Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

16
Niemal niedosłyszalnie mruknął z aprobatą usadowiwszy się na powozie. Nie żeby był w palącej potrzebie posadzić dupsko, ale nie mógł pogardzić dogodnym środkiem transportu, który przyspieszy i ułatwi drogę. Podróżując zwykle pieszo a konie kupując tylko gdy mógł sobie na to pozwolić, potrafił docenić gdy los zsyłał mu pracodawcę wraz z transportem.
Zauważył wymianę spojrzeń między elfem a dziewczyną i uśmiechnął się lekko z rozbawieniem. Swoja drogą, przez myśl przebiegło mu, czy pozycja jaką wybrał elf jest bezpieczna. W przypadku zasadzki, sterczał jak kaktus na pustyni a ukryty strzelec mógł go ubić jedną strzałą w nieosłonięte ciało. Cóż, zostawało mieć nadzieję, że wie co robi, wystawiając się w taki sposób.
Mordred powstrzymał się od palnięcia się w czoło, gdy zdał sobie sprawę, że nawet nie zapytał wojaka, jak ten ma na imię. Dobrze że przynajmniej elf o tym pamiętał. Jego samego nikt jeszcze o imię nie zapytał, ale to nie problem. Zapytają jak będą potrzebowali, a nie jest to na tyle paląca potrzeba by się wyrywać.
Zresztą... Mordred mruknął do siebie z rozbawieniem, dochodząc do wniosku, że ich nowy pracodawca pewnie w dupie ma jak się nazywają. Cóż, niemal codzienność w najemnej pracy.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

17
Zaprzęg ruszył, a bramy zostały otwarte. Przed towarzyszami rozpostarł się widok na rozległe, ośnieżone łąki i pola uprawne. Trakt pokrywała drobna warstwa białego puchu, lecz gdzieniegdzie wystawały większe kamienie z białym okryciem, dzięki czemu można było odnaleźć prawidłową ścieżkę. Z tyłu, wewnątrz miasta, za murami, tłoczyli się mieszkańcy i przybysze, którzy zastanawiali się nad powodem wyjazdu.
W końcu, po kilku chwilach czekania, zaprzęg ruszył na trakt łączący Saran-Dun i Qerel.

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

18
Z dalekiej północy u stóp zachodniej bramy znalazł się nikt inny, jak dojrzały krasnolud o kruczych włosach. Jego miano to Hunmar. Powolnym krokiem przebija się przez zaspy, które kończą się tuż przed granicami miasta. Ludność miejska od dawna ubija śnieg, stąd biały puch zmienia się w śniegowy bruk. Jak o ludności wspomniano to warto dodać, iż przed zachodnią bramą interesy prowadzą ci najubożsi. Plebs, który nie ma wstępu do miasta, stoi ze swoimi straganami, jest tutaj również wielu złodziejaszków tudzież bandytów. Wewnątrz miasta, na samym placu, również nie panuje arystokracja, aczkolwiek przechodni od razu dostrzegłby różnicę pomiędzy częścią wewnętrzną, a zewnętrzną zachodnich wrót.
Hunmar stawiał krok za krokiem, by finalnie zasiąść w jakiejś skromnej gospodzie, gdzie przy gwarze plotek i gorącym trunku mógłby zregenerować siły po podróży. Szmat czasu kołacze się po świecie, w końcu wypadałoby znaleźć miejsce, gdzie można osiąść na dłużej.
Jednakże droga do gospody prowadzi przez wyżej wymienioną bramę, pierw mijasz skromne stragany najbiedniejszych z kupców. Potem już tylko rozmowa ze strażnikiem, bowiem krasnolud nie jest tutaj częstością i z pewnością ktoś chciałby znać cel jego podróży.
To też zanim uda Ci się dotrzeć do areału sprzed bramy, zostajesz chamsko zaczepiony.
- Tej, pomóż. Daj na chleba.
Odwracasz się i widzisz kobietę. 25-30 letnia brudaska. Umorusana w łachmanach stoi z wyciągniętą ręką. Najwyraźniej niespotykany/egzotyczny widok obcokrajowca przykuł uwagę, de facto dał nadzieję na wyłudzenie pieniędzy.

