POST POSTACI
Awaren
Ilość okazywanej mu z dwóch stron uwagi oraz zainteresowania wystarczyła, aby jego policzki przyozdobił koniec końców niespotykany z reguły rumieniec.
-
Uh, umm... - tym razem zabrakło mu na moment słów nie z winy nadmiernego przejęcia lub stresu (które działały na niego zupełnie odwrotnie, warto nadmienić), ale dlatego, że poczuł się odrobinę onieśmielony. Nie wiedział, że wciąż tak potrafi! -
Mo-Moją główną specjalizacją ciężko się pochwalić bez, ah, odpowiednich warunków - odparł wreszcie, drapiąc się jednym palcem po czubku nosa -
Dopóki żadne z nas nie skaleczy się lub czegoś nie złamie, dla przykładu - uściślił. -
Leczę wszechstronnie, czerpiąc z żywiołu wody. Poza tym, mogę... Stworzyć swojego sobowtóra? To niestety odrobinę bardziej skomplikowany proces! Nie tyle zaklęcie, co rytuał. Nie zadziała bez odpowiednich składników, więc... - uśmiechnął się przepraszająco, wiercąc się w miejscu. Oczywiście nie zamierzał nic mówić o czarnomagicznym zaklęciu, które dopiero poznawał i któremu na pewno daleko było do perfekcji. To byłoby trochę... Cóż. Tego typu rzeczy lepiej nie ujawniać bez powodów. Najlepiej wcale. -
Z pozostałych, jedyne, które mogłoby robić wrażenie... - urwał, by unieść obejmowany kielich ponad stół. Spojrzał na Krinndara, na Parię, ponownie na Krinndara, by wreszcie cicho zamamrotać pod nosem inkantację zaklęcia - po elficku, dla lepszego brzmienia. Po latach nie robiło już tak naprawdę różnicy, w jakim języku je wymawiał, o ile tylko znaczenie i intencja się zgadzały.
W pierwszej sekundzie jego osoba rozmyła się przed oczami towarzyszy, zaś w drugiej już kompletnie zniknęła. Pozostał jedynie dryfujący w powietrzu kielich, którym poruszył leniwie w prawo i w lewo, a następnie upił jeszcze z jego zawartości, zanim przerwał zaklęcie.
-
To jedyne, widowiskowe zaklęcie, jakim dysponuję. Tak sądzę...
Jeśli było coś, czego Awaren był zazwyczaj w sporym stopniu pewny, to były to właśnie jego umiejętności magiczne. Prezentował je jeszcze w warunkach akademickich dość dumnie, lecz teraz? Owszem, wciąż sądził, że był naprawdę dobrym i zdolnym magiem, ale kierunek, jaki w tym obrał, niezbyt nadał się pod wiwaty, o ile akurat nie miał w trymiga uleczyć kogoś, komu wypadały jelita lub kto rzygał krwią na pół metra.
-
Oh - wydał z siebie zaskoczony, gdy Krinndar wspomniał o swoim pochodzeniu. -
To dość... Interesujące. Miałeś duże szczęście, jak sądzę? - zakończył pytająco, nie będąc do końca pewnym, jak tego typu rzeczy wyglądały na odległych Wyspach. Na kontynencie jednak ze świecą byłoby szukać człowieka, który chętnie przygarnąłby pod swój dach jakiegokolwiek elfa. Chyba że jako maskotkę albo sługę, rzecz jasna. Biedni, Leśni pobratymcy. -
Zawsze się zastanawiałem, ale nigdy nie miałem okazji nikogo spytać - jak się żyje elfom na Archipelagu? Wszystkim, nie tylko Wschodnim, mam na myśli! Kwestie takie jak choćby... Represje? Em, nienawiść rasowa?
Polowania na czarownice aka elfy, wciąż niestety było dość modne. Jako Wysoki Elf, osobiście nie musiał się jakoś szczególnie martwić, ale ani Elfy Leśne, ani odwiedzające od czasu do czasu główny ląd Herbii Wschodnie nie mogły czuć się pewnie poza dużymi miastami.
Podpytywany dalej o swoją pracę i księcia, uśmiechnął się odrobinę naturalniej, choć wciąż nieco nerwowo. Wino dopiero zaczynało pomagać mu się rozluźnić.
