Dom Demanora

1
Miejsce, w którym mieszkał jeden z Czarodziejów wyróżniało się od otoczenia przede wszystkim wystrojem oraz wysokością. Mierzący trzy piętra budynek ozdobiony jest bogato w różnorakie motywy, które pomimo rozstrzału tematyki i wzoru współgrają ze sobą, tworząc mieszankę, od której trudno odwrócić wzrok. O ile na wysokości ludzkiego wzroku jest on przybrudzony kurzem i błotem, to powyżej parteru dokładnie widać jego jasnobrązową barwę, nieskażoną żadnymi śladami użytkowania. Okna są zakratowane, a te na piętrach dodatkowo zabezpieczone masywnymi okiennicami. Widać, że mag ceni sobie prywatność.
Wewnątrz panuje półmrok spowodowany niewielkością okien, których w dodatku jest zaledwie kilka. Światła dodaje niekiedy rozświetlony przez ogień kominek, wokół którego ustawiono trzy miękkie i drogocenne kanapy. Pobielone ściany przyozdabia kilka obrazów przedstawiających historyczne wydarzenia czy portrety szacownych minionych czasów. Całość prezentuje się gustownie, chociaż dość minimalistycznie jak na Czarodzieja.
Gdzieś w tle znajdują się niewielkie drzwi dla służby oraz dwoje większych, jedne prowadzące na wyższe piętra, a drugie zapewne do piwnic.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Dom Demanora

2
Pośród sporego już tłumu uzbrojonych i podnieconych wizją znacznego wzbogacenia wojowników znajdowała się mała grupka, która otrzyma zlecenie rozgłoszone na całe miasto – zlecenie odbicia ucznia Czarodzieja. Część z nich przed chwilą przywędrowała z znajdującego się nieopodal rynku i towarzyszącej mu ulicy, wśród nich dwie wyróżniające się persony – rudowłosa bo rudowłosa, ale kobieta, Kallye, skupiała na sobie wzrok samą swoją płcią, które to wrażenie potęgował powab i niewątpliwa krasa dziewoi, natomiast drugą osobą był wyglądający na zmęczonego życiem Miklos Horthy, stojący nieopodal, śmiertelnie poważny na tle rozgrzanego tłumu złożonego przeważnie z młodzików o wybujałych ambicjach, wzbudzających ogólny rozgardiasz i atmosferę oczekiwania. Tłum napierał na siebie, każdy chciał być jak najbliżej drzwi, kiedy przyjdzie do wysłuchania, co mag ma do powiedzenia. W takiej atmosferze łatwo było "zgubić" mieszek czy broń, lecz na szczęście ani Kallye, ani Admirał nie stali się celem kieszonkowców, łasych na inne źródło zarobków niż zlecenie.
Gdy większość zainteresowanych już się zebrała, firanki w jednym z okien uchyliły się, a za nimi pojawiła się zamazana twarz. Po chwili przestudiowania struktury chętnych zniknęła, lecz pojawiła się ponownie, gdy ucichł szczęk otwieranych zasuw w drzwiach, tym razem wraz z całym korpusem i sylwetką postaci właściciela. Zleceniodawcą okazał się siwiuteńki staruszek z twarzą ściągniętą zaniepokojeniem, całą poprzetykaną siateczką zmarszczek, które dodawały mu autorytetu. Ubrany był w bogato zdobioną togę koloru ciemnego wina, przez co zdawał się być przygarbiony i drobny, przytłoczony ciężarem tkaniny. Niezrozumiałe rozmowy ucichły prawie natychmiast, po co głośniejszych można było poznać, że zatrzymały się w połowie zdań, słów. Gdy wszyscy już zwrócili wzrok na Czarodzieja, ten odezwał się cichutkim głosem w starannie przemyślanych słowach, przez co można go było usłyszeć tylko przy absolutnym skupieniu.
- Dziękuję za tak liczne przybycie, odważni wybawiciele! Zapewne dowiedzieliście się od mojego sługi, iż zaginął mój wierny uczeń, mały i niezdarny Hector, co za strata! Za kilka miesięcy miałem go posłać do szkoły, a tu takie wydarzenie. Tknięty przeczuciem, postanowiłem wybrać kilka osób, które przyprowadzą go z powrotem do swojego mistrza. Widzicie, w jakiej jestem formie, niestety nie jestem w stanie w żaden sposób sam wybawić go z opresji. Teraz, może... wybiorę kilkoro najbardziej obiecujących z was, bo nie chcę tracić czasu całej reszty na szukanie go po całej stolicy... - po tych słowach po tłumie przeszedł szmer, nie sposób było odgadnąć, czy przechwałek typu "to mnie wybierze", czy głosów oburzenia z powodu utraty szansy na zarobek, prawdopodobnie i jednych, i drugich. Nadszedł czas na pokazanie się w jak najlepszym świetle. Nikt nie śmiał wyściubić nosa poza szereg, jakby bali się reakcji staruszka.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Dom Demanora

