajrzymy, co jest za murami. Rada mówiła, że wbrew pozorom nie będzie tak niebezpiecznie, więc jestem pozytywnie nastawiony na to. Jeśli chcesz więc jakoś się przygotować, to radzę zacząć to teraz. Ach, i lepiej zaprzyjaźnij się z koniami, bo chyba nigdy nie byłeś za dobrym jeźdźcem, co?

Centralna Twierdza

11
POST POSTACI
Svanrog
Svanrog obserwował reakcję Ulfa na odejście Mardth, chłonął każdy jej moment. Próbował przeniknąć przywiązanie, jakie okazywał wobec kobiety, jak ta smycz zmieniała jego postrzeganie rzeczywistości. Część jego duszy zazdrościła zawzięcie tej więzi emocjonalnej, pragnąc przeżywać te same wzloty i upadki, łaknąć emocji jak zmarznięty podróżnik ciepła, pośród tundry, inna zaś odczuwałą ulgę, że nie jest więźniem okowów, jakie łączyły Mardth i Ulfa. Nie był pewien która część weń jest silniejsza.
- Znów to czynisz, bracie- rzekł, czując, jak miód dodaje mu śmiałości- Znów odbierasz innym poczucie ich wartości, twierdząc, że ty najlepiej wiesz, co czynić... Nawet jeśli mógłbyś mieć rację.
Znamienne jednak było to, że Ulf byłby rozproszony nawet w ogniu bitwy przez troskę o bezpieczeństwo Mardth. Z pewnością nie były to Svanroga ostanie rozważania nad naturą tej sprawy.
Parsknął, na wspomnienie jazdy konnej. W istocie, stwierdzenie, że młodszy z braci nie był wirtuozem jeździectwa było tak dalece złagodzeniem spraw, jakby rzec, iż morze podczas sztormu nie ma zupełnie gładkiej tafli.
- Prawdziwy Urutai walczy pieszo!- skrzywił się Svanrog, niezbyt kontent, iż wypomina mu się ten brak.
Jeden z wielu- pomyślał, jeszcze mniej zadowolony.
- Mógłbym pojechać wozem. Zapewne takowy weźmiemy, by załadować go prowiantem i ekwipunkiem.
Skrzywił się na perspektywę spędzania dni w siodle. W walce lubił mieć pewne oparcie na nogach, nawet jeśli samo podłoże kołysało się na boki.
Uzupełnił róg, pragnąc spłukać miodem niesmak, jaki pojawił mu się w ustach. Wzniósł pełne naczynie w górę, w propozycji z lekkim cieniem wyzwania.
- Napij się ze mną, bracie!- rzekł- Jak za czasów dawniejszych, nim niesnaski wkradły się między nas. Chciałbym zapamiętać ten wieczór do końca życia, nieważnie, kiedy by miał on nastąpić!
Spojrzał bratu w oczy. Nie robił tego często, nie lubił tej formy kontaktu, niemniej tym razem przełamał się. W sercu kiełkowało mu poczucie, iż ta chwila w istocie będzie wyjątkowa, choć nie znał źródeł tegoż osądu.
- Nie... nie jak dawniej....- poprawił się po chwili- W przeszłości byłem słabym nieudacznikiem. Chcę bawić się jak na silnego męża przystało. Tak, wiem, że nie jestem silny jak ty... bracie.
Zacisnął przy tym zęby, memłając słowo w ustach.
- Nie ułomek ze mnie jednak, na Żywioły!
Uderzył w stół pięścią, zbyt mocno. Mógł zwrócić uwagę. Z drugiej strony były tylko dwie osoby, których opinia o nim samym prawdziwie dlań znaczyła. Jedna z nich wyszła przed chwilą.
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

12
POST BARDA
Ulf uniósł zaskoczony wzrok, gdy z ust Svanroga wypłynęło tak śmiałe jak na mężczyznę stwierdzenie. Przez chwilę nie wiedział dokładnie, co też powinien rzec; nawet zadumał się, wpatrując uważnie w brata, zanim w końcu odchrząknął. — Nie mieszaj w to swojej dumy. Doskonale wiesz, że przemawiała przez nią troska. Mardth ma jednak łeb na karku i jak ochłonie, to zrozumie, że jej osoba tylko by tam zawadzała.

