Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

151
Stał plecy w plecy z czarnowłosym wojownikiem spoglądając na mgłę z wolna wypełniającą las. Był przygotowany do walki. Czuł napięcie wiszące w powietrzu tak samo wyraźnie jak elementy pancerza Mordreda łaskoczące go w plecy przez materiał koca. W tej białej kipieli mogło czaić się wszystko, od różnych znanych mu monstr i plugastw aż po Nic. Nic było najgorsze, bo tracili tylko przez nie czas, lecz nie mogli spuścić gardy i dać odpocząć zmysłom.
Elf był czujny i skupiony. Wytężał każdy ze swych zmysłów najmocniej jak umiał by błyskawicznie zareagować w sytuacji zagrożenia. Przywarł jeszcze bardziej do pleców wojownika i...stało się.
Przelatujący ptak strącił na nich zagładę.
Smród który elf poczuł sprawił, że jedno z oczu zaszło mu łzami. Nieopodal było bagno, być może stamtąd przywędrowała mgłą a wraz z nią bagienny potwór który pochłonął niezliczone istnienia a ich ropiejące gnijące ciała będące teraz częścią jestestwa tego stwora wydzielały ten zapach. Czy był on ostrzeżeniem? Atakiem?
Elf odwrócił się błyskawicznie łapiąc inaczej kij by wyprowadzić atak, spodziewał się ujrzeć potwora tak ohydnego, tak spaczonego i strasznego, że poprzednio spotkany demon mógł uchodzić by za nawet urodziwą, po kilku kuflach pieczystego, niewiastę.
Zobaczył towarzysza rzucającego mu spojrzenie i mamroczącego coś o żołądku.
Iscar wciąż nie wiedząc co się stało, patrzył na Mordreda z łzą ściekającą po policzku i pytał go niemo wzrokiem "Gdzie potwór?" "Nastąpił atak?" "Co się dzieje?" Odpowiedź jednak była inna a zaraz po niej wojownik z wolna ruszył w mgłę.
Iscar bojowo nastawiony ruszył za mężczyzną, gotów użyć swego wiernego kija przeciw potworowi który roztacza tak okropny smród.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

152
GRUPA I


Zmrożone liście skrzypią pod ciężarem wojownika północy. Szelest wynikający z destruktywnej siły nacisku na usztywnione płatki, przypomina łamanie suchych patyków lub kości. Krok za krokiem przysparza kolejnych liści, to też szumów. Niestety trudno określić, czy owy dźwięk jest wynikiem pokrytych lodem liści, ponieważ gęsta mgła uniemożliwia normalne widzenie.
Panowie wkraczają w areał, gdzie nie widać już prawie niczego. Polegać można wyłącznie na słuchu i badaniu podłoża za pomocą długich stompów. Nawet wytężony wzrok Iscara powoli traci na ostrości, co finalnie objawia się utratą Mordreda z pola widzenia. Wyłącznie gwar pękających listków informuje o bliskości z kolegą, chociaż można przypuszczać, że traci ona na wartości. Iscarowi zdaje się, jakoby brunet odbił w innym niż on kierunku. Lepiej wrócić do siebie za czasu, gdy jeszcze usłyszą własne wołanie. Co więcej, wypada znaleźć rozwiązanie na owe rozstanie, w ślepocie winni połączyć się innym zmysłem, gdyż pojedynczo są łatwym celem dla każdego drapieżnika w tym lesie.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

153
Ponieważ zwracał obecnie baczniejszą uwagę na swoje otoczenie, szczęśliwie szybko zauważył, że mgła przesłoniła jego kompana. Zatrzymując się w miejscu, rozejrzał się w poszukiwaniu elfa, ale wszędzie widział jedynie biel.

Wiedział że mgła (o ile to faktycznie mgła) potrafi mylić nie tylko wzrok ale i słuch. Kropelki wody w powietrzu mogą zdeformować dźwięk. Ale gdyby tak połączyć dźwięk ze wzrokiem by wskazać elfowi swoje generalne położenie, by umożliwić im ponowny kontakt wzrokowy?

