Centralna Twierdza

16
POST BARDA
Szaman spojrzał z lekka zaskoczony dosyć ostrą reakcją Svanroga na jego zaczepkę. Uniósł brwi, przez chwilę studiując sylwetkę Uratai na wozie, w końcu wzdychając i śmiejąc się lekko. — Aż tak widać? Cóż, chciałem umilić nam czas pogawędką, ale skoroś taki najeżony na próby zaprzyjaźnienia się, znajdę sobie kogoś innego — rzucił, chociaż wbrew pozorom nie odjechał, by wedle woli Svanroga ostawić go samotnego z własnymi myślami, a truchtał obok wozu, wpatrując się weń uważnym spojrzeniem.

Woźnica parsknął jakimś cichym przekleństwem, kiedy i w niego uderzył introwertyczny gniew wojownika, odwracając się i mamrocząc coś do siebie o "piątym kole u wozu", zapewne w kontekście swojego pasażera. Szaman zaś, nie odstępując transportu o krok, jechał swobodnie, co jakiś czas zerkając tam i chyba powstrzymując się od kolejnych komentarzy. Ewidentnie jednak coś go interesowało, być może w osobie Svanroga, być może w samym przewożonym jedzeniu.

Po kilku minutach ponownie ktoś w okolicy kichnął, próbując stłumić ten dźwięk. Woźnica, nauczony agresywnego podejścia swego pasażera tylko drgnął, odwracając lekko głowę, natomiast szaman tym razem uśmiechnął się szeroko, bezpośrednio do Svanroga, po czym wpatrując mu się prosto w oczy, rzekł donośnym głosem: — Wyłaź stamtąd, bo zaraz tam zamarzniesz — i być może ku zaskoczeniu wojownika, być może też ku jego uciesze, los postanowił choć raz uchylić się przed nim, gdy spomiędzy beczki wyłoniła się lniana płachta, zaraz zrzucona z sylwetki, którą okalała.

Mardth, z zaczerwienionym lekko nosem zerknęła płochliwie na szamana, który przeniósł nieco surowe teraz spojrzenie na nią, zanim okrzykiem zatrzymał kolumnę z Ulfem na przodzie, ręką przyzywając dowódcę. Wóz także się zatrzymał, pozwalając Żelaznemu Wilkowi podjechać kłusem do miejsca zdarzenia.

Nigdzie się stąd nie ruszam, choćby góry miały się poruszyć — rzuciła ostrym tonem do Svanroga, wpatrując się weń z mieszanką nadziei i lekkiego zwątpienia. Ewidentnie liczyła, że przyjaciel poprze ją w nadchodzącej potyczce słownej między kochankami... a ta chyba miała nadejść, bowiem zaniepokojony nagłym postojem Ulf po podjechaniu do wozu i ujrzeniu Mardth, wyraźnie się spiął.

Mardth! Co ty tu na Żywioły robisz? — zapytał mimo wszystko spokojnie, nie okazując głębszych emocji.

Zabrałam się na gapę, jak widać — odparła, uśmiechając się przy tym buńczucznie.

Jeszcze nie wyjechaliśmy na teren diabłów, ktoś cię zaraz zawróci z powrotem do Thirongardu.

Nie. Ma. Mowy. — Mardth skierowała wzrok na Svanroga, wyraźnie prosząc go, aby teraz stanął po jej stronie.

