BBCode włączony
[Img] włączony
[Flash] wyłączony
[URL] włączony
Emotikony włączone

Przegląd tematu

Napisz nazwę forum od tyłu i dodaj sumę liczb 32 i 11.:

To pytanie jest elementem zabezpieczającym przed automatycznym zamieszczaniem postów.

:D:);):(:o:shock::?8-):lol::x:P:oops::cry::evil::twisted::roll::!::?::idea::arrow::|:mrgreen::geek::ugeek:

Sala Południcy

POST POSTACI
Awaren
Entuzjazm oraz pozytywna energia wylewały się z Krinndara dzikimi falami, podczas gdy u Parii przypominały raczej stały, ale wartki strumień. Obydwoje sprawiali, że Awarenowi ciężko było myśleć o wcale nie tak kolorowych realiach, w jakich żył na co dzień. Wino rzecz jasna też pomagało.
- Czy to naprawdę możliwe, że są na tym świecie elfy, które nie potrafią tańczyć...? - zdziwił się na głos, po czym pokręcił głową na ten, jakże niedorzeczny pomysł. - Taniec od zawsze był częścią naszej kultury. Jestem pewien, że nawet jeśli twój elfi przyjaciel nigdy wcześniej tego nie robił, będzie miał naturalny dryg! - zapewniał z przekonaniem, znacząco unosząc palec wskazujący prawej dłoni ku górze. - W każdym razie, nie przeszkadza mi oczywiście zademonstrować, jeśli tak bardzo che-... uaaah! - wymsknął mu się krótki okszyk, gdy Krinndar postanowił zaczepić jego ucho. - Ch-Chcecie?! - zakończył już piskliwie, nieco panicznie usiłując zasłonić swoje długie uszy dłońmi.
Nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś naruszał jego przestrzeń prywatną. Żyjąc obok orków i goblinów, do jakiegoś stopnia zdołał się do tego przyzwyczaić. Bez większego problemu tolerował nawiązującą z nim kontakt to tu, to tam dłoń kolegi, nie czując tego samego poziomu zagrożenia, obawy czy stresu, gdy jej właściciel zachowywał się równie beztrosko i niegroźnie. Prawdopodobnie sporo odgrywało w tym również podobieństwo rasowe. Było jednak coś, czego Awaren szczerze nienawidził i co wywoływało u niego momentalny, bezwarunkowy odruch obronny, a mianowicie - łapanie za uszy! Krinndar nie musiał go nawet za nie łapać! Wystarczył minimalny dotyk w ich rejonie, żeby wywołać w nim chroniczną obawę.
- Uh - wyrzucił z siebie nerwowo. - Tylko nie za uszy, umm... Proszę?
Zbyt wiele razy za nie ciągnięto! Zbyt wiele razy mu je naderwano! Zbyt wiele razy grożono mu, że mu je odetną i zrobią na nich bulion!
- A właśnie! Służba u Krinn! - rzucił szybko, łapiąc za butelkę i dolewając wszystkim do pucharków, niezależnie od tego, czy wciąż były częściowo pełne, czy też nie. Nie chciał w głupi sposób zepsuć miłej atmosfery. - Nigdy zbytnio się nad tym nie zastanawiałem, choć udało mi się swego czasu natrafić na pisma! Jestem ciekaw, na ile były one zgodne z rzeczywistą pracą wyznawcy bogini!
Cóż. Domyślał się, że sporo z pism nie mijało się nadmiernie z prawdą. W jaki inny sposób przypodobać się pani namiętności i sprośnych przyjemności jak nie, em, dokładnie tym? Swego czasu prowadził nawet na ten temat dyskusję ze swoimi kolegami po fachu. Ba! Sam tę dyskusję rozpoczął! ...Hej, kiedyś też miał na takie rzeczy czas.
Słuchając odpowiedzi drugiego elfa, ciekawsko nadstawił uszu, zaintrygowany optymizmem, z jakim tamten opowiadał. Nie przeszkadzało mu przy tym zbytnio robienie za podgłówek. Robił już za podnóżek. Dosłownie. Chociaż szczerze wątpił, żeby jego kościste ramie mogło przynieść większą ulgę. Z drugiej strony, materiał jego szat był dość gruby, więc może nie było aż tak źle.
- Zakładam, że każda droga jest właściwa, jeśli tylko się w niej spełniamy - skomentował z lekkim uśmiechem. - Sądząc po sposobie w jaki o tym mówisz, musisz mieć sporo, hmm, życiowego doświadczenia w tych rejonach, jak sądzę?
Awaren podrapał się z namysłem po czubku nosa, upijając kilka kolejnych, drobnych łyczków wina. Rzadko kiedy czuł tyle ciepła na twarzy, co teraz, ciesząc się trunkiem i towarzystwem.
- ...Znasz jakiś dobry sposób na zainteresowanie tym tematem kogoś absolutnie biernego? - zapytał wprost, wpatrując się w Kiriego zdecydowanie zbyt poważnie, jak na kogoś, kto zadawał podobnego rodzaju pytanie. Skoro jednak miał już speca, zamierzał skorzystać na tym najlepiej, jak tylko potrafił! Jakimś sposobem przecież musiał przyjść na świat Ushbarowy potomek, do diaska!

Sala Południcy

POST POSTACI
Krinndar
Oczy Krinndara zabłysły eskcytacją.

- Tak! Bądź ambasadorem w Taj'cah! - Zachęcał go, chociaż nie miał pojęcia, co wiąże się ze zdobyciem, a następnie piastowaniem takiej pozycji. Brzmiało jak coś ważnego, a ludzie ważni przecież nie musieli robić wiele, by zarobić na swoje utrzymanie. - Będziemy mogli się spotykać i zobaczysz miasto! A... a... aaaa! Chcesz zostać w Urk-hun? To też dobrze! - Ucieszył się. - Więc postanowione! Dasz nam znać, kochany, jakbyś potrzebował z tym jakiejś pomocy!

Dłoń, która klepała Awarena, została na jego plecach. Tak było wygodniej, tak było milej i bliżej. Krinndarowi nie było potrzeba wiele alkoholu, by zaczęło mu szumieć w głowie, ale w takim towarzystwie nie sposób było upijać się na smutno.

- Tak, naucz mnie kroków, przyjacielu. - Zachęcał, palcem smyrając długie ucho kuzyna. Było zdecydowanie dłuższe, niż jego! - A ja później mogę pokazać wam, jak służy się Krinn~ - Zaśmiał się, a oczy mu błyszczały, gdy myślał o dzieleniu się błogosławieństwami bogini z piękną Parią i równie pięknym Awarenem! - Służba Krinn to doprawdy wspaniałe powołanie! Poza tym, że utrzymujemy świątynię, tak jak w każdym innym wyznaniu, to zajmujemy się również aktywną służbą. Wielu sądzi, że przez Krinn czcimy zbliżenia fizyczne i... w wielu przypadkach nie mylą się ani trochę. Ale choć uważa się, że rozpusta to najważniejszy przymiot pani Krinn, to wcale tak nie jest! Przecież jest jeszcze przyjemność i miłość. Ta ostatnia ma inny wymiar, niż miłość Osureli. To miłość gwałtowna, namiętna, poryw serca młodych zakochanych, to chwila szaleństwa pani domu, na której drodze stanął ten, który w innym świecie mógłby być jej jedynym! - Tłumaczył, wkładając w płynące słowa całe swoje serce. Oczy mu błyszczały, gdy opierał głowę o ramię Awarena w potrzebie bliskości. - To patronka przygód młodych, uniesień starszych, pani spontaniczności i obrończyni tych, którzy wpadli w swe ramiona na przekór światu. To pani przyjemności, która płynie ze zbliżenia ciał. Dla nas, każdy pokaz bliskości to święto. Chodzi o niesienie przyjemności sobie i drugiej osobie, niekoniecznie przez seksualność.