Wyciągnął z pochwy swojego bastarda i skierował go ku górze. - Iscar! - Zawołał w pustkę. Następnie zaczął uderzać pięścią w udo. Początkowo chciał bębnic w pierś, ale w porę przypomniał sobie o uszkodzeniach. Wreszcie jako ostatnie pociągnięcie pędzla w swoim chaotycznym arcydziele, zaczął w kilku sekundowych odstępach, wypuszczać ogniste podmuchy z czubka swojego miecza. Światło płomieni powinno być widoczne nawet w tej zupie, chociaż nie starczy to na długo. Wkrótce miecz będzie musiał odnowić zapasy magii. Oby z Iscarem odnaleźli się wzrokiem do tego czasu. Owszem, zdradzało to zapewne jego pozycję wszystkiemu co żyło w lesie, ale zwierzęta powinny trzymać się z dala od hałasu i ognia, a chyba było to lepsze wyjście niż polegać, że elf znajdzie go po zapachu... A jeżeli zwabi coś innego niż zwierzę... Cóż, przynajmniej miecz miał już obnażony...
Wykorzystując też rozbłyski, zaczął wytężać wzrok w miarę swych możliwości, na wypadek gdyby chwilowe rozjaśnienia, mogły ujawnić coś w jego otoczeniu.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

154
GRUPA I- Nadprogramowy opis.

Tryskające z końca ostrza płomienie sprawiają, iż Iscar natychmiastowo dostrzega kompana. Wnikliwa analiza umożliwia oszacowanie odległości między nimi, w efekcie stoją około 10 metrów do siebie. Mordred musiał skręcić na południowy wschód, brak wyczuwającego podłożę obuwia sprawia, iż prawidłowe obranie trasy wyłącznie za pomocą zmysłu dotyku jest niemalże niemożliwe. Błysk czerwonej poświaty, która bije z niedaleka jest średnio intensywny. Natomiast każdy kolejne wężowidło świeci coraz to jaśniej i jaśniej, jakby płomienie niwelowały wpływ nienaturalnego zjawiska klimatycznego. Sam Mordred dostrzega, że mgła dookoła jego osoby po prostu zanika. Mężczyzna widzi swoje stopy i ogarniające je liście. Z czasem mleko wypełni całą przestrzeń na nowo, jednak ówcześnie winien cieszyć się z własnego odkrycia.
Pozostało już tylko, by Iscar ruszył w kierunku światła. Wciąż ogarnia go ślepota, dlatego powinien bezzwłocznie ruszać, zanim zapomni skąd emitowały płomienie, bo w przeciwieństwie do Mordreda on nie usunął najbliższej aury.

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

155
Jakim cudem taki spory facet jak Mordred mógł ot tak zniknąć? Było to niemalże niemożliwe. Mgła musiała być dużo gęstsza niż mu się zdawało, stanowczo za gęsta. Brak wiatru i korony drzew pochłaniające ostatnie promienie słońca mogły sprawić, że widoczność była jeszcze bardziej utrudniona ale bez przesady... Iscar zaczął się rozglądać. Szukał wzrokiem towarzysza który powinien być zamuloną, czarną plamą w tej bieli lecz nigdzie go nie było. Elf wyciągnął przed siebie swe blade ramię owinięte czarnym materiałem i ono także zniknęło. Domyślił się, że są w epicentrum mgły.
Wystawił przed siebie swój kij i zaczął machać nim lekko chcąc sprawdzić co jest przed nim jak ślepiec szukający drogi.
Nagle mgła zadała się rozrzedzać a w jednej ze stron, nie potrafił określić czy był to wschód czy zachód czy może inna strona świata, ujrzał czerwone blaski. Przebijały się one przez mgłę jak przez ciemność nocy. Z początku myślał, że to coś ich atakuje, lecz gdy wyczuł bardzo słabe podmuchy ciepła a do jego uszu dotarł słaby krzyk, ruszył biegiem w kierunku światła.
W miarę jak się zbliżał, widział towarzysza coraz wyraźniej. Wystawił przed siebie swój kij by szturchnąć go i być jednocześnie w pewnej odległości by nie narazić się na przypadkowy atak.
Nie wiedział bowiem jak mężczyzna zareaguje gdy do niego podejdzie.
Skoro czarnowłosy Mordred w ciemnym pancerzu zniknął w tej mglę, to jakby był postrzegany niemalże śnieżnobiały elf o żółtych, nieludzkich oczach?