Centralna Twierdza

17
POST POSTACI
Svanrog
Svanrog spodziewał się ostrzejszej reakcji szamana, czułby się usprawiedliwiony w swym tonie. Ten jednak odparł z lekkim rozbawieniem, podszytym nutą żalu.
Czemuż twe słowa są jak miecze, jeśliś tylko zagadnąć pragnął?- pomyślał odruchowo.
Wojownik zamyślił się, ambiwalentne odczucia targały jego sercem. Chciał przeprosić, lecz powstrzymał się, w obawie, że odebrane to będzie jako słabość. W porywie emocji niemal wymówił na głos myśl sprzed chwili, lecz okazałby tym brak honoru. Chyba. Nie był pewien. Jeśli bowiem w poczucie tegoż honoru źle zostanie oceniony i uznany za tego, co się ugiął? Czy może właśnie siłę okaże postawą, że żadne słowo nie jest w stanie go zranić? Z drugiej strony czy człowiek silny puszcza mimo uszu ostre uwagi i wytykanie słabości?
Svanrog nie wiedział, milczał więc, jak większość swego życia. Niepewność ta pogłębiała tylko jego frustrację, która już była głęboka jak piekielna otchłań. Zmieszanie jednak rozkwitło na jego twarzy, nie potrafił bowiem ukryć tego, co działo się w jego wnętrzu. Spuścił więc tylko głowę, zły i zawstydzon.

Ku jego lekkiemu zaskoczeniu szaman nie odjechał dalej, nie zostawił uwag i wozu za sobą. Co więcej, pierwszy przerwał dzielącą ich, ciężką jak grobowy całun ciszę.
- O czym mówisz na Trzy Żywioły?- zmarszczył gniewnie brwi Svanrog, nie pojmując, że to nie do niego skierowane są te słowa. Jakież jego było zdumienie, gdy poznał ich adresata! Parsknął, gdy zza beczki niczym zjawa wyłoniła się nikt inny, a jego przyjaciółka, Mardth! Czy Żywioły słuchały jego myśli, wejrzały w serce i duszę i przywiodły kobietę na jego wóz? Nie, to nie było teraz istotne. Jakkolwiek się tu dostała, magią czy zwykłym podstępem, cieszył się, że tak się stało. Zaśmiał się krótko i gardłowo, a szczerze.
- Rad jestem, że cię widzę- rzekł spokojnie, zupełnie jakby była to popołudniowa wizyta, a nie wielkie odkrycie.
Nie każdy jednak podzielał odczucia Svanroga co do pojawienia się kolejnej osoby w orszaku. Czemuż to jednak? Czemuż Ulf nie radował się na widok swej ukochanej? Młodszy z braci tego nie rozumiał. Tego jednego nigdy nie mógł pojąć. Znał przecież Ulfa całe życie, sądził, że na wskroś, ten jednak co jakiś czas wciąż i wciąż go zaskakiwał. Już chciał się odezwać, lecz ujrzał szukające wsparcia spojrzenie przyjaciółki. Zawahał się.
Wszyscy wokół gotowi pomyśleć, że robię to dla niej... Zaczną snuć podejrzenia, wymyślać bajki.
Westchnął, wypuszczając gęsty kłąb pary z nozdrzy.
Czy jednak znów mam być bierny wobec nurty losu? Niczym trup unoszony przez rzekę?
Zacisnął pięść powoli, aż knykcie mu pobielały.
A przecież chcę żyć... Chcę wreszcie poczuć, że żyję. Poczuć... cokolwiek.
- Bracie!- zawołał- Miast dziękować przeznaczeniu za jego dary, odprawiasz je precz? Czy za dużo masz pod sobą mężów i kobiet? Nie jest przecież ona dziecięciem, byś musiał ją nieustanną opieką roztaczać. Jej wiedza będzie nam przydatna.
Wstał powoli, czując, jak spojrzenia lądują na nim. Zeskoczył z wozu, strzelając karkiem, gdy wylądował na ziemi. Przez trzy uderzenia serca zgromadzeni oglądali jego plecy, nim Svanrog odwrócił się, spoglądając Ulfowi w oczy.
Prosto w ślepia sławetnego Żelaznego Wilka.
Podszedł doń bliżej, krokiem żywszym. Starał się ukryć ekscytację, lecz nie potrafił. Była ona w jego słowach, ruchach. Prawa dłoń drżała mu, jakby wyjęta z lodowatej przerębli.
- Nie pojmujesz, jaką ujmę na honorze jej przysporzysz, odprawiając ją precz?!- nie mógł opanować głosu- Nie... nie widzisz tego. Ani teraz, ani tamtej nocy, gdy mnie powaliłeś.
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