Sala Południcy

POST POSTACI
Paria
Przygrywając cicho na lutni, jakieś bliżej nieokreślone melodie, które nic nie wnosiły, ale też nikomu nie przeszkadzały, w milczeniu przysłuchiwała się snującym ustalenia elfom. Czy gdyby ona popłynęła do Karlgardu, ktokolwiek byłby tam zainteresowany sztuką, w jakiej specjalizowała się ona? I czy tam, w Urk-hun, też mogliby dopaść ją Sakirowcy, gdyby nieostrożnie pokazała umiejętności, które nie były tańcem, grą, ani śpiewem? Chyba zakon Sakira nie zapuszczał się tak daleko na południe. A co z Everam? Może kiedyś uda się jej wybrać na dłuższy rejs do tego miasta, o którego pięknie słyszała tak wiele. Może nawet namówi do tego Kamelio... choć to akurat mało było prawdopodobne, skoro nawet do Portu Erola, ani Dekha Chandi nie chciał płynąć razem z nią, a taka wyprawa miała zająć im nie więcej, niż trzy tygodnie, wliczając samo dotarcie tam, jej koncerty, zwiedzanie i całą resztę rozrywek. Przerwała granie i sięgnęła po kielich, z którego pociągnęła dużego łyka po raz kolejny. Robiło się jej już ciepło, przyjemnie na żołądku, palce zaczynały chodzić bardziej bezmyślnie, a w nogach zaczynała czuć znajomą miękkość.
- Och, jeszcze nas nauczysz! Jestem przekonana, że jakoś sobie damy radę. Powiesz mi w jakim tempie i na ile jest taniec, spróbuję podegrać coś tradycyjnego, pokażesz kroki Krinndarowi, hm? - uśmiechnęła się szeroko do Awarena. - Nigdy nie widziałam tradycyjnych elfich tańców. Elf, którego znam najlepiej, ze mną nigdy nie tańczył. Nie wiem, czy w ogóle potrafi. Prawdopodobnie nie - zaśmiała się. - Ale to później. Jak skończy się ta butelka, hm?
Przeniosła wzrok na Krinndara.
- Wiem gdzie, wiem! Przyjdę. Ale mówiłeś, że jesteś ze świątyni Krinn. Czy mógłbyś... opowiedzieć, na czym polega służba w takich świątyniach? - poprosiła, wyjątkowo zaciekawiona obcym jej dotąd tematem. Jej policzki zaróżowiły się już od wina. Dla niepoznaki wróciła do niezobowiązującego pobrzękiwania na lutni.

Sala Południcy

POST POSTACI
Awaren
Propozycja Parii sprawiła, że kąciki ust Awarena podniosły się znacząco.
- Nie chciałbym się nadmiernie narzucać, ale jeśli miałbym wybierać... M-Może coś biesiadnego? - zaproponował delikatnie, wciąż czując pewne opory przed otwartym wypowiadaniem swoich myśli i życzeń. Jeśli jednak mieli tu spędzić nieokreśloną ilość czasu, równie dobrze mogli spędzić go wesoło, racja?
Kręcąc z kolei głową Krinndarowi, mógł poczuć lekkie ukłucie zazdrości, zdając sobie sprawę, że w rzeczywistości obydwoje z Parią mieli dużo większe pole manewru, niż on. Dużo większe szanse na stanie się "światowymi", gdyby tylko chcieli.
- Nie, nie, nie! Przeceniasz mnie, Krinndarze, zapewniam! Przyznaję, kiedyś rzeczywiście marzyłem o tym, żeby podróżować. Móc uczyć się nowych rzeczy, poznawać nowe miejsca... Być może, gdybym zdobył posadę ambasadora? - zastanawiał się na głos, bardziej dla zrobienia przyjemności własnej wyobraźni, niż czemukolwiek innemu. - Wtedy z całą pewnością nie miałbym żadnych trudności z przepuszczeniem was przez mury, wypisaniem przepustek, być może zorganizowaniem jakieś drobnej uroczystości, w której trakcie moglibyście wystąpić? Byłoby to ryzyko warte świeczki, gdyby Ush-... Gdyby książę zdołał dzięki temu przekonać się do nieco odmiennych aspektów sztuki. Czegoś innego niż walki i zmagania fizyczne na arenach. "Topór i Pięść brzmią, jak coś, co przez sam tytuł mogłoby zainteresować. Khe...! T-Tak, w porządku, w jak najlepszym!
W gruncie rzeczy, z uwagi na to, że przechodziła przez niego większość państwowej papierologii i biurokracji, pewnie i w swoim obecnym położeniu udałoby mu się przemycić odpowiednie rozporządzenia i zgody. Co nie znaczyło, że chciałby ryzykować bez odpowiedniego zaplecza i pewnej pozycji.
Traktując nową porcją wina lekko zdarte poprzednim atakiem kaszlu gardło, Awaren wymruczał krótkie "w porządku", woląc skupić się na kontemplowaniu wizji, w której mógłby zaprosić Parię, Krinndara i jego trupę na pałacowe włości, miast rozpatrywać dziwne aluzje kuzyna.
- To naprawdę zaskakująco dobry bukiet, nie sądzicie? - zauważył, sięgając po butelkę, z której dolewała im pani bard z zamiarem sprawdzenia, czy posiada może oznaczenie rocznika albo pochodzenia. - Zabawnie jest znowu móc napić się czegoś nierozcieńczonego. Ah, tak, tańce. Obawiam się, że znam wyłącznie tańce tradycyjne, wciąż bardzo popularne wśród szlachty wysokich rodów. Większość z nich tańczymy w zestawieniu co najmniej czterech par. Mógłbym spróbować pokazać, ale... Robienie tego bez muzyki może być trochę dziwne.

Sala Południcy

POST POSTACI
Krinndar
Krinndar spostrzegł, że jego rozmówcy mają do powiedzenia o wiele więcej i o wiele ciekawiej. Nie podobało mu się to zbytnio, ale też nie przeszkadzało, bo choć z natury był gadułą, od czasu do czasu mógł zamknąć usta i posłuchać mądrzejszych od siebie.