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

156
Wszechobecna zima wpływa na cykl rozwojowy roślin, zarówno okrytonasiennych, jak i nagonasiennych. Roślin, które są przedstawicielami drzew wysokich, runa leśnego oraz ściółki. Nie zapominając o porostach i mchach, jakie swój rozród uzależniły od wody. Temperatury poniżej zera wraz z porywistymi wiatrami doprowadzają do wymierania flory leśnej, in situ fauny.
W wyniku niekorzystnych warunków pogodowych większość drzew nie okrywa się gamą liści, jak to miała w zwyczaju, teraz dostrzegamy czarne badyle, które wyrastają ponad powierzchnię śniegu. Wyłącznie nieliczne gatunki iglaków toczą bój z śnieżnym puchem. Co prawda są nim pokryte, lecz wciąż zachowały organ w postaci igieł. Gdyby nie wpływy katastrofy, o tej porze roku las pokrywałyby mnogie brązy i czerwienie. Złote liście z pozostałościami po zielonych kolorytach spadałyby z wierzchołków gigantów. Stąd niegdyś zwyczajowo nazwano ten las: Rudym Lasem, ponieważ bez względu na lato, jesień czy wiosnę, tutaj zawsze dominowały barwy słońca.
Wysunięta na północ Keronu część systemu leśnego, stanowi barierę klimatyczną. Północne obrzeża podlegają działaniu klimatu morskiego, podczas gdy południowe są owiewane niezwykle surowym powietrzem z wzgórz Meriandos, których protoplastą są góry Aron. Dziś las ten pokonuje się na granicy ludzkiej wytrzymałości, w nieustannej walce z wiatrem, śnieżnymi burzami i niskimi temperaturami oraz lokalną mgłą, lecz jej pochodzenie najprawdopodobniej nie jest wynikiem wypływów dwóch frontów atmosferycznych. Ówczesny zdobywca czuje się, jak pionier, gdyż wielu obszarów jeszcze nie skartowano, nie zrobiono ich map, wiele obszarów pozostało jeszcze niezbadanych. W dobie wiecznego mrozu rudy las wraz ze swoim granitowym bliźniakiem po północnej części traktu tworzy ogromny masyw, na którego areale panuje surowy, niemal polarny klimat.
I pomimo wszystkich tych niedogodności, blady elf w końcu odnajduję swego druga. Pierw kroczy w kierunku widzialnego światła, potem wystawia kij, za pomocą jakiego przywita kolegę, albowiem obawia się jego reakcji. Pomimo bycia po tej samej stronie barykady, nie należy ufać nikomu.
Mediator w postaci kawałka drewna spełnia swą funkcję, na dotyk reaguje Mordred. Mężczyzna zmienia obiekt analizy wzrokowej, przeto jego oczom ukazuje się owinięty kocem Iscar.
W końcu można poprzyglądać się sobie nawzajem, użyty płomień zniewelował, na krótko, wpływy mgły, więc najbliższe otoczenie jest przejrzyste. Z chwili na chwilę mgła znowu wypełnia przestrzeń, aby tego było mało Mordred czuję, jakoby jego kontakt z orężem słabnął. Wyczuwa powolną utratę więzi z obiektem westchnień. Czyżby magia umykała w eter?

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

157
Gdy Iscar ponownie znalazł się w zasięgu wzroku, Mordred wyraźnie rozluźnił spiętą postawę skoro kryzys pogubienia się wzajemnie, został odegnany. Niestety kolejny problem mógł ich pozbawić źródła ognia... A przynajmniej tej wersji Mordred zamierzał się trzymać jeśli go zapytają.

- Cholera, jeszcze i to...

Gorączkowo przeszukiwał pamięć, wertując w myślach strony księgi, które zdążył przejrzeć podczas podróży. To w niej właśnie zauważył pewne znajome właściwości i w niej szukał teraz odpowiedzi.

- Duchy w nieorganicznej materii... Czy uwolniony duch może...