18
POST BARDA
Mardth uśmiechnęła się do mężczyzny, kiwając mu tylko głową w podzięce za ciepłe słowa. Powoli wysunęła się spomiędzy beczek, zrzucając z siebie okrycie i delikatnie smarkając. Przyodziana była w podróżny strój, w tym ciemne futra, a nawet przy pasie miała własny toporek, będąc naprawdę gotową na tę kilkudniową wyprawę. Zza siebie nawet wyciągnęła tobołek, w którym musiała trzymać przygotowane dla siebie rzeczy. I nawet bez tego wszystkiego wyglądała na naprawdę zdeterminowaną i gotową walczyć o swoją rację.

Svanrog, kiedy zeskoczył, zebrał na sobie zainteresowane spojrzenia członków drużyny, którzy przystając, przyglądali się obecnej sytuacji. Stojący obok wozu szaman spokojnie słuchał konwersacji, nie wtrącając się na razie i udając, że go to w ogóle nie interesuje. Ulf zaś pomimo maski spokoju i beznamiętności, godnej obiektywnego dowódcy, jakim winien być, spoglądał na Mardth, oczekując, iż ta podporządkuje się jego słowom. Nie przychodziło jednak do tego, a w zamian za przed sobą, a raczej swym koniem miał Svanroga wykrzykującego pełne złości słowa o honorze i darach od Żywiołów, przechodzące powoli ze sprawy kobiety na osobiste ujmy młodszego Bjornssona.

Żelazny Wilk widząc, co się święci, zsiadł z konia, by zrównać się ze Svanrogiem – chociaż nadal górował nad nim o połowę głowy, co w tej sytuacji mogło mieć znaczenie psychologiczne. Przez chwilę wpatrywał się w brata z mieszaniną emocji; w jego oczach znalazło się więc zmęczenie, konsternacja, a nawet iskierki gniewu, kiedy Svanrog tak ostro przechodził do ofensywy. Wyraźnie także zastanawiał się nad doborem słów, być może nie chcąc eskalować konfliktu, a przynajmniej nie w otoczeniu jego podwładnych.

Nie teraz pora na rozważanie o twoim honorze, Svanrogu — rzucił w końcu, ciszej niż zwykle, zdecydowanie celując słowa tylko do brata. Kolejne zdanie wypowiedział już głośniej. — Wszyscy członkowie tej wyprawy zostali zatwierdzeni osobiście przez Starszyznę, łącznie z tobą. Mardth na liście nie było, a zapasów na wozie chciałbym ci przypomnieć zabraliśmy dla określonej liczby osób. Nie możemy sobie pozwolić na dodatkowych ludzi, czysto ze względów logistycznych.

Pomyślałam o tym — odpowiedziała natychmiast Mardth, wskazując na swoją torbę, wypchaną po brzegi najwyraźniej prowiantem. — Nie mam co prawda pozwolenia od Rady na tę podróż, ale doskonale wiesz, że całe życie spędziłam na doskonaleniu wiedzy. Ba, części rzeczy uczyli mnie przecież szamani. Nie uważasz, że trzecia para oczu nie będzie przydatna dla sprawy?

Uważam, Mardth, ale nie jedziemy do jakiejś południowej biblioteki, a do Morlis. Nie wiemy, przez co będziemy musieli się przeprawiać i z czym walczyć, a nie chcę, aby każdy, a szczególnie ja i Svanrog, musiał zerkać co chwila przez ramię, czy aby coś cię nie schwytało.

Nie jestem bezbronna, a ty na tyle głupi, aby dać zasadzić się bandzie demonów. W końcu Rada nie bez powodu wybrała ciebie do tej wyprawy, pamiętasz? Wierzyli, że poradzisz sobie na terytorium wroga i tak samo wierzę ja... i reszta, prawda Svanrog? — twarz Mardth zwróciła się w stronę młodszego Bjornssona, oczekując odpowiedzi. W tym czasie ręka kobieta spoczęła na ramieniu Ulfa, ledwo zauważalnie gładząc je. Svanrog zaś widział to spojrzenie, którym niejednokrotnie obdarzali jego przyjaciółkę mężczyźni... którym zapewne i on ją uraczył. Uległość i ugięcie wobec jej argumentów, a także czegoś, co wojownik do końca nie potrafił wytłumaczyć, ale co było sekretem kobiety.