- Mmm... - Mruknął z rozmarzeniem. - Jesteś taki światowy, przyjacielu. - Przyznał mu. - Jakże inaczej brzmi świat Urk-hun! Teraz sam zapragnąłem go zobaczyć. - Przyznał bez wstydu, opierając się ramieniem o Awarena, jakby rozmarzenie spowodowało opadnięcie z sił. - Może kiedyś udałoby mi się wybrać do świątyni w Karlgardzie? - Pytał sam siebie. - Tak chciałbym zobaczyć orczych muzykantów! A może moglibyśmy pojechać z trupą, żeby wystawić sztukę przed twoim księciem? Nie jesteśmy tak... profesjonalni, jak Paria, ale potrafimy dużo! Może twój książę polubiły dzięki nam sztukę? Moglibyśmy wystawić nawet Ptaki! Albo Topór i Pięść? Nie wystawiamy tego od dawna, dawna... ale jest oparte na orkowych balladach? Prawda? Było takie brutalne, prawda? - Pytał, nie mając nawet pojęcia o preferencjach Ushbara ani o tym, co ork mógłby zrobić, gdyby nie spodobały mu się występy grupy z Taj'cah. Lepiej było nie zaprzątać tym sobie głowy! - Byłoby też łatwiej dla ciebie, gdybyśmy pojechali na zaproszenie? W-w porządku? - Sam poklepał Awarena po plecach, gdy ten zaczął się krztusić.

- Zanim wyjedziemy do Awarena i jego króla, będziemy na Placu Swobody! Czasami jesteśmy zapraszani gdzieś indziej, ale repertuar zwykle wisi na tablicy ogłoszeń obok sklepu jubilerskiego, tego prowadzonego przez Madame Jaspis, wiesz gdzie? - Dopytał, przenosząc miodowe spojrzenie na Parię. Zachęcony, upił łyczek nowego wina. - Bogini! Jest naprawdę dobre! Pij, Awarenie!

Sala Południcy

POST POSTACI
Paria
Podobał się jej sposób, w jaki Awaren opisywał dla niej muzykę Karlgardu. Mówił szczegółowo i gdy go słuchała, wiedziała, że ten temat zaprzątnął jego myśli przynajmniej raz, na przestrzeni całego jego życia w tym południowym mieście. Przysłuchiwała mu się tak samo, jak Krinndar, wpatrując się w niego uważnie, z brodą podpartą na dłoni. Choć pomylony z kobietą elf początkowo wykazywał absolutną panikę, gdy znajdował się w centrum uwagi, wyglądało na to, że w końcu zaczynał się rozluźniać. Więcej mówił i chętniej sięgał po wino, więc uprzejmie uniosła butelkę... i okazało się, że jest już pusta, więc machnęła ręką, prosząc o kolejną. Ktoś w kilka chwil dostarczył im następne wino, a Libeth po raz kolejny uzupełniła kielichy. Bardzo była uczynna pod tym względem, ale ktoś przecież musiał zadbać o to, by mogli odreagować stresy codzienności - zwłaszcza ci, których zdecydowanie za bardzo one przytłoczyły.
- Cieszę się w takim razie, że mogłam swoją muzyką ukoić twoją duszę - uśmiechnęła się, wyłapując z wypowiedzi Awarena komplement, którego właściwie wcale tam nie było. Miała do tego niewątpliwy talent. - Jeśli chcesz, zagram jeszcze dla ciebie. O czym chciałbyś posłuchać? Może wpasuję się w twoje oczekiwania, hm? Mam dość pokaźny repertuar.
Roześmiała się, słysząc propozycję jasnowłosego, a potem reakcję wysokiego elfa. Wątpiła, by łączyło go z księciem to, co Krinndar zakładał, że łączy, choć oczywiście mogła się mylić, ale... w przeciwieństwie do Kiriego, nie zauważała świadczących o tym sygnałów w sposobie, w jaki Awaren mówił o swoim przełożonym.
- Czy książę ma czas na podróże? - spytała. - Obawiam się, że niekoniecznie, skoro mówisz o czternastu latach bez żadnej sensownej sztuki. A nawet jeśli, pewnie nie zabiera ze sobą swojego... skryby. Ale ja z chęcią przyjdę na wasz spektakl, Krinndar! Na Plac Swobody.
Informacja o tańcach sprawiła, że jej spojrzenie pojaśniało.
- Tradycyjne tańce... wysokich elfów? Czy karlgardzkie? Podejrzewam, że to pierwsze. Jakie to tańce? - upiła łyka wina i zachęcająco skinęła głową do elfów. - Pijcie! To drugie nie jest tak słodkie. Zdecydowanie lepsze.

Sala Południcy

POST POSTACI
Awaren
- Dużo bębnów - potwierdził dobitnie. - Cała masa bębnów wszelkiego rodzaju, kształtu, rozmiarów i brzmienia. Muzyka Urk-hun jest-... Dużo cięższa, agresywniejsza i głośniejsza niż to, co zapewne znacie. Orkowie cenią sobie wojenne brzmienia. Wojenne pieśni, pieśni o bohaterach i starych bitwach. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek słyszał coś z miłosnego repertuaru na ten przykład. Poza bębnami mają... Piszczałki, rogi, instrumenty podobne do lutni, ale dużo większe i brzmiące znacznie głębiej, um... Mają też ten dziwny instrument, którego nazwy niestety nie potrafię sobie przypomnieć, ale do jego budowy wykorzystują wysuszone tykwy. W użyciu wydają bardzo specyficzne, brzęczące dźwięki. Są też oczywiście te spore grzechotki... SPORE-SPORE, mam na myśli, rozmiaru elfiej głowy? Osobiście bałbym się podchodzić pod osobę, która nimi wymachuje. Jest też całkiem sporo instrumentów z kości. Niektóre wyglądają praktycznie jak broń, ale nie znam nazw dla większości z nich.
Słowem, muzyka, jaką preferowano w Urk-hun była po prostu ciężka. Awaren potrzebował sporo czasu, żeby w odruchu nie zatykać swoich długich uszu dłońmi, gdy w trakcie festynów i festiwali parady orkowych wojowników wygrywały swoje marszowe rytmy. Bębny odgrywały sporą część ich kultury i obecne były nawet na pałacowych ceremoniach różnego rodzaju. Z czasem nauczył się je na swój sposób doceniać, ale teraz, gdy miał okazję usłyszeć co lżejszego, delikatniejszego, bardziej zmysłowego, poczuł pewną nostalgię. Tęsknotę za muzyką, jaką preferowano w jego rodzinnym mieście.
- Naprawdę nie miałbym nic przeciwko większej ilości fletów, harf, cytr, lutni i podobnie kojących duszę ballad - westchnął z żalem. - Teraz naprawdę chciałbym mieć możliwość odwiedzenia Archipelagu. Jestem pewien, że przedstawienie twojej trupy również byłoby tego warte - dodał, spoglądając na Krinndara, którego sugestie puścił bardzo przezornie mimo uszu. - Nie widziałem żadnego od... Od prawie trzynastu lat. Może czternastu.
Choć w Kargardzie miały miejsca różne występy, Awaren prawie nie opuszczał terenów pałacowych, a gdy cokolwiek wystawiane było na nich dla cesarza i jego rodziny... Wystawiane było dla cesarza i jego rodziny. Nie dla pałacowych sług. Pewnie zdołałby niepostrzeżenie się na takie dostać, gdyby rzeczywiście chciał, ale, ah, nie miał do tego nigdy głowy. Praca, praca.
Wydając z siebie tęskny, ale nie zupełnie niepogodny pomruk, gdy pakował sobie do ust kilka orzeszków, tym razem zdołał się poprawnie i dość boleśnie zakrztusić, gdy ostatnie słowa Krinndara dotarły do niego w pełni.
Uderzając pięścią w punkt poniżej mostka, zakaszlał dziko, czerwieniejąc od wysiłku.
- Orczego przystojniaka...??? - wykrztusił słabo, wycierając łzy, jakie zdążyły mu nabiec do oczu. Naprawdę nie chciał iść tym torem Krinndarowych przemyśleń! Zbyt niebezpieczne! Zbyt niebezpieczne!! - ...Znam tylko tradycyjne tańce - wysapał, wciąż dochodząc do siebie po szoku.