Pamiętał, że oczyścił twarz i zbroję, po każdym kontakcie z potworem, ale nie pamiętał, żeby wyczyścił miecz. Czyżby to było powodem zakłóceń?
Wykorzystując polepszoną chwilowo widoczność, zaczął przyglądać się ostrzu, czy nie zostały na nim ślady niebieskiej posoki. Choć skupiony na swojej broni, odłamek jego myśli oscylował jeszcze wokół mgły. Zamierzał odrzucić subtelność jeżeli będzie to konieczne.

- Nie wiem na ile masz lepszy wzrok ode mnie, ale spróbuj zlokalizować tu brzozę, sosnę lub świerk. Te drzewa są bardzo tłuste i żywiczne. Są bardzo łatwopalne. Może da się podpalić jedno nawet w taką pogodę.
- zwrócił się do elfa nie spoglądając nawet na niego.
Jeżeli wbić miecz głębiej w drzewo i dostać się do suchszych elementów ale nasączonych tłuszczami i żywicą, powinno dać się je zapalić. Wilgotna pogoda powinna powstrzymać pożar lasu, ale taka ilość drewna powinna jednak palić się dość długo, by odgonić mgłę w sporym promieniu.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

158
Stuknął Mordreda kijem zwracając na siebie jego uwagę. Poskutkowało, spojrzał na niego i opuścił miecz.
Elf przyjrzał się jego mieczu i spostrzegł ze ciepło i światło słabnie a mgła znów gęstnieje. Nie był to dobry znak. Zaczął się rozglądać chcąc zapobiec niespodziewanemu atakowi, ale równie dobrze mógłby próbować dogadać się z tępym ogrem na temat złożonej matematyki. Było to niezwykle trudne o ile całkiem niemożliwe.
Rzucił okiem na towarzysza do którego teraz niemal się przytulał by nie zniknął mu znowu w bieli. Widać było po jego twarzy, że nad czymś się zastanawia. I to poważnie. Mięśnie jego twarzy były spięte a czoło zmarszczone.
Podążył za jego wzorkiem i też zaczął przyglądać się jego broni. Wyrwały go z tego słowa czarnowłosego z zadaniem dla niego. Pokręcił głową, siła wzroku w tej mgle nie miała znaczenia jeśli i tak zaraz się w niej zgubią. Poza tym elf nie miał pojęcia czym różni się sosna od świerku. Wiedział tylko, że mają igły.
-Poczekaj. - przyklęknął i odczepił rzeczy od swego metalowego pasa i wrzucił je do torby którą miał teraz ukrytą pod kocem po czym wstał i podał wojownikowi jeden koniec łańcucha.
-Możemy się oddalić na około metr bez zgubienia się. - złapał za drugi koniec i zagłębił się w biel machając kijem chcąc przypadkiem trafić w potencjalnego wroga lub drzewo które miał znaleźć.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

159
Grupa I

Iscar sprawnie związał się z Mordredem. Wykorzystanie elementu garderoby pozwoliło na przeszukanie najbliższego areału bez strachu przed kolejnym rozstaniem. Wcześniejsze wpływy żywiołu ognia już odeszły w niepamięć, albowiem przestrzeń wypełnia mętna biel.
Niestety próby poszukiwań potencjalnego materiału do podtrzymania spalania, kończą się fiaskiem. Mimo że Iscar za pomocą kijka trafia w niejedno drzewo, wszak przebywają w lesie, to jednak są one śliskie, czarne i jakby martwe. Być może plan Mordreda pozwoliłby na rozpałkę, a może lepiej poddać się i wrócić do stolicy, aby wieść wygodne życie wśród kurtyzan? Kto to wie...