Uśmiechnął się na jakże jawne przyznanie się do własnej ułomności i parsknął na odważne stwierdzenie o tym, jak winni walczyć wojownicy ich rasy. — Walczyć owszem, ale jakbyś chciał na nogach zasuwać pół kontynentu, to by ci prędzej czy później odpadły. A na wóz owszem, możesz wskoczyć, chociaż dobra nauka jazdy przez te kilka dni powinna ci wystarczyć, żeby się utrzymać w siodle. Jeden koń jest mniej zawodny niż cały wóz.

Żelazny Wilk wahał się sekundę na kuszącą propozycję brata, zanim skinął na karczmarza, by ten podał mu kufel miodu. Zanim ten jednak przyszedł, łatwo było ujrzeć na jego nieskalanym obliczu irytację kolejną nieświadomą próbą użalania się nad sobą. Otrzymawszy napój, rzucił tylko łagodnym tonem: — Tylko ty tak siebie widzisz, bracie. I pamiętaj, że ta wyprawa to nie zabawa — po czym wzniósł toast, stukając swój kufel z rogiem Svanroga i pijąc do dna.

*
Kolejne dni skupione były na przygotowaniach do wyprawy; Ulf niemal nie zaglądał do rodziny, wychodząc o świcie, by zbierać wojów, zapasy i dogadywać się z kolejnymi osobami. Gdzieś w połowie drugiego dnia wspomniał jedynie bratu, aby stawił się przed bramą do Thirongardu tuż przed świtem, gotów do drogi i z naostrzonym mieczem. Mardth przez ten czas ani razu nie odezwała się do żadnego z braci.

Mróz szczypał mocno w policzki; niebo nad nimi było szare, gdzieniegdzie jeszcze upstrzone srebrnymi gwiazdami i blednącymi księżycami. Gdzieś na wschodzie widnokrąg różowił się, oblewając płaskie połacie ziemi pierwszym światłem. W okolicy było cicho i tylko pojedyncze głosy wzbijały się, dochodząc z rozbitych wokół murów obozowisk... i od grupy stojącej i czekającej, aż wszyscy się zbiorą.

Ulf, goszcząc w tym samym rodzinnym ognisku, co Svanrog, ruszył razem z mężczyzną, przybywając do zebranej już drużyny. Stało tam ośmiu rosłych Uratai, w tym dwie kobiety – każde z nich mógł on kojarzyć, gdy przewijali się po twierdzy, przechwalając kolejnymi bliznami wojennymi. Stali przy koniach, niskich, krępych i włochatych, przyodziani w skóry i bronie, rozmawiając między sobą. Niedaleko przygotowany był niewielki wóz z dwoma przywiązanymi doń koniami i woźnicą także uzbrojonym chociaż w podstawowy oręż. Obok powozu zaś stały dwie sylwetki odziane dosyć ekscentrycznie – chociaż tężyzną fizyczną nie odstawali zbytnio od pozostałych wojów, to mężczyzna i kobieta ozdobieni byli wielorakimi ozdóbkami, od zwierzęcych kostek, po lśniące kamienie nawinięte na sznurki. Mieli nawet na twarzach tatuaże – u dziewoi widoczne były także na ciele, zważywszy na brak jakichkolwiek cieplejszych ubrań oprócz skórzanej kamizelki.

Na widok Ulfa i Svanroga wszyscy ucichli, spoglądając na dwójkę w wyczekiwaniu. Być może przy tym paranoja i zranione ego Svanroga zadziałało, bowiem zdawało mu się, iż na jego osobę wojownicy spoglądali z lekką pogardą; mogło to być jednak wrażenie, jakie sprawiał przy znacznie bardziej obdarzonym przez los Żelaznym Wilkiem, który właśnie podchodził do przygotowanego wierzchowca, klepiąc go po grzebiecie i odwracając się do zebranych.

Przywiodłem was tu dzisiaj przyjaciele jak wiecie w ważnym zadaniu. Po raz pierwszy odkąd nasi ojcowie pamiętają, mamy okazję dotrzeć do Morlis, przeklętego miasta demonów i nawet stamtąd wrócić! Co więcej, po drodze oczyścimy tyle piekielnych bestii, ile tylko damy radę i wrócimy z tarczami do Thirongardu, mając nowe informacje o wrogu. Pamiętajcie przy tym, że życie naszych szamanów jest najważniejsze - to oni będą w stanie odkryć tajemnice Morlis i dzięki temu wspomóc nas w czasach, w których demony wyganiają naszych pobratymców z domów! — krzyknął, wskazując na dwójkę i dał wszystkim znak, aby wskoczyli na konie i powoli ruszyli za nim. Svanrog jako jedyny nie miał szkapy, musząc posiłkować się wozem, który ciągnął prowiant, ekwipunek... i jego. Spojrzenia, którymi obrzucali go inni ludzie nie były już wątpliwością.