Sala Południcy

POST POSTACI
Krinndar
Krinndar zaśmiał się szczerze, gdy jego wysoki kuzyn przyznał, że jednak zabawiał się poglądaniem.

- Ach, mój przyjacielu, jestem pewien, że wszystko, co robisz, ma słuszny cel! - Przyznał mu i poklepał go lekko po ramieniu. Nie wypił jeszcze dużo wina, ale czuł już przyjemne rozluźnienie i mrowienie w nogach, zwiastujące, że alkohol zacznie niebawem działać! - Ale gdybym tak mógł stać się niewidzialnym... - Rozmarzył się na moment... aż uznał, że wcale by mu się to nie przydało! - Nie, nie. Jednak wolę być widzialny! Co to za zabawa, podglądać, ale nie brać udziału? Wszyscy muszą mnie widzieć, gdy występuję na scenie! A o Ptakach nie ma co mówić, Awarenie, musiałbyś to zobaczyć! Co prawda nie wystawiamy tego od zeszłego lata, bo teraz mamy inny repertuar, ale jestem pewny, że wszyscy pamiętają swoje role. - Pocieszył go. Czegoś takiego się nie zapomina! Sam pamiętał jeszcze kroki tańca, który był zwieńczeniem występu!

Uśmiechnął się smutno do kuzynka, gdy ten wspomniał, że elfy nie wszędzie mają dobrze. Gdy Krinndar myślał o sobie, "elf" nie było pierwszym, co przychodziło mu na myśl. Był ponad to, ponad podziały gatunkowe. Jakąż różnicą było, kto skąd pochodził? Przecież nie mieli na to wpływu.

Kiri wpatrywał się w grającą Parię, przywdziewając na usta lekki uśmiech. Muzyka rzeczywiście była pokarmem duszy i Krinndar nie miał dość! Tym bardziej wtedy, gdy grała Paria. Nie miał pojęcia, że uważa go za nietypowego - jego jasne włosy były niecodzienne, słyszał nawet oskarżenia, że muszą być nienaturalne. Ale czy to jego wina, że z natury był jasnej karnacji, tylko jego skóra bardzo łatwo łapała opaleniznę, przez co wydawało się, że jest ciemniejsza?

- Występujemy w wielu miejscach, ale najczęściej na Placu Swobody. Oboje powinniście przyjść! Awarenie, może wyciągniesz swojego orczego przystojniaka do Taj'cah? Spodoba wam się!

Sala Południcy

POST POSTACI
Paria
Gdy grała, zazwyczaj zapominała o całym świecie. Tutaj ten świat ograniczał się do jednej salki, pogrążonej w półmroku, w której głównym źródłem światła był kominek za jej plecami, z ogniem tańczącym leniwie do jej muzyki. Jej palce szarpały struny w wyuczonych ruchach, gdy sama wkładała całe serce w wyśpiewywane słowa wyznania, jakiego nie zamierzała mówić bezpośrednio samemu zainteresowanemu. Kiedy skończyła, a ciszę wypełniły oklaski Awarena, Libeth uśmiechnęła się do niego, opuszczając lutnię. Płomienie uspokoiły się, wracając do standardowego, niemiarowego trzaskania.
- Dziękuję - skłoniła głowę nieznacznie. Nie miała tu zbyt wielkiej publiczności, głębokie ukłony wyglądałyby idiotycznie. - W cesarskim pałacu pewnie często masz styczność ze sztuką. Jaka muzyka jest w Karlgardzie? Zakładam... dużo bębnów?
Nie miała pojęcia, czy orkowie w ogóle zainteresowani byli czymś takim. Na Archipelagu bardzo rzadko widywała przedstawicieli tej rasy, zajmujących się czymś tak dla nich abstrakcyjnym, jak sztuka. Z reguły zielonoskórzy mieli inne priorytety i jakoś nieszczególnie łączyły się one z tym, co było ważne dla samej Libeth. Odwiesiła instrument z powrotem na krzesło, znów przysuwając się do stołu, do swoich dwóch dość nietypowych towarzyszy. No, jeden z nich był nietypowy, tak właściwie, bo z Krinndarem mogłaby się spotkać w Taj'cah, gdy już wrócą do zmysłów tam, skąd wciągnęło ich do tej nietypowej tawerny. Uniosła wzrok na jasnowłosego elfa. To też w sumie było nietypowe, większość osób zamieszkujących Archipelag miała je znacznie ciemniejsze. Paria się wyróżniała i wyglądało na to, że Krinndar też! Przeszło jej przez myśl, że chyba w takim razie kojarzyła ich trupę - musiała zwrócić na nich uwagę, gdy kiedyś plątała się po mieście, bo jasne głowy łatwo wyłapywało się w otoczeniu. Ale nie była pewna i z całą pewnością nie kojarzyła ich z niczego konkretnego, więc wolała się nie kompromitować i nie zgadywać.
- Gdzie wy występujecie zazwyczaj? - zagadnęła go. - Chętnie zobaczyłabym ciebie w akcji, skoro nie chcesz śpiewać ze mną teraz. Tańczyć też pewnie nie chcecie, nie ma zresztą do czego - zaśmiała się, rzucając zaciekawione spojrzenie Awarenowi. Wizja wysokiego elfa tańczącego tu razem z nimi, z jakiegoś powodu wydawała się jej wyjątkowo zabawna. Nie wyglądał, jakby zbyt często ruszał swoje długie ciało zza biurka, szczerze mówiąc.

