Zmierzchało, słońce wykrwawiło się i stoczyło za górkę, noc zasnuwała niebo. Powietrze nad areną było zimne, przy każdym podmuchu poruszające woń krwi i potu oraz paskudny, ciężki odór rozwleczonych po piachu wnętrzności. Muchy krążyły gęsto nad czterema truchłami, ścielącymi kolisty plac — tylu zakutych w blachy rycerzy zdążył położyć gryf, nim skrócono przykuwający go do ziemi łańcuch. Ostatniego śmiałka zwalił z konia, pazurami jak brzytwy rozpruwając brzuch zwierzęciu, lecz zaplątał się na uwięzi i rąbnięcie półtoraka pozbawiło go łba. Łeb tkwił teraz na pice, z potężnym dziobem rozdartym upiornie, a mężny pogromca skutej bestii zapewne skończył już świętować przed wiwatującym tłumem, żeby przetrwonić nagrodę w burdelu. Niewolnicy uprzątnęli pole boju, ściągali ciała rycerzy w stronę cel, ścierwa konia oraz potwora do klatek z dzikimi zwierzętami. Pika tkwiła nadal na samym środku placu, jak ponury ornament.
Do zamknięcia areny miała rozegrać się jeszcze jedna walka, lecz tym razem żadna z bestii nie nosiła łańcucha. Ludzie na trybunach zaryczeli, złaknieni swojej krwawej uciechy, kiedy tylko Brom i Grzmotobij ukazali się w kręgu światła, występując z przeciwnych stron pola. Widownia wciąż była pełna po poprzednim przedstawieniu. I wciąż nie widziała dość flaków. Stopy obu mężczyzn zapadały się lekko, piach był głęboki, grząski, kopny, nie dziwota, że rumak poprzedniego wojownika potknął się, wypadając gryfowi na szpony. Gdzieniegdzie wsiąkały jeszcze w ziemię plamy krwi. Płonące pochodnie, ustawione pod bandami placu, rzucały drżące, ogniste łuny światła na pole walki. Na bandach również widać było ślady juchy, świeżej i starej, wżartej od lat w drewno, ślady szponów i pazurów, i ślady odciśniętych dłoni po niewolnikach, usiłujących rozpaczliwej ucieczki przed bestiami, przeciwko którym ich rzucono. Miejscami dało się nawet wypatrzyć nawet ślady po tym, jak ktoś na widowni rzygnął za obite deskami bariery.
Wrzaski, gwizdy i gwałtowne podżeganie wojowników zagłuszyły pierwsze słowa herolda. Kolejnych nie, bowiem wpierw rzucił kilkoma kurwami i kazał zdzielić kilka łbów, a co najmniej tuzin wypieprzyć z trybun. Kiedy tłum przymilkł w końcu i przymrukł, falując tylko ponuro, mistrz walki zakrzyczał chrapliwym głosem:
—
Teraz lać się będzie dwóch gladiatorów z areny: Brom i Grzmotobij, obaj wredne skurwysyny, nie szczędźcie tedy gęb ludziska, niech się leją do śmierci!
Tłum odpowiedział mu rykiem. Mężczyzna uniósł dłoń.
—
Zezwala się na wszelkie chwyty, wszelkie cięcia, wszelkie rąbnięcia! Nawet te skrajnie kurewskie! Nie zezwala się na magię pod karą ścięcia łba, ino broń konw... kowen... zaraza, po ludzku się macie zatłuc! Bij zabij, chłopaki!
Jeśli mówił coś jeszcze, to reszta słów utonęła w ogłuszających wrzaskach krwiożerczej tłuszczy, nawołującej mężczyzn do walki. Za ostatnim z niewolników zatrzasnęła się żeliwna kratownica i na placu pozostali tylko Grzmotobij oraz Brom. Z trybun machnął czerwony proporczyk. Walka się rozpoczęła.