3
Nie przepadała za takimi tłumami, ostatnie lata, czy będąc odrobinę bardziej precyzyjną, styl życia pewnej osoby przyzwyczaiły ją raczej do ciszy i spokoju, a nie motłochu przepychającego się łokciami i barami. W takich chwilach, choć bardzo się starała, aby tak się nie działo, cała jej sympatia i życzliwość do ludzkości wypływały bokiem i ulatniały się gdzieś w niebyt, zastępowane chęcią piętnowania głupoty drobnymi (lub czasem nieco bardziej poważnymi) złośliwościami – niby przypadkowymi. Tak, kobieta na pokładzie potrafi być skaraniem boskim, o czym każdy pamiętać winien i zachować w tym szczególnym przypadku ostrożność jak zwykli pisać w poważnych, uczonych traktatach poświęconych niewiastom, a w szczególności przekleństwom, jakie zsyłają na cały męski ród samą swą bytnością. Niestety tym razem nikt nie zechciał o nich pamiętać, a Kall chcąc, nie chcąc była pośrednią sprawczynią przepięknej scenki. Zirytowana ciągłym przeciskaniem niecierpliwych ludzi, którzy pragnęli dostać się jak najbliżej drzwi, postanowiła zaprzeć się, blokując możliwość zrobienia kroku stojącym za nią. Co rozsądniejsi zapewne próbowali by ją minąć, jednakże wizja dużej ilości złota zapewne wszystkim porządnie padła na szczątkowe ślady czegoś, co powinno ciążyć między uszami i nie było woskiem. Niestety, na najłatwiejsze rozwiązania najtrudniej wpaść, dlatego Kall czuła jak napór coraz bardziej się nasila i tylko czekała na odpowiedni moment, by czmychnąć w bok i pozwolić energii działać. Niczego niespodziewający się smarkacz za nią poleciał do przodu na kolejnego, który nie oczekiwał, że ktoś zechce niemal wbiec na niego. Rozległo się wiele przekleństw i być może grzmotnięcie, które usłyszała, było pięścią rozbijającą twarz. Jak dalej potoczyła się sytuacja niestety nie dane było jej ujrzeć, gdyż korzystając z chwilowego zamieszania sama spróbowała dostać się bliżej, przed pierwszy szereg. Chciała zobaczyć maga, ciekawiło ją, kim jest, jak wygląda, jak się porusza, jak gestykuluje, jak mówi. W zasadzie każdy szczegół.
Nieco się rozczarowała, gdy już go ujrzała. Zdawało jej się, że magowie autorytet winni zdobywać swoją postawą, a nie zdobnymi szatami. Mówił cicho, zaś wszyscy zdawali się słuchać, jednakże miała wrażenie, że to przez bogactwo, a nie moc, którą z pewnością posiadał, ale nie potrafił jej ukazać. A może po prostu nie chciał? Próbowała mu spojrzeć w oczy, co wcale nie było zbyt łatwym zadaniem. Być może jednak to one pozwolą jej zmienić zdanie o magu. Niewątpliwie zdobył ogromną wiedzę, niewątpliwie wiele widział i doświadczył, chciała ujrzeć odbicie tego wszystkiego w jego oczach, a nie majątku, który na sobie prezentował.
Zaczęła się również zastanawiać kogo szuka, starała się obserwować jego mimikę, gdy przyglądał się kandydatom, sama również patrzyła na nich, gdy na jego twarzy akurat pojawił się grymas, który mógł oznaczać zadowolenie, zainteresowanie bądź niechęć.
Obrazek