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

160
Przeprawił się przez rzeke, woda była strasznie zimna, wychodzą nie mógł prawie uginać kolna i poruszał się jak skaczący kołek.
Oddał Ernestowi jego rzeczy, i sam zaczął nakładać na siebie swoje ubranie.
Nagle zauważył, że na jego ciele wyskakują różne plamy.
Przez głowę przebiegło mu stado myśli, z początku podejrzewał, że jakieś dziadostwo ugryzło go, gdy przechodził przez rzekę, a on tego nie poczuł bo jego kończyny były zajęte zamarzaniem.
Przypomniał sobie jednak, że nie starł z twarzy krwi dziwnego stworzenia, które zaatakowało ich na chwile przed spotkaniem Ernesta.
-Pamiętasz pewnie zwłoki naszej przeszkody na drodze. Ubabrałem się w krwi tego czegoś, i są, kurwa, efekty. Parę godziny i przejdzie, oby. - Nie chciał się teraz rozwodzić nad tym co dzieje się z jego skórom.
Miał obawy, że na wysypce się nie skończy i może być gorzej. Od miasta dzieliło ich kilka dni drogi, a jeszcze nawet nie znaleźli sprzętu, po który tutaj przybyli.
Założył na siebie ubranie i przypiął do pasa pochwę z mieczem. Zaczął rozglądać się po bagnach razem z Ernestem. Jednak nic tutaj nie było, zamierzał przejść jeszcze kawałek i dokładnie sprawdzić teren.
-Chyba nic tu po nas, trzeba będzie pójść do tego zagajnika. - Powiedział do Ernesta, gdy zauważył, że na bagnach nie ma śladu po sprzęcie, który mają odebrać.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

161
Grupa II

Odłamy rzeki Śnieżki, po zachodniej stronie dzielą się na wiele odgałęzień i kanałów, które kreują krajobraz moczar obok, których znajduje się dwójka wędrowców. Dopiero głębsza analiza na południowy-zachód umożliwia zbadanie tych niebezpiecznych bagien. To też założenia Danarima pomijają takowy cel podróży, ponieważ w jego mniemaniu nikt nie byłby skłonny do ukrywania tutaj sporej ilości oręża wraz z pancerzami i Sakir wie czym jeszcze. Faktycznie kanały nie nawadniają, lecz wręcz zatapiają wielką dżunglę równikową. Od powierzchni ziemi czy wody aż do wysokości 30-40 m wznosi się nieprzebyty mur, stworzony przez plątaninę różnorodnych roślin drzew, krzewów, iglaków, paproci, roślin pnących i pasożytujących. Część roślinności wykorzystuje napowietrzne korzenie czerpiąc wodę z unoszącej się nad powierzchnia ziemi pary wodnej. Ziemia zasłana jest resztkami roślin, więc głupotą byłyby próby przetransportowania jakiegokolwiek towaru wgłąb bagnistej dżungli.
Zbierawszy wszystkie informacje kapitan postanawia dokonać zwrotu akcji, o czym informuję towarzysza. Niestety, podążający za nim kilka kroków, Ernest skroni od odpowiedzi. Zirytowany mężczyzna rozumie, iż zimno mogło ograniczyć jego zdolności głosotwórcze, ale żeby od razu milczeć? W związku z tym postanawia odwrócić się do czarodzieja...
Nagle jego oczom ukazał się przerażający widok, Marcus rzeczywiście stał za nim kilka metrów, aczkolwiek jego ciało pokrył ponownie kamień. Skorupa rozrosła się od stop po czubek głowy i wyglądała nieco inaczej niż poprzednio. Mianowicie warstwa wykreowała drugi pancerz, skórę.
Była ona gruba i chropowata z licznymi wypukleniami, ale też wcięciami.
Mężczyzna nie wykazywał żadnych oznak życia, zero ruchów, słów, reakcji na bodźce. Nawet po podłożeniu palców pod nos, Danarim nie wyczuł oddechu. Po prostu coś nieprzewidywalnego miało miejsce, bo Ernest został martwym głazem. Być może wcześniej rzucona aura stała się protoplastą dla klątwy? A może potęga czaru przerosła magika i dlatego dostrzegamy nieprzyjemne konsekwencje. Ówcześnie wszystko jest jedną wielką niewiadomą. Kompan poległ, zamarzł, zniknął pozostawiając po sobie wyłącznie figurę z kamienia? Jedyną pewną rzeczą jest to, iż na tym obszarze nie ma tego, czego szuka Danarim. Został sam i musi podjąć konkretną decyzję. Ma dwie opcje:
Podążyć na północ, aby infiltrować równiny lub wrócić bezpieczną ścieżką i odszukać pozostałą dwójkę, wszak zawsze udawało im się wspólnie pokonywać wszelkie niedogodności losu.