Sala Południcy

POST POSTACI
Awaren
- Cóż... Tak chyba można w dużym skrócie powiedzieć - przytaknął z nutą rozbawienia Kiriemu, postanawiając się nie rozwodzić zbytnio nad ogromną różnicą, dzielącą magię i medycynę. Przedstawiciele obu tych frakcji zwykli łypać na siebie raczej nieprzyjaźnie, uważając tych drugich za niepotrzebnie wchodzących im w drogę. Awaren lepiej się czuł, pozostając na ten temat maksymalnie neutralny.
Jego drobna sztuczka wywołała w każdym razie więcej emocji, niżby ośmielił się przypuszczać, co raz kolejny nieco podniosło mu samopoczucie.
- Dzie-Dziękuję. To bardzo miłe z waszej stro-... - urwał w połowie i zamrugał kilka razy bardzo szybko, wysoko unosząc brwi. - Podglądać...? - powtórzył, nie za bardzo wiedząc, czy powinien czuć się tym oskarżeniem obrażony, czy raczej rozbawiony. Krinndar mylił się bądź co bądź tylko częściowo.
Upijając więcej wina i zaczynając wreszcie całkiem wyraźnie czuć miłe, rozchodzące się po ciele ciepełko, wydał z siebie pełen zastanowienia pomruk. Mógł... Mógł iść nieco dalej w otwarte karty, racja? Jeśli nie zostali porwani, jeśli to miejsce było tylko tymczasowym więzieniem dla ich umysłów (podchodząc do sprawy bardzo optymistycznie), nie czekają go żadne konsekwencje z odrobiny szczerości.
- Zdaje się, że w jakimś stopniu podglądam - przyznał cicho. - Nie do końca legalnie, nie do końca nielegalnie, jak sądzę? Pałace i zamki mają to do siebie, że poza władcami lubią się po nich kręcić rozmaici dwulicowcy, łgarze i spiskowcy. Walka z wewnętrznymi kłopotami jest dużo łatwiejsza, kiedy wiesz dokładnie, kto i w czym macza swoje łapska.
Z tej części swojej nigdy niedocenionej, bo i utajnionej pracy, Awaren również był po cichu dumny. Nawet jeśli nikt o tym nie wiedział i nie otrzymywał z racji tego żadnych zasług ni nagród, czuł się lepiej sam ze sobą, widząc nawet te najdrobniejsze owoce ciężkiej pracy. Tu jakiś drobny urzędas zostawał zwolniony ze stanowiska, tam jakiemuś słudze obcinali ręce za wynoszenie drobnych błyskotek.
- Ptaki Traktatów Wschodnich? - ah, teatr! Kolejna rzecz, o której nie myślał od lat! Której nie miał okazji oglądać od lat! - Chętnie posłucham o tym przedstawieniu po występie-... - zawahał się. - Panny Parii?
Wysłuchawszy opowiadań elfiego kuzyna, Awaren doszedł do wniosku, że owszem, Archipelag zdecydowanie brzmiał, jak dobre miejsce, gdyby kiedyś jednak przyszło mu uciekać z kontynentu. Zdaje się, że niedawno był tego całkiem bliski...? Nie do końca pamiętał tylko dlaczego. Może to i lepiej.
- ... - posyłając Kiriemu zakłopotany uśmiech, postanowił nie opowiadać, jak wiele takiego, "niezbyt miłego towarzystwa" otaczało go na co dzień. - Brzmi, jak naprawdę dobre życie - kiedyś nawet sam potrafił podchodzić do niego równie pozytywnie. - Ciesze się, że wciąż jest jakieś miejsce poza Nowym Hollar, gdzie elfom żyje się dobrze.
Słysząc o samych pozytywach, nie chciał niepotrzebnie mącić nastroju tym, jak sprawy miały się na kontynencie. Paria wydawała się kojarzyć pewne kwestie - jak choćby Sakirowców. O niewoli elfów i polowaniu na magów spoza Gildii nie wypadało jednak dalej wspominać. Przynajmniej porywacze wydawali się ginąć tak, jak ginąć powinni, niezależnie od zamieszkania, zgodnie ze słowami bardki. I dobrze. Może i ten cały Leos skończy niedługo podobnie.
- O ile wcześniej nie skróci mnie w końcu o głowę, zmęczony ciągłymi naciskami, jak sądzę... - mruknął jeszcze pod nosem na słowa odnoszące się do księcia, po czym spróbował odrobinę wygodniej umościć się na swoim miejscu. Dopiero teraz zauważył też orzeszki-... Kiedy dostali orzeszki? Oh, nieważne, nieważne! UWIELBIAŁ orzeszki!
Wino, orzeszki, towarzystwo niepatrzące na niego, jak na robaka oraz muzyka. Tak. Zdecydowanie nie pogardziłby większą ilością takich okazji. Wsłuchując się w słowa i przyglądając ruchom palców młodej kobiety, gdy pociągała za struny, nieświadomie uniósł kąciki ust. Dopiero gry zabrzmiała cisza, a on wyszedł z lekkiego letargu, w jaki wprawiły go rytmy, zaczął przyklaskiwać entuzjastycznie.

Sala Południcy

POST POSTACI
Krinndar
Krinndar był w sytuacji dla siebie niezwykłej, bo chociaż miał wspaniałych rozmówców, to wcale nie czuł potrzeby, by wcinać się w ich słowa! Słuchał opowiadań Awarena i Parii, podpierając głowę na ramionach złożonych na blacie.

- Ojej, jesteś lekarzem? I może cię być dwóch? - Dopytał, bo nie był pewny, czy dobrze zrozumiał. Słowa elfa był takie skomplikowane! A kiedy mag zniknął, Kiri wyprostował się jak struna. - Co?! Ale...! - Dukał, ściskając policzki dłońmi. Cóż to był za pokaz! Najpierw cienie, teraz całkowite zniknięcie! Takie coś nie mieściło się w małej główce Krinndara! - To niesamowite! Paria ma rację, to bardzo, bardzo widowskowe!! Powiedz, do czego tego używasz?! Podglądasz panny w kąpieli? - Śmiał się. - Wiem, wiem, że nie! Ach, ale to zaklęcie i tak musi być bardzo, bardzo przydatne! Tak wam zazdroszczę! - Jęknął, znów wspierając się o stół. - Nawet na scenie, jakież to byłoby świetne, gdyby aktor mógł nagle zniknąć! Przydałoby się do roli Zuriusa w Ptakach Traktatów Wschodnich! Tam, gdzie zostaje zaklęty? - Popatrzył na nich, jakby również doskonale znali tę historię. Przecież jakiś czas temu wystawiali taką sztukę!

Sprawa jego pochodzenia nie była może drażliwa, ale wydawała mu się... mało interesująca. Zresztą, niewiele pamiętał z czasów, gdy jedna z kapłanek uznała, że będzie główną "mamą" małego elfiątka, które z jakiegoś powodu wciąż trzymały w świątyni.

- Miałem szczęście, że moja biologiczna matka zostawiła mnie w świątyni! - Zgodził się. - Mama Livia, moja mama, to znaczy, ta obecna, mówi, że to przez to, że jestem owocem błogosławieństwa Krinn dla moich rodziców. Tych... biologicznych. Ale to nie ma znaczenia, prawda? - Uśmiechnął się wesoło. - Nigdy nie sądziłem, że to, iż mnie oddali, było bardziej lub mniej szczęśliwe. Krinn miała mnie w swojej opiece. - Powiedział z pełnym przekonaniem. Przynajmniej nie wyciągał już rąk do nowych towarzyszy, gdy łaska Krinn rozlała się na nowo w jego sercu. - I ma mnie do teraz. I nie wiem, o jakich represjach mówisz? O... nienawiści? - Zdziwił się wyraźnie. Uniósł ciemne brwi, tak kontrastujące z jasnymi włosami. Nieraz zarzucano mu, że blond kosmyków nie jest naturalny! Był szczęśliwcem, którego nieczęsto spotykały nieprzyjemności. - Musisz obracać się w niezbyt miłym towarzystwie, skoro ktoś nie jest dla ciebie serdeczny tylko przez to, że jesteś elfem! Zawsze możesz przyjechać do Taj'cah. - Pocieszył go. - Nasi porywacze są tylko przystojni. Albo... są martwymi szlachiankami?