Centralna Twierdza

19
POST POSTACI
Svanrog
Była to pełna napięcia chwila milczenia. Dwóch braci, dwóch rosłych mężów, twarzą w twarz, oko w oko, poróżnieni o kobietę. Niemal jak w sagach i legendach. Przyczynek dokładny był jednak inny, niż śpiewali zwykle skaldowie.
Svanrog czuł na sobie wzrok zgromadzonych. Liczyła się jednak dlań jedna para oczu. Wilk podjął wyzwanie, wychodząc mu naprzeciw. Serce łomotało w piersi młodszego Urutaia, bowiem nie lękał się on żadnego wroga, ni śmiertelnego, ni demonicznego, lecz zawsze czuł opór, by skonfrontować się otwarcie z bratem.
Wciąż jednak łączyła ich więź. Svanrog przytaknął subtelnie, po czym uśmiechnął się, już zupełnie jawnie. Roześmiał się, a był to śmiech nieprzyjemny, zachrypły, drapieżny, jak z gardła nienawykłego do tego rodzaju dźwięku.
- Bracie!- niemal warknął- Jakże cieszę się, że to ty prowadzisz nas w bój!
Dalej już pozwolił słowom Mardth zapaść na serce Wilka, jak nasiona rolnika padają na przeorany pługiem grunt. Słowa jej były słodkie jak miód, szeptane niemal prosto do ucha. Nagła myśl jak lodowa igła zdjęła Svanroga, budząc nim nutę lęku.
Jakże łatwo niewiasta omamia męża, jak ten łatwo potrafi jej ulec. Jest jak wąż pośród górskich kwiatów, jak trucizna w najlepszym winie. Uchowajcie mnie Żywioły, bym nigdy nie był zakochany!

Nie zamierzał już dalej podkopywać pozycji Ulfa. Dość już zrobił, być może powiedział nawet za dużo. Nie żałował jednak niczego. Zadziałało to nań dobrze, jakby zdjęto zeń część balastu ciążącego na sercu. Prawdą bowiem było, że jakkolwiek chciał zatriumfować nad bratem, tak pragnął z całych sił, by ten cieszył się wielką estymą i szacunkiem.
- Nie masz bowiem męża ni potwora, nie masz ciemności najczarniejszej ni ognia najgorętszego, przeciw którym bym nie staną, jeśli miałbym ciebie, bracie, ramię w ramię, do krwi ostatniej!- huknął gromko, waląc się przy tym wielkim kułakiem w tors.
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

20
POST BARDA
Lekki niepokój był wymalowany na twarzy Ulfa przez cały ten czas; być może obawiał się, że jego brat ponownie wpadnie w amok, w którym zrobi kolejną głupotę, a być może było to dyktowane podważaniem jego dowództwa, do czego miał najwyraźniej skłonności Svanrog. Tak czy siak, lekko rozluźnił mięśnie w momencie, gdy bądź co bądź sensowne wyjaśnienie niechęci do zabrania ze sobą Mardth spotkało się z celem i młodszy z Bjornssonów przyjął je do świadomości. Svanrog mógł jednak mieć w tyle głowy ich wcześniejszą rozmowę w karczmie, w której jasno wspominał, że po prostu nie chce się zamartwiać za dwoje.

Pomimo tego, uginał się przed urokiem osobistym kobiety, mięknąc z sekundy na sekundę. Zmiana była mało zauważalna, jako że Ulf potrafił trzymać się w ryzach; jednakże jakkolwiek była między braćmi zwada, Svanrog rozpoznawał już drobne zmiany w zachowaniu Wilka. Na zawoalowaną deklarację wierności i wiary w jego dowództwo Ulf z wyraźną ulgą skinął bratu i zwrócił się do Mardth: — W twoich słowach jest racja, jednak...

