Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

76
Żyłka kurwica zamigotała na czole boskiego wysłannika. Tętno wzrosło, więc można pokusić się o analizę sytuacji. Najwyraźniej prawda w oczy kole, a przedstawiona dosadnie wzbudza agresję ze strony paladyna. Pomimo tego, profesor kontynuuje swój wywód. Jest pewien swych racji, toteż broni ich niczym lwica młodych. W końcu przechodzi na płaszczyznę czysto taktyczną, to właśnie ona zmienia nastawienie sakirowca. Od teraz wsłuchuje się on w niemal każde słowo, ale dlaczego?
To proste, Maksi rzecze prawdę. Podchodzi do sprawy ( ze swojego punktu widzenia ) racjonalnie. Przedstawia postępowania wraz z ich konsekwencjami. W związku z tym starzec próbuje wbić się w kropkę nad "i" :

Nie ma w twej wypowiedzi życiowej maskarady. Umęczony jestem tymi dniami walk i niepewności. Zakon długo chronił Was. A jeśli taka jest nasza misja, to pomożemy ponownie!
Patrzysz na mnie jak teatralny widz. To nic, to nic... Bo masz rację, tak masz rację. Nie możemy zostać obojętni na posunięcia agresora.
Dla Oros jesteś królem karo! Jesteś zbrodnią i karą! Zrobiłeś dużo dobrego, także złego.
A teraz powiedz, co dokładnie chcesz zrobić? Jaki masz plan? Nikt nie porwie się z motyką na księżyc.

Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

77
To był punkt zwrotny w historii. Jestem tego pewien patrząc na to z perspektywy czasu i wydarzeń, które nastąpiły. Zakon i Uniwersytet stanęły ramie w ramię, pierwszy raz od wieków. Dzięki mnie. Z poparciem zakonu i lwiej części uniwersytetu nagle stałem się jednym z najbardziej wpływowych osób na kontynencie. Wyśmienicie.

- Dobrze wiemy, że Urk-hun jest obecnie podzielone. Jedność tego państwa to fikcja. Wypełnione jest wzajemnie konkurującymi ośrodkami, które niekoniecznie chcą widzieć Ujście jako miejsce podbite. Dlatego szaman zaproponował, żeby było wolnym miastem - Baronia nie wzmocniłaby się, ale Keron osłabłby. Nie możemy przez to zaatakować Baronii bezpośrednio tylko doprowadzić do statusu quo.

Po pierwsze potrzebujemy nawiązać kontakt z obecną tam opozycją, która chce zrzucić jarzmo nowych panów. Musimy ich uzbroić, ale tym zając się powinna Korona. Zakon za to musi stać się lwią częścią naszej ofensywy. Z rosłym orkiem może walczyć na równi tylko rycerz na koniu, a tych Zakon ma pod dostatkiem. Co więcej jesteście niekwestionowanymi mistrzami oblężeń. Z wsparciem magów bojowych bez problemu przełamiemy mury miasta.

Potrzebujemy również pieniędzy. Tym zajmiemy się wszyscy - nasza rada, Korona i Zakon. Potrzebujemy wynająć najemników z ich statkami. Tak najłatwiej zająć miasto portowe.
Po zwycięstwie udam się z świtą do ich stolicy by zawrzeć rozejm. Zażądam wydania niewolników i dóbr. Do lobbowania użyję potęgi mojej rodziny. Spróbuję również doprowadzić do zwiększenia się pozycji ludzi w tych królestwach co przysłuży się nam w przyszłości.

Oczywiście, gdy ja będę pertraktował nasza armia będzie musiała podróżować w stronę ich stolicy. Możliwe, że rokowania zostaną zerwane a ja na przykład zostanę zabity. Wtedy z marszu będzie trzeba zdobyć miasto w myśl zasady "najlepszą obroną jest atak". Po jego złupieniu zdobędziemy środki na opłacenie najemników. Co więcej będziemy na plus z pieniędzmi. Niszę handlową i produkcyjną zapełnią ludzie z Karlgardu.

W miastach granicznych ulokujemy małe oddziały, które będą mogły wytrzymać bezpośredni szturm. Stworzymy jedną, dużą armią, której istnienia nie będą mogli zignorować, przez co zabezpieczymy nasze granice.

Oczekuję również pełnego poparcia w trakcie mojego przemówienia. Musimy przekonać wszystkich możnych w Oros oraz Radę Uniwersytetu do tego pomysłu..
Gdy zaraz stąd wyjdę skieruję się do komnat ambasadorki Korony, oznajmiając iż mam pełne poparcie swojego stronnictwa i Zakonu. Tak to widzę, Wielki Mistrzu.

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

78
Po ostatniej wypowiedzi profesora paladyn zmrużył swe oczęta. Kolejno wzniósł powieki i spojrzał przed siebie, dokładnie tam gdzie znajduje się wielki MaksInI. Przez przełyk migruję ślina, która nawilża stare struny głosowe. W końcu przedstawiciel kleru zawiera głos:

- Jesteś szaleńcem, lecz przedstawiasz plan jako konkretny i co ważne realny do wykonania. Z tym że Zakon nie wyśle wszystkich swoich sił, możesz liczyć na nie więcej niż 5000 zbrojnych na koniach. Najlepiej odzianych i wyszkolonych. Tyle uda mi się maksymalnie wywalczyć od Wielkiego Mistrza.
A podczas rady, hmmm... Zakon popiera Twoje podejście, ale tam bronię nade wszystko niewinnych i wiernych, więc niczego nie gwarantuję. Okazałeś się godnym rozmówcą pomimo pierwotnej roli błazna. Intrygujące podejście, zaiste intrygujące... A teraz muszę wracać do swoich zadań.


Sakirowiec wznosi cztery litery, by podać rękę profesorowi. Prosty gest kończy ich rozmowę, po czym Maksi winien opuścić biuro cudzoziemca.