A kiedy Awaren zaczął mówić o księciu, Krinndar uśmiechnął się pod nosem, zawieszając na nim spojrzenie. Nie przerywał mu. Znał takie podekscytowanie, takie chwile, gdy rozmowa o innej osobie sama cię ciągnęła, słowa płynęły, jakby napisane ręką poety... i wiedział, co to znaczy, ale wolał pozostawić uczucie nienazwanym. Dla wielu, sam wydźwięk imienia emocji był peszący.

- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy u jego boku. - Mruknął, nie uściślając, co dokładnie ma na myśli. - Moja piękna przyjaciółko, wiem, jak potrafisz śpiewać. Nie chcę kraść twojej sceny, zresztą, obok ciebie tylko ośmieszałbym się. - Odrzucił propozycję bardki.

A kiedy zaczęła śpiewać, jakakolwiek chęć dołączenia umarła tym bardziej. Nie dlatego, że poczuł się źle! Paria śpiewała tak pięknie, że elf rozpłynął się, czując to nieznośne ciepło w swoim wnętrzu. Nie chciał jej przerywać. Wzdychał raz po raz, ciesząc się jej głosem.

Sala Południcy

POST POSTACI
Paria
Jeśli chodzi o to, jak elfom żyło się na Archipelagu, Paria nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Ot, znała kilku, jedni byli jej bliżsi, innych kojarzyła tylko z widzenia, innym miała ochotę napluć do kubka z herbatą... przychodzili na jej występy, mijali ją na ulicy. Tylko podczas przebywania w szlacheckiej bańce, w jakiej obracała się jej rodzina, nie miała z nimi zbytnio do czynienia. Nie wiedziała do końca z czego to wynika, bo przecież pewną część wyspiarskich wyższych sfer tworzyły także elfy. Nie było im chyba tu źle, nie spotykali się z represjami i nikt na nich nie polował tak, jak podobno polowano na kontynencie... teraz, gdy się tak głębiej nad tym zastanawiała, nie do końca rozumiała, dlaczego w ogóle rozważała opuszczenie Archipelagu i szukanie dla siebie nowego miejsca choćby w Keronie. Nie dość, że z zakonem Sakira mogłaby mieć nieprzyjemne przejścia, to jeszcze co chwilę docierały do niej informacje o wojnie, czy innych prześladowaniach. Może po prostu nie miała wcześniej żadnego celu, który mógłby przyświecać jej w życiu i nie wiedziała już, gdzie go szukać. Teraz znalazła... a raczej on znalazł ją. I nie wyobrażała sobie już, że miałaby zostawić Archipelag za plecami. Może powinna wynająć sobie coś małego na obrzeżach miasta, niedaleko do Domu Śnienia...? Jaki był sens niekończącego się wynajmowania pokoju w Czerwonym Stawie, gdy była to droga zabawa, a ona i tak niezmiennie tam wracała, jak do domu? Na to samo by wyszło, gdyby znalazła mały domek, którym podczas jej nieobecności zajmowałaby się gosposia, czy ktoś. Napiła się wina, przeskakując spojrzeniem z jednego elfa na drugiego i przez dłuższą chwilę tylko się im trochę nieprzytomnie przysłuchując, zatopiona we własnych rozmyślaniach. Wprowadzenie w życie pewnych zmian było tylko kwestią czasu i zdawała sobie z tego sprawę; będzie musiała to przemyśleć... jak już wróci do rzeczywistości.
Oprzytomniała dopiero, gdy Awaren zaczął prezentować swoje zaklęcie. Oniemiała na moment, a potem zaśmiała się i zaklaskała z podziwem, widząc, jak z kielicha ubywa wina.
- To jest mało widowiskowe? - zdziwiła się. - Świetne! Nigdy czegoś takiego nie widziałam! Och, jak bardzo by mi się to przydało te parę lat temu - rzuciła sama do siebie, nie rozwijając jednak tematu.
Podniosła nastrojoną już lutnię i oparła ją o ramię. Leniwym ruchem dłoni odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki swoich jasnych włosów, które niezmiennie nie chciały współpracować, nawet gdy poddała się już i nawet nie próbowała ich upinać.
- To musi być strasznie frustrujące. Ale skoro ty widzisz w nim idealnego następcę, to na pewno jest takich osób więcej. Myślę, że to tylko kwestia czasu, jak do Ushbara dotrze, że jego miejsce jest na tronie - pocieszyła Awarena, choć nie miała absolutnie żadnego pojęcia o czym mówi. Nie tylko od szlacheckich wojenek trzymała się z daleka, ale i od ogólnie pojętej polityki. Może dlatego właśnie nie było jej jeszcze dane zagrać przed królem, choć nie zaprzeczała, gdy ją o to pytano.
- Hm... mnie ostatnio próbowała porwać stara szlachcianka - dołączyła do narzekań i choć początkowo uśmiechała się szeroko, to uśmiech ten szybko zgasł, gdy przypomniała sobie, kogo porwała w zamian i jakie przyniosło to konsekwencje. Opuściła wzrok na lisią główkę swojej niezbyt pięknej lutni. - Ale jej machinacje wyszły na jaw. Nie żyje. Przynajmniej tyle dobrze.
Uniosła swoje jasne spojrzenie na Krinndara, szybko spychając nieprzyjemne wspomnienia na tył głowy. Kąciki jej ust z powrotem uniosły się w ciepłym uśmiechu. Kontrolowanie pokazywanych przez siebie emocji nigdy nie było dla niej niczym trudnym.
- Mówiłeś, że też jesteś artystą...? Jestem pewna, że masz wiele talentów. Zaśpiewam dla was, a potem, jeśli będziesz chciał, mogę zaśpiewać z tobą - zaproponowała. Z pewnością istniały pieśni, które znali oboje, skoro mieszkali w tym samym mieście.
Odsunęła się nieco od stołu i usiadła wygodniej, tyłem do ognia, by płomienie tańczyły do jej muzyki tak, jak robiły to zawsze. Póki co rzucały na nią jedynie ciepłą poświatę, wystarczającą, by stworzyć klimat pasujący do pieśni, którą mogła im zagrać. Szarpnęła struny, a cichy wstęp utworu szybko i skutecznie pozwolił jej osiągnąć pełne skupienie. Kątem oka widziała, jak ogień dostosowuje się do jej tempa. Zawsze to lubiła, nawet gdy jeszcze nie miała pojęcia, z czego to wynika.
- Zagram wam coś, co napisałam dla... dla jednego... elfa - dokończyła miękko, choć nieco niezdarnie. - On tego jeszcze nie słyszał i raczej nie usłyszy. Nie sądzę, żeby chciał słuchać takich rzeczy. Nie sądzę, że by w to uwierzył.
Po tych słowach zaczęła śpiewać, a jej jasny głos i dźwięki lutni przez kilka minut były jedynym, co docierało do zgromadzonych. Co by nie mówić, będąc osobą z natury bardzo emocjonalną i skłonną do uczuciowych uniesień, Libeth poważnie cierpiała, nie mogąc pozwolić sobie w relacji z Kamelio na wyznania, w jakiejkolwiek formie by one nie były. Przynajmniej mogła zaśpiewać teraz, w tym obcym miejscu, gdzie nie było ryzyka, że wśród cieni czaił się on i za chwilę znowu będzie się czerwienił po same czubki uszu na sam jej widok.