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

19
Szare mury Saran Dun majaczyły przed nim już z oddali. Im bardziej zbliżał się do miasta tym bardziej było widać co przedłużająca się zima zrobiła z tą krainą. Szerokie pola które dawno już powinny być zielone od wzrastającego zboża przypominają białą pustynię. Jedynie gdzieniegdzie spod śniegu wystawały pojedyncze drzewa lub obsypane śniegiem budynki.

Trakt prowadzący do zachodniej bramy miasta, początkowo pusty, zaczął się zapełniać ludźmi. Mimo ogarniającego wszystko chłodu pojawił się także zapach... fetor miasta... specyficzna mieszanka fekaliów, potu, końskiego gówna i rozkładającego się mięsa... nie do pomylenia z niczym innym.

Tuż przed bramą miasta na udeptanym śnieżnym placyku roiło się od ludzi których nie wpuszczono do miasta. Ludzi z okolicznych wiosek szukających pożywienia i noclegu.

Przez ten właśnie tłum przyszło przedzierać się Hunmarowi. Widząc krasnoluda ludzie odsuwali się, odwracali głowy, wodzili za nim wzrokiem widać nienawykli do obcokrajowców... Jedna z odważniejszych kobiet podbiegła do niego i poprosiła o jedzenie. Hunmar przystanął i zmierzył ją surowym wzrokiem. Dość młoda bezdomna kobieta, ubrana w podarte łachmany spod których dobywał się niezbyt przyjemny zapach. Krasnolud ściągnął z pleców worek, rozwiązał i zajrzał do wnętrza. Z podróży zostało mu tylko kilka sucharów i kawał suszonego mięsa. Wziął ten prowiant do ręki i podał kobiecie ze słowami: To wszystko co mam kobieto. Podziel się z innymi i módlcie się do Turoniona o łaskę. Z tymi słowami odwrócił się od niej, zarzucił worek ponownie na plecy i ruszył w stronę bramy.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

20
Prymitywna wieśniaczka bardzo się podnieciła na widok zarzuconego przez krasnoluda worka.
Za pomocą swych małych rączek grzebał on bardzo długo, jakby chciał dokopać się do samego dna. Przynajmniej tak interpretowała to kobieta.
" Boże, co on mi da? Tak długo szuka "
I w końcu nadchodzi moment prawdy, Hunmar zgina staw łokciowy, co w efekcie implikuje złożony ruch zginający. Podwinięcie kończyny i wyciągnięcie ręki z worka.
Ależ co to? Dłoń Krasnoluda jest pusta. Oczywiście, nie mógł podzielić się jedzeniem ponieważ w swojej torbie posiada wyłącznie medykamenty. A wszyscy wiemy, że nie samymi ziołami człowiek żyje.
Biedna istota, której marzenia o napełnieniu żołądka prysły wraz z krasnoludzką pustka.

- Ty draniu! Oszukałeś mnie! A masz!

I siarczysty zamach masakruje policzek niskiego osobnika. Dookoła zbierają się ludzie, szepczą na ucho. Nikt nie wie do czego doszło, aby nie wywiązała się z tego żadna afera.

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

21
-Niech spłynie na Ciebie łaska Turoniona. Odejdź w pokoju kobieto. - mówiąc to Hunmar wykonał skomplikowany gest obserwujac jednocześnie jak kobieta staje się coraz bardziej czerwona. Początkowo pomyślał, że to Bóg zsyła na nią swoją moc rozgrzewając ją od środka, ale szybko zrozumiał swój błąd. Cios w policzek był na tyle silny, że odruchowo odsunął się o krok. Wieśniaczce jednak nadal nie było mało. Oskarżała krasnoluda wymachując rękami a wokół nich gromadziło się coraz więcej ludzi. Hunmar starał się utrzymać dystans, ale nie było to łatwe, gdyż kobieta cały czas się do niego przybliżała.
- Dobrzy ludzie pomóżcie! Ta Dziewka jest niespełna rozumu - krzyknął odwracając się w stronę bramy. Liczył na to, że któryś strażników spęta kobietę a jego wprowadzi do miasta. Jeśli to nie pomoże, to w ostateczności użyje mocy wypędzając demona z jej ciała.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

22
W okół krasnoluda zrobiło się nie lada zamieszanie. Krzyki, wyzwiska i Bogowie wiedzą, co jeszcze. Inteligentny osobnik próbował jakoś wywinać się z tej sytuacji, lecz pomimo odwrócenia roli, udania ofiary tylko część zebranych uwierzyła w jego historię. Inna, tzn. grupa pijaczków oraz biedoty, najprawdopodobniej znajomi żebraczki od razu przystąpili do obrony swojej koleżanki.
Ona w tym czasie chwyciła krasnoluda za brode, jednocześnie głosząc herezję jakoby był jej coś winien. Aby tego było mało, za jej plecami już kitrało się dwóch koleżków, chcieli dołączyć do rozróby...