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

79
http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=26&t=1812

Z laboratorium profesora Celewicza na obszar pałacu przybywa nie kto inny, jak Alexandria.
Dziewczyna ochoczo zmierza w kierunku reprezentantki korony. Najprawdopodobniej posiada istotne informacje, którymi musi się z ową personą podzielić. Aczkolwiek przebieg rozmowy, jak i sam jej cel jest dokładnie nieznany. Wie o tym wyłącznie wysoka elfka oraz jej przełożony. Człowiek, dzięki któremu jest tutaj i bawi się w te polityczne manewry. Jako że gabinet ambasadorki korony ulokowano w odległych od centrum zakamarkach, dostęp do nich jest po prostu utrudniony. Należy minąć mnogie korytarze i schody do niższych poziomów.
I właśnie na jednym z korytarzy znalazła się Alexandria. Zdeterminowana próbuje go pokonać, by jak najszybciej spotkać się oko w oko z ważną Panią.


WAŻNE
Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

80
Delikatny uśmiech, subtelny ukłon, przyciśnięcie prawicy wielkiego mistrza - po rycersku, łapiąc nie jak prostacy za dłoń, a jak możni, za nadgarstek. Mowa niewerbalna ciała. Częstokroć ważniejsza od zwyczajnej. Mój rozmówca musiał wiedzieć, że to co mi podarował, było tego warte, więc wyprostowany, pewnym krokiem wyszedłem z pokoju Wielkiego Mistrza.

5000 rycerzy na koniach, razem z przybocznymi to od około 15000 do 25000 wojowników, rzec to mogę, zawodowych. Do tego czeladź, która w razie czego może zostać rzucona do walki. Razem z magami bitewnymi, najemnikami którymi tak się wysługiwaliśmy... Byłem właśnie dowódcą jednej z największych armii. A miała ona jeszcze wzrosnąć. Uśmiechnąłem się pełen zachwytu do mojej genialnej i wspaniałej osoby. Te poczucie władzy było nieziemskie.

Swoje kroki skierowałem do ambasadorki Keronu. I tam zdziwiłem się niemiłosiernie. Alexandria szła w... tym samym kierunku. Po co? Zaraz. Jej protektorem był Celewicz. Człowiek nudny, który mnie szczerze nienawidził. Ona była u mnie w biurze. Korytarz prowadził do laboratoriów. Tam miał swoje komnaty tamten dziadyga. Cel podróży ten sam co mój. Coś mi bardzo mocno śmierdziało. Byłem, jestem i będę wytrwanym dyplomatą. Intryga. Wymierzona we mnie.

Dzięki błyskowi znalazłem się błyskawicznie za nią i złapałem ją za nadgarstek lewą ręką. A byłem dużo silniejszy od niej. Prawą miałem ukrytą w kieszeni, gdzie trzymałem Grozra skierowanego prosto w jej serce. Szaty miałem obszerne więc nie miała jak tego zauważyć. Wspominałem kiedyś, że byłem dobrym zabójca?
- Nie powinno Cię tu być, Alexandrio. Wyczuwam w Tobie... zamieszanie. Niepokój, gdy patrzysz na mnie. Czemu wracasz od Celewicza? Co knujesz? - nie miałem pewności, że tam była. Mogła zawsze po prostu zabłądzić, pieprzyć się chwile wcześniej z studentem jakiegoś gównoznastwa bądź szukać protegowanych możnych. Ale zawsze trafiałem. Wtedy uaktywniała się w kimś panika. I wtedy byli moi.

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

81
Myślała. Szła i myślała. Nie znała tych rejonów uniwersytetu, więc trochę zajęło jej dotarcie w okolice celu swojego marszu. Na początku się gubiła, ale dzięki dobrej orientacji przestrzennej i świetnej pamięci szybko orientowała się tam gdzie była a gdzie jeszcze nie była i metodą prób i błędów po jakimś czasie znalazła się we właściwym korytarzu. Szła tak przez chwilę uważnie patrząc na mijane drzwi, aż po chwili została jawnie zaatakowana, a jej lewa ręka silnie złapana. Mogła się spodziewać ataku, ale nie spodziewała. Polityka to chora dziedzina aktywności.
Jednakże reakcja była natychmiastowe. Skok w tętnie, podwyższenie temperatury ciała i natychmiastowe, instynktowne włączenie Bariery. Wokół niej zaczęły wirować elfie znaki/litery fioletowego koloru, które na pierwszy rzut oka wykonują obroty wokół ciała Alexandrii kompletnie losowo. [konkretny opis czaru w karcie postaci - do informacji barda]
Po tym ciągu wydarzeń, usłyszała głos. Nie ruszała się, nie wiedziała z kim ma do czynienia. Tętno było nadal wysokie, ale powoli zwalniało. Była pewna swoich zdolności magicznych. Po chwili rozpoznała głos agresora. Czyli to jednak prawda co mówił profesor Celewicz - on jest szalony. Teraz była czysta sytuacja konfliktu, została zaatakowana. Wszelka kultura i skrupuły odchodzą na bok.
-Nie Twój zakichany interes. -Odpowiedziała mu krótko i z wyraźną złością, po czym kontynuowała:
-A teraz mnie puść i lepiej się oddal, bo nie ręczę za siebie. -Po tej agresywnej wypowiedzi za pomocą swojej niezwykle silnej magii energii i korzystając z tego, że napastnik w postaci profesora Maksiego znajdował się w bezpośrednim polu działania jej Bariery, zaczęła dosłownie zgniatać mu nadgarstek lewej ręki. Powoli acz systematycznie. Elfie znaki zaczęły wirować wokół nadgarstka Maksiego zataczając kręgi o coraz węższym promieniu, wirując coraz szybciej.
-Jeżeli mnie nie puścisz, stracisz dłoń. Jeżeli spróbujesz uderzyć mnie magią, oddam ze zdwojoną siłą. Jeżeli spróbujesz jeszcze innych sztuczek wiedz, że jesteś tak blisko że nie dasz rady im nadać dostatecznej prędkości nie ważne z jaką siłą, a zarazem pędu i energii kinetycznej aby przebić moją Barierę. A co za tym idzie, to także Ci oddam ze zdwojoną siłą. -Spokój był najważniejszy. Pełna koncentracja. Starała się wyczuwać każdy najmniejszy ruch ciała napastnika. Magia jej jeszcze nigdy nie zawiodła. Oby teraz też tak było.
-Tak więc do kurwy nędzy puść mnie i opuść to miejsce, jeżeli chcesz wyjść z tego cało. -Dodała na koniec z rosnącą złością, tracąc cierpliwość.
Obrazek
Obrazek