Nam się zawsze przyda trzeci łeb do badań, o ile jakieś się znajdą. Waż tylko dziewucho, że działamy tutaj drużynowo i nikt nie chce mieć kuli u nogi — wtrącił się szaman, pobieżnie zerkając na Svanroga, gdy wspominał o tym nikim. Ulf zamyślony spojrzał na mężczyznę, zanim z cichym westchnieniem i zrezygnowaniem wskazał kobiecie wóz, samemu wracając na konia i wyjeżdżając przed szereg, by poprowadzić zespół do przodu, w stronę najbliższej wioski.

Orszak ponownie ruszył do przodu, tym razem z dodatkowym członkiem – Mardth, która z zadowoloną miną umościła się obok Svanroga, wypchaną torbę wsadzając pod nogi i okrywając się derką. Ostrożnie pociągała nosem, ale nastrój miała bardzo dobry, co okazała szturchając lekko mężczyznę w bok. — To która pannica została w Thirongardzie, za którą tak tęsknisz, co?[b/] — zagadała z uśmiechem.

Centralna Twierdza

21
POST POSTACI
Svanrog
Czy zasługiwał na to? Czy swymi wcześniejszymi słowami na tyle przyniósł ujmę szamanowi, by ten nazwał go przy wszystkich nikim? Zacisnął zęby, nie chciał bowiem podnosić nowego larum, gdy pierwsze ledwo co zostało powstrzymane tuż przed wybuchem. W innych okolicznościach być może nie powstrzymywałby się, lecz teraz, choć serce paliło w jego piersi, spojrzał jeszcze raz na Ulfa i na Mardth, na ich wymianę spojrzeń, drobnych gestów...
Zamilknę... Dla nich.- pomyślał.
Nawet mąż tak skupiony na sobie jak on rozpoznał moment, chwilę ulotną, która nie należała do niego. Spojrzał na swych towarzyszy podróży, oceniając ich reakcje. Nie słyszał jednak ni słowa protestu. Dobrze.

I tak oto ich wyprawa powiększyła się o dodatkowego uczestnika. Gorące emocje i wzbity śnieżny pył opadły, a Svanrog powoli, ociężale wrócił na swój wóz. Zasadł wygodnie na rozrzuconych skórach, wzdychając tylko lekko. Na sygnał Ulfa ponowiono marsz, powoli pozostawiając wydarzenia gdzie ich było miejsce- we wspomnieniach.
Lecz nie dane było Svanrogowi cieszyć się słodką samotnością, wsłuchanemu będąc w skrzypienie wozu i miarowe, powolne uderzenia kopyt, szum wiatru pośród sosen, wóz swój bowiem miał dzielić z kimś więcej niż woźnicą. Na dodatek ta osoba zadawała niewygodne pytania. Svanrog zmieszał się lekko, nie chciał przyznać o kim mówił, nie mając świadomości, że słowa jego padają na dodatkową, ukrytą parę uszu.
- Kto rzekł, że to niewiasta?- odparł, szybko jednak odzyskując rezun- Być może mówiłem o Starym Wilku, lub Yngvem?
Svanrog był wyjątkowo kiepski w łganiu, zwodzenie również mu nie szło. Wiadomym było, że z przybranym ojcem łączą go raczej chłodniejsze niźli cieplejsze stosunki.
- Dobrze, przyznaję, że nie mówiłem o ojczymie- zaraz dodał, nie chcąc obrażać inteligencji Mardth- Wiedz jednak, że żadnej nie zostawiłem w Thirnogadzie, do żadnej nie wzdycham z racji dzielącego nas dystansu.
Are you worthy to join me in the Red Feast?