Centralna Twierdza

13
POST POSTACI
Svanrog
Wznieśli kufle i rogi, naczynia zderzyły się w powietrzu. To miała być noc, którą chciał zapamiętać.
Tak się jednak nie stało. Dziki nastrój Wilka gdzieś przepadł, przykryty zimną czapą analitycznego umysłu. Ulf siedział ze Svanrogiem przy stole, lecz sercem był przy swojej wyprawie, dziele wielkim i poważnym. I choć młodszy z braci rozumiał poświęcenie, jakie ten drugi wkładał w to przedsięwzięcie, to jednak w sercu czuł zawód, tym większy, że karmiony irytacją Ulfa. Między braćmi rosły rysy i pęknięcia jak na lodowcu. Svanrog prawdziwie chciał zapomnieć tego wieczora o różnicach, jakie narosły między nim a bratem, spić się do nieprzytomności, bawiąc się do świtu, by z pianiem koguta zaryć nieprzytomnie głową o blat, usypiając snem kamiennym. Los jednak, czy może Ulf właściwie miał inne plany. Po drugiej kolejce opuścił karczmę. Ze wszystkich zdarzeń, złej krwi i nieporozumień, to jedno Svanog rozumiał doskonale. Dzieło, jakie miało się stać w najbliższych dniach wymagało poświęceń. Nagle jednak wojownik zacisnął zęby, zdjęty mrożącą mu krew myślą. Czy może Żelazny Wilk z ulgą powitał możliwość opuszczenia wspólnego stołu? Widział przecież sam, na własne oczy, że jego brat nie okazywał rozbawienia czy przyjemności ze spędzanego czasu...
Smutek zdjął Svanroga, który ponownie sięgnął po róg z miodem. Czy to jednak alkohol zasiał zwątpienie w sercu męża, czy jedynie wydobył na wierzch co kryło się w nim już od jakiegoś czasu? Pewności nie było. Miast tego szły następne kolejki. Tak to bowiem się stało, że pomimo iż w tłumie ludzi, Svanrog został sam. I choć stronił ostatnimi czasy od towarzystwa, puste, rezonujące w jego duszy uczucie nie dawało mu spokoju.
Pozostał mu słodki smak miodu... Lecz i to mu odebrano. Nie wiedząc kiedy, nagle znalazł się na zewnątrz, wsparty o drewnianą ścianę jakiegoś domostwa. Słodycz jego ulubionego trunku przeszła w kwaśno-gorzki posmak, gdy w nagłym spazmie zgiął się w pół, opróżniając zawartość żołądka. Skurcz przeszedł jego ciało, nogi ledwo powstrzymywały kołysanie. Zwymiotował ponownie, głośno.
Wreszcie wyprostował się. Oddychał ciężko, cały czerwony na twarzy. Czuł, jak oczy ma opuchnięte, piekące. Wzniósł je ku czarnemu niebu, nie mogąc dostrzec gwiazd.
- A żeby was tak wszystkich...- złorzeczył, lecz nie skończył. Zwymiotował ponownie.
Nie pamiętał gdzie usnął. Chyba pod domem Mardth.