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

82
Alexandria została pochwycona z zaskoczenia, w wyniku tego nie mogła od razu włączyć bariery, gdyż takową falę energii można uruchomić przed nadciągającym natarciem, nie inaczej.
[ Uzasadnienie: Brak konkretnego opisu zasady działania bariery. Akceptuję ją, jak każdą inną. Gdy coś nadchodzi Ty: odbijasz, przychwytujesz etc]
Żeby tego było mało, złapana niewiasta ma unieruchomioną rękę. Oponent jakim jest Wielki Maksini właśnie ściska elficką kończynę. Przeto przejął kontrolę nad całą sytuacją. Spokojnie wypowiada swą kwestę, podczas gdy dziewka, chcąc nie chcąc, słucha.
Oczywiście nie może obejść się bez zgorzkniałej wymiany zdań, podczas to której wysłanniczka Celewicza grozi profesorowi. Nic ponad to, jej jedynym oporem jest natłok słów, za pomocą których masakruje mężczyznę.
Jak w zaistniałej sytuacji zachowa się Maksi? Czy wystawi studentce wielką pałę?

Spoiler:

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

83
Hierarchia. Są na świecie lepsi i gorsi. Mądrzejsi i głupsi. Wyższy rangą i niżsi, a ta szmata tego nie akceptowała. Krzyczała na mnie. Spiskowała przeciwko mnie. Inwigilowała moje mieszkanie. Groziła mi. Za to jest tylko jedna kara. Śmierć.

Patrząc się jej w oczy nacisnąłem odpowiedni przycisk w ostrzu, który powodował wysunięcie się potężnej, energetycznej wiązki długości półtora metra, skierowanej jak wcześniej wspomniałem w serce. Niewyobrażalna temperatura. Grozr przebijał wszystko. Da się nim wyważać bramy. A najlepiej radzi sobie z ludzką skórą. Dzięki odpowiedniemu aromatowi spalone ciała pachniały majerankiem. Lubię majeranek.

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

84
[Kefir w poście napisał że jest za mną ''Dzięki błyskowi znalazłem się błyskawicznie za nią i złapałem ją za nadgarstek lewą ręką.'']

Sytuacja nie była dobra. Delikatnie to ujmując. Profesor Maksi ma kompletnie narąbane w głowie. Nie wiedziała co jej zamierza zrobić. Mógł równie dobrze zabić. O ona jest zdecydowanie za młoda aby umierać. Trzeba było przejąć inicjatywę. Tylko jak? Nie miała dostatecznej siły fizycznej aby się uwolnić. Czas w jej umyśle spowolnił, a jej mózg zaczął pracować ze zdwojoną czy nawet kilkukrotnie większą siłą i szybkością.
Ma pomysł. Ryzykowny. Przez głowę przelatują jej wzory fizyczne, a ona sama w mgnieniu oka ustawia sobie w głowie cały przebieg planowanego manewru. Jej marzeniem jest połączenie potęgi nauki i techniki. Przesiedziała całe dnie nad rozmyślaniami, w jaki sposób można wykorzystać pełny potencjał tych dwóch dziedzin. I teraz swoją pasję postanowiła przekuć na działanie. Miała przeczucie, że może jej to uratować życie.
Zdania powyżej jak i te które nastąpią obrazują działania, które dzieją się dosłownie sekundach i ułamkach sekund. Nie tracąc ani kolejnego ułamka sekund, Alexandria delikatnie się pochyliła po czym natychmiast wykonała swój Duchowy Pęd, w ciągu ułamka ułamków sekund osiągając ogromne przyspieszenie, zarazem i ogromną siłę. Każdy skrawek jej ciała przyspieszał tak samo, więc na nią nie działało przeciążenie. Co innego na Maksiego który mocno ściskał jej rękę. Liczyła że tym manewrem go całkowicie zaskoczy i odpowiednio osłabi jego rękę na którą zadziało przyspieszenie co najmniej kilkudziesięciu G (a szczególnie na jego nadgarstek). A osłabienie tego uchwytu będzie potrzebne dalej.
Wykonała ten skok na odległość około 6 metrów, chcąc zmaksymalizować prędkość końcową. te 6 metrów minęło w mgnieniu oka. Gdy Alexandria wychodzi z Duchowego Pędu (tj. zatrzymuje się) nie działa na nią żadne ujemne przyspieszenie, jako że - po raz kolejny - każda komórka, każdy atom jej ciała wykonuje ten manewr mając ten sam zwrot i kierunek. Tj nie odczuwa przeciążenia. Co innego osoba która się jej kurczowo trzyma. W jednym momencie spadek prędkości z możliwe kilkuset km/h do 0.
Wychodząc z Duchowego Pędu, Alexandria wykonuje przewrót w przód tak, aby Maksi przeleciał nad nią. Niestety, nadal trzyma się jej ręki. W tym momencie, po raz kolejny w ułamkach sekund Alexandria działa całą swoją telekinezą na nadgarstek Maksiego gdy ten jest nad nią, aby uwolnić się od jego uścisku. Jeżeli się to uda, ona wyląduje lekko twardo na podłodze nieco pociągnięta przez pęd Maksiego, a ów Maksi ze sporym impetem przywali w najbliższą ścianę.
Ogromne przyspieszenie w czasie (zryw) i siła.
Bardzo silne hamowanie - przyspieszenie ujemne.
Ruch obrotowy, moment bezwładności, przyspieszenie kątowe i prędkość kątowa.
Nadanie końcowej prędkości, siły i zarazem energii kinetycznej agresorowi.
Obrazek
Obrazek