Centralna Twierdza

22
POST BARDA
Jeszcze niedawno Svanrog wznosił modły do Żywiołów, aby te zesłały jakiś cud, w postaci Mardth, jedynej bliskiej mu osoby, z którą miałby ochotę porozmawiać. Jednakże w momencie, gdy jego prośba została spełniona, a przyjaciółka dosiadła się obok mężczyzny, rzucając niewinną zaczepkę, zdawałoby się, iż nagle nie potrzebował tego jedynego towarzystwa, chcąc zostać samotnym w nasłuchiwaniu krótkich pogawędek między pozostałymi Uratai, wiatru obijającego się o jego policzki czy śniegu skrzypiącego pod kołami wozu. Mardth zdawała się także widzieć markotność Svanroga, być może będąc nią nieprzekonaną, ale szanując ją.

Wiem — odparła miękko, milknąc na chwilę i przyglądając się Ulfowi jadącemu na czele. Ten zdaje się wyczuł jej spojrzenie na plecach, bo odwrócił głowę, z zaniepokojoną miną przyglądając się kobiecie. — Dziękuję za wspieranie mnie.

Dalsza podróż do wioski na granicy rzeki wpadającej do jeziora Pływającego Lodu przebiegła już spokojnie. Słońce wschodziło coraz wyżej, ocieplając nieco okolicę, chociaż wiatr skutecznie szczypał po twarzy, wdzierając się pod wełniane koszule i futra. Jeśli Svanrog tylko chciał porozmawiać o czymś, chociażby o pogodzie, to Mardth z chęcią odpowiadała, pilnując jednocześnie, by nie poruszać tematów niewygodnych teraz dla wojownika. Sama rozmowy nie zaczynała, wyciągając z opasłej torby owiniętą skórą księgę, w którą wczytywała się dla zabicia czasu.

Wjeżdżając na jedno ze wzgórz, z którego była już krótka droga do wioski, Svanrog miał okazję ujrzeć taflę zamarzniętej na poły rzeki i to, co było za nią dalej – ostatnie resztki iglastych lasów, zaś za nimi pas spalonej i spaczonej bytnością demonów ziemią. Dalej za poczerniałym terenem znajdowały się kolejne góry i ich cel – Morlis, niegdyś miasto gnomów, od kilkudziesięciu lat należące do demonów. Między nimi, a ich celem zaś były wędrujące podobno diabły, które mieli omijać, a jeśli pozwolą na to środki, ubijać bez litości, tak, jak zostali wychowani.

Problemem było natomiast coś innego. Osada, położona niedaleko rzeki, dostarczająca nierzadko na targ w Thirongardzie świeże ryby, aktualnie stała w płomieniach. Konno mieli może do niej kwadrans, wystarczyło bowiem zbiec ze wzgórza i między płaskorzeźbą, wyrytym traktem znaleźć się wśród pierwszych zabudowań. Wysokość pozwoliła im natomiast dojrzeć mnóstwo biegających w kółko istot; niektóre były ewidentnie ludzkie, mieszały się jednak z innymi, których zarysów ciężko było Svanrogowi dostrzec z tej odległości.

Któryś nabrzeżny budynek wybuchł.

Ja pierdolę — rzucił ktoś, podrywając konia. Ulf, stojący i wpatrujący się w całą gehennę, odwrócił się do oddziału, przez chwilę szacując ich możliwości. W końcu skinął na szamana, z którym wcześniej rozmawiał jego brat, a który teraz podjechał do wozu, podczas gdy Ulf wydawał rozkazy.

Jedziemy jak najbliżej wioski i schodzimy z koni. Nie wpychajcie się chmarą w centrum, tylko okrążcie wokół wroga. Musimy im pomóc. Wóz zostaje tutaj. Mardth, obserwuj sytuację, jeśli nie będziemy wracać... to sami zawracajcie — rzucił, samemu poganiając wierzchowca i zjeżdżając z górki. Szaman natomiast skinął na Svanroga, wskazując na własną szkapę.

Wskakuj i trzymaj się mocno — powiedział krótko, oczekując, że Bjornsson zasiądzie z tyłu i pozwoli szamanowi ruszyć z kopyta, skręcając natychmiast nieco w prawo, w stronę prawej flanki, gdzie gorzały największe płomienie.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Twierdza”