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

162
EDYCJA. Edytowałem posta bo dzisiaj dziadowsko kontaktuję.

Rzucając okiem na asekurację jaką Iscar im zapewnił, Mordred mruknął z uznaniem. Jednak wszelkie szanse na jego dobry nastrój, nawet nie podniosły głowy z błota, gdyż mgła znowu wszystko zasłoniła. Ponadto nie mógł nawet dostrzec wyraźnie czy niebieska posoka wciąż pokrywa broń. Klnąc pod nosem, zaczął grzebać w torbie. Praktycznie na ślepo i z trudem (pancerne rękawice nie sprzyjały czułemu dotykowi) wymacał specyfik do czyszczenia broni i kawałek szmatki. Ledwo widząc, musiał oprzeć się na sile i szorował ostrze z takim zacięciem, że gdyby miało skórę, zrobiłaby się czerwona.

- Mandy... - Wyszeptał ledwo dosłyszalnie. - Co się dzieje? Przestaję cię słyszeć...

Ściskał rękojeść miecza, jak gdyby mogło to sprawić, że sam wsiąknie do środka. Od zajścia w Ujściu wszystko było trudniejsze. Klątwa postawiła między nimi grube kraty z małymi okami. Zostały zaledwie iskry tam gdzie było inferno. To co niegdyś czuł we własnej krwi i duszy, teraz było ledwie niewyraźnym głosem. Głosem którego nie mógł nawet usłyszeć. Skupiając swoja wolę, starał się wręcz przebić przez pieczęć z Ujścia, tak jakby mógł oczami umysłu dostrzec jaka trucizna toczy ich więź tym razem, odbierając nawet to co jeszcze pozostało.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

163
MORDRED

Zamigotał oręż tysiącem barw.Tysiąc nowych pytań przywiała mgła. Stal świeci nocą księżyc za dnia. Coraz więcej szumów coraz mniej Mandy...
Mordred nachyla się skupiony, by nawiązać kontakt ze swą bratnią duszą. Żeby tego dokonać musi zagłębić myśl w głąb samego siebie, przejść do stanu ducha, gdzie wraz z Mandy mieli z zwyczaju komunikować się bez końca. W trakcie tworzenia połączenia próbuje zniwelować wpływy zakłóceń, przez nadmierne zaciskanie rękojeści miecza. Co więcej, wcześniej poleruje oręż, niczym prawdziwy profesjonalista. Działanie mgły uniemożliwia dokładne dostrzeżenie ewentualnych zanieczyszczeń, aczkolwiek wkład pracy sprawia, iż potencjalne "brudy" zostają natychmiastowo usunięte. Mężczyzna trze i trze ostre krawędzie, dmucha i chucha, kizia i mizia, wyje do miecza. Ewidentnie cierpi, że jego luba odchodzi. Relacja pomiędzy niematerialnym tworem, a Mordredem jest rezultatem ich głębokiej interakcji dusz, która wynika z dążenia do obustronnej miłości. Miłości nad którą wisi widmo katastrofy, schyłek uczucia, istny dekadentyzm. Porusza on konstrukcję Mandy na tyle, by mogła objawić swe oblicze. Niefortunnie treści, jakie przesyła są bardzo zagmatwane. Jej głos, mimo że w ujęciu metafizycznym, brzmi okropnie, jak skowyt psa obdzieranego ze skóry. Łza kołacze oko mężczyzny, gdy docierają do niego słowa konającej kobiety.

- Powiedz ile jeszcze cierpieć mam? Zanim dopadnie mnie noc. Ile zła uniesie świat? Zanim obróci się w proch. Powiedz jakich muszę użyć słów? By... odrzucić go. Powiedz, jak ochronić dobre sny? Przed paskudnym mrokiem demona...
Dokąd iść, gdy nie ma dokąd pójść? Skąd mam nadzieję brać?
.
.
.
Ocal mnie nim utracę wiarę w Nas!


Po pierwszym pytaniu, poemat cichnie i jest in situ natychmiast wzmacniany do dzikiego krzyku. I tak ciągle, i ciągle aż w końcu umyka w nieznane.
Ostatnio zmieniony 01 paź 2014, 21:21 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

164
Zmusił atak paniki do przywarowania, jak wściekłego psa przyciśniętego do ziemi. Zbierał porozbijane myśli, szukając sensu w tym co usłyszał.