Z innej strony nadjeżdżała karawana. Dokładniej to obładowana do granic zdrowego rozsądku bryczka z kapitanem na czele. Znanym tutaj kapitanem. Zarówno on, jak i jego towarzysz dostrzegli zamieszanie, byli ciekawi co się dzieje przed zachodnią bramą. Chociaż i tak ich głównym priorytetem było dotrzeć na plac i przekazać materiały do umówionego punktu, dalej odszukać nadrzędną postać, z którą Danarim nie chciał mieć nic wspólnego.
Przybyli z :

http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=16 ... 263#p19263

Spoiler:

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

23
Do miasta został jeszcze kawałek drogi, a dzień dobiegł końca. Wokół zapadł mrok, który spowił powóz i okolice, widoczność była znikoma.
Z początku Danarim starał uważnie wypatrywać jakiegoś zagrożenia na trakcie, jednak po dłuższej chwili ogarnął go sen.
Obudził się dopiero o świcie, dojeżdżali już do miasta. Powoli było słychać gwar ulic. -Nareszcie z powrotem, teraz tylko wystarczy odstawić sprzęt do tego palanta i mogę rozejrzeć się za jakimś medykiem. - Pomyślał Danarim, gdy przekraczali bramę miejską.
Nagle zaczął kaszleć, poczuł jak nieprzyjemna wydzielina wydziera się z jego gardła i ląduje na śniegu. Przełknął ślinę czując mocne pieczenie w przełyku. Zrozumiał, że lepiej nie odkładać za bardzo konsultacji z medykiem.
Gdy wjechali do miasta, zauważył jakiś tłum, nie wiedział o co dokładnie chodzi, ale jego ciekawość nie mogła puścić bokiem takiego zgromadzenia.
-Możesz podjechać pod zachodnią bramę, chciałbym zobaczyć co tam się dzieje. Jedzenia wokół nie za wiele, ceny idą w górę, niektórym teraz potrafi nieźle odbić. - Spojrzał na Mordreda, a po chwili znowu jego wzrok skierował się na podejrzaną grupkę.

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

24
- Mhm... - Było jedynym quasi werbalnym potwierdzeniem, że usłyszał słowa kapitana. Skierowanie wozu we wskazanym kierunku było wyraźniejszym. Zbliżający się harmider, powodował narastający u Mordreda ból głowy, wywołany irytacją, która zbierana przez całą podróż, miała ochotę znaleźć ujście w bezmyślnym ruchu pięści. Szczęśliwie rozsądek zwyciężył i metalowy tyłek został na swoim miejscu a pięści zaciśnięte wokół lejców.

Mial nadzieję, że kapitan nawet w obecnym stanie będzie miał dość autorytetu, by rozbroić sytuację w którą się kierowali zanim znowu dojdzie do walki. Zależało mu by kapitan jak najszybciej odzyskał siły. Sygnet który zabrali z powozu potwora, miałby znacznie większą wartość w rękach Danarima niż jego. Ale przede wszystkim, Danarim powinien mieć więcej możliwości wywiedzenia się, skąd pochodzi ten pierścień i czy ktoś nie okazałby nadzwyczajnej wdzięczności za jego odzyskanie...

Ale po kolei. Najpierw dotrzeć do miasta... Ale oto i bramy a przed nimi źródło zgiełku.
Lincz albo zamieszki...

- Zupełnie jak w domu... - Pomyślał po raz kolejny w tej podróży.