[akapit][/akapit]Zmierzchało, słońce wykrwawiło się i stoczyło za górkę, noc zasnuwała niebo. Powietrze nad areną było zimne, przy każdym podmuchu poruszające woń krwi i potu oraz paskudny, ciężki odór rozwleczonych po piachu wnętrzności. Muchy krążyły gęsto nad czterema truchłami, ścielącymi kolisty plac — tylu zakutych w blachy rycerzy zdążył położyć gryf, nim skrócono przykuwający go do ziemi łańcuch. Ostatniego śmiałka zwalił z konia, pazurami jak brzytwy rozpruwając brzuch zwierzęciu, lecz zaplątał się na uwięzi i rąbnięcie półtoraka pozbawiło go łba. Łeb tkwił teraz na pice, z potężnym dziobem rozdartym upiornie, a mężny pogromca skutej bestii zapewne skończył już świętować przed wiwatującym tłumem, żeby przetrwonić nagrodę w burdelu. Niewolnicy uprzątnęli pole boju, ściągali ciała rycerzy w stronę cel, ścierwa konia oraz potwora do klatek z dzikimi zwierzętami. Pika tkwiła nadal na samym środku placu, jak ponury ornament.
[akapit][/akapit]Do zamknięcia areny miała rozegrać się jeszcze jedna walka, lecz tym razem żadna z bestii nie nosiła łańcucha. Ludzie na trybunach zaryczeli, złaknieni swojej krwawej uciechy, kiedy tylko Brom i Grzmotobij ukazali się w kręgu światła, występując z przeciwnych stron pola. Widownia wciąż była pełna po poprzednim przedstawieniu. I wciąż nie widziała dość flaków. Stopy obu mężczyzn zapadały się lekko, piach był głęboki, grząski, kopny, nie dziwota, że rumak poprzedniego wojownika potknął się, wypadając gryfowi na szpony. Gdzieniegdzie wsiąkały jeszcze w ziemię plamy krwi. Płonące pochodnie, ustawione pod bandami placu, rzucały drżące, ogniste łuny światła na pole walki. Na bandach również widać było ślady juchy, świeżej i starej, wżartej od lat w drewno, ślady szponów i pazurów, i ślady odciśniętych dłoni po niewolnikach, usiłujących rozpaczliwej ucieczki przed bestiami, przeciwko którym ich rzucono. Miejscami dało się nawet wypatrzyć nawet ślady po tym, jak ktoś na widowni rzygnął za obite deskami bariery.
[akapit][/akapit]Wrzaski, gwizdy i gwałtowne podżeganie wojowników zagłuszyły pierwsze słowa herolda. Kolejnych nie, bowiem wpierw rzucił kilkoma kurwami i kazał zdzielić kilka łbów, a co najmniej tuzin wypieprzyć z trybun. Kiedy tłum przymilkł w końcu i przymrukł, falując tylko ponuro, mistrz walki zakrzyczał chrapliwym głosem:
[akapit][/akapit]— [b]Teraz lać się będzie dwóch gladiatorów z areny: Brom i Grzmotobij, obaj wredne skurwysyny, nie szczędźcie tedy gęb ludziska, niech się leją do śmierci![/b]
[akapit][/akapit]Tłum odpowiedział mu rykiem. Mężczyzna uniósł dłoń.
[akapit][/akapit]— [b]Zezwala się na wszelkie chwyty, wszelkie cięcia, wszelkie rąbnięcia! Nawet te skrajnie kurewskie! Nie zezwala się na magię pod karą ścięcia łba, ino broń konw... kowen... zaraza, po ludzku się macie zatłuc! Bij zabij, chłopaki![/b]
[akapit][/akapit]Jeśli mówił coś jeszcze, to reszta słów utonęła w ogłuszających wrzaskach krwiożerczej tłuszczy, nawołującej mężczyzn do walki. Za ostatnim z niewolników zatrzasnęła się żeliwna kratownica i na placu pozostali tylko Grzmotobij oraz Brom. Z trybun machnął czerwony proporczyk. Walka się rozpoczęła.
[spoiler]Zaczyna Edi, bo wyższy refleks.[/spoiler]