Re: Dom Demanora

4
Odszedł, pozostawiając kobietę za sobą. Gdyby obrócił się za siebie dostrzegłby, że po chwili podążyła za nim, lecz nie zrobił tego. Podążył za tłumem, zdeterminowany i zmotywowany myślą zarobienia na życie. W ręce wpadła mu prawdziwa okazja, lecz pewnie będzie musiał się nielicho nagimnastykować, zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Przestał zwracać uwagę na rany i stłuczenia; parę siniaków nie mogło go zatrzymać.
Słyszał donośny stukot butów, zarówno własnych, jak i cudzych – wielu ludzi szło w tym samym kierunku i pewno z tym samym zamiarem. Obrzucił ich wszystkich wzrokiem. Banda wieśniaków, wyrostków, sami amatorzy, żądni rozgłosu albo po prostu chcący nasłuchać się plotek Sądząc po wyglądzie mogliby co najwyżej ganiać bydło na pole, nie walczyć. Zmierzył wzrokiem któregoś z dzieciaków – odpowiedziało mu butne spojrzenie, pod którym ukrywał się jednak brak pewności siebie. Nosił coś, co miało imitować skórzany pancerz, a przy pasie wisiał wyszczerbiony toporek, wzięty rodem z pniaka do rąbania drewna. Wielu takich jak on przewijało się przez krainy, lecz nieliczni dożywali dojrzałego wieku i osiągali cokolwiek; przekonani byli, że szczęście, chwała, pieniądze i cokolwiek, czego sobie życzyli, przyjdzie samo. Niezdolni byli do jakichkolwiek poświęceń ani pracy nad sobą. I dlatego zdychali jak muchy. Nie przejmował się tym nigdy, uznając śmierć – zarówno naturalną, jaki tą przyśpieszoną – jako naturalną kolej życia. Prędzej czy później i tak by zdechli, a tamtym trzeba było i tak oddać ten szacunek, że mieli jaja, by umierać z bronią w ręku. Taka śmierć jest zawsze lepsza.
Dotarł w końcu do dosyć okazałego budynku, wyróżniającego się zarówno rozmiarami, jak i wyglądem. Ten czarodziej musiał być bogaty – to wyjaśniało zapłatę, lecz wciąż było to cholernie dużo pieniędzy. Ciżba przepychała się nieustannie, czyniąc przy tym sporo hałasu. Wszyscy oczekiwali przybycia organizatora całej tej akcji. Horthy ponad głowami stojących przed nim dostrzegł ruch za oknem, później do jego uszu dotarł dźwięk odryglowywanych drzwi. Czarodziej był taki, jakiego mógłby sobie wyobrazić – chuderlawy, podstarzały gość w sukience. Typowe.
Pojawienie się maga uciszyło zebrane towarzystwo. Wszyscy wlepili gały w nowo przybyłego, który wkrótce zaczął mówić, cicho i powoli, lecz wyraźnie. Marynarz słuchał uważnie, lecz im więcej słyszał, tym większe dopadały go wątpliwości. Wszystko to wydawało się szemrane, a intryga szyta grubymi nićmi. Zaginął uczeń, nikt nie wie gdzie, sposób, w jaki ten człowiek mówił i to, że zebrał tutaj tych wszystkich ludzi, zamiast wysłać kogoś zawołanego albo wynająć zawodowych najemników z gildii...
Gdy skończył mówić, znów zapadła cisza. Nikt nie odważył się wyjść i powiedzieć czegokolwiek, by chociaż skłonić gościa do rozważenia jego kandydatury. To również było typowe zachowanie tłumu. Jako jednostki byli słabi, jedynie w grupie posiadali odwagę, by ruszyć naprzód. O ile posiadali przywódcę, oczywiście. Podżeganie tłumu było dziecinnie łatwe.
Ruszył naprzód, torując sobie drogę w sposób nie grzeszący wyczuciem.

- Odnajdę twojego ucznia – wypowiedział głośno, gdy tylko zdołał podejść bliżej. Wyszedł w końcu przed szereg i stanął oko w oko z czarodziejem – jeśli wyjaśnisz parę spraw.
Obrócił się w stronę tłumu. Mówił pewnie i takoż się zachowywał.
- Dlaczego ściągnąłeś tutaj taki motłoch? - Wskazał szerokim ruchem ramienia ścianę ludzi stojących za nim. - Wszystko to dało się załatwić bardziej dyskretnie, z mniejszym rozgłosem, mniejszym kosztem i lepszym efektem. Prawie wszyscy, którzy tu przyleźli, nie nadają się do tego rodzaju pracy. Chcesz sformować krucjatę? Kazać im przeszukiwać lasy? Takich rzeczy nie robi się w ten sposób. Niemniej jednak, znalazłeś swojego ochotnika. Wykonam twoje zlecenie, tylko chcę wiedzieć, gdzie jest haczyk, a jest tutaj pewnie niejeden.
Obrazek