- Wiersz? To nie w jej stylu. - Pomyślał gorączkowo. - Nigdy nie była rzewna, więc czemu...
Coś niby lampa zapaliło się w jego głowie. -Mnemotechnika... Biała Cesarzowa wspominała o czymś podobnym... Rym i rytm pomagają się skupić i zapamiętać sekwencje. Jeżeli Mandy nie jest w stanie zachować samoświadomości pod naporem obcej siły, może łapać się schematów by przekazać wiadomość... Jak ją wesprzeć...
Powstrzymane siłą woli łzy frustracji i bezsilności, zostały zastąpione przez spojrzenie, dziwnie przypominające wzrok religijnych fanatyków. Jakiś zapał do działań, niekoniecznie dyktowanych rozumem.

- Byliśmy zespoleni duchem... Niemal jak jedna istota... Więc niech teraz ducha wesprze też ciało.

- Tańcz jak ogień... Jak płomieniec... Chochoł... Diabeł... Czart odmieniec...
- Podążaj za rytmem... Znajdź mnie... Tym razem ja użyczę ci siły...
Mordred nie myślał nawet o zdjęciu pancerza. To było za wolno. Podnosząc miecz do twarzy, przesunął po nim policzkiem, jakby ocierał się o szyję kochanki, pozostawiając czerwoną pręgę z której krew pociekła po ostrzu, tak jakby chciał własne siły witalne, przekazać czemuś niematerialnemu...
- A kto taniec nam zakłóci... Tego gniew nasz w proch obróci!
- Spal sukinsyna!

Z boku, musiało to wyglądać jak gdyby całkiem postradał zmysły, a bełkotanie wierszem do siebie zakończone warknięciem niemal zwierzęcym, na pewno nie przemawiało za poczytalnością. Sytuacji nie poprawiał fakt, że Mordred jak najbardziej miał widownię: Biały elf - sztuk: jeden.
Ale w tym momencie go nie widział ani nawet o nim nie pamiętał. Zapadał się gdzieś w otchłanie rozżarzonych wspomnień, pełne trującego pyłu, furii i wrzasków konających, gdzie pierwotne instynkty rozumiały tylko kilka rzeczy: Zagrożenie. Wróg. Zlikwidować. Szczęśliwie dla otoczenia, tym razem wrogiem była niematerialna infekcja, przeciw której kierował swój gniew.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

165
Zrobiło mu się znacznie cieplej, gdy tylko nałożył ciuchy. Ciągle zastanawiała go dziwna wysypka, która pojawiała się i znikała z jego ciała. Miał nadzieje, że zdąży udać się do uzdrowiciela zanim objawy będą poważniejsze.
Obrócił się ponownie do Ernesta, by skonsultować z nim kolejny kierunek, skoro tutaj nic nie ma. Zauważył jednak, że zamiast maga, stoi tam kamienny posąg. Z początku Danarim był przekonany, że mag ponownie rzucił na siebie zaklęcie. Ale po chwili zauważył, że wygląda to znacznie inaczej. Wtedy widać było, iż skorupa tylko go otacza. Ale tutaj wyglądało jakby cały skamieniał.
-Ernest?! - Krzyknął podchodząc do kamienia. Przyjrzał się dokładnie i puknął skamieniałe ciało maga kilka razy.
Z początku był trochę zaskoczony, ale dotarło do niego, iż mag najwidoczniej nie opanował zaklęcia i zamienił się w kamień.
-Dlatego zawsze powtarzam, iż magia jest fajniejsza im dalej ode mnie się jej używa. - Powiedział do siebie w myślach.
Teraz przyszedł czas na ponowne niemiłe spotkanie z wodą. Rozebrał się, ubrania pod pachę i jak najszybciej na drugi koniec rzeki, a potem na most, gdzie powinna już być pozostała dwójka. Miał nadzieje, że jak najszybciej spotka resztę. Liczył, iż znaleźli uzbrojenie, a nawet jeśli im się nie udało to została im do przeszukania jedna polana.
Ostatnio zmieniony 03 paź 2014, 22:10 przez Danarim, łącznie zmieniany 1 raz.

Wróć do „Saran Dun”