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

85
Mistyczne ostrze wysuwa się w frakcjach sekundy. Jego końcówka, znikąd pojawia się za plecami młodej dziewczyny. Wnet jakby całe życie uchodzi z okolicy. Kurz nie wiruje, powietrze kreuje gęstą zawiesinę, podczas gdy ptaki za oknem zastygają.
Gwałt na naturze splugawił szary korytarz. Nic tak nie opowiada, że boi się śmierci jak elfickie oczy.
Pełne wigoru nagle tracą swój blask. Poszerzają źrenicę, która dalej zawęża się w martwy punkt.
Identycznie ciało, podczas wbicia uskakuje niczym taneczna marionetka, potem traci na lotności i opada w ramiona uczonego. Po jego dłoniach spływa smuga krwi, plama rozlewa się po podłodze aż po kres...
Alexandria nie żyje.

I pomimo bezczelności nawet Maksii drętwieje na widok martwej studentki. Świadom swego czynu myśli o zatuszowaniu aktu zbrodni. Zanim jednak wróci do rzeczywistości, dostrzega jak dookoła niego zgromadzili się wielcy możni.
Ambasadorka Króla wychodząca z pokoju. Sługa Boży, który szukał wychodka. Profesor Celewicz ze stertą dokumentów.
Resztę pracowników, studentów zbiera donośny krzyk kobiety. Rozhisteryzowana piszczy w niebogłosy. Stojący nieopodal Celewicz pada zaś na kolana, a jego papiery lecą między ludzi.
Najchłodniejszy z nich (Sakirowiec) , odmawia krótką modlitwę.
Z tłumu dochodzą głosy:

"Morderca"
"Zabił ją"
"Moj kościół nie oferuje takim rozgrzeszenia"
"Toż to bandyta"
"Morderca!"
"Na stos go"
"Morderca!!"
"Zbój"
"Morderca!!!"...
Ostatnio zmieniony 08 gru 2014, 1:42 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

86
Smutna sprawa. Była naiwną idiotką, to prawda, jednakże... niewinność jest tak rzadką cechą, tak uroczą i nienaturalną. Było mi jej szkoda, lecz stała na drodze wyższych celów. Padła ofiarą politycznych manipulacji i uniwersyteckich machinacji. Jej zimne ciało upadło na posadzę. Energetyczne ostrze przecięło dodatkowo ją niemalże w pół. Grozr. Prawdopodobnie najpotężniejszy oręż stworzone przez śmiertelników na Herbii, znów jaśniał szkarłatem, jakby śmiejąc się i chcą jeszcze. Broń z tak potężną magią miała swoją upośledzoną, prostą i przerażającą świadomość.

Ludzie nagle pojawili się znikąd. Oczywistym było iż była to intryga. Był środek nocy, a na korytarzy znajdowało się już kilkadziesiąt osób. Nie spodziewałem się po Celewiczu takiego zagrania. Nie doceniłem tego starego dziadygi. Ciekawiło mnie tylko kto za nim stał, gdyż ktoś taki jak on nie mógł tego tak dobrze ukantować. Jego mocodawcy dobrze wiedzieli, że musiałem ją zabić.

Kaptur przyćmiewał mą twarz, a mroczny korytarz rozświetlało moje ostrze. Spojrzałem się po obecnych, skupiając się na Celewiczu:
- CISZA - rzekłem głośno, acz dobitnie. Popatrzyłem w oczy każdemu z obecnych - Alexandria padła ofiarą machinacji politycznych. Pewni ludzie... - tu dobitnie spojrzałem się na zdziadziałego, niecharyzmatycznego profesora - Zmusili ją do przeciwstawienia się racji stanu. Do zamachu! Wysłali ją na pewną śmierć. Była utalentowana. Uczyłem ją, zapoznałem z nią potęgą telekinezy. A skurwysyny, które nie mają odwagi wyjść z cienia zwrócili ją przeciwko mnie! Tak niewinną. Tak utalentowaną. Tak dobrze rokującą dla Uniwersytetu! Tak wielka strata! To obrzydliwe! Jak mogli wysłać ją z zamiarem zabicia mojej osoby i torpedowania moich starań co do ocalenia Ujścia! Na południu, naszych rodaków! Zdrajcy przekupieni przez obrzydliwe gobliny! - oczywiście, celowo dawkowałem tak słowa. Twarz miała wyrażać emocje. Głos podkreślał gniew i rozgoryczenie. Wiadomym jest iż ludzie nie są zdolni zbyt długo słuchać nawet charyzmatycznego mówcy jakim byłem. Trzeba było zwrócić jeszcze bardziej ich uwagę. Fala delikatnej, acz skondensowanej energii uderzyła w podłoże, rozpływając się po podłodze wibrując i podkreślając moje zdenerwowanie i wywołując niepewność co do słuchaczy - Wzywam was wszystkich do znalezienia sprawców tej zdrady! Zginęła nie przeze mnie, lecz przez tych skurwysynów! Musimy znaleźć HERETYKÓW I ZDRAJCÓW W NASZYCH SZEREGÓW. Ja, Mak'si vas Karlgard, lord najpotężniejszego rodu południa, sojusznik Zakonu i przywódca armii mającej odbić Ujście wzywam was do BEZWARUNKOWEGO OKAZANIA MI POMOCY W POSZUKIWANIU WICHRZYCIELI. To miejsce NIE JEST bezpieczne. Musimy pokonać wroga w NASZYCH szeregach. Musimy to zrobić by TA tragedia się więcej NIE powtórzyła!