Re: Dom Demanora

5
Minęła krótka chwila, podczas której zarówno starzec, jak i zbiegowisko wysłuchało wypowiedzi Miklosa. Z chwili na chwilę ludzie wokół szeptali coraz głośniej, ni to o jawnej niesubordynacji, ni o poniekąd sensownym pytaniu. Chyba jedynie wyraz twarzy maga nie uległ zmianie, więcej mężczyzna nie widział, skupiony tylko na nim. Kiwał tylko głową, słysząc coraz to kolejne argumenty przemawiające o tym, jak to nierozsądnie postąpił, wysyłając heroldów w teren. Jego oczy tkwiły skupione na postaci Admirała, skupione, aby nie uronić żadnego słowa i odpowiedzieć mu równie sensownie. W końcu, gdy najemnik przerwał, oczekując odpowiedzi, odezwał się, uważnie ważąc słowa:
- Dziękuję, że pragniesz ulżyć w bólu staremu nauczycielowi, dobrodzieju. Niemniej, uważam, że twoje słowa są wielce subiektywne i niesprawiedliwe. Nie widzisz zapału w tych wszystkich młodych sercach, gotowych stawić czoła niebezpieczeństwu dla niewinnego? Pieniądze nie grają dla mnie roli, chcę tylko odzyskać ucznia. Poza tym przeszukiwanie lasów nie będzie konieczne, miejsce, w którym jest trzymany, jest mi w przybliżeniu znane, lecz jestem zbyt słaby, by sam tam iść. Nie chcę, by strażnicy się w to mieszali, chcę dać pieniądze w ręce kogoś zwyczajnego, kto żyje w zwykłym domu, ma rodzinę i codzienne problemy. Dlatego was tu zebrałem. – zwrócił się do tłumu, który zdążył już rzucić kilka nieprzyjemnych uwag na temat szorstkich słów, którymi Admirał obdarzył szacownego. Kilka osób chwaliło maga za prawidłowe zachowanie w takiej sytuacji. Ten mówił tonem wyćwiczonego mówcy, gestykulując i skupiając wzrok na coraz to innej twarzy. Sam Czarodziej z chwili na chwilę spoglądał na Miklosa z coraz mniejszą sympatią, jakby ten mu zawadzał.
- Jeśli nie jesteś zadowolony z mojej odpowiedzi, możesz zrezygnować i pozwolić innym na wykazanie się. Z pewnością znajdą się tu inne osoby, chętne na zdobycie pieniędzy. Chyba masz ważniejsze rzeczy na głowie, jak na przykład znieważanie Czarodzieja, jego kompetencji i słów, niż pomoc potrzebującym. Jeśli jednak nadal chcesz coś z tym zrobić, możesz dobrać kilka osób, jedną, dwie, a jeśli nie, możesz odejść.
Zarówno Miklosowi, jak i Kallye, stojącej w tłumie i obserwującej całe wydarzenie, w głowie zapaliła się czerwona lampka. Mag nie wspomniał nic o ewentualnych haczykach.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Dom Demanora

6
Nieznajomy, z którym wcześniej zamieniła kilka słów, z łatwością przykuł do siebie uwagę czarodzieja. Widocznie niezachwiana pewność siebie, jaką prezentował swoim zachowaniem, zrobiła na nim pozytywne wrażenie. Uśmiechnęła się lekko, nietrudno było zgadnąć, iż jest doświadczonym wojem, jednak, nawet, jeśli miała wcześniej wątpliwości, teraz wszystkie zniknęły.
Również wysunęła się naprzód, mimo, że zwykle wolała obserwować z boku takie wydarzenia, niż znajdować się w ich centrum. Musiała jednak działać natychmiast, jeśli nie chciała, aby szansa umknęła jej koło nosa, a po krótkiej kalkulacji wiedziała, że warto trochę się potrudzić w tej sprawie. Jeśli mag zdecydował się na kilka osób, niech zatrudni również ją.
- Wielmożny czarodzieju, radują twoje słowa proste serca, zali dbasz również o tego biednego, chcąc by i ten miał szansę się wzbogacić. Jednak powiedz tu nam, wszystkim obecnym, którzy słuchamy cię z wielką uwagą, czy zwykły człowiek poradzi sobie z takim zadaniem, jeśli potężny mag nie ma dość sił? – zapytała, spoglądając na maga, mówiła łagodnie, a jednak dość stanowczo, chcąc pokazać, że pomimo wątpliwości, które miała i ona darzyła czarodzieja szacunkiem, na który wszak zasłużył. – Mówiłeś przecież, że porwali go bandyci, to znaczy ludzie, którzy z pewnością są na tyle bezwzględni, by zabić nieproszonego. Spróbuj nie myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby zadania podjęła się osoba niegotowa na niebezpieczeństwa i niepotrafiąca im stawić czoła. Narazi nie tylko siebie, ale również twojego ucznia, którego przecież pragniesz odzyskać zdrowego. Nie obawiasz się o jego żywot? Możesz nie chcieć podzielić się wszystkimi informacjami, które są ci znane i wciąć troszczyć się o zdrowie swojego żaka. Jednak pomyśl, ile mógłbyś stracić, gdyby osoba gotowa podjąć zadanie nie była odpowiednio przygotowana. Jeśli udzielisz mi wszystkich informacji, jakich będę potrzebować, również wysuwam swoją kandydaturę i odnajdę twojego ucznia.
Obrazek