Sala Południcy

POST POSTACI
Awaren
Ilość okazywanej mu z dwóch stron uwagi oraz zainteresowania wystarczyła, aby jego policzki przyozdobił koniec końców niespotykany z reguły rumieniec.
- Uh, umm... - tym razem zabrakło mu na moment słów nie z winy nadmiernego przejęcia lub stresu (które działały na niego zupełnie odwrotnie, warto nadmienić), ale dlatego, że poczuł się odrobinę onieśmielony. Nie wiedział, że wciąż tak potrafi! - Mo-Moją główną specjalizacją ciężko się pochwalić bez, ah, odpowiednich warunków - odparł wreszcie, drapiąc się jednym palcem po czubku nosa - Dopóki żadne z nas nie skaleczy się lub czegoś nie złamie, dla przykładu - uściślił. - Leczę wszechstronnie, czerpiąc z żywiołu wody. Poza tym, mogę... Stworzyć swojego sobowtóra? To niestety odrobinę bardziej skomplikowany proces! Nie tyle zaklęcie, co rytuał. Nie zadziała bez odpowiednich składników, więc... - uśmiechnął się przepraszająco, wiercąc się w miejscu. Oczywiście nie zamierzał nic mówić o czarnomagicznym zaklęciu, które dopiero poznawał i któremu na pewno daleko było do perfekcji. To byłoby trochę... Cóż. Tego typu rzeczy lepiej nie ujawniać bez powodów. Najlepiej wcale. - Z pozostałych, jedyne, które mogłoby robić wrażenie... - urwał, by unieść obejmowany kielich ponad stół. Spojrzał na Krinndara, na Parię, ponownie na Krinndara, by wreszcie cicho zamamrotać pod nosem inkantację zaklęcia - po elficku, dla lepszego brzmienia. Po latach nie robiło już tak naprawdę różnicy, w jakim języku je wymawiał, o ile tylko znaczenie i intencja się zgadzały.
W pierwszej sekundzie jego osoba rozmyła się przed oczami towarzyszy, zaś w drugiej już kompletnie zniknęła. Pozostał jedynie dryfujący w powietrzu kielich, którym poruszył leniwie w prawo i w lewo, a następnie upił jeszcze z jego zawartości, zanim przerwał zaklęcie.
- To jedyne, widowiskowe zaklęcie, jakim dysponuję. Tak sądzę...
Jeśli było coś, czego Awaren był zazwyczaj w sporym stopniu pewny, to były to właśnie jego umiejętności magiczne. Prezentował je jeszcze w warunkach akademickich dość dumnie, lecz teraz? Owszem, wciąż sądził, że był naprawdę dobrym i zdolnym magiem, ale kierunek, jaki w tym obrał, niezbyt nadał się pod wiwaty, o ile akurat nie miał w trymiga uleczyć kogoś, komu wypadały jelita lub kto rzygał krwią na pół metra.
- Oh - wydał z siebie zaskoczony, gdy Krinndar wspomniał o swoim pochodzeniu. -To dość... Interesujące. Miałeś duże szczęście, jak sądzę? - zakończył pytająco, nie będąc do końca pewnym, jak tego typu rzeczy wyglądały na odległych Wyspach. Na kontynencie jednak ze świecą byłoby szukać człowieka, który chętnie przygarnąłby pod swój dach jakiegokolwiek elfa. Chyba że jako maskotkę albo sługę, rzecz jasna. Biedni, Leśni pobratymcy. - Zawsze się zastanawiałem, ale nigdy nie miałem okazji nikogo spytać - jak się żyje elfom na Archipelagu? Wszystkim, nie tylko Wschodnim, mam na myśli! Kwestie takie jak choćby... Represje? Em, nienawiść rasowa?
Polowania na czarownice aka elfy, wciąż niestety było dość modne. Jako Wysoki Elf, osobiście nie musiał się jakoś szczególnie martwić, ale ani Elfy Leśne, ani odwiedzające od czasu do czasu główny ląd Herbii Wschodnie nie mogły czuć się pewnie poza dużymi miastami.
Podpytywany dalej o swoją pracę i księcia, uśmiechnął się odrobinę naturalniej, choć wciąż nieco nerwowo. Wino dopiero zaczynało pomagać mu się rozluźnić.
- Staram się nie narzekać, choć chyba i tak robię to dość często - przyznał z niepewnym, krótkim śmiechem. - Oczywiście wyłącznie, gdy jestem pewien, że nikt inny tego nie usłyszy! Życie wciąż mi miłe! Ah! Wyjątkiem byłaby pewnie Zola, ale ta pół-goblinica nie jest kimś, kto wybiega daleko w przyszłość. Wątpię, żeby rozumiała choć połowę z mojego ględzenia, jeśli mam być szczery - co nie znaczyło, że sobie jej nie cenił. Mówienie do żywej osoby, a mówienie do siebie i pustych ścian było czymś zupełnie innym. - Służba Jego Książęcej Mości, księciu Ushbarowi może i rzeczywiście nie jest łatwa, ale... Wierzę, że to urodzony przywódca i wspaniały wojownik! Został najmłodszym generałem swojej generacji niedługo po tym, jak gołymi rękoma pokonał dwójkę swoich kuzynów, planujących dokonać zamachu na cesarza! - rozkręcając się, zaczął mówić z coraz większą dawką dumy i entuzjazmu. - Ma wszystkie potrzebne cechy, żeby zostać przyszłym władcą! Problem w tym... - uciął i skrzywił się nieznacznie, zanim zmył ten wyraz z twarzy za sprawką kolejnej dawki wina. - Problem w tym, że kompletnie nie jest zainteresowany tym stanowiskiem - bąknął.
Wracając do wina i starając się nie myśleć, jak wielkim bólem w rzyci były jego wieloletnie próby nakierowania Ushbara na właściwy kierunek, nieświadomie rozluźnił ramiona, wsłuchując się tym razem w opowieści drugiego elfa w drużynie.
- Jeśli cię to pocieszy, mój ostatni porywacze nie byli nawet przystojni? - spróbował pocieszyć odrobinę nieudolnie Kiriego, a jednocześnie nie dać się pociągnąć zwyczajowej paranoi. Krinndar nie wyglądał i nie brzmiał jak ktoś, kto orientowałby się, jak działają magiczne więzienia i pułapki. Jeśli rycerz, Leos, o którym wspominał, nie był również magiem, czy nawet czarnoksiężnikiem, raczej nie mógłby ich zamknąć w odciętej od świata gospodzie, potrafiącej połączyć dwie inne części świata. R-Racja? Z drugiej strony, jeśli był blisko króla, był pewnie też blisko królewskich czarodziejów. To już brzmiało złowrogo...
Niepewnie poklepał Krinndara po ramieniu, starając się wyglądać maksymalnie empatycznie. Nawet jeśli szczególnie empatyczny nigdy nie był.
- Każdy posiada jakieś umiejętności. Nie wszystkie muszą być widowiskowe. Moja magia też taka zresztą nie jest.