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

87
Wielki Maksini próbuje wytłumaczyć zebranym, iż nie on ponosi winę za śmierć niewiasty. Podczas wywodu przemykają informacje jakoby ktoś trzeci maczał w tym sajgonie palce. Że niejaki heretyk wpłynął na wolę Alexandrii, że ona była niewinna, tak samo jak Maksi.
Całe zdarzenie to wyłącznie zbieg okoliczności i dowcip losu, bo trafiła kosa na kamień, dokładniej rzecz ujmując, na laserowy miecz. Przystanowszy więc, z płaczem tłumu mierzysz się. Czerwone wino na dłoniach nie ułatwia tłumaczenia. Jednakże część wypowiadanych słów ujmuje pojedyncze jednostki. Inni zdolni wyłamać się z tłumu, chcą krzyknąć "niewinny".
Maksi tylko czeka na odpowiedni moment, buduje napięcie, podczas gdy za jego plecami pojawia się starsza sprzątaczka. Pani Halinka, dzierżąca w dłoni kryształowy wazon. Rachu, ciachu i BaaM!
Służba porządkowa zdziela profesora po łbie, tak iż ten traci przytomność, a naczynie trzaska w drobny mak.

- A zamknij ryj MORDERCO!


Tłum szaleje! Wiwaty, oklaski tudzież gwizdy lecą w kierunku bohaterki. W końcu ktoś odważył się uciszyć starego zboczeńca. Niemalże konfetti nie wylecą z kieszeni możnych, ale hola, hola...
Korzystaj głupcze z chwili, bo wielki Maksini obezwładniony w nieskończoność nie będzie.
Tutaj zaś z pomocą przychodzi profesor Celewicz, sędziwy mąż zbliża się uważnie do poległego drania, aby zapiać mu na nadgarstkach kajdany. Niezwykłe kajdany, wykute z nieznanych Herbianom minerałow o zdolnościach prawie Boskich. Albowiem niwelują one wszelką magie w promieniu jednego metra. Tzn. że od teraz ambasador zostaje pozbawiony swoich zdolności.
Dodatkowo, podczas niepohamowanej ekscytacji, Celewicz korzysta z okazji i kradnie miecz Maksiego.
Po upływie kilkunastu sekund pojawiają się strażnicy, którzy wyprowadzają nieprzytomnego buntownika. Maksi trafia do więzienia!


http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=26&t=1812

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

88
Maksini zostaje doprowadzony do małej salki w pałacu magicznym.

http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=26&t=1812

Brudny, niedomyty. W takim stanie siedzi dawny profesor uniwersytetu przed nieoficjalnym sądem Oros. Sądem zamkniętym z czterech ścian, gdzie liczba obecnych zdeterminowana jest do minimum.
Najwięksi członkowie debat: Profesor Celewicz, Wysłannik Zakonny, Eliza Yuraya ze strony korony, kilku możnych wykładowców. Siedzące miejsca widowni zajęte zostały przez część świadków zdarzenia m.in panią Halinkę oraz resztę studentów, pracowników. Wszyscy są razem, tylko Maksi skomle na uboczu. Za sobą ma dwóch strażników w pokazowych zbrojach, jakby przedstawienie miało wyglądać profesjonalnie. Chociaż nie wygląda, bo żaden z możnych nie wygląda jak sędzia. Ubrani w to co zwykle, schludnie i bogato, lecz bez rewelacji. Spoczywają przy ogromnym ołtarzu pod oknem. Ktoś nawet wydobył kartki papieru oraz pióro, ażeby protokołować osąd.
W końcu się zaczyna, głos zawiera...

Celewicz: Mak’si vas Karlgard stoisz przed nadzwyczajnym posiedzeniem sądu, powołanego przez odpowiednie organy, gdyż dopuściłeś się największego gwałtu na naturze.
Jesteśmy zobligowani poinformować o karach, jakie zostaną Ci wymierzone za morderstwo.
W dodatku nie przysługuje Ci żadne odwołanie od wyroku, gdyż wczoraj o zmierzchu nadzwyczajna komisja podjęła decyzję odnośnie Twej sprawy.
Zatem...
Po pierwsze, vas Karlgard zostaje oskarżony o morderstwo z zimną krwią. Przeto władze uniwersytetu, jak i korony degradują Cię ze stopnia profesora. Człowiek bezduszny, żyjący niegodnie nie może być przedstawicielem kaganka oświaty.
Po drugie, morderca i buntownik nie może być przedstawicielem jakiejkolwiek z frakcji. Zostajesz pozbawiony miana ambasadora Oros. Stanowisz zagrożenie dla pojedynczych jednostek, jak i całej populacji. Podżeganie do wojny, chęć zdobycia władzy i wyeliminowania przeciwników politycznych sprawiła, iż zmuszeni jesteśmy do odebrania Ci wyżej wymienionego tytułu.
Po trzecie, gdy tracisz pozycję ambasadora jesteś sądzony, niczym pospolity mieszczanin.
Toteż logiczne, iż skazujemy Cię na pozbawienie życia.
Ehem, ehem. Czy ktoś z tu obecnych nie zgadza się z wyrokiem?


Eliza:
Podtrzymuję swoje stanowisko, Korona żąda śmierci.

Przedstawiciel Zakonu: Niech Sakir oświeci mu drogę w zaświatach i wybaczy nam.

Celewicz: Egzekucja odbędzie się tu i teraz!!!

Szmery na sali przybrały nieoczekiwane podsycenie. Nigdy, tak szybko nie odbywała się "sprawiedliwość", skazany miał dzień lub dwa na odwiedziny tudzież przemyślenia w samotności. Niestety, tym razem Maksi zostaje rzucony na głębokie wody odpowiedzialności...