Re: Dom Demanora

7
Stał z założonymi rękami i słuchał monologu coraz bardziej poirytowanego czarodzieja. W sumie o to właśnie chodziło – by sprowokować go, a w gniewie może palnie coś, co chciał ukryć. Słowa, które ów wypowiedział, dodały bowiem jeszcze więcej podejrzeń. Argumenty, jakie wysunął, po prostu nie trzymały się kupy. A jak się okazywało, tłum stawał po stronie starego. Tłum jak to tłum, łatwo było nim manewrować. Ale nie to było jego celem.
- Skoro nie zależy ci na cenie, mogłeś wynająć kompanię najemniczą, wyciągnęliby go raz dwa. Wedle twojej logiki zamiast tego wolisz narazić kogoś, kto ma dom i rodzinę. Ale to twoja sprawa, dziadku. Odpraw tę dzieciarnię i powiedz jak człowiek co jest grane, to zobaczę, co da się zrobić.
Nie bał się go w żadnym stopniu. Wątpił, by zaatakował go tak po prostu, nieważne, jak bardzo będzie go prowokować. A nawet jeśli, był sobie w stanie z tym poradzić.
Otworzył usta, by kontynuować, ale przerwał mu znajomy głos. Mógł się tego spodziewać. Przyszło mu do głowy, że tamta kobieta pójdzie za nim, ale nie upewnił się w tym. Dodatkowa osoba do podziału – pomyślał i westchnął.
Obrazek

Re: Dom Demanora

8
Mag wysłuchał kolejnych argumentów Admirała, kręcąc z dezaprobatą posiwiałą głową. Nie zdążył odpowiedzieć, gdyż spośród tłumu wychynął kobiecy głos, ucinając słowa najemnika. Chętni rozstąpili się, aby przepuścić ją, a ta dołączyła z swoimi słowami do Miklosa. Staruszek, a wraz z nim większość obecnych, spojrzał z zaskoczeniem na uzbrojoną dziewoję, gdy ta zaczęła wygłaszać swoją gotowość do wykonania zadania. Słowo po słowie, ten nadstawił ucha, a jego twarz nie wyrażała zaskoczenia, jedynie zaciekawienie. Uważnie wysłuchał jej pytań i wątpliwości, a następnie odpowiedział z cierpieniem w głosie.

- Otóż, młoda wojowniczko, sam podołałbym temu wyzwaniu, gdybym był w waszym wieku, jednak stare kości nie pozwalają na walkę. Takie to już przekleństwo wieku… Podejrzewam, że zadanie jest wystarczająco niełatwe, by jeden człowiek sobie z nim nie poradził, ale większa ilość osób już z większymi szansami. Ponadto, szczerze wątpię, aby tamci ot tak zabili mojego drogiego ucznia, jako że jestem osobą majętną. Podejrzewam, że chodzi o okup, a w takich sprawach należy wystrzegać się, aby porywacze nie zabili zakładnika tuż po otrzymaniu pieniędzy, a na tym mi najbardziej zależy – aby wrócił do mnie. Jest to ryzykowne, ale co pozostało staremu czarodziejowi? Widzę jednak, że mimo niechybnej wojny w mieście pozostały osoby zdolne do czynu zbrojnego. I, młodzieńcze, już mówiłem, dlaczego nie chcę wynajmować kompanii, może w innym kontekście: pragnę dać te pieniądze komuś, kto ich potrzebuje i kto nie robi tego tylko dla nich – to kwestia moralności. Czy ktoś jeszcze chciałby poświęcić swój czas i wyrwać młodego maga z łap porywaczy?

To wypowiedziane „heroicznym” tonem pytanie skierował już do reszty zebranych. Większość młodzieńców po usłyszeniu ważniejszych i poważniejszych informacji na temat przygody, pokręciła głową z nietęgą miną. Chcieli iść – ale jednocześnie nie chcieli ryzykować. Któż w końcu zostaje w mieście i pałęta się po nim w czasie wojny? Niektórzy już zdążyli odwrócić się i odejść, gdy Miklos i Kallye wysunęli swoją kandydaturę. Inni pozostali, wierząc, że to jednak im przypadnie zadanie, a jeszcze inni zmienili charakter swojego pobytu z ochotników na przechodnich gapiów i po prostu obserwowała zdarzenie z boku.

- A zatem – westchnął Czarodziej – jeśli nadal jesteście tym zainteresowani, zapraszam do środka. Dziękuję tym, którzy się stawili. Będę pamiętał, że Saran Dun zamieszkują tacy odważni obywatele. – wykonał delikatny ukłon w stronę braci. Spojrzał na dwójkę ochotników, oczekując na ich odpowiedź.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Dom Demanora

9
Odpowiedź maga nie zadowoliła w pełni jej głodu informacji, miała wrażenie, że pewne kwestie ciągle pozostały zatajone, jednak wiedziała, że staruszek jest dobrym graczem i tak łatwo nie podzieli się tym, czym po prostu nie chce. Pozostało cierpliwie czekać na kolejną, sprzyjającą okazję. Mimo wszystko była w stanie zrozumieć pobudki maga i jeśli nie kryło się za nimi nic więcej, były zaiste szlachetne, godne podziwu i naśladowania. Być może trochę naiwne, bo ci najbardziej potrzebujący i tak nie potrafiliby sięgnąć po te pieniądze.