Sala Południcy

POST POSTACI
Krinndar
Kiri zaczynał tracić wątek w rozmowie o czarach. Owszem, słuchał, ale temat nie dotyczył go ani trochę, więc miał problem, by skupić się na słowach Awarena. Za to doskonale skupił się na kieliszku przed sobą! Wino był dobrej jakości i przyjemnie się je piło. Zresztą, głos Awarena, nawet jeśli był szumem w tle, również brzmiał nienajgorzej. Pasja w jego słowach była wyczuwalna na pierwszy rzut... ucha? więc nie narzekał. Nie miał serca przerywać komuś, kto opowiadał z takim zaangażowaniem. Paria również wydawała się wczuwać w wymianę opinii na temat zaklęć, więc im nie przerywał.

- Mówcie, mówcie dalej, przyjaciele. - Zachęcił ich z uśmiechem. Zresztą, również temat skrybania (?!) był dla Awarena czymś, przy czym się rozgadał! A Paria też nie miała nic przeciwko. - Przyjemnie słucha się kogoś, kto ma coś mądrego do powiedzenia. I tak, tak! Musisz nam pokazać swoje zaklęcia. - Zaczarował, samemu starając się odgonić własne myśli od Leosa.

Bo kim właściwie był Leos i dlaczego, tak naprawdę, go porwał? I jak skończyła się ta przygoda? Kiri bardzo, ale to bardzo starał się sobie przypomnieć, jednak nie potrafi, gdy wspomnienia zaszły mgłą... a może wcale ich tam tak naprawdę nie było? Odstawił kieliszek i przeczesał włosy palcami.

- Tak właściwie, to nie znam do końca elfiego... wychowałem się w świątyni, a moja mama jest człowiekiem. Adoptowana mama. - Uściślił, żeby nie było niedopowiedzeń. I choć pod Krinn służyły również elfki, to ledwie liznął języka swoich przodków. - Właśnie, właśnie. Jaki jest książę? - Podłapał pytanie Parii, przenosząc wzrok na bardkę. Jego wyobrażenia były podobne: książę nie mógł być nieatrakcyjny! - A Leo... Ach, Leo, rycerz, porywacz, ale taki przystojny! - Jęknął, jakby ta ostatnia cecha była największym z grzechów wspomnianego Leopolda. Opadł na stół, składając przed sobą ramiona, a z kolei na nich oparł głowę. - I nie ma za grosz wyczucia! To dlatego tak wyszło! - Zamarudził w stronę blatu. - Nie zdziwię się, jeśli to też jego sprawka! Służy swojemu panu, który jest blisko króla... Mmm, tak, pewnie to dlatego. - Skończył koślawo, nim wspomniał Sebelliana. Nie mógł wszem i wobec zdradzać tożsamości darczyńców świątyni. Wielu wolało zachowywać to dla siebie. - Paria będzie grać, Awaren pokaże zaklęcia... Też chciałbym się czymś pochwalić! - Postanowił, ale żaden z jego talentów nie wydał się odpowiedni. Nie śpiewał tak dobrze jak bardka, nie grał na niczym prócz grzechotek i bębenków, aktorstwo nijak nie mogło mu się przydać w takiej chwili, tak jak rękodzieło! A darów ofiarowanych przez Krinn wolał nie oferować, jeszcze nie. Noc była za młoda, a towarzystwo za mało rozluźnione. - Ach, bogini...

Sala Południcy

POST POSTACI
Paria
- Skończyłeś Akademię...! - powtórzyła z podziwem. Nie znała nikogo takiego. Nawet Kamelio posiadł swoje umiejętności dzięki indywidualnym lekcjom. Może Kamelia...? Nigdy nie pytała. Skończyła stroić instrument i pochyliła się do Awarena, uśmiechając się do niego szeroko. - A co potrafi twoja magia? Pokażesz nam? Albo opowiesz, przynajmniej? Na Archipelagu nie ma zakonu Sakira, jeśli o to ci chodzi - machnęła niedbale dłonią i sięgnęła po swój kielich, by zwilżyć gardło. - Słyszałam o nich. Ostrzeżono mnie, kiedy rozważałam odwiedzenie kontynentu. Szybko doszłam do wniosku, że sława na wyspach mi jednak wystarczy. Tu przynajmniej nikt nie traktuje mnie jak wynaturzenie. A inkantacja w innym języku to świetny pomysł! Znam wasz język odrobinę. Może mój... nauczyciel mi z nią pomoże, też jest elfem.
Odstawiła naczynie i sięgnęła do miski z orzechami, które ktoś przyniósł im w międzyczasie. Nie była pewna kiedy; chyba była zbyt skupiona na rozmowie. Jej dłoń jednak zatrzymała się w połowie ruchu. To nie było mądre, nie przed śpiewem. Zje sobie później. Roześmiała się, gdy wysoki uznał, że to, o czym mówi, musi być dla nich nudne. Nie umiała zliczyć ile razy wysłuchiwała jeszcze nudniejszych relacji z wypełniania dokumentów, z czystej sympatii do wypełniającego.
- Nie jest tak źle - uspokoiła Awarena, przekrzywiając lekko głowę i podpierając ją na ręce. - Nie masz zbyt często okazji ponarzekać na swoją pracę, hm? Wątpię, żeby orkowie podzielali twoje oburzenie względem błędów gramatycznych. A książę? Jaki jest?
Gdy wyobrażała sobie następcę tronu, nawet miasta tak brutalnego w jej wyobrażeniu, jak Karlgard, przed oczami miała dumnego orka w pięknie zdobionej, skórzanej zbroi. Całkiem przystojnego też, o ile orka można było w ten sposób w ogóle określić. Pełnego dumy i powagi, naturalnie wywołującego respekt. Wizja w jej głowie brała się oczywiście z pieśni i literatury, często będącej absolutną fikcja, ale nic nie mogła na to poradzić. Bycie doradcą, czyli prawą ręką kogoś takiego, musiało wiązać się z ogromnym szacunkiem. Cóż, Libeth, która nie miała skąd wiedzieć, jak wygląda rzeczywistość, z całą pewnością była pod wrażeniem.
Z tego krótkiego zamyślenia wyrwały ją słowa Krinndara. Wyprostowała się, a jej brwi powędrowały w górę.
- Porwał cię? - powtórzyła. - Cóż, ja nie znam zbyt wielu tutejszych rycerzy, ale chyba żaden nikogo nie porywa. Dlaczego to zrobił?!
Rozejrzała się. Nic nie sugerowało, by ich wolność była tu w jakimkolwiek stopniu ograniczona. Pewnie gdyby spróbowała wyjść, obudziłaby się z powrotem u siebie, ale nie chciała próbować - nie dopóki dla nich nie zagra. Sięgnęła po butelkę i ponownie uzupełniła kielichy elfów. Byli zdecydowanie bardziej nerwowi, niż ona, potrzebowali rozluźnienia.
- Ja się z całą pewnością nie czuję porwana - zadecydowała.