Wyszarpali go z ławy.
Jak jakieś zwierzę przejęli pod pachami i ciągną go, ciągną na środek sali.
Koniuszki butów trą o podłoże, jakoby stawiały niewidzialny opór.
I sam łeb na to wskazuje; perfidny ryj patrzy w oczy oprawców.
Bezwzględnie przeszywa ich serca.
Po czym słyszy
" W imieniu uniwersytetu Oros, zostajesz skazany na śmierć! "
Z chmur spływa do waszych rąk, światła złoty krąg.
I to jest on, w świecie ziemskich spraw.
Kata ostrze, prymitywne i szorstkie.
Wbite w dębowy stojak, umoczone krwią, odgradzające głowę od ciała.
Już nie będzie słów, już nie będzie łez, jego śmiechu i twarzy
Nie będzie niczego
Bo
Nie ma Jego


Mak’si vas Karlgard traci głowę na skutek uderzenia masarskim tasakiem.

Celewicz: Niech ktoś to posprząta. Zamykam posiedzenie...

Postać gracza "Mroczny Kefir" została uśmiercona.

Re: [Uniwersytet Oros] „Pałac Magiczny”

89
Pałac Magiczny uznaje się zgodnie za jedno z najelegantszych miejsc na uczelni, miejsce wszystkich ważnych egzaminów, najbardziej prestiżowych wykładów, obrad, przyjęć, jak również – charytatywnego balu połączonego z mianowaniem nowych Mistrzów, który odbywał się właśnie tego wieczora. Wieżą Alchemika zaś nazywano wieńczącą Pałac, przeszkloną, barwną od witraży, koronkową i czarowną w swym charakterze konstrukcję, z której rozciągał się zwykle kojący widok na uniwersytecki park. Dzisiaj jednak, szczególnie teraz, po zmierzchu, oko przyciągał szczególnie pewien obcy element tej uroczej zazwyczaj panoramy: opalizujące, iskrzące kolorowo i złowieszczo błyski sponad zgliszcz słynnej Biblioteki. Po ciemku jarzyły się tak mocno, że nie były w stanie ich skutecznie ukryć nawet te wielkie czarne płachty, których Zakon użył do ich zasłonięcia.

Ten widok odbierał spokój. Już lepiej było patrzeć w te oczy. Wielkie, płonące, zielone oczy Gerdy.
* Zachód słońca miał tego wieczora odcień fiołków. Kiedy Felivrin w towarzystwie swojej „najemniczki” zmierzał w kierunku uczelni, w rozlewającym się po mieście półmroku wyraźnie odznaczała się, wskazując mu drogę, pomarańczowa łuna – odblask płonących pod murem uczelni świec ku czci ofiar wybuchu. Od wczoraj zdążyło ich przybyć tyle, że uliczką ciężko było swobodnie przejść. Wieczorne powietrze przepajała woń dymu i wosku oraz mieszanina chyba tysiąca różnych kwiatów, które więdły ułożone dookoła świec.

Oświetlony tym niesamowitym poblaskiem mur z nabazgranymi na nim ogłoszeniami, pogróżkami i wiadomościami kojarzył się Felivrinowi z tym, co opowiadano mu kiedyś o badaniu starych grobowców. O chodzeniu w ciemności wzdłuż ścian i odczytywaniu w chybotliwym świetle pochodni zapisanych przed wiekami inskrypcji.

Tutaj też mogło mu się zdawać, że to trwa już od wieków.

Oddajcie nam Uniwersytet!!! Stop maglowaniu magów!
Zaginęła moja siostra, ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, załączam rysunek
czary=czarty
Sprzedam osła, tanio!
Dobry człowiek osierocił trójkę dzieci, nękali go SAKIROWCY! Zapłacicie za to, ŚWINIE!
W tragicznym wybuchu Biblioteki poniosły śmierć następujące osoby...

Ścieżkę od bramy do Pałacu Magicznego odgrodzono białymi wstęgami, aby nikt z gości nie zmylił drogi. Przy drzwiach czuwało kilkoro strażników oraz dwie studentki, które z cukrowymi uśmiechami witały przychodzących, chowały w złotej skrzyneczce pieniądze, jakie ci wpłacali na rzecz ofiar eksplozji i na odbudowę gmachu bibliotecznego, oraz rozdawały hojnym darczyńcom malutkie bukieciki z bibuły.

Wewnątrz płonęło mnóstwo świec, długi stół uginał się od wytwornych przekąsek, służący roznosili kielichy z winem i grała skoczna muzyka – uroczystość umilał jakiś całkiem udany zespół z dziwnymi, egzotycznie wyglądającymi, lecz bardzo ciekawie brzmiącymi instrumentami. O dziwo, pomimo smutnej okazji oraz faktu, że bal organizował sam komtur Zakonu Sakira, zabawa wydawała się Felivrinowi całkiem przednia, a inni obecni chyba podzielali ten pogląd. W szczególności obecni tłumnie studenci – oczywiście wyłącznie ci rasy ludzkiej, innych nie było widać – którzy pili na umór, całowali się po kątach i tańczyli jakby świat miał się jutro skończyć (cóż, prawdę mówiąc to nawet rozsądne, bo w dzisiejszych czasach nie można było mieć nigdy pewności, czy się aby nie skończy). Zresztą podobnie robiła kadra profesorska, nie odstawały od nich obecne tłumnie na bankiecie oroskie znakomitości spoza uczelni, ba, nawet sakirowcy wyglądali jakoś mniej poważnie niż zwykle i niektórzy nawet raz po raz przebierali nogami w tych swoich wypastowanych na błysk buciorach, jakby i im chciało się rzucić wszystko w diabły i dać się ponieść. Może po prostu zbyt dawno nie było tu okazji, żeby się po prostu napić?