Rzucił spojrzenie na Danarima, z wyrazem twarzy sugerującym, że liczyłby na jego autorytet. Chociaż... Skoro sporą część stanowiła biedota, mogli ufni w liczbę zaatakować ich właśnie z powodu urzędu kapitana.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

25
Wokół Hunmara zrobiło się gęsto od ludzi i wszyscy przynajmniej o głowę od niego wyżsi. Na twarzach wokół widział tylko nieprzychylność. Sytuacja zrobiła się bardzo nieprzyjemna. Na domiar złego za awanturującą się kobietą pojawiła się dwójka drabów gotowa wspomóc ją pięściami.

Wieśniaczka chwyciła krasnoluda za brodę i odwróciła się do swoich przyjaciół - Ten oszust mnie oszu...- Hunmar odruchowo złapał kobietę za nadgarstek i wysłał przez jej skórę impuls który w ułamku sekundy dotarł do mózgu blokując większość sygnałów wychodzących z niego. Brudaska padła na śnieg jak długa.

Mężczyźni popatrzyli na nią, na siebie, na krasnoluda, podwinęli rękawy i zacisnęli pięści.

- Wwwwypędziłem z niej demona. - Rzucił w ich stronę chociaż wiedział, że to nie zadziała. Jak ja się w to wplątałem? Turonionie dopomóż! Mysląc to sięgnął ręką do młota.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

26
Spojrzał na zbiorowisko, zauważył że większość ludzi to jakieś pospólstwo, część wyglądała na wieśniaków, którzy przybyli do miasta w poszukiwaniu jedzenia. Niektórzy pewnie ledwie stoją przez ciągły mróz i brak jedzenia, ale znaleźliby się tacy co za bułkę mogliby ręce pourywać.
-Pójdę przodem, może to tylko grupa nieuzbrojonych ludzi, ale głodni i wkurzeni mogą być niebezpieczni. - Powiedział dyskretnie do Mordreda, po czym zszedł z wozu i udał się prosto w kierunku tłumu.
Stąpał pewnie i dumnie, w końcu był już w mieście i wezwanie wsparcia nie stanowiło większego problemu.
-Co tu się dzieje? - Wszedł w tłum, rozpychając na lewo i prawo gapiów, którzy przyglądali się krasnoludowi. Stanął przed krasnoludem i kobietą, którzy wyglądali na zdenerwowanych. Założył ręce na siebie, nie czuł się zbyt pewnie, kiedy otaczało ich taka grupa ludzi. Nigdy nie wiadomo co komu do głowy strzeli.
Muszę porozmawiać z komendantem o zamknięciu bram, powinniśmy zacząć wpuszczać tylko obywateli miasta i zamożniejszych ludzi.
Wodził wzrokiem to po ludziach stojących wokół, to po kobiecie i krasnoludzie stojącym obok.
-Ty, krasnoludzie, co to za zbiorowisko wokół ciebie? - Zapytał spokojnie, póki nie widział żadnego elfa w zasięgu swojego wzroku umiał się kontrolować.

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

27
Gdy Danarim, przemówił do tłumu, Mordred mógł przejść w bardziej komfortowa dla siebie rolę wsparcia. Obawiał się, by choroba jego towarzysza, nie nadszarpnęła wrażenia władzy,m jakie chciał roztoczyć. Ustawiając więc wóz tak, by znajdować się bliżej kapitana, stal się niejako tłem dla strażnika. Tłem które wyraźnie sugerowało, by nie próbować nic głupiego (A przynajmniej taką miał nadzieję).

Z wozu nie zsiadał jednak, żeby czasem ktoś w tłumie nie zwędził całego pojazdu. Wówczas chyba naprawdę Mordred straciłby resztki cierpliwości i zaczął siekać kogo popadnie. Chwilowo nie mając nic do powiedzenia, bacznie wodził wzrokiem po zebranych, pilnując siebie, kapitana i towaru, na wypadek gdyby sprzeczka miała eskalować, czego naprawdę nie chciał.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

28
Stara decha skrzypi pod naciskiem strażniczej stopy. Spróchniały, wilgotny schodek dorożki niemalże pękł, gdy Danarim schodził na ziemię. Z obdartym rękawem ( eksplozja mistycznej bariery spowodowała nie tylko uszkodzenie kończyny, lecz również materiału, który ją okrywał. Od teraz "odrastająca" ręka jest goła, a kapitan wygląda jakby chodził w jednym bezrękawku ) kroczy w kierunku tłumu. Prócz braku jednolitego odzienia towarzyszą mu liczne wypryski na twarzy oraz związany z nimi nieprzyjemny zapach wydzielin.
Przeto dowódca nawet nie musi rozpychać się pomiędzy tłumem, jego obecność sprawia, iż okoliczne jednostki samoistnie rozchodzą się na boki. Tak jakby wszedł między nie rozżarzony węglik.
W końcu trafia do samego centrum, a tam, jak tylko zwróci swoją uwagę poprzez donośny pytajnik, spotyka się z reakcją ludności.