***
Noc, jaką spędził na zewnątrz, usnąwszy snem pijaka w istocie stała się pamiętną. I choć w dniu wyprawy nic w jego wyglądzie nie przypominało stanu upodlenia, to wstyd wciąż palił go w środku. Nadszedł jednak wyczekiwany moment. Już za kilka chwil mieli wyruszyć. Był to ładny poranek, cichy i mroźny. Lekka bryza kłuła woja w policzki, wypełniała zimnymi igiełkami płuca przy głębszym oddechu. Mróz, przyjemny ciężar oręża w dłoni, zapach lasu, skrzypienie drewna ładowanego wozu sprawiły, że młodszy z braci szybko zapominał o niedawnych ekscesach. Oto zaczynała się jego saga!
Oczywiście w centrum, w sercu tej opowieści był Ulf, jak bohater legend spajał drużynę, tuzin dusz, które miały ruszyć ku przeklętemu Morlis. Svanrog widział, jak spoglądają na Żelaznego Wilka, jaką estymą i uznaniem się cieszył. Gdy jednak napotykał na ich wzrok, nieprzyjemne uczucie przechodziło mu przez kręgosłup, niczym okruch lodu wpadający za kołnierz.
Wtedy to przemówił Bjornsson. Słowa jego zagrzewały ducha, świadcząc o wadze zadania, jakie im powierzono. Zdawało się, że cały Thirongad... Nie, cała północ polega na ich wyprawie.
Tak, Żelazny Wilk miał srebrny język. Svanrog wsłuchiwał się w jego podniosłe słowa, które rozpraszały szarość poranka jak promienie zimowego słońca. Pozostali wsłuchiwali się w skupieniu. Oto przed nimi wszystkimi stał tytan, Żelazny Wilk, ten, co powiedzie ich ku chwale. U jego boku zaś... poślednie coś, którego imienia nie warto pamiętać. Nieee, nikt tego na głos nie powiedział. Nie musiał jednak. Czuł to. Łowił pogardę w ich oczach, drobnych gestach i ruchach. Czuł to jak czuje się ciepło ognia, mimo, iż przez zamknięte oczy nie widać płomienia. Noże z ich spojrzeń raniły go w plecy, gdy zasiadał na wozie, gotując się do drogi. Czy tak miał wyglądać jego udział? Ulf zapewniał go, że potrzebuje swego brata, iż przydatne będą mu jego siła i bojowe umiejętności.
Czemuż bracie... Czemuż więc pogardy doświadczam? Widzę ją i czuję! Mamiłeś mnie sowami, że jestem dość dobry! Czyżeś ślepcem, czy kłamcą?!
Svanrog z wysokości wozu wpatrywał się w tych, co obdarzyli go wzgardą. Zapamiętywał ich twarze, imiona. Milczał, pielęgnując czerwoną różę nienawiści w swym sercu.
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

14
POST BARDA
Twarze, które podczas odjazdu wpatrywały się w Svanroga, zajęły się swoimi sprawunkami; czy było to tępe wpatrywanie się w widnokrąg, być może w poszukiwaniu wroga, który ponoć tak blisko się znalazł ich stolicy; były to także ciche słowa między członkami drużyny, którzy znudzeni zabawiali się plotkami i opowieściami skupionymi wokół wojaczki. Okazjonalnie ktoś zerkał, ciągle skonfundowany na tak niecodzienny widok, jak jedyny na wozie Uratai, ale nie komentował niczego, zaraz wracając do swych zajęć. Ulf jeden jechał z przodu, rozglądając się czujnie na boki, jakby wypatrywał nieuchronnego zagrożenia.

Droga była wyboista, chociaż daleko było jeszcze do wiosennych roztopów, które nieco rozmiękczały surową, północną ziemię. Skrzypiący, twardy śniegu umożliwiał w miarę sprawne poruszanie się, a także pozwalał na ewentualne wytropienie wroga; ku ich szczęściu, jedyne ślady na jakie natrafiali, to te ludzkie i zwierzęce, ciągnące się z wąskiego szlaku prowadzącego na północny zachód. Tam znajdywały się kolejne wioski, które podług raportów uchodźców zostały zrównane z ziemią.

Słońce wyszło w końcu zza widnokręgu, powoli sunąc w górę i oświetlając im drogę. Przed grupą, wedle słów jednego z jej uczestników, miała znajdować się godzinę, może dwie drogi stąd osada będąca pod opieką klanu Vastsjan, nietknięta jeszcze przez demoniczne, spaczone łapy. Mieli przez nią przejechać, następnie przekroczyć rzekę i wstąpić do lasu. Gdzieś już tam powinny być pierwsze większe hordy, którymi grupa zwiadowcza miała się albo zająć, albo ominąć, jeżeli przerośnie to ich możliwości bojowe.

Przejeżdżając przez niewielki gaj na jednym z wielu wzgórz, niespodziewanie z wozem zrównał się jeden z szamanów, mężczyzna o długich, splecionych w gruby warkocz włosach, w które wplątane miał talizmany ze zwierzęcych resztek. Podobnie przyozdobioną miał brodę. Na szyi nawleczone miał miniaturowe czaszki, prawdopodobnie jakiś myszy. Tatuaże na jego twarzy przypominały płatki śniegu, pozwalając sądzić, że kapłan musiał czerpać siłę od Lodu.

Nie zaprzyjaźniłeś się za młodu z koniem? — zagadnął dosyć głębokim głosem, półgębkiem się uśmiechając i przyglądając uważnie Svanrogowi. — Winieneś chyba się za to zabrać po powrocie. Nigdy nie wiadomo, kiedy wierzchowiec się przyda.

