Ludzie tłoczący się przed rozklekotaną chatką patrzyli na nekromantę z niechęcią, zastanawiając się po cichu, czym zasłużył na uwagę tutejszego uzdrowiciela. Wzrok niektórych był pełen chęci mordu, ale nikt nie śmiał nawet dotknąć Ancalagona. Być może przez szacunek do Kahira, a być może przez niecodzienny wygląd nowo przybyłego. W każdym razie bez mniejszych problemów podróżnik dostał się do środka. Wewnątrz domek również nie powalał luksusem. Wszystko było tutaj ściśnięte jedno przy drugim. Centralną część zajmował drewniany stół, ściany zajęte były półkami z przeróżnymi specyfikami, a w lewym kącie leżał siennik. Nic więcej nie można było tutaj spotkać. Kahir najwyraźniej prowadził życie ascety, udręczonego codziennym widokiem zakrwawionych, brudnych ciał wrzeszczących o uwagę i cudowne ozdrowienie. Nie wiadome jednak było, dlaczego po prostu się nie wyniesie stąd i nie osiedli w lepszej dzielnicy miasta, może na całkiem innej wyspie, może kontynencie... A może był taki jak oni, uciekinier, którego ścigają wszędzie oprócz Tygla? Może zrobił coś niewybaczalnego, coś, co teraz wisi nad nim i przypomina o sobie dzień w dzień, a on leczy sobie podobnych dla uspokojenia sumienia... Nie wiadomo było, co robi tutaj Kahir, ale jedno było pewne - być może tylko on jest w stanie pomóc Ancalagonowi.
Półelf nie odpowiedział od razu nekromancie. Podszedł do chłopca i obejrzał dokładnie powykręcaną nogę, dotykał jej wszędzie. Uśmiechnął się lekko do bladego jak ściana chłopczyka, po czym nie uprzedzając o niczym, nastawił ją. Powietrze przeciął okropny wrzask, okrzyk bólu towarzyszący zgrzytowi powracających na swoje miejsce kości. Młodzik zaczął się rzucać po stole i płakać. Kahir musiał go przytrzymać i tulić, dopóki wycie nie przerodziło się w żałosne pochlipywanie. Odsunął się wtedy od niego i podszedł do jednej z półek zagraconej przeróżnymi fiolkami. Wziął jedną, z przezroczystym, gęstym płynem w środku i kazał wypić go chłopakowi. Następnie posmarował czymś jego nogę, po czym owinął ciasno szmatami. Poklepał przyjaźnie pacjenta po ramieniu i uśmiechnął się do niego. Ten odwzajemnił jego uśmiech, przy czym wyglądał, jakby był naćpany. Kahir wyszedł do tłumu i zawołał kolegów, którzy przynieśli tutaj swojego ziomka. Wynieśli go, rozanielonego i chichrającego się, zapewne po tajemniczej substancji. Mężczyzna zamykając za nimi drzwi, wrzasnął, że musi sobie zrobić przerwę i na razie nie przyjmuje nowych pacjentów. Wróć tłuszczy rozległ się zawiedziony jęk, ale większość się rozeszła posłusznie, jedynie kilku wciąż czatowało pod drzwiami, czekając aż uzdrowiciel ogłosi koniec przerwy. Kahir oparł się o drzwi i westchnął ciężko. Stał tak przez krótką chwilę, delektując się chwilą przerwy, po czym zaczął przetrząsać półki w poszukiwaniu jakiegoś specyfiku.
- Nie zajmuję się już tym - mruknął, zaglądając do poszczególnych butelek. - Za stary jestem na łażenie po dżunglach. Zresztą jak widziałeś, mam tutaj istne urwanie głowy. Nie mogę się stąd ruszyć na krok. Ale z ciekawości, co dokładnie masz na myśli, mówiąc o starych cywilizacjach?Statystyki: autor: Ren — 17 kwie 2016, 18:12
]]>