Sama część oficjalna nie trwała przesadnie długo. Adelajda Bloom oraz jeszcze dwóch jakichś facetów, których Felivrin w ogóle nie kojarzył i których nazwisk, choć zostały wymienione, nawet nie zapamiętał, przyjęli złote szaty i złote trzewiki z rąk rektorki, potem złożyli jakieś przysięgi, każde
wyrecytowało długą listę podziękowań, komtur von Tieffen pogratulował im z serca, mówiąc, że „takich ludzi nam trzeba, a dzięki wam i waszej postawie ta znakomita uczelnia ma szansę wrócić na właściwą drogę”... a później były profesor przestał śledzić ten cyrk, bo podszedł do niego służący i wręczył mu bukiecik czerwonych kwiatów podobnych do gwiazd.

— Od tamtej pani — oznajmił cicho i beznamiętnie, po czym wskazał siedzącą na parapecie w drugim końcu sali postać.

Była to wysoka i szczupła dziewczyna o eleganckich jasnych lokach, przystrzyżonych dość krótko, nieco poniżej uszu. Cała w czerni, jak większość zakonników, a jednak zdawała się lśnić w tłumie. Nosiła krótkie, wypastowane idealnie trzewiki ze skóry. Jej ramiona okrywała krótka pelerynka z gwiaździstą broszą na lewej piersi. Błyskotka przypuszczalnie oznaczała jakąś rangę w Zakonie – co do tego Czarodziej nie miał pewności, ale nie tracił czasu na dociekanie, kiedy było więcej intrygujących szczegółów do zbadania. Błyszczący pas, który ściskał jej talię. Ładnie wykrojone, mocno umalowane usta. Opięta na kształtnych udach i łydkach tkanina spodni. Ciemnoczerwona aksamitka na szyi.

— Ekhm! Proszę pana! Słyszy mnie pan? Tu jest wiadomość dla pana. Od tamtej pani. Czy życzy pan sobie przekazać odpowiedź?

Życzył sobie.

Powtórzył jeszcze raz swojej rudowłosej pomocnicy szczegóły ich planu, po czym zostawił wszystko na jej głowie.
* No i tak znalazł się tutaj, na szczycie Wieży Alchemika, sam na sam z Gerdą o jasnych lokach. Z inkwizytorką z Zakonu Sakira.

Siedzieli na kanapie, otoczeni witrażami. Po ciemku, tylko w różowawym świetle sierpa Mimbry. Na podłodze leżał bukiet czerwonych poinsecji, a na parapecie w zasięgu ręki stała w połowie pusta – lub w połowie pełna, jeśli ktoś woli na to spojrzeć w ten sposób – butelka jeszcze czerwieńszego wina, cierpkiego jak diabli.

— Jesteś inny niż wszyscy. Od razu to zobaczyłam...

Ton, jakim dziewczyna wyszeptała te słowa, nie sugerował na szczęście, jakoby miała na myśli coś w rodzaju „zdemaskowałam cię, bezczelny przebierańcu, tak naprawdę jesteś tym magiem-kryminalistą, który to niby nie żyje! Tylko podszywasz się pod zakonnika i teraz zginiesz!”. Raczej było to coś w stylu „jesteś inni niż wszyscy ci okropni nudziarze, no a ja taka samotna i taka miła, no i hej, zobacz, ile tego wina jeszcze nam zostało w butelce, stanowczo trzeba coś z tym zrobić”.

— Dopiero cię tu przysłali, prawda? Z daleka, hm? — Mówiąc to, Gerda nie traciła czasu i po kolei odpinała guziki munduru Felivrina. Na szyi przebranego Czarodzieja zdążyła już zresztą zostawić ślad szminki. Najwyraźniej była zdania, że konwencjonalne uprzejmości zapoznawcze można równie dobrze wymieniać już gdzieś po drodze. — Dobrze ci radzę, uciekaj stąd, jeśli jeszcze możesz — wyszeptała z ustami bardzo blisko jego ucha. — To jest chore miejsce, to... hmm, pomóż mi... chore miejsce, to cholerne Oros. Przysłali cię przymusowo czy sam zdecydowałeś? Nie masz pojęcia, co tu się wyprawia...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Uniwersytet Oros] Pałac Magiczny

90
Nie był to najprzyjemniejszy spacer. Felivrin czuł napięcie i dwubiegunowość miasta, które niegdyś kipiało magią. Napisy na ścianach bawiły równie silnie co dołowały. Czarodziej czuł jednak pewien spokój mając świadomość, iż chociaż dusza uczelni uleciała w przestrzeń wraz z Biblioteką to chociaż jej serce bije wciąż w jakże dobrze mu znanym pałacu. Jednak gruzy ukochanego bądź co bądź budynku zasmuciły swym widokiem niestrudzonego onegdaj czytelnika do tego stopnia, że wręczając datek i odwzajemniając powitania zdawał się faktycznie współczuć studentką i ich sytuacji. Z taką też miną zmartwionego darczyńcy wparował na salę balową... jednak nie pozostała ona na jego twarzy zbyt długo.

Muzyka, śmiech i ogólne rozluźnienie poczęły udzielać się każdemu. Nawet jego osobie. Co prawda większość czasu spędził stojący przy jednym ze stołów i próbując nieudolnie nałożyć sobie odrobinę zasmażanych owoców morza... ale nawet wtedy nieznacznie wytupywał egzotyczną i dziwnie przyjemną dla ucha melodię. Co chwilę zerkał też w kierunku co dostojniejszych gości i z każdą chwilą jego humor znacząco się poprawiał. Nie było wszak nic równie zabawnego cą banda zgrzybiałych ludzkich dziadków próbująca się bawić jak gdyby mięli zaraz paść na zawał. Zresztą... atmosfera była niezapomniana.