- Prowadź tedy do środka, nie traćmy więcej czasu. Każda chwila zwłoki z pewnością nie jest zbyt przyjemna dla twego ucznia i z niecierpliwością oczekuje swoich wybawców – odpowiedziała zdecydowanie, kiwając głową magowi. - Tak i ja zapoznawszy się z pozostałymi detalami, również chciałabym, na ile pozwolą okoliczności i zdrowy rozsądek, czym chyżej podjąć się działania.

Na moment zapomniała o drugim uczestniku tych wydarzeń, pochłonięta tym, co mówił do nich staruszek. Spojrzała w stronę nieznajomego, chcąc odczytać emocje z jego szybko starzejącej się twarzy. Z pewnością wolał pracować sam, nie sądziła, aby zechciał dzielić się zyskiem. Mimo, że prawdopodobnie będą współpracować ze sobą, lepiej zrobi uważając na niego.
Obrazek

Re: Dom Demanora

10
Gadka czarodzieja brzmiała przekonująco - ale tylko dla tych tłumów, które przyciągnęła tutaj żądza zarobku. Dla Horthyego sprawa dalej cuchnęła zasadzką i podpuchą. Z pewnością coś było na rzeczy - pozostawała jedna metoda, by dowiedzieć się, czy tak jest w istocie. I tak nie miał teraz niczego do roboty, a perspektywa wypełnienia pustej sakiewki nęciła. Musiał jednak zachować czujność, by nie dać się nabić w butelkę, albo - co gorsza - zabić.
Ta kobieta z pewnością była lepsza w rozmowie z magiem. Jeśli ktoś dałby radę wyciągnąć z niego szczegóły, to zapewne ona. Marynarz umiał poznawać prawdę tylko w jeden sposób. Obijając pysk, ewentualnie coś innego. W tym przypadku taka próba mogłaby skończyć się źle. Ten mag musiał mieć w sobie moc, której Horthy nie dałby rady powstrzymać, inaczej nie dosłużyłby się takiego szacunku i statusu społecznego. Za duże ryzyko.
Wkroczył do środka jako ostatni, tuż za półelfką.
- Znów się spotykamy - mruknął przy tym cicho. - Lepiej ty zajmuj się rozmową, wychodzi ci to znacznie lepiej.
Obrazek

Re: Dom Demanora

11
Mędrzec kiwał głową, słuchając słów Kallye, a gdy skończyła, a Miklos powiedział jej coś niesłyszalnego dla nikogo innego, przymknął oczy i zamyślił się. Trwało to moment, po którym powstał z zadumy i gestem zaprosił najemników do środka. W kierunku innych chętnych rzekł jeszcze słowa podziękowania, odwrócił się i z niewielkim trudem otworzył drzwi, a następnie wpuścić ochotników do wnętrza. Za oknem mogli zauważyć, że zbiegowisko powoli się rozchodzi, a jego członkowie odchodzą z przygaszonymi minami.

Gdy przekroczyli próg domu, mag gestem wskazał im, by usiedli. Sam zawołał swojego służącego i zapytał:

- Chcielibyście czymś napełnić swoje gardła? Zakładam, że macie do mnie kilka pytań i spędzicie tu chwilę.

Sam zajął miejsce na jednej z kanap i, wzdychając, rozsiadł się na niej. Jego ruchy były powolne, wyważone, lecz widać było, że wymuszone jakimiś starczymi chorobami. Służący zniknął w małym przejściu w tle. Czarodziej, nie czekając jeszcze na pytania, skomentował:

- Wiecie jak to jest, magiczne konwenanse nakazują pokazywanie swojego bogactwa na każdym kroku, ubiór, dom… Jak widzicie, w środku mniej strojnie. Wolę minimalizm, ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. – uśmiechnął się, zakrywając palcem usta. W końcu zmienił ton i wrócił do prawdziwego powodu pobytu tutaj dwójki zleceniobiorców.