Zmarszczył brwi, gdy w okolicy rozbrzmiało ciche, przytłumione wręcz kichnięcie. Woźnica także zareagował, odwracając się w stronę Svanroga, jakby to on był dlań źródłem dźwięku.

Centralna Twierdza

15
POST POSTACI
Svanrog
Było to jak cisza przed burzą, wyczekiwanie, aż nadejdzie bój.
Svanrog milczał, jego oczy wpatrzone półprzytomnie w dal. Umysł jego nieskrępowany był jakąkolwiek konkretną myślą, pozwalał by obrazy surowego krajobrazu przelewały się jeden w drugi.
Czekał.
Wóz skrzypiał, kołysząc się momentami, jadąc bez przeszkód po ściętej mrozem ziemi. Zimno było teraz sojusznikiem Urutai, bowiem roztopy zalałyby trakty błotem, spowalniając bądź całkowicie zatrzymując w swych miękkich, lepkich objęciach wozy i konie. Teraz podróżowali sprawnie, przemierzając północną krainę. I choć Svanrog zdawał się żyć walką, nie pragnąc nic więcej poza wojenną chwałą, nie pozostawał obojętny dla piękna swej ojczyzny. Zwłaszcza tu i teraz, z dala od większej ilości ludzi, ich codziennego życia, gwaru miasta, wojownik wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią. Być może zaryzykowałby nawet słowa, że czuł on mocniejsze więzi z zmarzniętą ziemią, śnieżnymi szczytami, wietrznymi pagórami czy lodowatymi, czystymi jak kryształ jeziorami niż z ludźmi, którzy przy nich żyli.

Czekał.
Bystroocy zwiadowcy czytali ze śniegu i ziemi jak mędrcy ze swych zakurzonych woluminów. Mówili oni czasem o śladach bytności dzikich zwierząt. Svanrog wiedział, że to z jednej strony dobry znak- choć poczynili zapasy żywności, w chwili potrzeby mogli zapolować. Z drugiej strony jednak serce jego łaknęło walki, a na takową rychło się nie zapowiadało. Musiał uzbroić się w cierpliwość.
Wyprawa napotykała też ślady ludzi, co jeszcze dobitniej świadczyło o braku bytności demonicznych intruzów w okolicy. Dalece za wcześnie jednak było na popasanie, słońce dopiero co wstawało ze swego nocnego leża. Jak z resztą powitają wędrowców ludzie, co zajmowali te ziemie? Jak zareaguje głowa klanu Vastsjan, gdy usłyszy, że sam Żelazny Wilk wkracza na jego ziemie? Czy wieści o przyczynku ich wyprawy dotarły już tutaj?

Czekał.
Jak głodny lew górski serce jego miotało się w jego piersi, łaknąc szczęku stali i przelania krwi. Spoczywając na przerzuconej przez drewnianą ławę skórze Svanrog bezwiednie położył dłoń na toporze. Lekki wiatr powiał znad hal, kołysząc włosiem futra, które wojownik przerzucił przez barki. Wojownik uspokoił drażniące jego duszę łaknienie, jakby kojąc ją dotykiem gładkiego materiału drzewca oręża i zimnego pocałunku wiatru północnego.
Z zadumy wyrwał go głos szamana. Svanrog zmarszczył brwi. Nie lubił, gdy ktoś mówił mu, co winien uczynić, reagując na to najczęśniej nieprzychylnie.
- Czyżeś znudzony podróżą, lodowy mędrcze, że nękasz mnie słowami swymi?- mruknął. Doskwierał mu fakt, że szaman miał rację. Tylko jednej osoby uwagi tolerował, czy nawet był kontent, że były mu udzielane, była ona jednak daleko stąd.
- Śledź trakt, woźnico, a nie się we mnie wpatrujesz. Na Żywioły, czegoż chcecie ode mnie? Oczy we mnie wbijacie, jakby mi rogi jelenie wyrosły! Ostawcie mnie, nie szukam teraz towarzystwa. Jedyna osoba, z której obecności byłbym teraz rad została w Thirnogadzie.
I żałuję tego- pomyślał, lecz nie śmiał tego rzec na głos. Nie miał ku temu powodu. Co by to zmieniło? Przecież Los nie sprawi, że Mardth nagle pojawi się w magiczny sposób tu, na wozie.
Are you worthy to join me in the Red Feast?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Twierdza”