Nie zawsze wszak można było się bawić przy elegancji godnej samej Osureli, urządzonej na iście Tenatirowski sposób i w towarzystwie hmary Sakirowców. Nie jako elf. Ba! Nawet Krinn dostawała swój udział gdy do uszu Profesora dochodziły przebijające się tu i ówdzie przez muzykę miłosne westchnienia. Ex-profesor patrzył więc na oficjalne zaprzysiężenie Mistrzów z niemały rozbawieniem mając świadomość, iż większość studentów oddała się już dawno Pani Pokusy i za nic ma świętą tradycje będącą niemalże obrzędem ku czci Sulona. To nawet lepiej bo wtedy po jej zakończeniu będzie mógł...

Tu jednak jego myśli zostały przerwane czerwonym bukietem podetkniętym pod niemal sam nos. Ten nie był z bibuły w przeciwności do tych wręczanych przy wejściu. "Od tamtej pani" - przez dłuższą chwilę uczony próbował pojąć czemu słowa te padły z ust służby w kontekście szczupłej i jasnowłosej Inkwizytorki znajdującej się na drugim końcu sali. Zawiesił na niej wzroki i dłuższą chwilę odnotowywał jej "przymioty" próbując połączyć fakty. Dopiero wyrwany z zamyślenia przez chłopaka i upewniony wiadomością w pełni zrozumiał co właśnie zaszło i jakie były zamiary jego adoratorki. Ba! Nawet rozpoznał gatunek kwiatu co tylko bardziej pogłębiło go w przekonaniu, iż ktoś zadał tu sobie sporo trudu by złapać jego uwagę.

Ciężko powiedzieć co ostatecznie przeważyło w podjęciu przez niego takiej a nie innej decyzji. Czy była to faktyczna fascynacja osobą dziewczyny, czy też chęć skosztowania zakazanego owocu, która wszak od zawsze towarzyszyła magom? Może zaś był to czysty pragmatyzm mówiący, iż jak długo da on zajęcie zauroczonej nim osobie, tak długo nie będzie ona wścibskim wzrokiem śledzić go i jego planów? Zapewne z początku przeważała ta ostatnia opcja i dlatego tak pilnie i szczegółowo przekazał swe plany towarzyszce prosząc by nie czekała z realizacją zbyt długo, zaś w razach komplikacji lub sukcesu dała mu od razu znać. Nie chciał zrazić Sakirowskiej wilczycy mogącej w dowolnym momencie wyskoczyć zza filaru i z wyrzutami najpierw go zbesztać a potem nakryć na gorącym uczynku. Jednak z czasem...
* Gdy wilk schował grożące mu pazury i po kilku upojnych słowach i lampkach wina prężył się namiętnie tuż obok niego na oświetlonej różnokolorowym światłem witraży kanapie... pozostałe dwie opcje jęły brać górę nad podochoconym Czarodziejem. Zielone oczy dziewczyny jęły kusić go swym rozpalonym wzrokiem. Umalowane usta zdawały się mu wołać go o odrobinę pieszczot. W ogólnym rozrachunku... Felivrin począł coraz to bardziej pragnąć Gerdy usprawiedliwiając to sobie "potrzebą zaspokojenia jej ciekawości" aby ta nie namieszała już nic więcej w jego planie. Dlatego też nie oponował gdy ta powoli rozpinała jego mundur. Zaś gra wstępna nie była udziałem tylko jego rozmówczyni.

— Oj prawda. Nie masz nawet pojęcia jak długa była tutaj droga... ale widać było warto. — mruknął przejeżdżając dłonią po jej zręcznych palcach rozpinających jego przyodziewek — Oj tam... nie może być tak źle. Przecież niejeden budynek wybucha co roku w Ker... chcesz pomocnej dłoni? A może...

Wykorzystując nachyloną postać swojej obecnej towarzyszki przyłożył dłoń do jej brzucha i przejechał po jej mundurze aż do jej lewej piersi którą z szarmanckim uśmiechem począł drażnić naciskając ubranie tak by ją delikatnie ocierało. Nim jednak jego rozmówczyni zdołała w pełni oddać się temu delikatnemu doznaniu elf przebiegł palcami nieco w górę i ostrożnie odpiął gwieździstą broszkę pozwalając opaść jej na kanapę wraz z krótką peleryną. Następnie korzystając z osłonięcia lewej części szyi przejechał po niej wskazującym palcem i mruknął zmysłowo.

— Jak bardzo chore? Na dole wszyscy się bawią, więc nie jest tak źle. Powiedz mi... co może przerażać tak wspaniała kobietę?

Tu zrobił pauzę czekając na odpowiedź. A nuż odurzona Inkwizytorka powie mu coś intrygującego? Nie była to jednak martwa cisza, gdyż dalej gładził swoją partnerkę po szyi. Po chwili uświadomił sobie, że podświadomie przejeżdżając tak dłonią po jednym miejscu z samego dotyku rozrysował w umyśle większość układów orgaznizmu tego obszaru u kobiety. Dlatego też gdy dziewczyna odpowiedziała mag westchnął namiętnie i odparł kojącym głosem.

— Po prostu zapomnij o tym na tę jedną noc... mój ty zajączku.

I wykorzystają odsłoniętą szyją nachylił się nad nią i końcówkami zębów wgryzł się delikatnie w najbardziej jej unerwiony punkt tak aby wyznawczynie Sakira przeszył dreszcz rozkoszy. Potem zaś nachylił się do jej ucha jak ona wcześniej do jego i dodał.

— Cieszmy się sobą.

Następnie zaś począł aktywnie pomagać jej w rozpianu przyodziewku całując jednocześnie namiętnie przygryzione miejsce by spotęgować doznania Inkwizytorki i faktycznie pomóc jej zapomnieć o wszystkim. W szczególności o tym jak wyglądała jego towarzyszka i fakcie, że na dobrą sprawę dalej jej nie powiedział skąd przybył.
Spoiler:

Wróć do „Uniwersytet w Oros”