- No dobrze, może garść informacji na początek. Pytania potem. Całe zadanie polega na zwróceniu mi mojego ucznia, prawdę mówiąc niezbyt rozgarniętego i utalentowanego, ale sympatycznego ucznia. Zależy mi na nim, bo to mój bratanek... Jak już mówiłem, podejrzewam, że ktoś chce za niego dostać ode mnie okup, co mnie niepokoi, jako że zaraz po transakcji mogliby pozbawić go życia i uciec z pieniędzmi, nie dokonując wymiany. Dlatego chciałbym, abyście spróbowali odzyskać go najszybciej, jak można. Odebrano mi go dziś rano, kiedy wyszedł odwiedzić swoją rodzinę. Nie wiem dokładnie, jak wszystko się rozegrało, ale świadkowie mówili, że kilkoro zbirów zabrało go pod zarzutem oszukania ich, mówili, że Hector to złodziej, złoczyńca i kilka innych określeń, i że zabierają go osądzić. Chyba gdzieś skręcili po drodze, bo w pewnym momencie nikt już nie widział tej grupki. Mojego wychowanka mało kto zna, bo ten rzadko wychodzi, więc nikt nie mógł zaprotestować. Zauważyłem, że coś się stało, gdy jego matka do mnie przyszła i powiedziała, że do tej pory go nie ma. Zacząłem szukać ludzi, użyłem kontaktów i dotarłem do kilku osób, które widziały zajście. Sam użyłem trochę swoich zdolności i wyczułem go niedaleko stąd, poza miastem, zapewne w jakichś podziemiach, piwnicach czy jaskiniach… Wszędzie tam powietrze jest takie zastałe i stare, że od razu można poznać, co to za miejsce. I tu wchodzicie wy…

- Chyba powiedziałem wszystko, co wiem. Jeśli coś przeoczyłem, powiedzcie mi.


Spojrzał z oczekiwaniem na Admirała i Kallye, palcami ściskając krańce togi i przewijając je między nimi. Uśmiechnął się smutno.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Dom Demanora

12
Wszystko na początku szło jak należy, to wprawiało ją w całkiem przyjemny nastrój. Kiwnęła głową Miklosowi, przybierając nieco poważniejszą minę, jednak nie odwracała już w jego kierunku spojrzenia skupiając się wyłącznie na magu. Weszli do środka. Była mile zaskoczona pewnym umiarem wnętrza.

- Mi wystarczyłby kubek wody, ale zdam się na gospodarza – odrzekła, chcąc być w stosunku do niego uprzejma. Zajęła swoje miejsce. Sposób, w jaki mag się poruszał sprawiał, że półelfka miała dziwne przeczucie, że już dawno przekroczył wiek przeznaczony ludziom. Być może magia w jakiś sposób pomagała przeciwstawić choć niektórym skutkom przemijających lat. Niewiele o niej wiedziała, tym chętniej spoglądała na wnętrze jego domu i przyglądała się jego zachowaniom i reakcjom.

Niewiele jednak była w stanie ustalić z tego, co mówił. Czy na pewno był w stosunku do nich szczery i nie próbował zataić żadnych informacji?

- Nikt nie wystosował jednak do tej pory żadnego żądania okupu? To dość dziwne… - dodała, a potem zamyśliła się na chwilę. Porywając go w biały dzień przy świadkach i tylu krzykach zrobili sporo zamętu. Nie wyglądają na zbyt doświadczonych, jednak od razu porwali się na wychowanka maga, człowieka zarówno wpływowego jak i posiadającego środki. Na dodatek bratanek rzadko wychodził, co znaczyło, że albo musieli obserwować dom maga albo w inny sposób dowiedzieć się, kiedy ten zamierza odwiedzić swą rodzinę. Przypomniało jej się wydarzenie sprzed kilkunastu lat. Porywacze albo są nowicjuszami, albo za tym wszystkim coś jeszcze stoi, a ktoś ich wspiera.

- Byli jakoś uzbrojeni? Może świadkowie powiedzieli ci o czymś charakterystycznym? – Nie sądziła, by dowiedziała się czegoś istotnego więcej. Zwykli ludzie mają dziwną tendencję do zapamiętywania rzeczy zbędnych, a rzeczy kluczowe im umykają. Zapamiętaliby może tatuaż, jeśli byłby dość widoczny, ale rodzaj i kształt broni? Kto, by pamiętał!

- I przede wszystkim, w których okolicach mamy ich szukać… poza miastem, ale być może udało ci się wyczuć, który kierunek najlepiej przebadać?
Obrazek

Re: Dom Demanora

13
Wkroczył do pomieszzenia i rozejrzał się po nim. Okazało się być urządzone ze smakiem, co go zaskoczyło, wszak często magowie zachowywali się jak nuworysze. Wnętrze podobało mu się; sam chętnie zamieszkałby w takim domu, wiedział jednak, że nawet tak minimalistyczne pod względem bogactwa, może wyłączając obrazy, było poza jego zasięgiem. Był już za stary na snucie marzeń, zdawał sobie też sprawę, że nie usiedziałby w miejscu. Nie wyobrażał sobie życia zwykłego człowieka – nudna praca i powrót do domu, ciągle w to samo miejsce. Już nawet droga, którą przemierzał nieustannie, nużyła go. Ale jedno było dobre – flegmatyzm, którego nauczyło go życie, pozwalał mu zachować dystans do świata i myśli wolne od pochopnych, powodowanych emocjami osądów. Nieraz już czuł chęć, by rzucić to wszystko w cholerę, ale jakoś nie potrafił się do tego przemóc. Czas pokaże, będzie jak bogowie dadzą.
Kobieta zasypała przyszłego zleceniodawcę pytaniami, niejako przejmując wcześniejszą robotę Horthyego. Postanowił, stojąc z tyłu, nie wtrącać się, jedynie być biernym obserwatorem i wyciągać wnioski, przysłuchując się odpowiedziom starego. Jedynie w pewnym momencie pochylił się i znów mruknął cicho:
- Widzę, że przejmujesz dowodzenie. Dobrze ci idzie.
Zmrużył oczy i śledził zachowanie czarodzieja.
Obrazek