-
Staram się nie narzekać, choć chyba i tak robię to dość często - przyznał z niepewnym, krótkim śmiechem. -
Oczywiście wyłącznie, gdy jestem pewien, że nikt inny tego nie usłyszy! Życie wciąż mi miłe! Ah! Wyjątkiem byłaby pewnie Zola, ale ta pół-goblinica nie jest kimś, kto wybiega daleko w przyszłość. Wątpię, żeby rozumiała choć połowę z mojego ględzenia, jeśli mam być szczery - co nie znaczyło, że sobie jej nie cenił. Mówienie do żywej osoby, a mówienie do siebie i pustych ścian było czymś zupełnie innym. -
Służba Jego Książęcej Mości, księciu Ushbarowi może i rzeczywiście nie jest łatwa, ale... Wierzę, że to urodzony przywódca i wspaniały wojownik! Został najmłodszym generałem swojej generacji niedługo po tym, jak gołymi rękoma pokonał dwójkę swoich kuzynów, planujących dokonać zamachu na cesarza! - rozkręcając się, zaczął mówić z coraz większą dawką dumy i entuzjazmu. -
Ma wszystkie potrzebne cechy, żeby zostać przyszłym władcą! Problem w tym... - uciął i skrzywił się nieznacznie, zanim zmył ten wyraz z twarzy za sprawką kolejnej dawki wina. -
Problem w tym, że kompletnie nie jest zainteresowany tym stanowiskiem - bąknął.
Wracając do wina i starając się nie myśleć, jak wielkim bólem w rzyci były jego wieloletnie próby nakierowania Ushbara na właściwy kierunek, nieświadomie rozluźnił ramiona, wsłuchując się tym razem w opowieści drugiego elfa w drużynie.
-
Jeśli cię to pocieszy, mój ostatni porywacze nie byli nawet przystojni? - spróbował pocieszyć odrobinę nieudolnie Kiriego, a jednocześnie nie dać się pociągnąć zwyczajowej paranoi. Krinndar nie wyglądał i nie brzmiał jak ktoś, kto orientowałby się, jak działają magiczne więzienia i pułapki. Jeśli rycerz, Leos, o którym wspominał, nie był również magiem, czy nawet czarnoksiężnikiem, raczej nie mógłby ich zamknąć w odciętej od świata gospodzie, potrafiącej połączyć dwie inne części świata. R-Racja? Z drugiej strony, jeśli był blisko króla, był pewnie też blisko królewskich czarodziejów. To już brzmiało złowrogo...
Niepewnie poklepał Krinndara po ramieniu, starając się wyglądać maksymalnie empatycznie. Nawet jeśli szczególnie empatyczny nigdy nie był.
-
Każdy posiada jakieś umiejętności. Nie wszystkie muszą być widowiskowe. Moja magia też taka zresztą nie jest.
[gracz]Awaren[/gracz]
[akapit][/akapit]Ilość okazywanej mu z dwóch stron uwagi oraz zainteresowania wystarczyła, aby jego policzki przyozdobił koniec końców niespotykany z reguły rumieniec.
- [b]Uh, umm...[/b] - tym razem zabrakło mu na moment słów nie z winy nadmiernego przejęcia lub stresu (które działały na niego zupełnie odwrotnie, warto nadmienić), ale dlatego, że poczuł się odrobinę onieśmielony. Nie wiedział, że wciąż tak potrafi! - [b]Mo-Moją główną specjalizacją ciężko się pochwalić bez, ah, odpowiednich warunków [/b]- odparł wreszcie, drapiąc się jednym palcem po czubku nosa - [b]Dopóki żadne z nas nie skaleczy się lub czegoś nie złamie, dla przykładu[/b] - uściślił. - [b]Leczę wszechstronnie, czerpiąc z żywiołu wody. Poza tym, mogę... Stworzyć swojego sobowtóra? To niestety odrobinę bardziej skomplikowany proces! Nie tyle zaklęcie, co rytuał. Nie zadziała bez odpowiednich składników, więc...[/b] - uśmiechnął się przepraszająco, wiercąc się w miejscu. Oczywiście nie zamierzał nic mówić o czarnomagicznym zaklęciu, które dopiero poznawał i któremu na pewno daleko było do perfekcji. To byłoby trochę... Cóż. Tego typu rzeczy lepiej nie ujawniać bez powodów. Najlepiej wcale. -[b] Z pozostałych, jedyne, które mogłoby robić wrażenie...[/b] - urwał, by unieść obejmowany kielich ponad stół. Spojrzał na Krinndara, na Parię, ponownie na Krinndara, by wreszcie cicho zamamrotać pod nosem inkantację zaklęcia - po elficku, dla lepszego brzmienia. Po latach nie robiło już tak naprawdę różnicy, w jakim języku je wymawiał, o ile tylko znaczenie i intencja się zgadzały.
[akapit][/akapit]W pierwszej sekundzie jego osoba rozmyła się przed oczami towarzyszy, zaś w drugiej już kompletnie zniknęła. Pozostał jedynie dryfujący w powietrzu kielich, którym poruszył leniwie w prawo i w lewo, a następnie upił jeszcze z jego zawartości, zanim przerwał zaklęcie.