" Łaaaaaaa, Łeeeee, Łooooo "
" Zaraza, aaaaaaa! Uciekajcie! "


Na znak przedstawionych cytatów, cała chmara biedoty ucieka w popłochu. Nawet potraktowana czarem dzikuska po przebudzeniu ochoczo próbuje opuścić miejsce spoczynku.

Dzikusa- o kurwaaaaaaaaaa! Co za smród, ja pierdole. Dodała podczas oddalania się w nieznane.
Od teraz pozostał wyłącznie Danarim i stojący naprzeciw niego krasnolud. Kapitan stoi pewnym krokiem, natomiast jego niższy pobratyniec wciąż trzyma dłonie na swym toporze. Jaki to sygnał dla kapitana? Co z tym zrobi? No i jak wygląda sytuacja oczami siedzącego w powozie Mordreda?
Spoiler:

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

29
Ktoś przedzierał się przez tłum. W zasadzie to tłum rozpierzchł się na widok tego osobnika. Co zadziałało? Autorytet? Zapach? Najbardziej chyba okrzyk, który rozniósł się pośród ludzi.

ZARAZA!

W mgnieniu oka na placu został tylko krasnolud i dwójka rycerzy jeden przed nim a drugi na wozie. Nawet wieśniaczka, która przed momentem ocknęła się z paraliżu, uciekła w popłochu nieco się zataczając.

Hunmar odetchnął z ulgą widząc herb miasta na skórzanej zbroi. Zdjął dłoń z rękojeści młota i przyjrzał się mężczyźnie. Choroba trawiła jego ciało. Całą twarz i odsłoniętą rękę pokrywały ropne krosty oraz krople potu. Krasnolud zbliżył się o parę kroków aby lepiej poczuć zapach.

Strażnik zadał pytanie, ale krasnolud je zignorował. Zbiorowisko się rozpierzchło więc nie było czego tłumaczyć.

- Wracaj na wóz - rzekł do kapitana.

- Trzeba go jak najszybciej przenieść gdzieś gdzie będzie spokojniej. - rzucił w stronę powożącego rycerza. - Mogę wam pomóc.

Krasnolud przybliżył się do strażnika chcąc pomóc mu wejść na wóz.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Plac Przy Zachodniej Bramie

30
Zszedł z wozu i ruszył do tłumu. Nie czuł się najlepiej, jednak przywykł już do zapachu jaki wydobywał się z jego pęcherzy, które wyskoczyły mu na twarzy i innych częściach ciała.
Ludzie natychmiastowo uciekli, gdy tylko do ich nosów trafił nieprzyjemny zapach i zobaczyli co pokrywa ręce oraz twarz kapitana.
Nawet awanturująca się dziewka, został tylko jakiś krasnolud. Z początku Danarimowi gul skoczył, jeszcze nikt nigdy go tak nie zlekceważył, a co dopiero przeciętni prostaczkowie.
Miał on manie na punkcie swojego autorytety, który został po prostu zignorowany.
Również słowa krasnoluda "wracaj na wóz", w normalnie sytuacji doprowadziłby do surowej reprymendy w kierunku do karła. Jednak w aktualnym stanie nie chciał się z nikim awanturować ani wszczynać burd z byle krasnalem. Wręcz przeciwnie, krasnolud zasugerował jakoby mógł coś pomóc.
-Znasz się na tym? - Zapytał Danarim pokazując swoje ramie, które pokrywały liczne pęcherze. Nie czekał na odpowiedź ze strony krasnoluda, wskoczył na wóz. Teraz najważniejsza dla niego była wizyta u medyka i oddanie ładunku.

Wróć do „Saran Dun”