Re: Dom Demanora

14
Mag zanotował w głowie wszystkie pytania, jakie zadała mu Kallye, wysłuchawszy ich uprzednio, po czym odpowiedział, gdy ta ucichła. Zrobił to z wysiłkiem, jakby przypominanie sobie tego, co usłyszał od świadków, było dla niego nie najłatwiejszą rzeczą.

- Żądania jeszcze nie było, ale podejrzewam, że wkrótce nadejdzie. Właśnie dlatego chcę, abyście rozwiązali tę sprawę jak najszybciej, dopóki nie oczekują jeszcze tak bardzo gości, z torbą z pieniędzmi czy bez niej. Co do świadków.. O rzekomych przekrętach Hectora ludzi poinformował jakiś wysoki mężczyzna z Archipelagu, a przynajmniej na takiego wyglądał. Inny miał bliznę, która wyglądała jak przedłużenie uśmiechu.. Co jeszcze mówili.. Podobno każdy miał zwykły miecz, ale za to nie ręczę, bogowie wiedzą, co tacy mogą chować za pazuchą! Nawet mimo nieprzyjemności sytuacji, ludzie mówili, że sprawiali pozytywne wrażenie, ale nie umiem się do tego odnieść. Nie widziałem ich, sam polegam na ludzkiej pamięci, więc te informacje są z drugiej, może i trzeciej ręki.

Małe drzwiczki uchyliły się i do środka wszedł służący, niosąc wysoką szklankę z wodą, w której pływał plasterek cytryny. Nie patrząc na nikogo postawił ją przed rudowłosą półelfką, a następnie opuścił pomieszczenie, ukłoniwszy się. Mag kontynuował.

- Jest przetrzymywany około 3 kilometry na wschód stąd, w jakimś dusznym miejscu, jak już mówiłem, jaskini, podziemiach… - splótł ręce przed twarzą, jakby się modlił - Takie miejsca łatwo przeoczyć, jeśli się nie zna okolicy. Chcielibyście, bym zawołał kogoś, kto mógłby wskazać wam miejsca, które odpowiadają temu opisowi, czy chcecie poszukać sami? Bogowie, mam nadzieję, że go znajdziecie, potrzebuję go, to w końcu mój bratanek.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Dom Demanora

15
Po raz kolejny skinęła mężczyźnie głową, dając mu uprzejmie znać, że i jego słucha. Nadal jednak nie odrywała spojrzenia od maga.

- Przekrętów? Wiesz o czymś jeszcze? To może być bardzo ważne i dać nam wiele cennych wskazówek, które pomogą przyprowadzić tutaj Hectora całego i zdrowego – pytała dalej, gdy mag skończył swoją wypowiedź. Niekończący się repertuar pytań powoli jej się wyczerpywał.

- Rozumiem doskonale, że nie wszystkie informacje są pewne, proszę się nie martwić, biorę je z dystansem, mimo wszystko każda może okazać się użyteczna, kiedy już znajdziemy tę jaskinię – mówiła uspakajającym głosem, jakby chciała go przekonać, że żadne siły nie powstrzymają ich przed dostarczeniem ucznia z powrotem do domu maga, choćby w jaskini zamiast z ludźmi mieliby się zmierzyć z demonami. – Wydaje mi się, że bezpieczniej będzie, jeśli pójdziemy sami, dodatkowa osoba to tylko więcej zamieszania, a te okolice nie są mi zupełnie obce.

Zamyśliła się na chwilę. Jeśli mag ominie pytanie o przekrętach zada je ponownie, wydawało jej się niezwykle ważne, choć mag wspomniał, o tym w sposób, który normalnie nie zwrócić, by uwagi słuchacza na ten fragment odpowiedzi.

- Jeśli są to podziemia na pewno będziemy potrzebowali pochodni – mruknęła do Miklosa na tyle cicho, by nie przerwać magowi. Starała sobie poskładać wszystkie informacje razem, sięgnąć pamięcią również do plotek, które słyszała na co dzień. Powoli układała początkowy plan działania – jednak niewiele pozostało do ustalenia.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”