- [b]To jedyne, widowiskowe zaklęcie, jakim dysponuję. Tak sądzę... [/b]
[akapit][/akapit]Jeśli było coś, czego Awaren był zazwyczaj w sporym stopniu pewny, to były to właśnie jego umiejętności magiczne. Prezentował je jeszcze w warunkach akademickich dość dumnie, lecz teraz? Owszem, wciąż sądził, że był naprawdę dobrym i zdolnym magiem, ale kierunek, jaki w tym obrał, niezbyt nadał się pod wiwaty, o ile akurat nie miał w trymiga uleczyć kogoś, komu wypadały jelita lub kto rzygał krwią na pół metra.
- [b]Oh[/b] - wydał z siebie zaskoczony, gdy Krinndar wspomniał o swoim pochodzeniu. -[b]To dość... Interesujące. Miałeś duże szczęście, jak sądzę? [/b] - zakończył pytająco, nie będąc do końca pewnym, jak tego typu rzeczy wyglądały na odległych Wyspach. Na kontynencie jednak ze świecą byłoby szukać człowieka, który chętnie przygarnąłby pod swój dach jakiegokolwiek elfa. Chyba że jako maskotkę albo sługę, rzecz jasna. Biedni, Leśni pobratymcy. - [b]Zawsze się zastanawiałem, ale nigdy nie miałem okazji nikogo spytać - jak się żyje elfom na Archipelagu? Wszystkim, nie tylko Wschodnim, mam na myśli! Kwestie takie jak choćby... Represje? Em, nienawiść rasowa?[/b]
[akapit][/akapit][i]Polowania na czarownice[/i] aka elfy, wciąż niestety było dość modne. Jako Wysoki Elf, osobiście nie musiał się jakoś szczególnie martwić, ale ani Elfy Leśne, ani odwiedzające od czasu do czasu główny ląd Herbii Wschodnie nie mogły czuć się pewnie poza dużymi miastami.
[akapit][/akapit]Podpytywany dalej o swoją pracę i księcia, uśmiechnął się odrobinę naturalniej, choć wciąż nieco nerwowo. Wino dopiero zaczynało pomagać mu się rozluźnić.
- [b]Staram się nie narzekać, choć chyba i tak robię to dość często [/b]- przyznał z niepewnym, krótkim śmiechem. - [b]Oczywiście wyłącznie, gdy jestem pewien, że nikt inny tego nie usłyszy! Życie wciąż mi miłe! Ah! Wyjątkiem byłaby pewnie Zola, ale ta pół-goblinica nie jest kimś, kto wybiega daleko w przyszłość. Wątpię, żeby rozumiała choć połowę z mojego ględzenia, jeśli mam być szczery[/b] - co nie znaczyło, że sobie jej nie cenił. Mówienie do żywej osoby, a mówienie do siebie i pustych ścian było czymś zupełnie innym. - [b]Służba Jego Książęcej Mości, księciu Ushbarowi może i rzeczywiście nie jest łatwa, ale... Wierzę, że to urodzony przywódca i wspaniały wojownik! Został najmłodszym generałem swojej generacji niedługo po tym, jak gołymi rękoma pokonał dwójkę swoich kuzynów, planujących dokonać zamachu na cesarza! [/b]- rozkręcając się, zaczął mówić z coraz większą dawką dumy i entuzjazmu. - [b]Ma wszystkie potrzebne cechy, żeby zostać przyszłym władcą! Problem w tym... [/b]- uciął i skrzywił się nieznacznie, zanim zmył ten wyraz z twarzy za sprawką kolejnej dawki wina. - [b]Problem w tym, że kompletnie nie jest zainteresowany tym stanowiskiem[/b] - bąknął.
[akapit][/akapit]Wracając do wina i starając się nie myśleć, jak wielkim bólem w rzyci były jego wieloletnie próby nakierowania Ushbara na właściwy kierunek, nieświadomie rozluźnił ramiona, wsłuchując się tym razem w opowieści drugiego elfa w drużynie.
- [b]Jeśli cię to pocieszy, mój ostatni porywacze nie byli nawet przystojni? [/b]- spróbował pocieszyć odrobinę nieudolnie Kiriego, a jednocześnie nie dać się pociągnąć zwyczajowej paranoi. Krinndar nie wyglądał i nie brzmiał jak ktoś, kto orientowałby się, jak działają magiczne więzienia i pułapki. Jeśli rycerz, Leos, o którym wspominał, nie był również magiem, czy nawet czarnoksiężnikiem, raczej nie mógłby ich zamknąć w odciętej od świata gospodzie, potrafiącej połączyć dwie inne części świata. R-Racja? Z drugiej strony, jeśli był blisko króla, był pewnie też blisko królewskich czarodziejów. To już brzmiało złowrogo...
[akapit][/akapit]Niepewnie poklepał Krinndara po ramieniu, starając się wyglądać maksymalnie empatycznie. Nawet jeśli szczególnie empatyczny nigdy nie był.
-[b] Każdy posiada jakieś umiejętności. Nie wszystkie muszą być widowiskowe. Moja magia też taka zresztą nie jest.[/b]